tag:blogger.com,1999:blog-47498547696602528522024-03-05T08:06:22.398+01:00ParanormalniAkwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.comBlogger75125tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-27458023659778148722013-08-30T18:35:00.000+02:002013-08-30T18:35:16.684+02:00Kiedy nowy rozdział?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Stwierdziłam, że trzeba to w końcu napisać i powiedzieć wam prosto z mostu. Kolejnego rozdziału nie będzie. Te które publikowałyśmy były napisane dobre pół roku temu, a my tylko je dodawałyśmy. Od tamtego czasu nic nie napisałyśmy. Boddie nie ma w ogóle weny i mówi, że najprawdopodobniej to koniec jej pisania. Ja co prawda ją mam, ale nie umiałabym pisać tu sama, a teraz już nawet czasu. Czeka mnie pierwsza klasa liceum, a i tak mam spore urwanie głowy z blogiem na którym piszę z Jemi. Musicie nam to wybaczyć. Jedyne co mogę teraz zrobić to tylko zaprosić was na bloga, który piszę z kimś innym i który dopiero co zaczęłyśmy.<br />
<a href="http://droga-do-obledu.blogspot.com/">http://droga-do-obledu.blogspot.com/</a><br />
Nie obwiniajcie za to nas. Nie miałyśmy wyboru. Chętnie powiedziałabym wam, że jeszcze tu wrócimy i skończymy w dobrym stylu, ale to kłamstwo, bo to jest już koniec.<br />
Kocham Was <3</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-91998194794259029042013-08-11T16:33:00.000+02:002013-08-11T16:33:33.749+02:00[16 cz. 3] - Przegraliśmy życie, wspaniale nie?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Jade...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
Z moich ust wydarł się głośny krzyk sprzeciwu i złości. Zaczęłam się szarpać w łańcuchach i wyzywać ich od najgorszych. Wiedziałam, że sprzeciw nic nie da, bo i tak postawią na swoim, ale nie mogłam się opanować. Miałam ochotę tam podejsć i dać im w twarz. Nie zaprzestałam szarpaniny, nawet wtedy, kiedy łańcuchy uszkodziły moją skórę i z ran powoli zaczęła spływać krew. </div>
<div style="text-align: left;">
To nie mogło się tak skończyć! Nie! Po prostu, ku*** nie! Nie po to poświęcałam się, walczyłam, cierpiałam i.. I nawet zabiłam brata... By... By Will to wszystko teraz schrzanił! Nie! Nie zgadzam się! </div>
<div style="text-align: left;">
Kobieto - Mężczyzna i pozostała dwójka za nim spoglądała na moje wysiłki z kamienną twarzą. Demon, stojący za tym czymś, łakomie patrzył na cieknącą powoli po moim ramieniu krew, jakby chciał się na nią rzucić. Ze złością odwróciłam się w stronę Willa, jednocześnie próbując uwolnić skrzydła. Jeszcze bardziej rozwścieczyła mnie jego postawa - widziałam, że napina mięśnie,ale była to chyba jedna rzecz, która wskazywała, że przejął się sytuacją. Normalnie wisiał, ze spuszczoną głową i półprzymkniętymi oczami, z miną ćpuna. </div>
<div style="text-align: left;">
Jeszcze raz zawyłam, znów zaczynając wyzywać Kobieto - Mężczyznę. Miałam gdzieś, że to mogłoby mnie zniszczyć jednym ruchem ręki. I tak byłam skazana na śmierć. Przez kogo? Przez Willa! Za co? Za cholera nic! Za to, że umarłam w tamtym świecie! Za to, że go znam! Za to, ze jest taki słaby! Za to, że mnie po prostu pokochał. Za to, że jestem. </div>
<div style="text-align: left;">
To wszystko jego wina... To on dał się ponieść emocją, zapomnieć o walce i skupić się jedynie na swoich przyjemnościach, potrzebach. Wiedział, że to nie jestem ja, musiał zdawać sobie z tego sprawę. Mimo to skazał nas wszystkich na zagładę. I gówno mu z tego wyszło, bo ani 'mnie' nie pocałował ani nie uratował Elli. Nie wiem na kogo byłam bardziej wściekła - jego czy tamto coś, wznoszące się przede mną. </div>
<div style="text-align: left;">
Jeszcze raz wrzasnęłam i w tym samym momencie coś uderzyło mnie boleśnie w policzek. Już po kilku sekundach poczułam spływającą po nim ciepłą ciecz. Syknęłam cicho z bólu, milknąc. Ciężko dyszałam, jakbym przebiegła kilkaset kilometrów, spoglądając z wściekłością na to Coś. Przecięło mi policzek samym wzrokiem. Ot tak, po prostu. Nawet się nie poruszyło.<br />
Kurczę, dobre jest.<br />
- Uspokój się, niewdzięcznico - powiedziało obojętnym tonem. - Powinnaś mi dziękować, że umrzesz bezboleśnie.<br />
Prychnęłam.<br />
- Spierdalaj - wychrypiałam.<br />
Oczy Kobieto - Mężczyzny zmrużyły się, a twarz wykrzywiła złość. Chyba pierwszy raz ktoś mu tak odpowiedział. Bez strachu. Bez uległości. Bez respektu.<br />
To nie tak, że zgrywałam jakąś nie wiadomo jak dzielną wojowniczkę, bo skoro i tak mam umrzeć, to trzeba zaszaleć. Nie panowałam nad sobą. Nie kontrolowałam siebie i tego co mówię. Nie potrafiłam powstrzymać emocji. Nigdy tego nie umiałam i zawsze pakowałam się w niczemu niepotrzebne problemy. Teraz jednak nie żałowałam swoich słów. Wyprostowałam się i wysunęłam podbródek, patrząc mu prosto w oczy. W innej sytuacji bym się zlękła, lecz teraz kierowała mną wściekłość, która nie pozwalała zważać mi na konsekwencje. Śmierć to śmierć. Za poniżenie go, mogę nawet zdychać w męczarniach.<br />
Na trybunach panowała gęsta cisza. Każdy niemal wstrzymywał oddech, spoglądając na mnie z przestrachem i podziwem. Nie wiedzieli jak się zachować. Niektórzy uśmiechali się do mnie, wspierając, inni unikali wzroku. Jeszcze inni wręcz zapadali się w fotele, jakby gniew tego czegoś był wymierzony przeciw nich.<br />
Zauważyłam jak szczęki Kobieto - Mężczyzny zacisnęły się i w tym samym momencie, poczułam w sercu - a raczej w miejscu, gdzie powinno być - bolesny ucisk. Zachłysnęłam się powietrzem, jednak nie pozwoliłam sobie na choć mały jęk bólu. Nie chciałam dać mu satysfakcji. Nie mogłam. Z trudem przełknęłam ślinę, płytko oddychając. Zagryzłam wargę do krwi, czując jak ucisk przenosi się do gardła. W kącikach oczu pojawiły się łzy, które natychmiast przepędziłam. Nie minęło kilka sekund, kiedy i drugi pliczek został przecięty. O wiele głębiej. Łapczywie zabrałam powietrza, zaczęło kręcić mi się w głowie, świat wirował między oczami... W głowie pojawiła się jedna, jedyna myśl: Umieram. <br />
Nagle tortury przerwał czyiś krzyk. Ból ustał. Świat wrócił na swoje miejsce. Wróciły mi siły. I możliwość ruszania się. Jedynie krew spływająca po mojej twarzy, przypominała, że to wcale nie był zły sen, a rzeczywistość. <br />
Zamrugałam, próbując pozbyć się mroczków i uspokoić. Nie potrafiłam na niczym skupić wzroku, ba, trzymanie otwartych oczu, sprawiało mi problemy. Gardło miałam ściśnięte, tak, że czułam, iż nie umiem wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa. Głowa pękała mi z bólu, i byłam pewna, że jeszcze chwila i stracę przytomność. I prawdę mówiąc nie mogłam się tego doczekać.<br />
Mimo wszystko dotarły do mnie czyjeś słowa. Z trudem rozpoznałam głos Willa. A z jeszcze większym trudem poskładałam litery w słowa, a słowa w zdania.<br />
- Zostawcie ją! Błagam! Przestań! Dosyć, przestań, natychmiast! - usłyszałam zza mgły.<br />
- Ach, tak? A kto mi zabroni? - zabrzmiał czyiś szyderczy śmiech. - Ty? Ty mały, nędzny Aniołku?<br />
Zamrugałam powiekami, nie chcąc stracić przytomności. Z trudem wzięłam oddech, moja głowa przetoczyła się na drugie ramie.<br />
- Puszczaj nas oboje! Natychmiast! - ktoś wykrzyczał. I znów ten śmiech. Zadrżałam. <br />
- Śmiesz mi rozkazywać, nędzny gnojku? - Rozpoznałam głos Kobieto - Mężczyzny.<br />
Poczułam ogromną falę nienawiści i gniewu ze strony Willa. Zamruczałam, usatysfakcjonowana, kiedy jego emocje zaczęły przenikać w głąb mnie, napełniając. Czyż było coś smaczniejszego od złości Anioła? Nienawiści, tego zakazanego uczucia Aniołków?<br />
W tamtej chwili właśnie on przytrzymywał mnie przy życiu, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy. Kobieto - Mężczyzna 'pozwolił' mi umierać powoli, zupełnie zapominając, że Will może mnie uratować, zapominając o tym, że wystarczy tylko odrobina złości Anioła, bym mogła przeżyć. Z trudem, owszem, ale przeżyć. Przestał zwracać na mnie uwagę, poświęcając ją Willowi. Teraz w niego został wymierzony gniew Kobieto - Mężczyzny. <br />
Uchyliłam lekko powieki, spoglądając w stronę szatyna. Zauważyłam, że to COŚ również się w niego wpatruje, co mogło oznaczać, że Will przeżywa teraz takie same tortury jak ja przedtem.Nie można jednak było tego po nim poznać - prócz napiętych mięśni i zaciśniętych zębów. Ba, patrzył się mu prosto w oczy. Mimowolnie poczułam dla niego podziw - ja nie potrafiłam tak wytrzymać. Musiało go boleć, piekielnie boleć... Ale nie dawał się, nie chciał dać mu satysfakcji.<br />
Podziw zastąpił wstyd - tak szybko się poddałam, bez walki. Nie stawiałam się, nie próbowałam. A gdyby nie Will teraz już bym nie żyła. Nawet w tej chwili utrzymywał mnie przy życiu - nieświadomie, ale jednak. <br />
Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Może nie genialny, ale... Ale może udałoby się nas uratować.<br />
Wzięłam głęboki oddech, starając się utrzymać głowę w pionie. Ciężko przełknęłam ślinę, spoglądając na Kobieto - Mężczyznę. Chwilę trwało nim zdobyłam w sobie wystarczająco dużo siły, żeby się odezwać.<br />
- Zawrzyjmy umowę - powiedziałam najgłośniej jak umiałam. Wystarczyło. COŚ spojrzało na mnie, jakby zainteresowane.<br />
- Jaką? - zapytało, uśmiechając się lekko, niby zadziornie. <br />
Oblizałam suche usta.<br />
- Wystawisz nas, oboje, na jeszcze jedną próbę. Nie wiem, cokolwiek. Gdy zdamy, darujesz nam życie. A jeśli nie... - Zawahałam się, lecz po chwili dokończyłam. - A jeśli nie możesz nas torturować, ile chcesz.<br />
Przez chwilę Kobieto - Mężczyzna przyglądał mi się zaintrygowany. Już myślałam, że się rozmyśli, gdy łańcuchy zaczęły się rozluźniać, bym po kilku sekundach znalazła się w jakimś zaułku... Po obu moich stronach znajdowały się jakieś krzaki, ciągnący się jeszcze kilka metrów, po czym znikający w gęstej mgle... Śmierdziało stęchlizną i jakby.. Śmiercią. Mimowolnie zadrżałam.<br />
- Oto wasza próba. Musicie odnaleźć stąd wyjście. Macie 10 minut - Rozbrzmiał głos tego czegoś.<br />
Spojrzałam na leżącego obok mnie Willa, który również się mi przypatrywał. Przez chwilę milczeliśmy, przyglądając się sobie. Wyglądał o wiele gorzej. Na jego twarzy można było dostrzec kropelki potu i mnóstwo siniaków. Z ramienia... O matko, tak... Chyba odrywał się mu płat skóry... Ciężko oddychał, a żebra miał jakby zapadnięte. Natychmiast odwróciłam wzrok, płytko oddychając. Wreszcie, chwiejnie wstałam, podtrzymując się ściany.<br />
- Chodźmy... Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę jeszcze trochę po egzystować - wychrypiałam, próbując zebrać siły.<br />
Wyprostowałam się, spoglądając w mgłę. Była strasznie gęsta, nic nie mogłam w niej dostrzec. Jednak... Chyba... Wydawało mi się, że coś się w niej porusza. Jakiś kształt.. I zbliża się do nas.... Poczułam jak Will staje przy moim boku. Wyprostowałam skrzydła, mimowolnie jęcząc z bólu. Następnie zmrużyłam oczy, pochylając się do przodu i obserwując bacnie mgłę. <br />
- Co to.. - zaczął Will, lecz nie dane było mu skończyć.<br />
Nie, nic nie znajdowało się w mgle. Żadne potwór, człowiek, Demon, Anioł, Kobieto - Mężczyzna, czy rozszalałe zwierzę.<br />
Wrzasnęłam, odskakując w tył, gdy z dymu ukształtowała się pięść, 'uderzająca w nas'. Sama mgła poszarzała, wręcz stała się czarna. I najwyraźniej atakowała nas dymna dłoń. <br />
Wpadłam na krzaki, zaczynając się panicznie rozglądać dookoła. Niestety, nie było stąd wyjścia. Jak do cholery mamy stąd wyjść, pomyślałam ze wściekłością. Skoro za nami o wokół nas znajdują się jakieś krzaki,a przed nami dłoń, próbująca nas zgładzić?!<br />
Nagle poczułam, jak się zapadam... Jak w coś wpadam... W te krzaki. A obok mnie Will. Dymna ręka zniknęła mi z oczu, zastąpiły ją gałązki i liście, a po chwili wypadłam na drugi korytarz, tuż obok Willa. To żyło... I uratowało nam życie.<br />
Chyba po to, żeby od razu je odebrać. Bo natychmiast ku nam wystrzeliło kilka gałęzi. Krzyknęłam, zakrywając się skrzydłami. Poczułam jak coś wbija się w nie, zadając mi ból, lecz nie reagowałam. Nie zamierzałam zaprzestać. Wiedziałam, ze skrzydła by wystarczająco silne, by wytrzymać. Byle gałęzie nie mogły ich złamać. <br />
Nagle nacisk zelżał. Już myślałam, że to koniec, że znikły, gdy coś owiło się wokół mojej kostki, podnosząc ku górze. Jęknęłam, chowając skrzydła. To nic, ze te gałęzie mnie trzymały. One jeszcze po mnie 'szły', wspinały się wyżej. A ja traciłam czucie w nodze. <br />
Niespodziewanie zebrał się porywisty wiatr, niesamowicie porywisty. Tak bardzo, że zdołał załamać gałęzie na pół - a nawet ja, upadając jeszcze się wzniosłam, spadając o kilak metrów dalej. Podniosłam głowę, wiatr zelżał,a prawie natychmiast przy mnie pojawił się Will. Teraz zrozumiałam, że to on go wytwarzał skrzydłami. Pomógł mi wstać i od razu ruszyliśmy dalej. <br />
Nie rozmawialiśmy. Czasami tylko przyłapywałam go na spoglądaniu w moją stronę, nie chciałam jednak w tej chwili wszczynać kłótni i rozmowy o te tematy. Nie mieliśmy czasu. 10 minut - a nawet nie wiedzieliśmy, gdzie idziemy. Znaleźć wyjście z labiryntu - okey, szkoda tylko, że mgłą przysłaniała wszystko, tak, że co chwila, któreś z nas uderzało w krzaki. Czasami ja albo on próbowaliśmy wznieść się w powietrze. Jednak na marne. Od razu odczuwaliśmy okropny ból i musieliśmy natychmiast z powrotem opaść na ziemię.<br />
Wreszcie westchnęłam ciężko.<br />
- Cholera! - przeklęłam. - Tu nie ma nic! Kompletnie nic! Tylko krzaki, jakaś gówniana mgła i my! Czas się kończy... Przegraliśmy życie, wspaniale nie?<br />
Will spojrzał na mnie jednocześnie ze złością i smutkiem.<br />
- Uwielbiam ten twój sarkazm - odparł z przekąsem.<br />
Wywróciłam oczami. Nagle usłyszeliśmy jakiś szelest dobiegając z góry. Zmrużyłam powieki, próbując coś dojrzeć. Coś tam było... W mgle coś, jakaś rzecz zaczęła przebierać kształt. Z przerażeniem zauważyłam, że nie było samo. Leciało do nas i... Czy to nie są kruki?<br />
Wrzasnęłam, gdy to coś zapikowało w moją stronę. Kucnęłam, osłaniając twarz dłońmi. Szpony ptaka jeszcze dosięgły moje włosy, lecz oprócz tego nie zrobiły mi większej krzywdy - mi i Willowi. Spojrzałam w ich stronę.<br />
Nie. To na pewno by były kruki.<br />
Owe zwierzęcia były kilka razy większe i bardziej przypominały sępy. Ich złote oczy błyszczały, pożądliwie patrząc w naszą stronę. Były głodne, a my smakowici. I chyba chciały nas zjeść.<br />
Znów wrzasnęłam, zaczynając machać skrzydłami. Próbowałam odgonić ptaszyska porwistym wiatrem, lecz one okazały się silniejsze. Znów zapikowały w moją stronę i tylko Will, który za w czasu do mnie doskoczył, uchronił mnie przed ich pazurami. Szatyn przetoczył się ze mnie, rzucając w nich kamieniami. Nagle coś rozbłysło i an końcu korytarza pojawiły się drzwi - złote, błyszczące, piękne i malutkie. Mogło się tam jedynie włożyć dłoń, może nadgarstek. Jednak to właśnie one miały na uratować. <br />
Złapałam Willa za rękę i pochylając się zaczęłam ciągnąć go w ich stronę. W tym czasie szatyn wciąż atakował latające bestie. Nie dawał rady, lecz walczył. Starał się. Czasami jedno z ptaszysk udrapało mnie albo jego w ramię, lecz nie poskarżyliśmy się najmniejszym jękiem - wystarczyło dojść do drzwi by horror się skończył.<br />
Nagle, gdy dzieliło nas zaledwie parę metrów, 'sępy' wydały z siebie gwałtowny krzyk i odleciały. Zdziwieni, wyprostowaliśmy się, czekając na kolejny atak. I chyba to nas zgubiło.<br />
Niespodziewanie Will upadł, wyjąc z bólu. Trzymał się za serce, ciężko oddychając. Zdenerwowana, nie wiedzą co mu dolega, uklękłam obok, palcem podnosząc jego podbródek i tym samym każąc mu na siebie spojrzeć. Zacisnęłam usta w wąska kreskę, zaciskając rękę an jego dłoni. <br />
- Will? Will, co jest..? Will!<br />
Nie reagował. Miał zaciśnięte powieki, na jego twarzy błyszczały krople potu, cały drżał. Posiadał gorączkę - o ile to w ogóle możliwe. Ciągle jęczał z bólu, wciąż trzymając się tam, gdzie leży serce. Zapragnęłam się rozpłakać z bezsilności. Ledwo mógł oddychać, co tu mówią co wstaniu.<br />
- Will do cholery! - jęknęłam.<br />
Odgarnęłam z jego czoła ciemny kosmyk włosów, przykładając dłoń do jego policzka. Chłopak wtulił się w nią, ciężko sapiąc. Jego ciałem potrząsały co chwila drgawki, zaczął się krztusić własna śliną. Umierał. Po prostu umierał. <br />
- Will... Will, kurde... - Oblizałam wargi, powstrzymując drżenie brody. - Proszę cię...<br />
Chłopak wreszcie uchylił lekko powieki.<br />
- E-Ella.. - wysapał z trudem. - O-ona... Umie... Umiera...<br />
Aż zachłysnęłam się powietrzem. Z jednej strony poczułam radość, z drugiej złość - to nie ja ją zabiłam, ale umarła, co jest dobre.Aczkolwiek... Umiera ona, umiera Will. Bez niego nie wyjdę. On jest mi potrzebny... W ogóle.<br />
Pokręciłam głową, przybliżając się do niego. Dzieliło nas zaledwie parę centymetrów. Delikatnie przeciągnęłam dłonią po jego policzku, znów się nad nim pochylając. Coś... Coś kazało mi to zrobić. Nie wiem co.. Głupota? Bo przecież wcale tego nie chciałam... A jednak...<br />
Delikatnie musnęłam jego wargi, a już po chwili całowałam namiętnie. Sama nie wiem jak to się stało - ot tak po prostu. I wcale nie bolało tak bardzo, może trochę. Ale o wiele bardziej sprawiało przyjemność. Nie oddawał, nie miał siły, lecz wiedziałam, że się mu o podoba. Bardzo. <br />
Po chwili - jak dla mnie za krótkiej - oderwałam się, spoglądając mu w oczy. Poczułam jak odwzajemnia uścisk na dłoni i delikatnie się uśmiechnęłam.<br />
- Zrobisz to? - zapytałam cicho. - Dla mnie...? <br />
Szatyn kiwnął głową. Pomogłam mu wstać, a następnie za pomocą skrzydeł zaczęłam iść w nim w kierunku drzwi.<br />
Pięć...<br />
Rozbrzmiał głoś Kobieto - mężczyzny,a jednocześnie drzwi zaczęły się jeszcze zmniejszać.<br />
Cztery...<br />
Z paniką zaczęłam gwałtowniej machać skrzydłami. <br />
Trzy...<br />
Juz tylko parę centymetrów...<br />
Dwa...<br />
I jeszcze tylko...<br />
Jeden.<br />
Oboje upadliśmy prosto do niewielkiego otworka, który zaczął nas zasysać, sprawiając ból i przyjemność. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to ja znów całuje Willa.<br />
____________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>Skończyłam! Boże, wreszcie! Skończyłam chyba najdłuższy rozdział na Paranormalnych jaki kiedykolwiek tu powstał! Pisałam go chyba z 2 tygodnie, bo albo mi się nie chciało, albo nie miałam weny... Ale teraz jestem mega szczęśliwa i mega zmęczona :D I... Nawet mi się podoba ^^ A Wam?? :></div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-45618225758948789052013-07-26T19:51:00.000+02:002013-07-26T19:51:42.408+02:00[15 cz. 3] Był mój i zawsze będzie.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Uderzyłam o coś z takim impetem, że poczułam jak coś twardego wręcz łamie mi kręgosłup. Wyczułam zapach lawendy i cynamonu, świeże powietrze, a zaraz potem poczułam jak coś ciągnie mnie w tył, by po chwili znów puścić, tym razem na coś miękkiego. Uchyliłam powoli powieki przyglądając się trzem twarzą. Pustka, która jeszcze niedawno była, teraz się zapełniła. </div>
<div style="text-align: left;">
Seth, Kyle i Ryder patrzyli na mnie jak na ducha. Cała trójka ściskała mnie, o dziwo Ryder nadal był tym dawnym, który kiedyś był moim chłopakiem. Nie wiedząc co się dzieje patrzyłam na nich jak na wariatów.<br />
Byliśmy w taksówce, w tej co kilka dni temu kiedy nagle przenieśliśmy się na arenę. Dotknęłam brzucha, który strasznie piekł. Znajdowała się na nim jedynie niewielka blizna, która informowała mnie i wszystkich w koło, że jeszcze niedawno umarłam i byłam jedną nogą na tamtym świecie. Nic nie pamiętałam z wizyty w Niebie, ale to i tak było nie ważne. Liczyło się to co tu i teraz.<br />
<i> -Ella...</i>- rozbrzmiał w mojej głowie głos Willa. Uradowana chciałam go przytulić, ale przypomniałam sobie, że przecież jest tylko duchem, że go nawet nie widzę, a tylko słyszę. Tak dawno go przy mnie nie było, był dla mnie jak powietrze. Chciałam go zatrzymać przy sobie, chciałam go wskrzesić i Jade też. Była dla mnie jak siostra, a on jak brat. Wszyscy byliśmy jedną, wielką rodziną, która pogubiła się gdzieś dawno temu.<br />
<i> -Znowu razem.</i>- powiedziałam w myślach szczerząc się i czując jak wszyscy mnie ściskają. Odwzajemniłam gest nie zdając sobie nawet sprawy, że mam w ramionach moich trzech chłopaków, którzy przeciwstawili się wszystkiemu i do mnie wrócili, którzy zaczęli mi wierzyć i być po mojej stronie.<br />
-Dokąd jedziemy?- odezwał się podstarzały kierowca na przednim siedzeniu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Kilka godzin temu siedzieliśmy jeszcze w taksówce, a teraz wędrujemy po pisaku przez pustynię bez specjalnego celu. Wiedzieliśmy, że ten niespotykany kamień ma się znajdować przy strumieniu Nilu, ale nic poza tym. Gdzie dokładnie? Nikt nie wiedział.</div>
<div style="text-align: left;">
Seth z Kyle świetnie się bawili na tej wyprawie, jakby zapomnieli o co walczymy. Zresztą ja też na początku o tym nie pamiętałam. </div>
<div style="text-align: left;">
Spojrzałam na Rydera, który wędrował ze mną ramie w ramię o czymś rozmyślając. Już otwierał usta by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknął, powracając do interesującej czynności jaką było kopanie kamyka. Splotłam swoje palce z jego i usłyszałam w swojej głowie protest Jade. Byłam szczęśliwa i nawet jej dziwne teksty mnie nie mogły odepchnąć. Widziałam, że Ryder walczy z swoim demonem, ale na szczęście to ja byłam teraz ważniejsza od niego.<br />
- Ryder...- zaczęłam powoli biorąc przy tym kolejny głęboki wdech. Nadszedł ten czas. Musiałam to zrobić. Chłopak spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy, ale najwidoczniej widząc moją poważną minę również spoważniał. - Muszę ci coś powiedzieć, coś bardzo ważnego. Może mi nie uwierzysz... Może mnie wyśmiejesz i powiesz, że padło mi na mózg, ale będę miała chociaż przeświadczenie, że ci powiedziałam...- zamilkłam, by po chwili dodać.- Słysze głosy.- dodałam szybko i cicho. Nie chciałam usłyszeć reakcji Setha, który o niczym nie wiedział, ale wiedziałam że on też niedługo się o tym dowie.<br />
<i> - Ella pamiętaj, że jestem z tobą.</i>- odezwał się Will.- <i>Czego nie powie masz mnie.</i>- dodał. Humor Willa jakby poprawił się od naszych ostatnich chwil spędzonych ,,razem''. Nie wiedziałam co było tego przyczyną, ale cieszyłam się razem z nim. Natomiast Jade jakby ucichła. Coś tam mamrotała pod nosem lub Ryderowi do ucha, ale jakby umilkła. Trzymała się z daleko, o ile było to możliwe, bo w końcu Ryder szedł razem ze mną.<br />
- Ja... Ella...- chłopakowi odebrało głos. Stanął nagle patrząc na mnie z niedowierzaniem.- Chyba już nic mnie nie zaskoczy. Kamień życia, Paranormalni, wymyślony przestępca i teraz jeszcze twoje omamy.- zmrużyłam oczy patrząc na niego wściekle. Nie wierzył mi.<br />
-To nie są omamy.- powiedziałam spokojnie, by nie dać mojemu demonowi zbytniej przewagi. - Kyle też je słyszy. Musisz mi uwierzyć... Proszę cię, Ryder.- przybliżyłam się do niego, by po chwili trzymać koszulkę chłopaka w swoich dłoniach i mocno ją ściskać. Jego ciemne oczy pojaśniały, rysy twarzy złagodniały, a dłonie złapały moją głowę, by usta mogły pocałować moje czoło. Uśmiechnęłam się do siebie i po raz kolejny utkwiłam wzrok w jego oczach.<br />
- Wierzę, ale to nie jest takie łatwe. Jakie głosy? Kogo?- spytał, puszczając mnie i ruszając dalej przed siebie. Szybko dorównałam mu krok.<br />
- Na przykład... Willa. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak jest. On jest moim Aniołem Stróżem. Każdy z nas takiego ma. Mam też demona i ty też go masz.- powiedziałam wiedząc, że naruszam czuły punkt chłopaka.- Nim jest Jade. Proszę nie denerwuj się.- dodałam szybko widząc jego rozgniewaną minę. Jade znów znalazła się w centrum i nagabywała Rydera. Nie mogłam jej na to pozwolić.<br />
-Czemu to robisz?- spytał, łapiąc za mój pod brudek i unosząc go do góry, tak bym spojrzała mu w oczy. Widząc mój pytający wzrok dodał:- Czemu chcesz mnie do niej zrazić? Przecież wiesz, że mi na niej zależało, że chcę ją odzyskać. Może cię to zaboleć, ale ja ją kochałem, nie potrafię o niej zapomnieć, a ty...<br />
-Zamknij się wreszcie!- wrzasnęłam na niego, a ten od razu zamilkł.- Nie kłamię! Kyle!- zawołałam przyjaciela, który zjawił się obok mnie już po chwili.- Powiedz mu, że też widzisz Willa i Jade, że ich słyszysz i oni tu są.- dodałam już spokojniej. Brunet spojrzał na mnie wręcz wściekle. Nie chciałam mieć przed Ryderem tajemnic.<br />
-Widzę ich i co z tego? Widzę duchy.- powiedział obojętnie krzyżując dłonie na piersi.<br />
-Ale Will jest moim Stróżem, a Jade demonem Rydera. Powiedz mu to do cholery!- nie widząc ze strony przyjaciela odzewu spojrzałam na mojego ukochanego.- Dobra, sam tego chciałeś...- wysyczałam patrząc mu z oczy, po czym zamilkłam. Nadal się w niego wpatrywałam, a on we mnie jak w idiotkę. Wiedziałam, ze to chore i dziecinne, ale nie miałam wyboru tylko tak mogłam ich obu skłonić do myślenia i mówienia.<br />
-Czyli mamy ciche dni?- spytał Ryder z rozbawieniem na co Seth wybuchł gromkim śmiechem. Wiedziałam, ze wszystko słyszał i jest teraz równie poinformowany co reszta, ale byłam też pewna, że mi nie wierzy. Może i był taki dużym dzieckiem, ale i tak nie wierzył w wróżki, duchu i tego typu rzeczy, nawet jeśli sam był istotą nadludzką.<br />
Nie minęło dziesięć minut wędrówki, a Kyle pękł. Wiedziałam, że jest słaby psychicznie. Potrzebował mnie, mojego głosu, mojego dotyku, bo w końcu byliśmy jednością.<br />
-Nie wytrzymam dłużej! Ryder chodź tu!- krzyknął nakazując gestem dłoni by chłopak podszedł. Już po chwili brunet dotykał jego głowy i z zamkniętymi oczyma mamrotał coś pod nosem jak czarnoksiężnik. Nagle źrenice chłopaka powiększyły się, dłonie zacisnęły w pięści, a usta wykrzywił grymas. Kiedy tylko Kyle go puścił ten wręcz zaczął kipić nienawiścią. Nigdy go takiego nie widziałam, nawet jak nie był sobą. Udało mi się tylko usłyszeć jak mówi:<br />
-Jak ona mogła...- zastanawiałam się co mu pokazano, ale nim się zorientowałam Ryder utkwił wzrok w Sethcie, który upadł na kolana i zaczął wrzeszczeć z bólu. Moce chłopaka wymknęły się spod kontroli, a nad Egiptem rozpostarły się ciemne chmury, po chwili zostało utworzone tornado, które okrążało nas bez ustanku. Piasek miałam wręcz wszędzie, w oczach, uszach i buzi.<br />
W momencie kiedy chciałam zawołać, by przestali, ktoś złapał mnie za bluzkę i z całej siły pociągnął do tyłu. Wichura ustała tak momentalnie jak się pojawiła, a ja stała otoczona przez czterech mężczyzn. Trzech czarnych i jednego białego. Ubrani byli prosto, tak jak my jednak ich twarze były dzikie i jakby nieokiełznane. Usłyszałam wołanie Rydera i w tym właśnie momencie jeden z czarnoskórych złapał za nóż i przystawił mi go do gardła. Cicho jęknęłam czując jak po szyi cieknie mi stróżka krwi. <br />
-Spokojnie! Nie chcemy was skrzywdzić...- odezwał się Ryder nie spuszczając ze mnie wzroku.<br />
-Pójdziesz z nami, wszyscy pójdziecie.- odparł biały mężczyzna po czym podszedł do moich przyjaciół i wszystkich po kolei związał. Trwało to trochę, a mi szyja zdążyła zdrętwieć. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Podkuliłam kolana pod brodę przyglądając się śpiącemu na przeciw mnie Sethowi. Smacznie chrapał w czasie kiedy ja i Kyle nie mogliśmy spać. Rydera gdzieś zabrali, mówiąc że jest im potrzebny, a nas wsadzili do tej ciemnej celi i kazali czekać na rozwój wydarzeń. Wtuliłam się z Kyle, który zdążył doczłapać się do mnie. Widziałam w jego oczach ogromny strach, ból i cierpienie, które tak na prawdę było też moim. </div>
<div style="text-align: left;">
Zastanawiałam się co teraz dzieje się z rodzicami. Co myśli sobie Victoria i czy odkryła prawdę. Okazało się, że nie minęły nawet dwa dni od naszego wyjazdu z kraju, więcej mieliśmy jeszcze pięć dni by znaleźć kamień, nie więcej. Wtedy nasze klony zaczną żyć własnym życiem, a do tego nie mogliśmy dopuścić. Mieliśmy dość kłopotów i problemów.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jak myślisz co z nami zrobią?- mój głos nieznacznie zadrżał kiedy wypowiadałam to zdanie. Nie bałam się o siebie, bałam się o Rydera, Kyle i Setha, a także o Jade i Willa. Wiedziałam, że jeśli ja zginę oni też, odbiorę im szansę bycia. Nie wchodziło to w grę. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie wiem... Na pewno nas wypuszczą, zobaczysz.- właśnie tymi słowami non stop uspokajał mnie chłopak. Za każdym razem mówił to jednak z coraz mniejszą wiarą, jakby ją tracił, tak samo jak ja.</div>
<div style="text-align: left;">
- Potrzebuję Rydera. Czemu go tu nie ma?- zadawałam pytania jak jakieś małe dziecko, które w wieku dorastania potrzebowało mnóstwa odpowiedzi, by poznać świat. Nikt nie znał jednak na nie odpowiedzi.</div>
<div style="text-align: left;">
Kiedy Kyle otwierał usta by odpowiedzieć usłyszałam przeraźliwy krzyk Setha, który nadal spał. Chłopak zaczął się szamotać i kręcić, a jego pięści waliły w ziemię na której leżał. Machinalnie podniosłam się i podbiegłam do niego. Nie minęła minuta, a ten siedział wyprostowany na ziemi głośno sapiąc i dysząc.</div>
<div style="text-align: left;">
- To tylko sen... Zły sen... mamrotał pod nosem, a kiedy się uspokoił na jego usta wstąpił uśmiech, taki jak zawsze, choć już mnie pewny. </div>
<div style="text-align: left;">
-Właśnie. Jaki sen?- spytałam siadając przed chłopakiem. Przez ten cały czas Kyle ani drgnął. Nadal siedział pod ścianą i chyba nasłuchiwał tego o czym rozmawiamy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Śniło mi się... Że jestem w wielkim, białym i pustym pomieszczeniu. Nagle pojawiła się jakaś maszyna... Nie wiem co to było, ale wiem, że po chwili doszła do tego Jade. Wiem, głupota.- powiedział po czym na moment przerwał.- Kazała mi się położyć i nagle... Ostrze zleciało w dół, a ja... A moja głowa...- oczy chłopaka pociemniały.- odpadła.</div>
<div style="text-align: left;">
Gilotyna. Ścieli go. Jade go ścięła. Przełknęłam głośno ślinę.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ale to tylko sen. Prawda?</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Zasyczałam cicho z bólu kiedy czarny mężczyzna, ścięty na łyso pchnął mnie na ziemię tak bym padła na kolana. Nie wyrywałam się, bo był o wiele silniejszy. Wiedziałam, że gdybym miała moce mogła bym go zabić jednym dotknięciem palca, ale nie miałam... Zostały mi odebrane, a ja byłam zwykłym śmiertelnikiem. </div>
<div style="text-align: left;">
-Ella!- usłyszałem czyjeś wołanie. Kiedy spojrzałam w prawo zobaczyłam Rydera, który tak samo jak ja klękał przed jakąś wielką maszyną. Jeden z mężczyzn stał nad nim trzymając z linę. Mój wzrok powędrował ku górze i zobaczyłam ostrze, które wręcz świeciło się, tak było ostre. Gilotyna. Od razu na myśl przyszedł mi sen Setha, a miejsce kata zajęła Jade. Chyba już nigdy nie zobaczę jej takiej jak dawniej uśmiechniętej i zadowolonej z życia. </div>
<div style="text-align: left;">
<i>- On ma moce. Może go zabić jedną myślą. Spokojnie.</i>- odezwał się Will. Nie miał racji, nie mógł. Jeśli by to zrobił ten puścił by linę, a wtedy... Do oczu napłynęły mi łzy na samą tę myśl. Za co chcieli go zabić? Za to że był dobry? Że pomagał i mnie kochał?</div>
<div style="text-align: left;">
-Dzisiaj na oczach wszystkich tu zebranych zgładzimy ten oto wybryk natury. Nie możemy pozwolić by tacy ludzie chodzili po tym świecie, by naruszali naturalny stan bytu. Widzieliście na własne oczy co ten mężczyzna wyprawiał z warunkami atmosferycznymi, a dziś zostanie za to skazany.- Ryder w ciszy słuchał wyroku, jakby czekał aż on nadejdzie. Nie wiedziałam co się z nim dziej. Wydawać by się mogło, ze pogodził się z tym co ma się stać za moment. - A więc...- dodał. Pstryknął palcami na kata.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ostatnie słowo?- odezwał się stłumionym głosem mężczyzna.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ja... Kocham cię Ella.- powiedział w momencie kiedy kat puścił linę. Krzyknęłam i w chwili kiedy to zrobiłam ostrze zatrzymało się tuż nad gardłem chłopaka. Po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Nie mogłam ich otrzeć, nie mogłam ich tym razem ukryć, mogłam jedynie patrzeć jak za chwilę Ryder umrze i to dlatego, że był inny, taki jak jeszcze nie dawno ja. Czas jakby stanął w miejscu, ale tak na prawdę to tylko gilotyna stanęła. Seth zatrzymywał ją powietrzem by wstrzymać egzekucję jak najdłużej. Musiałam znaleźć jakiś plan. Nagle coś mi zaświtało, tylko jak miałam przekazać tę informację Kyle'owi?</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Możesz przywołać duchy? Wystraszyć tych ludzi?</i>- spytałam w myślach. Wiedziałam, że cząstki chłopaka nigdy mi nie odbiorą, a to miało swoje plusy. </div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Postaram się.</i>- uzyskałam odpowiedź. W tym czasie zrobił się popłoch, wybuchły rozmowy... Nikt nie wiedział co się dzieje i czemu nagle akcja została wstrzymana. Seth musiał naprawdę się na męczyć żeby powstrzymać ostrze. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie minęło kilka chwil, a w koło nas zaczęły przelatywać dusze zmarłych. Niektóre miały poucinane głowy, inne były bez nóg, jeszcze inne poparzone na całym ciele lub spalone. Ci wszyscy ludzie zginęli w tym miejscu, wszyscy byli Paranormalnymi. Mgła jaka ich otaczała zależała od ich mocy za życia. U jednych była czerwona jak u mnie, a u innych zielona czy czarna jak u Jade. Tubylcy rozbiegli się wykrzykując jakieś zaklęcia, a kiedy zostaliśmy całkiem sami duchy znikły. Podziękowałam im w myślach. Kyle rozwiązał mnie, a ja powstrzymałam ostrze i wypuściłam Rydera.</div>
<div style="text-align: left;">
-Kocham cię, kocham cię, kocham cię...- mamrotałam mu do ucha kiedy ten trzymał mnie w swoich ramionach. Po moich policzkach nadal płynęły gorzkie łzy, ale tym razem szczęścia. Że go mam i zawsze będę mieć przy sobie, bo on był najważniejszy. Był mój i zawsze będzie.</div>
<div style="text-align: left;">
___</div>
<div style="text-align: left;">
<b><i><br /></i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<b><i>Od Akwamaryn</i></b>: Boże jaki długi! Naprawdę długi, ale myślę, ze dość dobry. Podoba mi się i nie będę tu kryła mojego geniuszu;D Nie no żartuję. Odbija mi dziś. Dużo akcji, dużo pomysłów miałam i jednego nawet nie zrealizowałam, bo nie było gdzie. Myślę, że was nie zawiodłam;D Aż mnie plecy rozbolały od tego pisania. Tak PLECY, a nie palce;D</div>
</div>
</div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-61754619705519868542013-07-21T15:07:00.000+02:002013-07-21T15:07:00.714+02:00[ 14 cz. 3 ] - Wszyscy przegraliście swoje życie. <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Will...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<i style="font-weight: bold;"> </i>Widząc całujących się Jade i Caleba, aż zadygotałem z wściekłości. Gdzieś z tyłu mojego umysłu zamigotała myśl, że to fikcja, lecz od razu zasłoniła ją zazdrość i złość. Całują się. I to bardzo namiętnie. Jade jest moja, moja, nie jego. Tylko moja. Była, jest i będzie. Nieważne czym się stała - należy do mnie. Nieważne, że nie czuje tego samego co na początku. Kiedy Ella odnajdzie ten kamień i wskrzesi Jade, tej wrócą ludzkie uczucia i będzie jak dawniej - ja i ona. I żaden Caleb tego nie zniszczy, nikt tego nie zniszczy. Ona nie jest zła, tylko utwierdzona w przekonaniu, że skoro została Demonem, nie ma prawa do pozytywnych uczuć. I się ich wyzbywa. Odsuwa je od siebie, wyrzuca na koniec umysłu. Sądzi, że nie ma w niej miłości, dobra, uczciwości... Są. Tylko dobrze skryte. </div>
<div style="text-align: left;">
Demon potrafi kochać, tak samo jak Anioł nienawidzić. </div>
<div style="text-align: left;">
Wręcz zadygotałem ze złości, słysząc to... To coś. Każące mi wybrać zakończenie tej jej zdrady. Wszystkie złe, wszystkie równie raniące. A więc pierwsze próby są związane z psychiką, pomyślałem. Dobrze. </div>
<div style="text-align: left;">
Musiałem wybrać między swoim bólem a jej. Wykazać czy ufam Jade, nawet jeśli stała się moim wrogiem. Bo to, że ją kocham było oczywiste. Nie mogłem przestać. A Jade nie mogła przestać nienawidzić. Rozumiałem to, lecz ten fakt wciąż bardzo bolał. Nawet jeśli jakimś cudem mnie pokocha - nigdy nie ze chce po raz kolejny być ze mną, targana sprzecznymi emocjami. Zresztą to by doprowadziło do jej śmierci - wcześniej czy później musiała by umrzeć. Potrafiła kochać, aczkolwiek było jej to zakazane.<br />
Podniosłem głowę, patrząc prosto w oczy "Jade". Przez chwilę stałem tak, wspominając dawne czasy, kiedy ona miała w sobie jeszcze cząstkę człowieczeństwa, a ja ją.<br />
- Wybieram - zacząłem najgłośniej jak potrafiłem. - Rozwiązanie trzecie. Dalszą zdradę Jade.<br />
Przez moment panowała zupełna cisza i zacząłem się bać, że źle zdecydowałem. Że nie uratowałem i Elli i Rydera.<br />
Zacisnąłem z bólu zęby, czując jak coś "chwyta" mnie w pasie i pociąga do tyłu. Już po kilku sekundach łańcuchy oplotły moje skrzydła, nie pozwalając mi walczyć. Znów znajdowałem się na arenie pełnej Aniołów i Demonów. Dobra i zła. Miłości i nienawiści. Tyle sprzecznych emocji... Wykańczało mnie to. Zarazem czułem się napełniony i głodny. Męczyło mnie to, nie wiedziałem jak się zachować. W którą stronę popatrzeć, jak poruszyć palcami... <br />
- Dobrze, Willu - usłyszałem głos Kobieto - mężczyzny. - Wybrałeś swój ból zamiast jej. Zamiast bólu Demona. Dobrze. Próba zaliczona!<br />
Prawa strony trybun, na której zasiadały Anioły zaczęła wiwatować i klaskać. W tłumie usłyszałem swoje imię, a następnie wszystko umilkło, wpatrując się w to coś. <br />
- Jade, twoja kolej - wychrypiał Kobieto - mężczyzna.<br />
<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade... </b></i></div>
<div style="text-align: left;">
To było zbyt oczywiste zadanie. Każdy wiedział co wybierze. Jest Aniołem - już nie tyle z miłości, co z samego siebie musiał właśnie tak skończyć to opowiadanie. Tak samo zachowałby się wobec Elli czy nawet jakiejś rudej dziewczyny, której imienia by nie poznał. Co prawda mógłby dać mi "nauczkę" wybierając np. opcje pierwszą, czyli mój gwałt, ale wtedy wykazałby się głupotą. Nie zadałby mi bólu czy nie wściekłabym się na niego - jego odpowiedź była mi obojętna. ON był mi obojętny. Cóż, przynajmniej nie robił z siebie idioty i brał to do wiadomości, a nie żył w kłamstwie. </div>
<div style="text-align: left;">
Tym razem bez krzyku zleciałam w dół i poczułam jak coś owija się wokół mnie, by następnie przetransportować do jakiegoś pokoju.<br />
Wyprostowałam się i lekko poruszyłam skrzydłami, by rozprostować obolałe pióra. Niepewnie rozejrzałam się wokół, nie wiedząc czego się spodziewać. Latających siekier czy zapłakanej mamy niosącej ciało taty?<br />
Znajdowałam się w ciemnym, pustym pokoju. Od razu przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie porwania i uwięzienie w piramidzie. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz i ogarnął strach. Niemal czułam ten sam ból w kostce i na nadgarstkach. To pragnienie i zmęczenie, a jednocześnie złość i chęć walki o swoje życie i moich przyjaciół. Teraz już byłych przyjaciół. <br />
Pokręciłam głową, chcąc odpędzić od siebie niemiłe wspomnienia i uczucia. Strach jednak pozostał. I... ból. Ten sam ból, kiedy niemal ucięłam sobie kostkę. Na moich ramionach pojawiła się "gęsia skórka". Po chwili jęknęłam, czując coś metalowego i ciężkiego na dłoniach, nadgarstkach, przedramionach. Zebrało mi się na płacz - ot tak, bez konkretnego powodu. Bałam się. I to bardzo. Nie wiem czemu.<br />
Nagle z tyłu mojego umysłu pojawiła się myśl, wizja. Coś mnie ostrzegało, tak jak wtedy, przy Drake`u. Tym razem jednak ostrzeżenie dotyczyło mnie. I mówiło, że nie jestem sama.<br />
I bym lepiej nie patrzyła w dół, bo mogę bardzo boleśnie skończyć.<br />
Z trudem przełknęłam ślinę, zagryzając wargę by ze strachu i niepewności się nie rozpłakać. Zebrawszy wszystkie swoje siły, zaczęłam się cofać, najpierw delikatnie, a potem desperacko szarpiąc kostką. Nie chciałam wiedzieć co mnie za nią trzyma. <br />
Oparłam się o ścianę, nadal "kopiąc" to coś. Jednak zamiast pomagać, tylko pogarszałam sytuacje. To... Cokolwiek to było nie dość, że mocniej mnie trzymało, to jeszcze zaczęło się wspinać. Oplatało mnie. Najpierw łydka, potem biodra, talia i...<br />
- Witaj, kochanie - usłyszałam chrapliwy, kobiecy głos.<br />
Pokręciłam głową, dociskając dłoń do ust, by nie krzyknąć.<br />
Na poziomie moich oczu unosiła się twarz mojej babuni. Choć nie. Nie wiem czy "twarz" to dobre określenie dla tego co widziałam. Nie, nie, na pewno nie była to twarz.<br />
Nie przypominała ducha, ale też nie człowieka. Raczej trupa.<br />
Płaty skóry - zgniłej zresztą - odpadały jej od mięsa lub ledwo wisiały. Z oczodołów wychodziły robale jedząc ją żywcem i przebijając się do kości. Nie posiadała ust, tylko dziurę. Zęby zastąpiły jakieś muchy i... Czy to są dżdżownice? O matko... Tak, to są dżdżownicę. Nosa też już nie miała.<br />
Mięso było zakrwawione, brudne, zgniłe... Pogryzione. Ona... Ona przypominała padlinę.<br />
Powstrzymałam ruch wymiotny, nie chcąc zamykać oczu - bałam się co może mi zrobić, kiedy nie będę jej obserwować. Wolałam być czujna. Przecież to nie jest prawda, to fikcja. To fikcja, powtarzałam w myślach. To tak jakbym się naćpała - mam przywidzenia. Ona nie istnieje.<br />
Zesztywniałam, czując na karku czyiś zimny oddech. Coś objęło mnie w talii, dociskając do siebie. Wrzasnęłam, zaczynając się szamotać. Z moich ust wyrwał się szloch, kiedy nagle ze ściany zaczęły wchodzić kolejne postaci. Tak samo zgniłe i ordynarne jak moja babcia. Babcia... Nie wiem czy można to coś nazwać człowiekiem, co dopiero "babcią".<br />
Uderzyłam łokciem w "osobę" za sobą, odskakując. Z odrazą zauważyłam, że do łokcia przyczepiło mi się mięso... Mojego taty.<br />
Dopiero teraz to spostrzegłam. Te postacie nie były mi obce. Wręcz bardzo bliskie. Doskonale je pamiętałam, choć nic już do nich nie czułam. To moja rodzina. A raczej była rodzina. A przynajmniej trupy robiące mi za bliskie.<br />
Zaczęłam się cofać, kiedy nagle uderzyłam o coś i upadłam. Krzyknęłam z bólu, gdy coś wbiło mi się w ramię. Ugryzło mnie, pomyślałam z obrzydzeniem, szarpiąc się. Niespodziewanie widok zastąpiła mi twarz - czy coś - Drake. Patrzył na mnie z nienawiścią, nieufnością. Z pogardą. I... I chęcią zabicia. O tak, dokładnie to widziałam.<br />
- Zabiłaś mnie - wyszeptał ze złością. - Brutalnie, potraktowałaś mnie jak psa. Brudnego, bezużytecznego psa. Bolało. Bardzo. Ale ciebie to nie obchodziło. Znęcałaś się nade mną. Teraz ja poznęcam się nad tobą.<br />
Znów zaszlochałam, próbując zepchnąć z siebie potwora. Nagle jego "twarz" wykrzywił obrzydliwy uśmiech, a ja zachłysnęłam się powietrzem. Włożył mi rękę w ciało. Ot tak po prostu. I zaczął we mnie grzebać. Tak. Grzebać.<br />
Krzyknęłam, a z moich oczu zaczęły kapać łzy. Z trudem łapałam powietrze, nie miałam siły by ruszyć skrzydłami. Ba, nie miałam siły by się szamotać. Zacisnęłam powieki, próbując tylko utrzymać się przy życiu. Drake zaśmiał się, wędrując dłonią wyżej. Do serca.<br />
Jęknęłam, gdy na kostce pojawił się jakiś ciężar, a po chwili coś pękło. Moja kość. To coś złamało mi kość. W tym samym miejscu co podczas próby. Ten sam ból, ten sam ogień. Jego palce zacisnęły się na kostce. Znów się zaśmiał. Przeszedł mnie dreszcz. To ten sam śmiech, co wtedy w piramidzie. Ten sam. Okropny. Jakby ktoś przejechał paznokciami po tablicy. Nie do zniesienia. To on.<br />
Wróciły koszmary z próby. Moje opętanie, zabicie Willa... Jessy, z którą musiałam walczyć o swoje ciało. Wilki, wodnisty chłopak... Minotaur, labirynt.<br />
Wrzasnęłam, szlochając. To coś złamało mi drugą nogę, złamało mi...<br />
Chwila.<br />
Ja jestem duchem. Nie jestem materialna. A skoro nie jestem materialna....<br />
Cholera, dałam się zmanipulować. Nie posiadam kości, nie posiadam serca i innych narządów.Ja nawet nie czuje bólu, bo nie jestem fizyczna. Kur**, ale jestem głupia.<br />
Wzięłam głęboki oddech, zmuszając się do poruszenia skrzydłami. Udało się bez najmniejszego problemu - odzyskałam kontrolę. Razem ze świadomością. Lekko uśmiechnęłam się do siebie, a po chwili poczułam ucisk w podbrzuszu. Coś mną rzuciło.<br />
Tym razem nie skrzywiłam się, kiedy łańcuchy oplotły moje ciało. Ba, zachciało mi się nawet śmiać, bo wiedziałam, że zdałam próbę. I ocaliłam Rydera. Dwie z trzech wygrałam.<br />
- Dobrze, Jade - usłyszałam znajomy kobieco - męski głos. - Zdałaś próbę.<br />
Rozbrzmiały oklaski i wiwaty, a ja odważyłam się uchylić powieki. Mimo wszystko, nadal podświadomie bałam się, że nagle zobaczę zamiast trybun twarz Drake czy babci. Zatęchłą, z robalami i opadającym mięsem. Wykrzywioną w podłym uśmiechu i jedną myślą: Zabić. <br />
- Druga z trzech prób ukończona. Brawo. Will. Czas na ciebie.<br />
Nie spojrzałam w jego stronę, ale wiedziałam, że łańcuchy znikły, pozwalając mu opaść. Zamknęłam oczy, nie spoglądając na wyświetlający się na niebie film. Ciężko oddychałam, a kostka nadal emanowała bólem. Miałam dość, brakowało mi sił.<br />
Czułam to. Wiedziałam. Nie pojawiła się myśl z tyłu głowy, ale wiedziałam. <br />
Umrę.<br />
<div style="text-align: center;">
<i><b>Will... </b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Jęknąłem, upadając na ziemię. Natychmiast jednak wyprostowałem się, dłonie zaciskając w pięści i czujnie rozglądając się dookoła. Skrzydłami automatycznie zacząłem osłaniać swoje ciało, gotów na niespodziewany atak. Oddychałem płytko, nasłuchując najmniejszego szelestu czy jakiejkolwiek oznaki czyjejś bytności. Na próżno. Wydawałoby się, że znajduje się tu sam.W jakiejś otchłani... Mimo, iż było całkowicie ciemno, skrzydła swoim poblaskiem oświetlały przestrzeń na co najmniej kilka metrów. Zmarszczyłem brwi, niepewnie rozglądając się na boki. Niemal nie mogłem się doczekać, kiedy coś na mnie wyskoczy - wtedy wiedziałbym przynajmniej co muszę wykonać, by zdać próbę. <br />
Zrobiłem krok w tył i wręcz krzyknąłem, wpadając na coś. Natychmiast odskoczyłem do przodu, odwracając się w stronę przeciwnika i przybierając pozycję obronną. <br />
Zwątpiłem, gdy zobaczyłem postać Jade. I to nawet nie dlatego, że to Jade, która miała już swoją próbę, która nie powinna tu być i która już dawno by mnie zgładziła, gdy tak sobie stałem. Zdziwił mnie wyraz jej twarz. Taki pusty. Zupełnie niepodobny do zwykle żywej Jade. Do mojej Jade. Żadnych emocji - szczęścia, smutku, strachu, bólu, złości, tęsknocie. Nic. Tępo wpatrywała się w coś nad moim ramieniem, jakby coś zabrało jej życie - jakkolwiek to brzmi - i zostawiła tylko ciało. Niezdolne do niczego. Nawet nie mrugała. I... I chyba właśnie to mnie najbardziej przerażało. Jade z natury miała gigantyczne, na pół twarzy, niebieskie oczy. Teraz jednak ich błękit był o wiele głębszy, a spojrzenie było nienaturalne.<br />
Niepewnie odwróciłem głowę chcąc sprawdzić w co wpatruje się blondynka. Zamarłem widząc... Widząc Elle. Z trudem wciągnąłem powietrze, zupełnie zapominając o stojącej za mną Jade. Oblizałem zaschnięte wargi, przypominając sobie o bólu i tęsknocie za Ellą. Tak dawno jej nie widziałem... Tak dawno nie widziałem jej niebieskich oczu, bujnych, ciemnych loków i zawziętej miny. Jej pewności siebie i sile, którą wyrażała całą sobą. <br />
Pokręciłem głową, nie mogąc w to uwierzyć. Po chwili jednak uśmiechnąłem się, robiąc krok w jej kierunku. Ella jednak wrzasnęła, dając mi znak ręką bym się zatrzymał. Zmarszczyłem brwi i w tym momencie rozbrzmiał, tak dobrze, znany mi głos tego czegoś.. Kobieto - Mężczyzny.<br />
- Oto twoje zadanie, Will. Utrzymaj Elle przy życiu. Ellę... I Jade.<br />
Z lekkim strachem natychmiast odwróciłem się w stronę blondynki, przypominając sobie o niej. Cicho krzyknąłem, łapiąc dziewczynę za ręce - rzucała się w moją stronę, pragnąc mnie najprawdopodobniej udusić. Odepchnąłem ją od siebie, dziewczyna mimo to nie poddała się szybko. Znów skoczyła w moją stronę i znów odebrałem jej atak. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Jade wcale na mnie nie patrzy. Praktycznie mnie nie dostrzega. Wgapia się... W Ellę. I już nie takim pustym wzrokiem. Jej twarzy wykrzywia złość, nie wściekłość, ból i nienawiść. Chęć zabicia.<br />
Nagle usłyszałem krzyk Elli i przeczuwając najgorsze, złapałem Jade w tali, obracając się w stronę brunetki. <br />
- Boże! - wykrzyknąłem, widząc jak pomału ciało Elli znika. <br />
'Utrzymaj Elle przy życiu"... Co ja do cholery miałam zrobić, by żyła?! Doczepić jej swoją rękę?!<br />
Odrzuciłem Jade do tyłu, jednak po chwili znów na mnie naparła, drapiąc i gryząc. Z jej ust wydobył się krzyk. Krzyk wściekłości i nienawiści.<br />
- Will! - usłyszałem brunetkę. Złapałem Jade za nadgarstki i wykręciłem jej ręce do tyłu, co jeszcze bardziej rozjuszyło dziewczynę. - Will, posłuchaj! - ciągnęła Ella. - To Jade! To ona mnie zabija! To od niej zależy czy będę istnieć czy nie! Nie musi mnie dotykać by mnie krzywdzić! Ona to robi samym uczuciem!<br />
Rzuciłem blondynką o ziemię, ciężko sapiąc.<br />
- Mam sprawić by cię pokochała?! - odpowiedziałem, wyciągając ręce w stronę po raz kolejny skaczącej dziewczyny. <br />
- Coś takiego! - usłyszałem w odpowiedzi. <br />
Prychnąłem.<br />
- Nie łatwiej ją zabić?! - zapytałem.<br />
- Jeśli się na to zdobędziesz... - odparła dziewczyna.<br />
Lekko uśmiechnąłem się, po czym zamachnąłem na Jade i... I opuściłem dłoń, niemal puszczając blondynkę. Nie mogę. Nie zrobię tego. To mimo wszystko moja Jade. Ta sama która pokochałem kilka miesięcy temu. I nadal kocham. Nie zrobię tego, nie uderzę jej. Nie zabije, nawet ceną Elli. Obie kocham, na każdej mi zależy, każdej potrzebuje i każda jest mi bliska....<br />
Ale to Jade to wygrała. To ona wciąż mną włada. Nie należy do mnie, lecz mimo to nadal mocno i niezaprzeczalnie ją kocham. Ella jest w moim sercu, a Jade... Jest moim sercem.<br />
- Nie mogę! - wykrzyknąłem, łapiąc blondynkę i dociskając do siebie. - Nie mogę, wybacz! <br />
Usłyszałem cichy jęk bólu Elli i nie musiałem patrzeć, by wiedzieć, ze znikła jej kolejna część ciała. Coś ukuło mnie w serce. Jak miałem sprawić by obie przeżyły, skoro nawzajem się zabijały? <br />
- Jade! - warknąłem, obracając ją plecami do siebie i przyciskając do torsu. - Jade, uspokój się!<br />
Dziewczyna sapnęła ze złości i zmęczenia, próbując się wyrwać. Na marne. Trzymałem ją w stalowym uścisku, a jej zmagania tylko pogarszały sytuacje - tylko zacieśniałem uścisk.<br />
- Puść mnie! - wrzasnęła wreszcie Jade. - Puszczaj natychmiast!<br />
Gdzieś poprzez jej krzyki, usłyszałem jęknięcie Elli. Zacisnąłem zęby z bezsilności, po czym obróciłem się w jej stronę, wciąż ściskając Jade. Starałem się ignorować to, że brakuje jej już obydwu rąk, a jej twarz wykrzywia grymas bólu. Który zresztą czułem całym sobą. Jako jej Stróż miałem ją chronić, poświęcać się i chronić ją... A nie potrafiłem jej obronić przed tak drobną istotą jak Jade, której wystarczy jeden cios by poległa.<br />
Pochyliłem się i zbliżyłem usta do jej ucha, po czym zacząłem szeptać:<br />
- Jade, Jade, proszę, uspokój się... No już, spokój. Spokojnie.<br />
Rozluźniłem uścisk, a następnie zacząłem nią delikatnie kołysać, lekko gładząc po ramionach. Nie zaprzestałem, dopóki Jade całkowicie przestała się wyrywać, a nawet sama zaczęła do mnie lgnąć. Powstrzymałem drżenie serca, chłonąc jej ciepło i zapach. Przypomniały mi się wszystkie nasze wspólne chwile, pierwszy pocałunek, pierwsza kłótnia i moje przeprosiny.. Świadomość, że już miało nie być tak jak wcześniej, ze ją straciłem, powróciła mocniejsza i boleśniejsza niż przedtem. Zapragnąłem rzucić wszystko, zostawić Ellę, zabrać Jade i już nigdy nie wypuścić jej z ramion. Nawet jeśli osoba, którą teraz przytulałem była tylko podróbką - chciałem wiecznie tak stać, wiecznie ją mieć.<br />
Zaraz jednak pozbyłem się tych myśli, wściekły na siebie za zapomnienie o Elli i bólu. Teraz to ona była najważniejsza. Jeśli miałem o kimś zapomnieć to tylko o Jade.<br />
Znów pochyliłem się nad blondynką.<br />
- Dlaczego jesteś taka zła? - wyszeptałem jej do ucha, nie przestając gładzić jej ramion. - To tylko Ella. Nasza Ella. Twoja przyjaciółka. Kochasz ją, pamiętasz? Jesteście sobie bliskie, bardzo bliskie. Czemu chcesz ją zabić? Przecież ją kochasz, zawsze kochałaś.<br />
Poczułem jak Jade napina mięśnie i w przestrachu, że znów zacznie się wyrwać, mocniej ją ścisnąłem. Po chwili jednak dziewczyna znów się rozluźniła, kręcąc głową.<br />
- Nienawidzę jej...<br />
- Nie, nie, nie... - przerwałem blondynce. - Ty ją kochasz. Jesteście przyjaciółkami, a nawet kimś więcej. Jesteście siostrami. Nie masz powodu by jej nienawidzić.<br />
Przez moment panowała cisza, podczas której Jade lekko się szarpnęła, a Ella jęknęła z bólu, gdy straciła jedną stopę.<br />
- Zabiera mi ciebie - wyznała wreszcie dziewczyna. - Odkąd stałeś się tym kim jesteś, zupełnie o mnie zapomniałeś. Zabrała mi ciebie, teraz to ona jest najważniejsza.<br />
Znieruchomiałem. Czy Jade... Była o mnie zazdrosna?<br />
Nie, głupku. To przecież nie jest Jade, tylko jakaś marna podróbka. Nic tu nie jest prawdziwe. Ani ona, ani Ella, ani twój "ból" co do Elli, ani uczucia Jade. To nie ona, nawet nie rób sonie nadziei. Pogódź się ze świadomością, ze już cię nie kocha. I nie pokocha.<br />
Z trudem przełknąłem ślinę, ignorując jęki brunetki.<br />
- Nie prawda - odrzekłem wreszcie słabo. - Nadal cię kocham, nadal jesteś dla mnie najważniejsza. Mam obowiązek opiekować się Ellą, co nie oznacza, że kocham ją bardziej od ciebie... - Po czym dodałem słabo cicho: - Nigdy nikogo nie pokocham tak jak ciebie.<br />
Przez dłuższą chwilę panowała cisza - nawet Ella nie wydawała z siebie żadnego odgłosu. Jade kołysała się wraz ze mną, z przymkniętymi oczami. Dopiero po kilku minutach podniosłą głowę, patrząc mi prosto w oczy.<br />
- Czyli wciąż jestem tą najważniejszą? - zapytała szeptem.<br />
Widząc wielkie, niebieskie oczy Jade, wypełnione miłością i troską, której tak dawno u niej nie dostrzegałem, coś we mnie pękło.Nawet jeśli to nie była ona, nawet jeśli to tylko jakaś marna podróbka mojej Jade, nawet jeśli ta prawdziwa teraz to wszystko ogląda... To muszę... Choć raz, tylko raz.... Muszę choć raz sobie ją przypomnieć.<br />
Mój wzrok mechanicznie padł na usta dziewczyny, a po chwili zacząłem się pochylać. Zignorowałem protesty Elli, lekko przymknąłem oczy... Jade stanęła na palcach, robiąc dzióbek - jak zawsze, gdy chciała mnie pocałować.<br />
Gdy nasze wargi dzieliły milimetry, nagle zarówno Ella i Jade rozprysły się w powietrzu, znikły. Dłonie zacisnęły się w pięści, tam, gdzie jeszcze przed chwilą dotykały delikatnej skóry dziewczyny. Ogarnęła mnie wściekłość. Tak łatwo dałem się uwieść! Tak łatwo zaprzepaściłam wszystko... Na rzecz... Jej.<br />
Już po chwili poczułem znajome ukłucie w podbrzuszu, a zaraz po nim łańcuchy oplatające moje skrzydła. Spuściłem głowę, zaciskając zęby w niemym krzyku. Ledwo do mnie cokolwiek docierało. Krzyki tłumu, sprzeczne emocje dobra i zła, głos tego potwora i... I Jade. Szarpiąca się w łańcuchach i wyzywająca wszystko dookoła. W tym najbardziej mnie. <br />
- Will - usłyszałem Kobieto - Mężczyznę. - Przegrałeś. Nie zdałeś próby. To koniec. Twój i ich. Wszyscy przegraliście swoje życie. <br />
_____________________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>Na początku mi w ogóle nie szło, dopiero z początkiem próby Willa się rozkręciłam :D Rozdział mi się strasznie podoba i chyba zaliczę go do swoich najlepszy :D Już nawet nie długość, bo sami przyznajcie jest ogromny, ale ogólnie cała treść.. Przyjemnie mi się go pisało i mam nadzieje, że wam przyjemnie czytało ;D </div>
</div>
</div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-32792792160105305372013-07-06T17:21:00.000+02:002013-07-06T17:21:52.612+02:00[13 cz.3] Jesteś potworem! Jesteś mordercą! Nigdy ci tego nie wybaczę... Nigdy...<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b> </div>
<div style="text-align: left;">
Ból przeszył mnie można powiedzieć, że na wylot. To było tak okropne uczucie jakbym ktoś starał się mnie zabić. Nie mogłam oddychać i czułam jak po moim czole spływa pot. Otworzyłam oczy, ale szybko je zamknęłam widząc nad swoją twarzą czyjąś pomarszczoną twarz. Usłyszałam jakieś niezrozumiałe słowa i poczułam na swoim czole czyjąś lodowatą dłoń. Wzdrygnęłam się mimowolnie, odskakując przy tym w tył. Nagle moje cierpienie zostało ukojone, a w moje ciało jakby od nowa wstąpiła siła i chęć do życia. Ostrożnie otworzyłam oczy. Znajdowałam się w jakimś szałasie, na zewnątrz panowała kompletna cisza, tak samo jak zresztą w środku. Leżała na ziemi, a w koło mnie siedzieli jacyś ludzie. Wszyscy mieli zamknięte oczy, a gdy zauważyli, że na nich powoli wstali i wyszli na zewnątrz, zostawiając mnie samą z tutejszą szamanką, Ryderem, Sethem i Kylem. Ci dwaj ostatni rozmawiali o czymś, patrząc przy tym na mnie z nienawiścią. Bolało mnie to, ale wiedziałam, że nie są w tym momencie sobą. Nie wiem czemu, ale czułam się okropnie , wiedząc, że Kyle kiedyś był moim przyjacielem, moją częścią, że posiadałam odrobinę jego ducha, a teraz myśli jak by mnie tu zabić i co zrobić, żebym zeszła im z drogi. Czułam się jednak bezpieczna wiedząc, że obok stoi Ryder patrząc na mnie z przestrachem. Nie bał się mnie, tylko o mnie. Jego uczucia wróciły, ale wiedziałam, że w każdej chwili może znów chcieć mnie zamordować gołymi rękami.<br />
-Co się dzieje?- spytałam cicho. Brunet zagryzł dolną wargę bawiąc się dłońmi. Coś ukrywał. Był taki dziecinny i nie dojrzały, jak to faceci. Wstałam i już chciałam wyjść na zewnątrz, kiedy ten zaszedł mi drogę. Posłałam mu spojrzenie nakazujące mu zejść mi z drogi, ale ten tylko wysunął podbródek, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.<br />
-Nie możesz wyjść- powiedział Ryder nakazując gestem dłoni wyjść pozostałej dwójce i szamance. Ta ostatnia zrobiła to patrząc na chłopaka trochę wystraszona.<br />
-Mogę wszystko.- powiedziałam stanowczo, robiąc krok w prawo. Chłopak szybko zaszedł mi drogę, złapał mnie za nadgarstki po czym siłą nakazał się cofnąć. Cicho pisnęłam z bólu, ale kiedy usłyszałam na zewnątrz czyjś wrzask, a po chwili jak chyba cała wioska krzyczy po prostu jakby nigdy nic, wyrwałam mu się. Kiedy wyszłam na zewnątrz, oślepił mnie blask księżyca. Gwizdy migotały na niebie, a powietrze było delikatnie wilgotne i przyjemnie się oddychało.<br />
Mój wzrok przykuł podest, na którym niedawno stali moi towarzysze. Teraz na nim stało trzech mężczyzn. Jeden klęczał przodem do wszystkich, a dwóch pozostałych trzymało go za ręce po bokach, prawie, że rozrywając. Nagle gdzieś zza niego wyszło dwoje dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Mniej więcej w wieku siedmiu lat. Zostali postawieni po drugiej stronie ,,sceny'', a mężczyznę obrócono przodem do nich<br />
Tłum ani na chwilę nie umilkł. Wszyscy krzyczeli i nawet nie znając języka, można było stwierdzić, że wyklinają i wyzywają dorosłego faceta.<br />
Kolejny krzyk. tym razem wydobywający się z ust mężczyzny. Na podeście pojawiła się kolejna osoba, a mianowicie dobrze umięśniony facet w mniej więcej wieku trzydziestu lat. Bez wahania wymierzył klęczącemu cios w plecy, czymś co było podobne do bata. Stałam nie mogąc wydusić z siebie słowa.<br />
Dzieci zaczęły płakać, po chwili jednak przestały. Wszyscy umilkli i ktoś przemówił. Byłam to ja. Nie wiedziałam co przeze mnie przemawia. Po prostu poruszałam ustami mówiąc w ich języku.<br />
- Zostawcie go! Czemu chcecie go zabić?!- wrzasnęłam, nie robiąc nawet jednego kroku w przód. <br />
-Zasłużył pani. Chciał cię zabić.- odezwała się staruszka, która przed momentem uratowała mi życie. Seth i Kyle patrzyli na mnie jak na wariatkę, a Ryder przyglądał się wszystkiemu z lekko rozchylonymi wargami. Nim zdążyłam coś powiedzieć zagłuszył mnie tłum, który znów zaczął gniewnie wrzeszczeć, że chcą śmierci tego człowieka, który tak na prawdę... Nie wiem czemu to zrobił. Nie dali się mu wypowiedzieć. Mężczyzna, który wcześniej wymierzał baty teraz podszedł do dzieci i stanął za nimi. Zza pleców wyjął dwa sztylety, które bez skrępowania przyłożył do gardeł i chłopca i dziewczynki. Przerażona krzyknęłam, czego i tak nie usłyszeli. Ruszyłam biegiem w ich kierunku rozumiejąc co chce zrobić, ale Ryder sprawnie mnie złapał , przygniatając do siebie. Szamotałam się, krzyczałam tak głośno jak umiałam, ale panująca w koło wrzawa nie ustępowała i narastała.<br />
Ci ludzie nie mieli serca, chcieli zabić bezbronne dzieci, za coś co zrobił ich ojciec. Nie wątpiłam, że zabiją całą jego rodzinę na jego oczach, byli do tego zdolni. Liczyło się tylko dobro córki wodza, a ten kto na nie targnął musiał zapłacić najwyższą karę.<br />
Wrzasnęłam kiedy noże mocniej się wbiły, a krew z ich szyi zaczęła się lać strumieniami.<br />
Po moich policzkach popłynęły łzy złości, ale i bólu. Czułam się jakby to ktoś mnie właśnie mordował na oczach ojca. Ryder, który nadal mnie trzymał ani drgnął, nawet nie poluźnił uścisku. Nadal trzymał mnie w objęciach, pozbawiając ruchu. Rozległ się opóźniony krzyk dzieci, a z ich oczu, tak jak z moich popłynęły łzy. Smutek ogarnął mnie od środka. Ci ludzie byli potworami, byli kimś kogo nigdy nie powinnam poznać.<br />
Upadłam na kolana w momencie gdy martwe ciała dzieci uderzyły o drewniany podest. Głośno płakałam, nie zważając na to, że wszyscy zamilkli. Po chwili nastąpiły wiwaty i okrzyki radości, a mnie przepełniło wrażenie, że oni nie liczą się z nikim prócz siebie. Wiedziałam, że zabili też ojca i zapewne żonę niedługo też zabiją. Zamknęłam oczy, pozwalając wypłynąć łzom. Przeszłam tak dużo, już tyle przeszłam, ale nigdy nie widziałam tak podłego zachowania, takich ludzie, jeśli mogłam ich tak nazwać. To nie byli tak na prawdę ludzie. To były Paranormalne istoty, który stały nam na przeszkodzie. Wstałam na chwiejnych nogach, dalej zamykając oczy. Otworzyłam je dopiero kiedy Ryder przytulił mnie. Odepchnęłam go momentalnie, brzydząc się nim. Był dla mnie nikim, był dla mnie taki sam jak oni, potworem i nic nie wartym sukinsynem.<br />
-Masz ich krew na rękach! Jesteś winny ich śmierci! Nienawidzę cię! Nienawidzę was wszystkich! Jesteście ludem, który widzi tylko czubki swoich nosów! Zabiliście dzieci, które niczemu nie zawiniły, a ty...- powiedziałam przenosząc wzrok z powrotem na bruneta.- Pomogłeś im! Jesteś potworem! Jesteś mordercą! Nigdy ci tego nie wybaczę... Nigdy...- wychrypiałam i ruszyłam biegiem w stronę ściany lasu. Nie zwracałam uwagi na to, że nikt nawet się nie odezwał, ze nikt za mną nie pobiegł. Było mi to na rękę. Chciałam być sama.<br />
Zatrzymałam się dopiero kiedy znalazłam się w samym środku, tak mi się przynajmniej wydawało. Usiadłam na ziemi i podkuliłam pod brodę kolana głośno szlochając.<br />
-Czemu do cholery jesteś taki?! Czemu jesteś takim sukinsynem! Wszyscy są winni ich śmierci... Nawet ja. Gdybym miała moc... Pomogła bym im, uratowała, a tak... Zabiłeś ich! Boże! Zabiłeś te dzieci!- wrzeszczałam tak głośno jak potrafiłam. Oparłam się o pień drzewa, a kiedy zaczął padać deszcz, zaczęłam śpiewać kołysankę, którą śpiewała mi mama, kiedy jeszcze spędzała ze mną czas. Łzy po moich policzkach nie przestawały spływać, a moje serce z każdą sekundą wypełniała coraz to większa gorycz. Cały czas miałam przed oczami spojrzenia tych dzieci, ich krzyki i upadające ciała. Cały czas nie dopuszczałam do siebie świadomości, że jestem morderczynią. Zabiłam Jade, a teraz jeszcze dwójkę tych dzieci. Czemu nie było ze mną Willa? Potrzebowałam go i jego ciepła, jego ucha które wysłucha mnie mimo, że tego nie chce. Wstałam powoli i wspięłam się na drzewo, potem jeszcze wyżej i jeszcze wyżej, aż znalazłam się dziesięć metrów nad ziemią. Gałęzie były tu zdecydowanie za słabe, ale nie obchodziło mnie to. Po prostu usiadłam na jednej z nich, wzięłam go ręki listek i zaczęłam go obrywać jak kwiatek, dalej nucąc pod nosem melodię piosenki. Nie wiem kiedy zmorzył mnie sen.<br />
Śniłam.<br />
Śniłam o tym, że jestem potworem, że piekę się w piekle i jestem najgorszą z najgorszych. Śniły mi się te dzieci. Miały na imię Aszta i Sziroku. Znałam ich już całą historię. Pochodzili z ubogiej rodziny, zawsze trzymali się razem, ona została jako pięciolatka zgwałcona, a on starał się jej pomóc i został dotkliwie pobity. Ich matka i ojciec nie byli razem z miłości, a przymusu. On ja bił, a ona się temu poddawała. Jednak ten mężczyzna dzieci kochał jak nikogo. Tylko je miał, żonę zabił w czasie jednej z kłótni. Nie miały udanego dzieciństwa, ale wydaje mi się, że wszystko jest lepsze od śmierci, przez obcą dziewczynę, która już nigdy nie zazna spokoju.<br />
<br />
_____<br />
<br />
<i><b>Od Akwamaryn:</b></i> Powiem wam, że mi się szczerze podoba. Nie miałam na niego weny na początku i pisałam pod małym przymusem, ale jak już się rozkręciłam to nie mogłam po prostu skończyć. Lubię pisać sceny śmierci, a w tym opowiadaniu dzieje się to już drugi raz, jednak ten podoba mi się o wiele bardziej. Może uznacie mnie za wariatkę, ale na prawdę szkoda mi było zabijać te dzieci. Po prostu się wczułam;)<br />
<br />
WAŻNE!!<br />
MAM NIE MAŁY PROBLEM... COŚ POMYLIŁYŚMY W KOLEJNOŚCI NUMEROWANIA ROZDZIAŁÓW I OD TEGO MOMENTU NIE JESTEM NICZEGO PEWNA... W TYM MOMENCIE NASZE ROZDZIAŁY NIE SĄ Z SOBĄ POWIĄZANE I TRUDNO ROZRÓŻNIĆ KTÓRY JEST, KTÓRY. CHCIAŁAM TO OGARNĄĆ, ALE NIE WIEM JAK WYSZŁO I CZY JEST OKEY. WYBACZCIE WSZELKIE PROBLEMY... </div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-31612203862844201402013-07-02T15:22:00.001+02:002013-07-02T15:22:18.259+02:00[ 12 cz. 3] - Niektóre rzeczy po prostu muszą się stać i nawet my, Demony i Anioły tego nie zmienimy. <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Blond włosy, ciągle opadające mu na czoło i ciągle przez niego poprawiane, wielkie brązowe oczy, brwi, nadające mu wygląd wiecznie zdziwionego i lekki uśmiech - zazwyczaj złośliwy i chytry, teraz smutny. Blada cera i rumieńce na policzkach. Małe znamię na szyi, takie same jak moje na karku. Jego ulubiony podkoszulek z Batmanem i pleciona bransoletka... Bransoletka zrobiona przeze mnie. Trzy lata temu, na jego dziewiąte urodziny. Mówił, że ją zgubił... A jest. Znalazł ją, albo kłamał. Teraz nosi te bransoletkę i bez przerwy się nią bawi. </div>
<div style="text-align: left;">
To on. To naprawdę on. Drake, mój mały Drake. Nie zmienił się ani trochę, dalej jest tym małym, słodkim chłopczykiem, wiecznie zagubionym. Sprawiającym wrażenie niewinnego i uczciwego, a gdy tylko dorośli znikną z pola widzenia... Zmienia się w geniusza - sadystę. </div>
<div style="text-align: left;">
Zamrugałam powiekami i odkaszlnęłam, prostując się. Co ja robię? - skarciłam się w myślach. Jestem Demonem, nie mam prawa do takich uczuć. Głupia, zabijam siebie. </div>
<div style="text-align: left;">
Spróbowałam ruszyć skrzydłami i, choć sprawiło mi to ból, z ulgą stwierdziłam, że znów mam nad nimi kontrolę. Bolały przy każdym ruchu, - domyślałam się, że to przez łańcuchy - lecz cieszyłam się, że odzyskałam przynajmniej je. </div>
<div style="text-align: left;">
Zagryzłam wargę, czując ucisk w sercu. </div>
<div style="text-align: left;">
Ryder. Mój Ryder. Nawet nie wiem co z nim. Przypuszczałam, że nie za dobrze, bo skrzydła znacznie mi się zmniejszyły. Chciałam mieć go z powrotem przy sobie. Należał do mnie i żadna Ella mi go nie odbierze. Jest mój, nie jej. I już. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie rozumiem, pomyślałam, marszcząc brwi, na czym polega próba? Nie widzę tu żadnego...</div>
<div style="text-align: left;">
Znieruchomiałam, czując coś z tyłu swojego umysłu. Jakąś myśl, przeczucie. Miało się stać... Coś bardzo złego. Dla Drake. Coś... Coś mu zagrażało. Zagrażało jego życiu. </div>
<div style="text-align: left;">
Zmrużyłam oczy ze złości. A więc to tak. Mam patrzeć na śmierć młodszego brata. Super. </div>
<div style="text-align: left;">
Drake stanął przed pasami, bawiąc się moją bransoletką. Myślał o mnie, o wspólnych chwilach, sporach.. O mojej śmierci. Cierpiał i to bardzo. Było mu bardzo ciężko. Tęsknił za mną, żałował... O matko, naprawdę żałował tych wszystkich kłótni. Pragnął to zmienić, tak byśmy zawsze żyli w zgodzie. I... On się obwiniał. Niewiarygodne, ten mały świrus, który zawsze patrzył jak mnie ze złościć, teraz obwiniał się o moją śmierć. </div>
<div style="text-align: left;">
Coś ukuło mnie w serce. Poczułam... Żal i współczucie. I coś... Coś ciepłego. Bolało mnie to i jednocześnie było przyjemne, miłe. Jednak w tym wszystkim górował smutek, smutek, że nie potrafię mu pomóc. Chciałam go przytulić, powiedzieć mu, że jestem i zawsze będę. Tylko w innej postaci i...</div>
<div style="text-align: left;">
Matko, o czym ja myślę?! Jak ja się do cholery zachowuje! </div>
<div style="text-align: left;">
Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić i odgonić od siebie niechciane uczucia. </div>
<div style="text-align: left;">
Drake, zamyślony, zrobił krok w stronę ulicy. I wtedy zrozumiałam. Nie rozglądnął się, tylko po prostu sobie wlazł.<br />
Nagle usłyszałam głośny odgłos i trąbienie ciężarówki. </div>
<div style="text-align: left;">
Następne wydarzenia rozegrały się w ciągu kilku sekund. Drake, przerażony, podniósł głowę, ciężarówka zaczęła hamować, ludzie i samochody wokół, zdezorientowani i wystraszeni zarazem, zatrzymali się, obserwując sytuacje, a ja... A ja rzuciłam się w stronę brata, nim zdążyłam nad sobą zapanować. Chwyciłam go za ramiona, niemal rzucając na chodnik - wyglądało to, jakby chłopak zrobił świetny unik. Poczułam lekkie ukłucia na całym ciele, a następnie samochód przejechał przeze mnie, robiąc obrót. Mercedes, jadący z naprzeciwka, uderzył w niego, a wtedy buchnął ogień. Jednocześnie ciężarówka przewaliła się na bok - prosto na dwa inne auta. Ludzie zaczęli krzyczeć, uciekając. Drake wpatrywał się w to wszystko, nie mogąc się nawet ruszyć. Przerażony, obserwował uciekające kobiety, wrzeszczących mężczyzn, pożar dostający się coraz dalej, przechodzący na kolejne samochody.</div>
<div style="text-align: left;">
I nagle... Nagle to ujrzałam. Z ciężarówki i pozostałych trzech aut, zaczęły wypływać dusze. Razem w sumie pięć. Pięć ludzi, a to przecież nie koniec. Na twarzach owych dusz początkowe przerażenie i niemy krzyk, zastąpił spokój i ulga. Nawet się uśmiechnęły. Następnie lekko zawirowały, skurczyły się i wyparowały. Małe dziecko, około siedmiu lat, zaśmiało się lekko, nim coś wessało je w siebie.<br />
Z jednego z palących się samochodów rozbrzmiał płacz niemowlęcia, który po chwili umilkł i również jego dusza zaczęła wypływać z dachu Audi.<br />
Coś ścisnęło moje serce, lecz natychmiast pozbyłam się niechcianego uczucia.<br />
By ocalić Drake, zabiłam sześcioro innych ludzi, zrozumiałam, z trudem przełykając ślinę. On miał zginąć, tu i teraz. Tu i teraz kończy się jego życie. Ich miało jeszcze trwać, było jeszcze napisane. Tymczasem u Drake...<br />
Nie posiadał już Aniołą Stróża i Anty - Anioła. Miał zapisane tu zginąć. Takie było przeznaczenie, a ja je zniszczyłam, pozwalając innym ludziom oddać za niego życie. Niektóre rzeczy po prostu muszą się stać i nawet my, Demony i Anioły tego nie zmienimy.<br />
Nie zdałam próby. Ryder i Ella... Oni zostaną zabici. Poumierają, przeze mnie. Nie powinnam czuć żalu i złości na siebie, ale... Ale tak było. A przecież takie uczucia zostały mi zakazane. Choć... To jest próba. Nie fizyczna, nie ta. To psychiczna próba, oni chcą sprawdzić czy ja, czy my panujemy nad sobą i zasłużyliśmy na to, czym teraz jesteśmy. Pragną zobaczyć czy wyzbyłam się wszystkich pozytywnych emocji i miłości.<br />
I zawiodłam.<br />
Spojrzałam na Drake, który powoli wstawał. Pustym wzrokiem spoglądał na wypadek, cofając się pod mur. Poczułam jak trzęsie mi się broda, zaraz jednak zagryzłam wargę, powstrzymując łzy. Nie mogłam patrzeć, jestem przecież silna. Płacz to okazywanie słabości, których ja nie miałam. Nie mogłam mieć, bo tylko takie proste istoty jak ludzie, posiadają je.<br />
A Drake i tak właśnie umierał. Bez Stróża i Demona miał marne szanse na przeżycie. <br />
Czemu mnie jeszcze stąd nie zabrali? - pomyślałam, wciąż obserwując brata. Nie zdałam próby, na co czekają, przecież...<br />
No tak. Nie musiał TAK umrzeć. Przecież mogła go zgładzić własna siostra. Bo czemu nie? Zdałabym próbę, Ryder i Ella by przeżyli,a Drake... A Drakowi dałam i tak max. dwa tygodnie życia bez Stróża i Demona. Plus te jego eksperymenty - więc jakiś tydzień.<br />
Powoli podeszłam do chłopaka, dłoń kładąc na jego ramię. Drake lekko drgnął, marszcząc brwi. Otoczyłam siebie i jego skrzydłami, lecz zaraz je wycofałam, zdając sobie sprawę co próbuje zrobić - dodać mu otuchy. Popchnęłam go w stronę płomieni, zaciskając zęby. Muszę to zrobić. To moje zadanie. Jestem Demonem, nie mogę się nad nim litować. I tak umrze. Co z tego, że przeze mnie?<br />
Dopiero teraz pomyślałam o rodzicach. Stracą dwoje dzieci w mniej więcej dwa tygodnie. I córkę, i syna. Już teraz są na pewno załamani. Byłam ich oczkiem w głowie, najważniejszą osobą na świecie. Kochali mnie i na pewno kochają. Drake też. A teraz ja go morduje.<br />
Zabrałam dłoń z ramienia brata, zagryzając wargę. Nie mogę go zabić. Ale muszę. Łatwiej by mi było patrzeć na jego śmierć... Cholera, musiałam go wyrzucić spod tamtego auta?! Przeze mnie zginęło o sześć ludzi więcej, - czym właściwie się nie przejęłam, byli dla mnie obcy, traktowałam ich jedynie jako pojemniki na żywność - a on i tak i tak umrze. <br />
Cofnęłam się o krok, po czym spojrzałam w górę.<br />
Ale jestem Demonem. Jestem pozbawiona uczuć i nikt, a już na pewno nie tak smark, nie może mi ich przywrócić.<br />
Zła, a wręcz wściekła, chwyciłam Drake za szyję, podnosząc. Ten od razu łapczywie zaczął nabierać powietrza, ręce kładąc na gardle. I nieświadomie na mojej dłoni. Machał nogami, szamocząc się i próbując się mi wydostać. Nie było to jednak takie łatwe, a właściwie zupełnie niemożliwe.<br />
Jeszcze chwilę trzymałam go, po czym, widząc, że jest coraz bliżej zgonu, puściłam. Drake padł na kolana, nie puszczając gardła. Stanęłam przed nim, rozkładając skrzydła i napawając się jego strachem i bólem. Gdy otworzył, dotychczas zamknięte oczy, przybrałam najstraszniejszą twarz na jaką było mnie stać ( a uwierzcie, Demony bardzo dobrze potrafią zmieniać swoje oblicze na... Cóż, demoniczne ) i ujawniłam się mu. Po zaledwie kilku sekundach, krzyknęłam, znów znikając chłopakowi. Kosztowało mnie to bardzo dużo energii, ale było warto. Drake wrzasnął, zatoczył się i spadł na ziemię. Wtedy, sapiąc, szybko podniosłam go i rzuciłam o mur. Z głowy zaczęła spływać mu krew, lecz blondyn od razu podniósł się, rozglądając na boki z przestrachem. Gdzieś niedaleko dobiegł mnie dźwięk syreny strażackiej, a następnie szpitalnej. Drake zaszlochał cicho, wycierając rękawem kurtki spływającą krew.<br />
- Zostaw mnie! - wrzasnął, wciąż się rozglądając. - Błagam, zostaw mnie!<br />
Zaśmiałam się cicho. Ogień zaczął do nas dochodzić. Ludzie uciekali w popłochu i nikt nie zwracał uwagi na małego, biednego chłopczyka, który wywołał całe to zamieszanie. Zmrużyłam oczy, po czym schyliłam się i pociągnęłam Drake za nogi, ciągnąc go jeszcze po ziemi. Chłopak zaczął płakać i błagać, bym go zostawiła.<br />
- O nie, mój drogi - mruknęłam pod nosem. - Nie teraz.<br />
Puściłam go, by, gdy tylko się podniesie, złapać go za bluzkę i rzucić o pobliski słup. Tuż przy ogniu. Płomienie przeszły na niego. Mógłby uciec, gdyby tylko nie stracił przytomności. Niestety, wstrząs był zbyt mocny.<br />
Spalił się. Nie wiem nawet czy odnajdą jego ciało - bo wątpię czy jego ciało jeszcze istnieje. Odwróciłam się tyłem od tego miejsca, nie chcąc zobaczyć jego wypływającego ducha. Nie minęło kilka sekund, kiedy poczułam znajomy ucisk w podbrzuszu, a po chwili coś pociągnęło mnie do tyłu.<br />
Jęknęłam, czując jak moje skrzydła znów oplatują łańcuchy. Miałam wrażenie, że głowa mi pęka, a do brzucha są wbijane tysiące igieł. Jednak uśmiechałam się, czułam się szczęśliwe. Zdałam próbę. Nie ważne jak, ważne, że zdałam. I mój Ryder przeżyje.<br />
- Dobrze, bardzo dobrze - Usłyszałam ten okropny, zniekształcony głos kobieto - mężczyzny. Otworzyłam oczy, lekko sapiąc. - Już myślałem, że się wycofasz. Lecz dałaś radę. Brawo. Zdałaś próbę, Jade!<br />
Demony, siedzące po lewej strony, wstały klaskając i wiwatując.Usłyszałam pełne pogardy prychnięcie Willa i wręcz musiałam się uśmiechnąć. Przestało mi przeszkadzać nawet to, że właśnie zabiłam brata i to bardzo brutalnie. Ba, byłam dumna z tego co zrobiłam. Po prostu nie widziałam w tym nic złego. Uważałam swoje zachowanie za w pełni racjonalne.<br />
Kobieto - mężczyzna spojrzał teraz na Willa i wysyczał:<br />
- Teraz ty, Will.<br />
Łańcuchy, nie pozwalające na najmniejszy ruch, znikły, wypuszczając szatyna. Ten zleciał na dół, wydając krótki okrzyk zdziwienia, po czym znikł.<br />
Za to na niebie pojawił się obraz. Jak film. Z Willem w roli głównej. Zafascynowana, oglądałam dalsze poczynania chłopaka, z niecierpliwością czekając na to, by dowiedzieć się na czym polega jego próba.<br />
Chłopak wylądował w... W pokoju dyrektorki Victorii X. Miałam w nim lekcje. Tutaj Caleb uczył mnie usuwania blokady i wreszcie - choć po długim czasie - udało mi się to osiągnąć. Tylko po co tam Will? Co będzie jego próbą? Miał jakieś problemy z dyrektorką...? Nie to nie możliwe... Użyją Victorii do próby...? Czy w ogóle wchodzi to w grę, mając na uwadze, ze żadne złe istoty nie mogą się tam dostać? Choć... No cóż, Will to Anioł. Nie jest złą istotą.<br />
Przez chwilę panowała cisza. Zaczęłam skubać dolną wargę w oczekiwaniu.<br />
Nagle w drzwi coś uderzyło. Will drgnął i rozpostarł skrzydła, przygotowując się na atak. Ja sama zaczęłam snuć podejrzenia co do tego, co zaraz wyskoczy na szatyna. Lew, tygrys, niedźwiedź...? A może będzie to istota z TEGO świata - nie wiem, harpia?<br />
Zaniemówiłam, widząc co wsuwa się do pomieszczenia, a po chwili cicho zamyka drzwi. Nie zwracali uwagi na Willa, wątpiłam czy nawet wiedzą, ze się tam znajduje. Sam Anioł wyprostował się, patrząc zdezorientowany na dwójkę ludzi. Schował skrzydła, marszcząc brwi. Mimo, że znajdował się tak daleko, wyczułam jego ból i obrzydzenie. Lekko się skrzywił, mrużąc oczy ze złości.<br />
Do pokoju nie wszedł żaden potwór, o nie, co to to nie. Nic niebezpiecznego, żadna paranormalna istota, która pragnęła by go zabić. Czy też ktoś z jego rodziny. Ani koteczek, który po chwili zamieniłby się w krwiożerczą bestie. <br />
To byłam ja. Ja z Calebem. Niegroźni, zupełnie niegroźni. Nie mogliśmy mu zadać bólu fizycznego - chociażby dlatego, że wcale go nie widzieliśmy. Za to psychiczny...<br />
Całowaliśmy się. Namiętnie. Bardzo. Oczywiście taka sytuacje nigdy nie miała miejsca - nigdy, ale to nigdy nie zdradziłam Willa. Ten obraz utworzyli mu ci... " szefowie". Już wiedziałam na czym polega próba. Bynajmniej na na samym oglądaniu owej sceny.<br />
Nagle dłonie Caleba wsunęły się pod "moją" bluzkę, łapiąc za biust. Gwałtownie przestałam go całować ( jeśli można tak powiedzieć ), odpychając chłopaka. Ten jednak, nie zarażony, skierował swe usta na moją szyję. <br />
- Caleb, nie - powiedziałam, próbując zabrać jego łapy z moich piersi. - Nie chcę.<br />
Chłopak przestał mnie całować, podnosząc wzrok.<br />
- Ależ oczywiście, że chcesz, kotku - wymruczał, patrząc mi w oczy. - A jak nie to zachcesz.<br />
Krzyknęłam, lecz Caleb od razu zamknął mi usta pocałunkiem. Próbowałam się wyrwać - owszem. Ale ja byłam drobna, malutka... A on wielki, ogromny.<br />
Will zacisnął dłonie w pięści, sapiąc gniewnie. Jego skrzydła lekko falowały, jakby starały się go uspokoić.<br />
I nagle, w momencie, gdy Caleb zaczął dobierać się do moich spodni, cały obraz się zatrzymał. Jakby ktoś nacisnął pauzę. Tylko Will jeszcze się poruszał. Zdziwiony, zaczął rozglądać się dookoła, a wtedy Kobieto - mężczyzna przemówił:<br />
- I tutaj ty poprowadzisz dalej historię. Oczywiście, narzucimy ci rozwiązania. Lecz do ciebie będzie należeć decyzja, jak to się dalej potoczy.<br />
Will kiwnął głową, uważnie słuchając.<br />
- Rozwiązanie pierwsze: Caleb nie przestanie i Jade nadal będzie gwałcona - Szatyn skrzywił się, zaciskając zęby. - Rozwiązanie drugie: Caleb przestanie, lecz pobije Jade. I rozwiązanie trzecie: Jade zacznie się to podobać i od tego momentu zacznie cię z nim regularnie zdradzać. <br />
Chłopak spuścił głowę, płytko oddychając. Wszystkie trzy są złe i dla niego bolesne. Ciekawiło mnie czy wie, że tak naprawdę nigdy go nie zdradziłam. Że to nie jest naprawdę. Z niecierpliwością czekałam na jego odpowiedź. Próba polegała na ujawnieniu czyi ból woli: mój czy swój. A więc to coś, oraz ten Anioł i Demon wiedzieli, że Will nadal mnie kocha. Musi pokazać, jak bardzo mu na mnie zależy, mimo, że teraz robię za tą złą. Czy jego miłość do mnie osłabła czy nie. Nie miał zabronione mnie kochać. Mimo, że go to bolało zawsze będę tą jedyną. Ja nie oduczałam pozytywnych emocji - on posiadał ich w nadmiarze. <br />
Wreszcie szatyn podniósł głowę, patrząc prosto na "mnie".<br />
___________________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>Haha, mój najdłuższy :D Zwłaszcza, że jest złożony z samych opisów :D Nie licząc tych króciutki monologów, że tak powiem, złożony z samych opisów :D Mam nadzieję, że nie wyszło chaotycznie :D Mam z nimi jeszcze problem i staram się ćwiczyć, więc liczę, ze cokolwiek zrozumieliście :D Jest straszliwie dłuuugi, ale zawsze przesadzam z opisami <.> Jakoś tak mam :D <br />
</div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-55668089947395562812013-06-27T16:32:00.001+02:002013-06-27T16:32:17.367+02:00[11 cz.3]. Przepowiednia głosi, że żaden nadzwyczajny człowiek nie przetrwa tego co go tu spotkało.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
Padałam na ziemię szybko oddychając. Moje serce zaczynało się męczyć, a ja nie potrafiłam opanować jego bicia. Czułam ogromną pustkę, która na początku była wręcz nie wyczuwalna. Teraz powiększała się, ale nie miałam czasu by się tym przejmować. Musiałam walczyć, a właściwie uciekać. Do oczu napłynęły mi łzy kiedy Seth złapał mnie za nogi i jak marionetkę pociągnął w dół rzucając o drzewo. Wiedziałam, że nie był sobą, ale przecież gdzieś tam głęboko to był mój kochany Seth. Nie zdążyłam się podnieść, a chłopak usiadł an mnie okrakiem przytrzymując moje dłonie swoimi. W ustach trzymał nóż, który gdyby go wypuścił z pewnością wbił by się w moje kościste ciało. Na ustach bruneta zawitał łobuzerski uśmiech i poczułam jak chłopak daje mi w twarz. Wstał ciągnąc mnie za ręce i przygniatając do drzewa. W tym czasie zdążył przełożyć nóż do ręki. </div>
<div style="text-align: left;">
Pioruny uderzały koło nas jak oszalałe, do tego jeszcze padał deszcz, a ja byłam cała mokra.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zabawimy się.- powiedział chłopak rozcinając mi bluzkę. Zebrałam w sobie wszystkie siły bi się nie rozkleić kiedy stanęłam przed nim w samym staniku. Ten tylko cicho się zaśmiał i już chciał zdjąć mi spodenki, kiedy nagle padł na ziemię nieprzytomny. Otworzyłam szeroko oczy patrząc teraz nie na Setha, a na mężczyznę o ciemnej karnacji, czarnych włosach, które związane były w kucyka i ciemnych oczach, które teraz gniewnie mrużył przypatrując się mi. Ubrany był, właściwie w nic. Jedynie na biodrach miał przepasaną jakąś szmatę . Na szyi zawieszony naszyjnik z kłów jakiegoś zwierzęta, a na palcu pierścień, który zapewne nie należał do niego. Taki oto ,,ktoś'' stał przede mną, a przed chwilą zaatakował mojego przyjaciela, czy może raczej oprawcę.<br />
-Dziękuję. Jestem Ella.- powiedziałam wyciągając do niego dłoń. Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie po czym złapał za nią i za moją talię przekładając sobie przez ramię. Ani pisnęłam, w końcu ktoś nie uratował mnie po to by potem zabić. Nie był tak jak Seth opętany i mógł mi pomóc. Kiedy jednak zobaczyłam jak dwóch podobnych do niego zbiera mojego przyjaciela zaczęłam się szamotać i walić w plecy nieznajomego dzikusa.<br />
Po jakimś czasie jednak zrezygnowała. Po prostu leżałam mu na ramieniu wpatrując się w wszystko w koło. Nie miałam szans ucieczki, byłam zbyt słaba, a do tego czułam tę ogromną pustkę, na którą wcześniej nie zwróciłam uwagi. Teraz miałam an to mnóstwo czasu.<br />
W oczach nieznajomych byłam chyba jednak tą dobrą, bo w porównaniu do Setha nie miałam takiej ochrony, ani nie byłam przewiązana jakimiś linami. Setha nieśli wręcz jak na pożarcie. Jak zdobytą zwierzynę. Po kilkunastu minutach wędrówki ciemnym gąszczem zobaczyłam chaty z słomy i dzieci bawiące się w koło. Kilka kobiet, zresztą nagich, patrzyło na mnie z taką złością i wstrętem jakbym przed chwilą przespała się z ich mężami lub zabiła ich dziecko.<br />
Szliśmy dalej.<br />
Kolejne chaty, kolejne kobiety i kolejny mężczyźni. którzy unikali mojego spojrzenia. Wszyscy wyglądali wręcz identycznie. Czarne włosy, związane w kucyka lub rozpuszczone, ciemne oczy i prawie, ze brązowa karnacja.<br />
Mężczyzna ostrożnie położył mnie na ziemię w jednej z chat, a dwóch idących za mną wrzuciło go do niej bez zastanowienia. Biedny Seth, nie był nawet świadomy jak te, dla mnie miłe dziwaki, go traktują. Spał jak zabity.Rozejrzałam się w koło. Było na tyle jasno, że udało mi się dostrzec Kyle siedzącego i przywiązanego do grubej belki. Głęboko oddychał nawet na mnie nie patrząc. Ryder siedział po drugiej stronie tak samo jak Seth nieprzytomny. Już chciałam do niego podejść kiedy ktoś szarpnął mnie za dłoń i wyciągnął na zewnątrz. Wszyscy tubylcy stali w kręgu patrząc na mnie nieprzychylnie.Wyciągnęli mnie na środek i postawili przed drobną i garbatą staruszką. Kobieta przyjrzała mi się ostrożnie po czym na jej ustach zawitał uśmiech. Gestem dłoni nakazała nachylić się. Ostrożnie rozejrzałam się w koło. Ludzie patrzyli na mnie teraz jakby milej, dalej nie ufnie, ale już nie z nienawiścią, a po prostu strachem. Bali się mnie. Staruszka wypowiedziała coś w swoim języku i zimną, wręcz lodowatą, dłonią dotknęła mojego czoła. Znów powiedziała coś niezrozumiałego dla mnie i nagle wszyscy w koło padli na kolana.<br />
-Co się dzieje?- spytałam zaskoczona ich zachowaniem. Nawet ta staruszka teraz klękała przede mną modląc się. Ręce miała złożone, a usta poruszały się mimo, że nie dobiegały z nich żadne dźwięki.<br />
-Jesteś ich wybranką. Jesteś córą wodza tutejszej wioski. - odezwała się jakaś dziewczyna. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam niską blondynkę. Jako jedyna z tu zebranych była ubrana w więcej niż przepaskę an biodrach. Uśmiechała się przyjaźnie patrząc mi w oczy.- Wszystko ci opowiem. Jestem tu tłumaczem. Oni czekali wiele lat na to aż się zjawisz i oto jesteś.- powiedziała podchodząc do mnie i wyciągając w moim kierunku dłoń. Jeszcze raz przyjrzałam się tym ludziom po czym chwyciłam za nią i już chciałam iść kiedy ta sama kobieta, która wcześniej dotykała mojego czoła wstała i coś wykrzyczała. Spojrzałam pytająco na tłumaczkę. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie po czym tak samo jak wszyscy wkoło wzniosła dłonie do nieba mówiąc coś pod nosem.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Usiadłam na ziemi po turecku tak samo jak Rebeca. Dziewczyna wyróżniała się tu z tłumu i można było szybko ją odnaleźć. Jedyna dziewczyna o porcelanowej skórze i wręcz białych włosach, teraz przyglądała mi się z delikatnym uśmiechem na twarzy.</div>
<div style="text-align: left;">
Ci ludzie na prawdę uważali mnie za córkę tutejszego wodza, ale przecież on mógł mnie zobaczyć i powiedzieć, że to nie ja. Czemu się jeszcze nie zjawił? </div>
<div style="text-align: left;">
Oderwałam się od tych myśli przypominając sobie o moich przyjaciołach, a zarazem wrogach. Byłam ciekawa co ta wyspa jeszcze dla nas szykuje. </div>
<div style="text-align: left;">
- Tak jak mówiłam. Jesteś córką ich wodza, a właściwie to oni tak myślą. Paranormalni od wieków nie przybywali na ten teren. Unikali go jak ognia, w twoim wypadku wody.- już otwierałam usta by zapytać skąd dziewczyna o tym wie, ale ona mi na to nie pozwoliła.- Ta wyspa jest zwana wyspą Umarłych. Przepowiednia głosi, że żaden nadzwyczajny człowiek nie przetrwał tego co go tu spotkało. Ty masz jednak większe szanse na przeżycie. Jesteś wielbiona w tym miejscu,a ci ludzie oddadzą za ciebie życie. Zacznę może od początku. Wszystko zaczęło się w dniu kiedy na świat przyszła córka wodza Ubungi. Jedna z jego żon, bo tu można mieć wiele, urodziła ciebie. Dziewczynę o ciemnych włosach jak ziarna kakaowca, oczach niebieskich jak dwa oceany i skórze bladej jak porcelana. Jej matka umarła zaraz po porodzie, a nasz wódz został dwa dni po jej narodzinach zgładzony przez, jak oni to mówią, blade twarze. Nasza szamanka, czyli kobieta która dziś cię poznała i namaściła, wysłała cię strumieniem rzeki w dalekie zakątki świata. Chciała żeby zaopiekował się tobą ktoś godny tego czynu. Wszyscy jednak chcieli twojego powrotu. Gdy nie ma wodza przytrafiają się okropne rzeczy i tak też było. Powodzie, wichury, susze...- zapadła nagle niezręczna cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wierzyłam w to, że mogłam być córką wodza Indiańskiego.<br />
-Ale ja od zawsze wychowywałam się w Los Angeles. Mam nawet zdjęcia z szpitala.- powiedziałam trochę przerażona faktem, ze to mogła by być prawda.<br />
-Zostałaś podłożona zaraz po tym gdy dziecko jakiegoś małżeństwa zmarło. Przykro mi.- nie chciałam tego słuchać. To nie mogła być zresztą prawda, a nawet jeśli była to przecież nie mogę tu teraz zostać. Nie na wyspie gdzie nie przeżył jeszcze żaden Paranormalny, choć ja już nim nie jestem.<br />
-Wypuśćcie moich przyjaciół.- powiedziałam, ale napotkałam tylko smutne spojrzenie dziewczyny. Blondynka spuściła wzrok po czym podniosła go i skierowała w stronę wyjścia. Powoli wstałam i wyszłam na zewnątrz, a moim oczom ukazał się ogromny stos. Przywiązani do niego byli trzej chłopcy. Seth, Kyle i Ryder. Cała trójka była w pełni świadoma. Szamotali się i kręcili wrzeszcząc na ludzi, którzy i tak ich nie rozumieli. Przerażona przebiłam się przez grupę ludzi i wbiegłam na podest gdzie byli moi przyjaciele.<br />
-Nie możecie ich zabić. Oni są ze mną. Wypuśćcie ich.- powiedziałam patrząc po ciemnych twarzach. Ludzie zaczęli coś szeptać gdy Rebeca przetłumaczyła moje słowa. Jeden z mężczyzn coś krzyknął na co wszyscy mu przytaknęli.<br />
-Mówią, że są zagrożeniem. Jeden chciał cię zabić, a pozostała dwójka ma moce które mogą zabić nas i nasze dzieci. Nie mogą żyć.- do oczu napłynęły mi łzy. Zaczęłam głęboko oddychać patrząc na te wymęczone twarze. Ci ludzie nie byli źli, ale nie wiedzieli co robią, nie wiedzieli, że musimy wrócić, odnaleźć nasze Anioły i Demony i żyć tak jak wcześniej. Musimy znaleźć kamień, który uratuje moich przyjaciół.<br />
-Oni nie są zagrożeniem! Są moimi przyjaciółmi!- powiedziałam znosząc się szlochem i łapiąc za dłoń Rydera. Chłopak wyglądał najlepiej z całej trójki. Uśmiechnął się do mnie lekko i ścisnął dłoń.<br />
-Kim ty dla nich jesteś?- spytał cicho starając się jakoś wydostać z więzów.<br />
-Córką ich zmarłego wodza, ale nie mogę nic zrobić.- powiedziałam patrząc chłopakowi w oczy.<br />
-Rozkaż im. Muszą cię wysłuchać.- powiedział słabym głosem Kyle. Nie wiedziałam, że on też przeszedł na moją stronę. Nadal widziałam w jego oczach tą nienawiść, ale martwił się o swoją dupę.<br />
-Nie macie praw ich więzić! Rozkazuję wam ich puścić wolno i mnie też! Musimy iść dalej! Nie możemy tu zostać!- krzyknęłam patrząc na blondynkę w ostatnim rzędzie. Dziewczyna przetłumaczyła, a tłum nagle wybuchł. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć jak opętani w niezrozumiałym dla mnie języku. Szybko rozwiązałam chłopców licząc na to że Kyle i Seth nie rzucą mi się do gardła. Zeskoczyliśmy z podestu biegnąc w stronę lasu. Nagle poczułam mocne szarpnięcie i jak ktoś zakrywa mi usta dłonią. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Rozpoznałam, że to mężczyzna po głosie. Zaciągnął mnie do jednej z chat i brutalnie wrzucił do środka. Już nabrałam powietrza by wrzasnąć kiedy usłyszałam głośne krzyki na zewnątrz i zobaczyłam ogień. Ktoś puszczał wioskę z dymem. Poczułam na swojej szyi silny uścisk, a po chwili coś ostrego i metalowego. Otworzyłam usta by nabrać powietrza, ale nie mogłam nawet przełknąć śliny, bo zaraz bym się pokaleczyła. Przed oczami zobaczyłam dobrze zbudowanego mężczyznę po trzydziestce. Tak jak wszyscy tu był Indianinem i wyglądał jak oni. Teraz patrzył na mnie tymi czarnymi oczyma i gdyby mógł zabił by mnie spojrzeniem. Powiedział coś w swoim języku, czego oczywiście nie zrozumiałam, ale udało mi się wyłapać nazwę tej wyspy i imię Ubunga. Zadarłam wysoko głowę kiedy przejechał mi po szyi ostrzem noża. Krzyknęłam z bólu i usłyszałam jak ktoś wchodzi do środka. Zamknęłam oczy,a spod moich powiek zaczęły cieknąć łzy. Otworzyłam szeroko oczy gdy Indianin wbił mi nóż w sam środek brzucha. Ból był tak silny, że krzyknęłam i poczułam jak cała w środku płonę, mimo że nie mam ognia. Widziałam jeszcze jak tubylec upada na ziemię martwy, a mnie podnosi Ryder i wynosi z szałasu. Nabierałam powietrze w płuca tępo wgapiając się w chłopaka. Brakowało mi tlenu, a ból tylko narastał z każdym wdechem i wydechem. Cały czas zastanawiałam się czemu ten człowiek chciał mnie zabić. Pusta, którą wyczuwałam ostatnio teraz tylko jeszcze bardziej urosła podsycając mój wewnętrzny ogień. Czegoś mi brakowało, czegoś albo raczej kogoś. Wiedziałam, że chodzi tu o Willa. Był częścią mnie, moim Aniołem, który dzień i noc przy mnie czuwał. Umierał beze mnie, a ja bez niego. Musiałam być silna, musiałam wytrzymać dla niego. jeśli ja umrę i on, jeśli on zginie i ja. Byliśmy swoją częścią i nic nie mogło nas rozdzielić, ale jednak ktoś to zrobił. Sprzeciwił się naturze i zdecydował, że mam zginąć. Nie wyczuwałam teraz też swojego Demona. Nic nie czułam. Powinna rosnąć we mnie nienawiść i złość, ale nagle wszystko mnie opuściło. Nie czułam ani dobrych, ani złych emocji.<br />
_____<br />
<b><i>Od Akwamaryn:</i></b> Mogła bym pisać dalej, bo nagle dostałam natchnienia na opisy i akcję, ale muszę przerwać, bo wyjdzie za długi. I tak już jest strasznie długi, a nie chcę was zanudzić. Nie wiem jak wam, ale mi wyjątkowo się podoba. Mimo, że początek mi nie szedł rozkręciłam się i potem było już tylko lepiej. </div>
</div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-14036623198519784132013-06-19T18:29:00.000+02:002013-06-19T18:29:17.388+02:00[ 10 cz. 3 ] - Nie przeżyjecie długo. Macie kilka dni, nim wasz organizm zacznie sam siebie zabijać. <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Jade...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<i style="font-weight: bold;"> </i>Krzyknęłam z bólu, opadając na kolana. Złapałam się za brzuch, ciężko oddychając. Z trudem przełknęłam ślinę, słysząc wrzask Willa. Jęknęłam, znów czując jak coś rzuca mną po ziemi. Upadłam na nią, w drgawkach. Czułam, jakby coś chwyciło mnie w talii, rzucając po trawie. Co chwila krzyczałam z bólu, nie mogąc nawet otworzyć oczu. Ból z brzucha, przeszedł na głowę. Jęknęłam, kiedy coś podniosło mnie w powietrze, a następnie brutalnie uderzyło mną o skały. Następnie coś bardzo ciężkiego i bardzo dużego docisnęło mnie do głazu. Chwile tak przytrzymywało, aż wreszcie puściło. Spadłam na coś lub na kogoś, z trudem łapiąc oddech. Skrzydła gwałtownie skurczyły się, na co zareagowałam wrzaskiem. Rozległ się jakiś huk i gdy lekko uchyliłam powieki, wokół mnie latały czarne i białe piórka.<br />
Przetoczyłam się na trawę, kuląc i łapiąc za brzuch. Poczułam jak coś podchodzi mi do gardła, lecz udało mi się nie zwymiotować. Za to Will, leżąc obok mnie, nie miał tyle szczęścia.<br />
Skończyło się. Ból zmalał, czaszka przestała mi pękać, już mną nie rzucało. Niewidzialna dłoń zniknęła z mojej talii, mogłam normalnie oddychać. Temperatura znów się unormowała, wszystko było tak jak przedtem.<br />
Gdyby tylko nie ta okropna tęsknota, potrzeba za czymś... Chciało mi się płakać, bić, krzyczeć... Tak bardzo czegoś potrzebowałam, tak bardzo... Czułam się pusta. Zupełnie pusta. Bez życia. Jakby odebrano mi wszystkie emocje... Jak wtedy kiedy wstąpił we mnie Demon. Tak samo. Tylko teraz została tęsknota, chora tęsknota. I rozpacz, ogromna rozpacz.<br />
Przejechałam paznokciami po nadgarstku, a z niego niemal natychmiast poleciała krew. Wzięłam głęboki oddech i przyssałam się do ręki. Zaraz jednak wyplułam swoja krew, wycierając nadgarstek w trawę. Nie, to nie to. Ale coś... Coś mi zabrano. Zabrano, moją własność, moją rzecz....<br />
W oczach miałam łzy. Coś straciłam, coś bardzo ważnego. Tak strasznie go potrzebowałam, tak okropnie... Potrzebowałam go, dlaczego nigdzie go nie było?! Tak jak zawsze, każdego ranka i wieczoru. Zawsze robił co chciałam, tak jak chciałam i kiedy chciałam. Nigdy mnie nie zostawił, a ja jego. Byłam przy nim, dbałam o niego... Na swój chory sposób, ale dbałam.<br />
On był mój.<br />
Ryder.<br />
Nie ma go. Nie ma. Nie ma Rydera, nie ma.<br />
Tęsknotę zastąpiła panika, strach. Nie wiedziałam gdzie jest, nie miałam z nim kontaktu. Nie ma go, pomyślałam po raz kolejny. Zabrano mi go, zabrano mi Rydera... Nie, matko, nie...<br />
Dotknęłam brzucha. Mój kontakt... Urwano mi z nim kontakt, połączenia duchowe! Zabrano mi to, co czyniło mnie jego Anty - Stróżem. Zabrano mi jego... Ktoś mi to ukradł. Nie byłam sobą bez niego. Ryder mnie dopełniał, potrzebowałam go. Zostałam dla niego stworzona, teraz byłam nikim. Gdzie on do cholery jest?!<br />
Spojrzałam na Willa. Ciężko sapał, obejmując brzuch ramionami. Popatrzył na mnie tym nieszczęśliwym wzrokiem, a ja rozpłakałam się jak dziecko.<br />
Nie ma go, nie ma!<br />
Nagle jakaś siła postawiła mnie i szatyna na nogi, tak, że aż się zachwiałam. Wbiłam paznokcie w materiał sukni, rozglądając się tępo wokół. Moje myśli wciąż latały wokół Rydera. Nie ma go, ktoś tak po prostu nas od siebie odciął. Umierałam bez niego, zostałam mu stworzona. Dla niego.<br />
Staliśmy na jakiejś wielkiej arenie, a przed nami widniały trybuny. Trzy główne miejsca, uściełane na czerwono wznosiły się ponad to. Pod nimi można było zauważyć wyjście, kratę, pilnowaną przez dwóch strażników. Dochodziły z niego krzyki ludzi, zarazem smutne i wesołe. Zarazem pełne bólu i szczęścia. Dopełniały mnie i osłabiały. Nie wiedziałam jak się zachować, zbyt wiele sprzecznych uczuć. Zabijało mnie to, nie potrafiłam się zdecydować czy jestem głodna czy nie. Czy jestem silna czy słaba. Skrzydła cały czas kurczyły i rozciągały się, przyprawiając mnie o ból. Byłam zagubiona, nie wiedziałam co zrobić. Obraz mi się zamazywał, nogi uginały.<br />
Dopiero wzniesienie w powietrze i związanie łańcuchami oraz mocny cios w policzek mnie rozbudziły. Will stał obok mnie, a raczej leciał, z wściekłością przypatrując się ludziom siedzącym przed nami. W jego umyśle wyczułam nienawiść... A przecież on nie mógł nienawidzić. Sam się zabijał. Wiedziałam, że to uczucie sprawiało mu ból, ale nie pokazywał go po sobie. Twardo patrzył przed siebie i tylko małe drgania szczęki, świadczące o tym, że zaciska zęby, pokazywały jak bardzo jest mu ciężko.<br />
Zgięłam się, czując w sercu ukłucie. Z trudem odwróciłam wzrok od chłopaka i skierowałam go na trzy główne miejsca na trybunach.<br />
Po prawej stronie widowni znajdowały się osoby ubrane jedynie na biało. Nikt nie posiadał nawet czarnych czy brązowych włosów - jedynie jasne. Prawie, że białe. Uśmiechali się do nas ze współczuciem i troską. Znaczy... Do Willa. Mnie mierzyły pogardliwym spojrzeniem. Niektóre miały coś na szyi, jakieś znaki, które ciągle drapali.<br />
Po drugiej stronie znajdowały się dosłownie ich przeciwieństwa. Ludzie zostali ubrani wyłącznie na czarno. Zdarzały się blond włosy, lecz wtedy były oznaczone płomieniami. Tak jak moje. Przyglądali mi się z zainteresowaniem i niepewnością, Na Willa albo w ogóle nie patrzyli, albo ze złośliwością. Niektóre spojrzenia sprawiały wrażenia, że gdyby mogły to by go zabiły. Czasami ludzie również mieli na szyi jakieś znaki.<br />
Wisieliśmy kilkadziesiąt metrów nad ziemią - gdy popatrzyłam w dół, zebrało mi się na wymioty. Natychmiast podniosłam głowę, biorąc głęboko oddychając. Zerknęłam na szatyna. Stał wyprostowany, ze ściągniętą twarzą. Miał zaciśnięte zęby, płytko oddychał. Nie spoglądnął na mnie ani razu - wbił wzrok w jakiś przedmiot i tak znosił to wszystko. Jego skrzydła, unieruchomione łańcuchami, nawet nie próbowały się uwolnić, podczas gdy ja moimi cały czas szamotałam. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że tak tylko pogarszam ich stan - pióra odpadały powoli na ziemię, a każde sprawiało mi ból. Uspokoiłam się, zamykając oczy.<br />
Otworzyłam je dopiero wtedy, gdy wszystkie szepty i śmiechy zamilkły. Po arenie rozległ się odgłos czyiś kroków, a po chwili pojawiły się trzy postacie.<br />
Pierwsza ubrana była jedynie na biało. Nawet włosy posiadała tego odcieniu. Przełknęłam ślinę, czując potworny strach. Za to Will całkowicie się rozluźnił. Chcąc nie chcąc zaczęłam drżeć z przerażenia, niepewnie obserwując ruchy owej postaci.<br />
Podskoczyłabym, gdybym mogła, kiedy nagle ze świstem otworzyła skrzydła. Ogromne, wielkie, piękne... Gwałtownie zabrałam powietrza. Nigdy czegoś takiego nie widziałam, nawet sobie nie wyobrażałam. Sięgały niemal do końca trybun - tak przynajmniej mi się wydawało. Błyszczały tak mocno, że na początku oślepiły mnie - dopiero po chwili mrugania powiekami, zdołałam przyzwyczaić się trochę do poblasku.<br />
Will wręcz się nawet uśmiechnął, patrząc z miłością na ową osobę.Wydawałoby się, że nie dostrzega nic innego, tylko ją. Że jest mu najbliższa, najukochańsza...<br />
Tak jak ja kiedyś, pomyślałam mimowolnie. <br />
Widownia ubrana nią biało wstała, prostując skrzydła. Znów poczułam strach, który natychmiast znikł, gdy weszła druga osoba. Ubrana na czarno - nawet włosy. Przerażenie zastąpiła ulga, a wręcz radość. Chciałam przed nią paść, przytulić ją. Poczułam... Tak, poczułam miłość. Co przecież było mi zabronione.<br />
Cóż, najwyraźniej tę osobę mogłam ubóstwiać cała sobą.<br />
Demon stanął obok Anioła, pokazując skrzydła. Czarne, ogromne...Piękne. O takich marzyłam. Te moje, nawet w czasie największej mocy, nie były tak duże. Ba, w połowie tak duże! One po prostu.. One.. Wspaniałe. Cudowne. Błyszczały na czarno, lecz nie oślepiały mnie. Dodawały tylko otuchy. <br />
Osoby z lewej strony trybun wstały i również rozprostowały skrzydła. <br />
Chcąc nie chcąc uśmiechnęłam się.<br />
Na końcu, za Demonem i Aniołem wszedł.. Człowiek. Tak, człowiek. Z prawej strony - ubrana na biało kobieta, a z lewej... Mężczyzna, cały na czarno. Zafascynowana przyglądałam się owej istocie. Z jednej strony bałam się jej, a z drugiej kochałam. Władały mną sprzeczne uczucia. Chciałam do niej podejść i jednocześnie uciec. Nie wiedziałam co zrobić, czułam się zagubiona.<br />
"Kobieta" uśmiechała się ciepło, spoglądając na nas łagodnie. Jej białe włosy sięgały do ziemi i jeszcze ciągnęły się po niej. Cerę posiadała bladą, bardzo bladą. A przy tym sprawiająca wrażenie delikatnej jak porcelana. Bo może naprawdę nią była? Tutaj wszystko jest możliwe. Ubrana została, tak jak ja w suknię. Ale o ile moja kończyła się w połowie ud, tak jej właściwie końca nie miała. Ramiona posiadała odsłonięte, a na szyi... O, tak. Na szyj widniał łańcuszek ze złota, srebra i... Czy ja tam widzę brylant wielkości pięści?<br />
"Mężczyzna" był jej całkowitym przeciwieństwem. Z grymasem pogardy i wściekłości mierzył nas spojrzeniem. Wyglądał, jakby najchętniej nas chciał torturować. Nienawidził i mnie i jego, oj tak, bardzo nienawidził. I gardził, jakbyśmy nie byli godni jego uwagi, a co tu mówić o rozmowie z nim. A raczej jego monologu. Ubrany został jak szlachcic. Taki z szesnastego wieku. Tylko dwie siekiery - małą i duża - niszczył ten ubiór. I... No tak. Siekiery były z brylantów, złota i sreber. Pełen luksus. Bo nie ma to jak zadźgać kogoś narzędziem tak drogim, że brakłoby zer do napisania jego ceny. O ile w ogóle ta siekiera jet godna zabicia kogoś, oczywiście, pomyślałam ze złością. I jednocześnie podziwem. <br />
Głos miało zniekształcony. Taki i kobiecy i męski. Nie było przyjemne dla ucha i jednocześnie chciałam go słuchać cały czas.<br />
- Willu Jamesie Wesley i Jade Bellatrix Caroline Stewart. Znaleźliście się tu byśmy mogli zobaczyć wasze zdolności i ocenić umiejętności. Pragnęlibyśmy sprawdzić czy zasłużyliście na tytuł Anioła i Demona - Tu dłuższą chwile patrzył na Willa. Ten jednak nie zawstydził się, tylko dzielnie znosił jego spojrzenie. - Przejdziecie dwie próby. Każda trudniejsza od drugiej. A gracie o bardzo dużą stawkę.<br />
Tu pojawił się obraz walczących. Ella i Seth. Ryder i Kyle. W jakiejś dżungli. Coś nie tak było z Kylem i Sethem - oczy im pociemniały, na twarzy mieli wypisaną nienawiść. Atakowali swoich przyjaciół... I nawet o tym nie wiedzieli. Ktoś ich opętał. Ella znacznie przegrywała, chyba była na skraju śmierci. Ryder dawał sobie radę i to nawet bardzo dobrze. Spojrzałam z ukosa na Willa - wyczułam w nim ból, duży ból. Nie mógł oderwać wzroku od leżącej brunetki. Leciutko uśmiechnęłam się, w myślach chwaląc Setha za zadawane cierpienie. <br />
Wzięłam głęboki oddech, spuszczając wzrok i próbując panować nad uczuciami.<br />
- O ich życie. Od was zależy czy przeżyją następne cztery dni czy umrą. Ale musicie zdać wszystkie próby. Jeśli któreś z was przegra... Nie będzie już ratunku do pozostałej czwórki. Musicie zdać się na siebie. Wasza siłą, zręczność i odwaga są tu najważniejsze. Walczycie nie o swoje, a kogoś życie. I to swoich podopiecznych. A z dala od nich... Nie przeżyjecie długo. Macie kilka dni, nim wasz organizm zacznie sam siebie zabijać.<br />
Podnieśliśmy oboje wzrok. Przerażona spojrzałam na kobieto - mężczyznę. Wcale nie walczymy o swoje życie, pomyślałam z przekąsem. Ale jak oni umrą, to my też. Nie mam wyboru.<br />
Znów poczułam okropną tęsknotę za Ryderem. Coś zabolało mnie w brzuchu, najprawdopodobniej oderwany koniec nici, pragnącej się znów z nim połączyć. On był mój. I jest. Nie dam go sobie odebrać, nie dopóki to ja nad nim panuje.<br />
Kobieto - mężczyzna utkwiło we mnie czarno - niebieskie ślepia. <br />
- Jade zaczyna - wycedziło.<br />
Nagle łańcuchy znikły, a ja zaczęłam spadać. Will krzyknął moje imię, a widownia - ta czarna - zaśmiała się. Próbowałam machać skrzydłami, lecz straciłam nad nimi kontrolę. Nie chciały zacząć się ruszać, jedynie otoczyły mnie, dając ciepło. Nagle poczułam, jakbym wpadała do wody, lecz nie zostałam mokra. Co prawda, nie potrafiłam oddychać, lecz pozostałam sucha. Niespodziewanie coś szarpnęło mnie w okolicy brzucha i znalazłam się w Nowym Yorku. Zamrugałam zdezorientowana. <br />
Skrzydła odsłonił mi widok, a ja wręcz pisnęłam z radości. Miałam ochotę do niego podbiec, lecz powstrzymywałam się. Jestem Demonem, nawet by mnie nie zobaczył. W dodatku to nie jest już moja rodzina. Nie kocham go.<br />
Ale nie potrafiłam powstrzymać się od radości i fali... Czegoś w moim sercu. Nie umiałam tego nazwać, ale było miłe i ciepłe. Jednocześnie przyjemne i bolesne.<br />
Przede mną stał mój młodszy braciszek, Drake. <br />
____________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>I kolejny długi :D Mam nadzieję, że ciekawy :) I przyjemnie się go czytało :D Ja miałam na niego ogromną wenę i pisałabym dalej, ale bałam się, że nie przetrwacie xd :D Podoba się ? :> </div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-66009255285535326592013-06-16T19:47:00.002+02:002013-06-16T19:47:58.754+02:00[9 cz.3]- Teraz pożałujesz... Umrzesz tak jak Jade.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<i><b> Ella...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Wylądowałam na czymś twardym i cała się poobijałam. Nie leżałam jednak długo, bo zaraz spadłam na ziemię. Wylądowałam an Ryderze co chyba było najgorszą z możliwych opcji. Bezczelnie mnie zrzucił, ale pominęłam ten fakt i po prostu wstałam rozglądając się w koło. Stałam na środku wielkiej areny. W koło było coś przypominającego trybuny, na nich siedzieli ludzie w prześcieradłach. Głośno krzyczeli wymachując pięściami w naszą stronę. Spojrzałam w prawo. Tam stał Seth. Spojrzałam w lewo. Kyle. Nie słyszałam jednak głosów Willa czy Jade, która jeszcze przed sekundą nawijała jak połamana i raniła mojego Stróża. Sama zdążyłam zauważyć, że chłopak słabnie, a bez jego pomocy przecież zaraz bym zginęła lub kogoś rozszarpała, nawet nie mając mocy. </div>
<div style="text-align: left;">
O czym ja tak właściwie myślałam? Powinnam się raczej zastanawiać jakim cudem z taksówki nagle znaleźliśmy się w starożytnym Rzymie na środku okrągłej areny, gdzie wszyscy ludzie domagali się naszej śmierci. </div>
<div style="text-align: left;">
Nagle moich uszu dobiegł przeraźliwy ryk. Odwróciłam się wystraszona i zobaczyłam... Nie uwierzycie, ale zobaczyłam ogromnego lwa. Był nienaturalnie wielki. Dwa razy większy ode mnie, jak mamut z Epoki Lodowcowej, albo i gorzej. Dziwne porównanie, ale tylko to przyszło mi wtedy do głowy. Pisnęłam cicho ze strachu odskakując w tył i wpadając na coś. Poczułam na swoich plecach czyjś oddech, ale mogłam dać sobie rękę uciąć, że nie był to oddech człowieka. Ostrożnie obróciłam się i zobaczyłam kolejnego lwa. Nagle rozległ się czyjś głos co od razu skojarzyło się mi z naszą próbą i tym podstawionym przestępcą. Jednak tym razem ten ktoś się nam ujawnił. Był to niski i dość gruby mężczyzna w białym prześcieradle do kolana. To wszystko wydawało się być takie bajeczne jednak to co powiedział zwaliło mnie z nóg.</div>
<div style="text-align: left;">
-Witajcie. Znajdujcie się na wyspie z której nie ma ucieczki. Wypuszczę was, ale najpierw zabawimy się. Przeżyć może tylko jedno z was, a dopiero wtedy zabawa dobiegnie końca.- powiedział głaszcząc jednego z lwów po głowie. Ten zamruczał jak mały kot i położył się na ziemi wlepiając we mnie swoje czarne ślepia.<br />
-Czy ja dobrze słyszę? Mamy siebie nawzajem pozabijać?! Co to za chora wyspa!- wrzasnął Kyle i odskoczył w tył kiedy jeden z lwów podszedł do niego głośno rycząc.<br />
-Obrażasz jego terytorium, a to nie ładnie. Miłej zabawy.- powiedział po czym znikł. Nagle oczy moich towarzyszy zabłysły, a oczy im pociemniały. Nie byli sobą. Lwy głośno zaryczały,a jeden rzucił się na mnie. Ledwo udało mi się uniknąć ataku, odskakując w bok. Byłam najsłabsza i nie miałam szans by jakoś przetrwać na tej wyspie. Do tego wszystkiego chłopcy jeszcze próbowali się pozabijać. Miałam tylko nadzieję, że Ryder, Seth i Kyle zabiją zwierzęta zanim te mnie zjedzą na obiad. Nie udało mi się jednak długo ustać na nogach, bo ktoś mnie ściął od tyłu przewracając przy tym na ziemię. Cicho zasyczałam gdy poczułam jak po moim ramieniu cieknie stróżka krwi. Zaskoczona spojrzałam na Setha. Stał nade mną z nożem. Już się chciał zamachnąć kiedy przewróciłam się na brzuch unikając ciosu. Zacisnęłam zęby kiedy ból zaczął narastać. Brunet wytworzył podmuch wiatru, który uniósł piach,a ten z kolei wbił się w ranę zadając okropne cierpienie. Rozległ się kolejny głośny ryk i Seth padł na ziemię pod ciężarem lwa. Przerażona odskoczyłam w tył i poczułam jak ktoś przykłada mi do gardła nóż. Skąd oni wszyscy je mieli? Czemu tylko ja byłam bez broni? Oddech przyspieszył mi kiedy usłyszałam głos Rydera.<br />
- Teraz pożałujesz... Umrzesz tak jak Jade.- do oczu napłynęły mi łzy. Gdybym tylko mu powiedziała, że ona jest jego Demonem, ale nie mogłam. Już otwierałam usta by mu odpowiedzieć, ze nie pozwolił mi na to.- Jak mogłaś to zrobić... Myślałem... Ella ja cię kochałem.- powiedział, a mi brakowało już powietrza. Złapałam za dłoń chłopaka, którą miał zaciśniętą na rękojeści i powoli odsunęłam, obracając się przy tym w stronę chłopaka. Ciemne oczy przypatrywały mi się w oczekiwaniu na kolejny ruch. Tak mi go brakowało, ale musiałam go unikać jeśli chciałam żeby Will jakoś przetrwał.<br />
-Ryder. - zaczęłam kładąc swoje dłonie na szyję chłopaka. Przeniosłam je niżej na barki po czym przesunąłem na klatkę piersiową. Serce chłopaka waliło jak oszalałe, zresztą moje wcale nie mniej. Dalej patrzył na mnie bez słowa, co nie powiem, trochę mnie krępowało. Spuściłam wzrok zapominając całkiem o panującym w koło zamieszaniu. Nawet nie wiem co działo się za moimi plecami. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam Ryderowi głęboko w oczy. Spoważniał, ale nie teraz, tylko przez ten cały czas. Już na początku był twardy i opanowany, ale ostatnie wydarzenia jeszcze bardziej go zmieniły. Wiedziałam, że strata Jade bardzo go bolała, mnie zresztą też, ale teraz nie było to ważne. Było ważne by przeżyć. - Ja cię nadal kocham.- powiedziałam łapiąc za koszulkę chłopaka i całując go w usta. Przez chwilę chyba nie wiedział co się dzieje, bo stał nie ruszając się. Dopiero po chwili odwzajemnił pocałunek, a ja usłyszałam ciche westchnienie jego Stróża. Pomogłam mu, choć nie to miałam na celu. Tak wspaniale było czuć znowu smak jego usta, móc go przytulić. Ledwo zdążyliśmy się od siebie oderwać, a Seth uderzył we mnie powietrzem tak silnym, że uderzyłam o ścianę areny. Zasyczałam z bólu odchylając głowę do tyłu kiedy piach zaczął wpadać mi do oczu. Zobaczyłam przerażonego Rydera i to jak zadaje mojemu przyjacielowi ból. Już chciałam go powstrzymać gdy w moim kierunku skoczyła lwica zachodząc mi drogę. Chciała by sami to rozwiązali. Kyle stał po drugiej stronie tak samo jak ja przyparty do ściany przez lwa. Po policzku spływała mu stróżka krwi i obejmował się rękoma w pasie. Ledwo chodził. Chyba zaatakował go jeden z zwierzaków. Seth nie był wcale w lepszym stanie. Z jego pleców krew płynęła wręcz potokami, a do tego jeszcze teraz wił się w konwulsjach na ziemi. Ryder trzymał się najlepiej. Miał jedynie kilka zadrapań. Teraz atakował Seth bez najmniejszych oporów. Nie wytrzymałam widoku chłopaka, który prawie że umierał i krzyknęłam. Brunet spojrzał na mnie zaskoczony, a ja wrzasnęłam.<br />
-Zostaw go! Nie możemy się zabijać! Jesteśmy przyjaciółmi!- powiedziałam z łzami w oczach, ale nikt mnie nie słuchał. Ryder dalej atakował Setha, które z kolei nawet się nie bronił. Poczułam jak przepełnia mnie ciepło, jak dłonie zaczynają mnie piec i nagle wybuchłam. Tak jak kiedyś, gdy jeszcze miałam moc. Posłałam kulę ognia w kierunku Rydera, który zaskoczony skoczył w tył. Zatrzymałam ogień tuż przed twarzą chłopaka po czym sprawiłam, że stała się niebieska. Rany na skórze Rydera znikły, a kiedy chciałam uleczyć resztę ogień nagle się rozpłynął zostawiając po sobie jedynie kłęby dymu. Padłam na ziemię osłabiona i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wszystko rozmazało się, a ja nagle znalazłam się w środku dżungli.<br />
W koło znajdowały się tylko drzewa porośnięte mchem czy bluszczem, zwisało z nich coś podobnego do lian, a niebo było ledwo widoczne pod koronami drzew. Przede mną stał Seth. Oczy miał ciemne i puste, wpatrywał się nimi we mnie z nienawiścią. Byłam dla niego wrogiem. Chciałam wytworzyć ogień, ale tym razem się nie udało. Był to chyba chwilowy napływ sił. Teraz nie miałam ich w ogóle, ale wiedziałam że Seth nie odpuści. Uderzył we mnie powietrzem po czy sprowadził piorun, który uderzył po mojej prawej stronie. Przerażona cicho pisnęłam i wspięłam sie na drzewo które było najbliżej.<br />
-Złaź!- wrzasnął sprowadzając na mnie kolejne pioruny. Złapałam się jednej z lian patrząc na chłopaka, który usilnie starał się mnie zrzucić. Przypomniała mi się nagle pewna zabawa, w którą bawiłam się z Sethem gdy byliśmy mali. Skakaliśmy po płocie, a tak właściwie to ja skakałam a on mnie łapał gdy spadałam. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i nagle gałąź pode mną ułamała się. Przeleciałam tuż nad głową chłopaka i wpadając prosto na drugie drzewo. Wpadłam na nie z taką siłą, że poczułam ból w ramieniu, które wcześniej zostało ranne.<br />
-Pierw mnie złap.- powiedziałam łapiąc się kolejnej liany i uderzając w kolejne drzewo. Powoli ręce zaczynałam mieć czerwone i zaczynały szczypać, ale nie poddawałam się. Dzielnie walczyłam. Dopiero gdy chłopak złapał mnie w pasie i rzucił moim ciałem o twardą ziemię zrozumiałam, że i tak bym przegrała. Byłam najsłabsza, a teraz nie było przy mnie ani lwa ani Rydera by pomóc.<br />
____<br />
<b><i>Od Akwamaryn:</i></b> Nawet mi się podoba, a wena na niego mi dopisywała. Wy oceńcie czy długość jest odpowiednia i akcja również. Mam nadzieję, ze choć na część pytań wam odpowiedziałam.</div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-71027305134291050632013-05-29T19:15:00.001+02:002013-05-29T19:15:41.621+02:00[ 8 cz. 3] - Teraz, kiedy widzę jaka jesteś naprawdę, nie żałuje, że już nie będzie żadnych "nas" .<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Nie chciałam być z powrotem człowiekiem. Bardziej podobało mi się życie jako Demon. Nie rozumiałam po co chcą mnie wskrzeszać, zwłaszcza, że dwóch z czterech słyszało mnie i moje protesty. Mimo to nie ustępowali i uparcie mówili, że stanę się znów "sobą". Nie potrafili zrozumieć, że choć powrócę do żywych, mój charakter się nie zmieni. Jestem zła jako duch - to jako człowiek nie stanę się nagle ludzkim Aniołem. Wtedy udawałam kogoś kim nie jestem i teraz nie zmienię tego. Gdybym naprawdę była grzeczna i miła w tamtym życiu, nie trafiłabym tutaj.<br />
Ale oni uparcie nie dopuszczali tego do świadomości. Nawet napuszczałam na nich Rydera - ale on jedynie się z nimi kłócił. Sam wręcz podskakiwał z radości na myśl, że znów będzie miał przy sobie Willa i - Matko, jak to żałośnie brzmi - Małą Jade.<br />
Jako Demon prowadziłam ciekawsze i śmieszniejsze życie. Podobało mi się ono. Podobały mi się płomienie na moich włosach, ogromne, czarne skrzydła A najbardziej funkcja. Nie chciałam być tego pozbawiona. Chcieli mnie "uratować"... Phi, dobre sobie...Wolałam tu zostać, wolałam dalej... Nie żyć. Bardziej mi to odpowiadało. Willowi nie, bo kochał, ale mi...<br />
- A nie pomyślałaś, że jak wrócisz na ziemię znów zaczniesz kochać? - usłyszałam niedaleko Willa.<br />
Spojrzałam na niego, uśmiechając się z przekąsem.<br />
- Chciałbyś, co? - odpowiedziałam, mierząc go spojrzeniem.<br />
Chłopak nie odpowiedział, skupiając się na kolejnej kłótni Elli. Nie musiałam już nawet do niczego namawiać Rydera - sam to robił. Ella zresztą też dawała się ponieść emocją. Albo "niechcący" do szturchnęła, albo coś na niego wylała... Albo Ryder "niechcący" o nią zahaczył i upadł, albo przypaliły mu się lody... Lody! Nagle ni stąd ni zowąd zaczęły go palić. To był mój podopieczny i właściwie powinnam być zła na Ellę, że tak go podpuszcza. Ale te ich wojny... Okropnie mnie bawiły. I napełniały. Demon brunetki również miał się coraz lepiej, czasami mogłam do zobaczyć. Stróże i Anty-Stróże mogły stawać się niewidzialne dla siebie nawzajem. Jako, że Kyle miał moc widzenia duchów, Will nie korzystał z tej umiejętności. Jako, że bardziej pokochałam się kłócić, brałam z niego przykład.<br />
Trudniej było mu opiekować się Ellą z dwóch powodów: Po pierwsze, ona sama odpychała go i ignorowała, zacięcie dogryzając Ryderowi. Po drugie: Will nie mógł się skupić, mając mnie przy sobie. Dosłownie nie potrafił oderwać ode mnie wzroku. Stan Elli znacznie się pogarszał, jej Demon pilnował by nie zaprzestała kłótni z Ryderem. Nie chciała go słuchać, a mimo to robiła wszystko co jej kazał. Manipulacja doskonała.<br />
Od wizyty u Elli minęło pięć dni, a my właśnie staliśmy na lotnisku w Afryce. <br />
Ella męczyła się z mapą, która wiała jej cały czas w oczy - było mi gorąco i ochładzałam się skrzydłami - Ryder rzucał w jej stronę jakieś zgryźliwe uwagi, Kyle patrzył na nich spod łba, a Seth zajadał hamburgera. Siedziałam na walizce Rydera, machając zaledwie końcówkami skrzydeł - znacznie urosły od czasu mojej "pracy" przy brunecie. Domyśliłam się, że oprócz naszej własnej ochrony są też wskaźnikiem siły. U Willa zmalały.<br />
Byłam ciekawa czy potrafiłabym wywołać deszcz, jeśliby zdobyłabym jeszcze trochę mocy. Wtedy zabawa Ella - Ryder byłaby bardzo ciekawa.<br />
Wreszcie Kyle uspokoił dwójkę, wyrywając brunetce mapę. Oboje, chwytając walizki, skierowali się w stronę najbliższego hotelu, za nimi Seth i na końcu Ryder. Oparłam nogi na uchwycie bagażu, nadal na nim siedząc - dla chłopaka i tak ważyłam tyle co nic.<br />
- Nie wystarczy ci, że Ryder chodzi wściekły? Musisz jeszcze denerwować Elle? - usłyszałam głos Willa.<br />
Podniosłam wzrok, przekrzywiając głowę.<br />
- Próbujesz wzbudzić w sobie nienawiść do mnie? - zapytałam, przyglądając się mu. - Obydwoje wiemy, że to się nie uda. Nie potrafisz nienawidzić tak samo, jak ja nie potrafię kochać.<br />
Chłopak zmrużył oczy, ale odpowiedział za niego Kyle.<br />
- Stary, nie warto. To Demon, podjudza cię. Chcę byś zaczął się z nią kłócić.<br />
Uśmiechnęłam się.<br />
- Mówi to człowiek, który po nocach sam się kłóci ze swoim Anty-Stróżem - odparłam z przekąsem. <br />
Kyle odwrócił się gwałtownie, wpadając na Setha, który spojrzał na niego ze zdziwieniem. Ze złości robił się czerwony, nie kontrolując siebie, odepchnął szatyna, podchodząc do walizki Rydera. Ten spoglądnął na niego z wyrazem " Boże, co za idiota". Gdyby nie Ella, na pewno zaczął by się wydzierać na mnie - czyli z punku widzenia normalnych ludzi, na bagaż. Nie mógł mnie nawet uderzyć. Nic mi nie mógł zrobić, za to ja mu - wszystko. Zranić i psychicznie i fizycznie. To po prostu było za proste. Mówią, że najlepiej działa praca zespołowa. Gdyby tak wziąć Demona Kyle... Ach, nie, nie. Nie chcę by skończył w psychiatryku, jako psychopata.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Czekaliśmy zniecierpliwienie na taksówkę. Opierałam się plecami o plecy Rydera, cały czas szepcząc mu coś o Elli i Kyle. Wykorzystywałam przy tym miłość chłopaka do brunetki i kształtowałam w nim zazdrość o Kyle. Pokazywałam obrazy, słowa, rozmowy między nimi, które tak naprawdę nigdy nie miały miejsca. A które w jego głowie rodziła złość, zazdrość... Czasami nawet zaczynał myśleć, że niektóre rzeczy wydarzyły się serio. W ich pokoju, kiedy zamknęli się w nim zaraz po zmroku. Ella i Kyle w ogóle się wtedy do siebie nie odzywali - ze zmęczenia i złości na siebie, że tak łatwo dają się manipulować. Ale według Ryder namiętnie się całowali i spiskowali przeciw niemu. Nawet Seth, biedny, mały Seth, był winien w jakiś sposób ich "romansikowi".<br />
Will powoli zaczynał przegrywać. Jego cera stała się ziemista, pod oczami miał wory, chodził przygarbiony... Ella, wiedząc o tym, unikała Rydera by nie wszczynać kłótni. Starała się usunąć z siebie złość - ale to nie było takie proste. Zwłaszcza mając na uwadze ciągłe docinki bruneta. Cóż... ja też ich nie szczędziłam. Zwłaszcza co do Willa - zdawałam sobie sprawę, jak bardzo Elle to złości. Raniłam go i ja i ona. Tyle, że ona starała się jak najmniej. Phi, pomagała ludziom ile tylko mogła. I może nawet by to działało, gdyby nie to, że po pierwsze: Ryder i tak jej dokuczał, a po drugie: dzieci raczej jej się bały niż cieszyły pomocy. <br />
- O, patrz Ryder... - szepnęłam znów do ucha bruneta. - Widzisz jak Ella i Kyle się śmieją? Na pewno z ciebie. O, Kyle nawet tu spojrzał.<br />
Z drugiej strony odezwał się Stróż, którego natychmiast przepędziłam skrzydłami.<br />
Brunet zacisnął ręce w pięści, mrużąc oczy.<br />
- Podrywa ją. Chce ci ją odebrać z powodu kryzysu w związku. Już wtedy, kiedy się poznaliście miał na nią chętkę, prawda? - Wiedziałam jak to się odbyło z jego wspomnień. - Oboje są sobie warci. Wyśmiewają cię, nawet ona. Która mówiła, że cię kocha.<br />
- Zabawne, że właśnie ty o tym mówisz - usłyszałam wściekły głos Willa.<br />
Podniosłam wzrok, unosząc brew.<br />
- Nie mów, że masz jeszcze nadzieję. Kotku, jestem Demonem - odparłam obojętnie. - Nie istnieją żadne "my".<br />
Will spojrzał na mnie z pogardą. Gdzieś w głębi widziałam wręcz rozpacz i miłość. Matko, jaakie to smutne... ( sarkazm, czujecie? )<br />
- Teraz, kiedy widzę jaka jesteś naprawdę, nie żałuje, że już nie będzie żadnych "nas" - odpowiedział, dzielnie panując nad głosem. Wiedziałam, że jest na skraju załamania. Wraz z mocą mogłam wgłębić się w jego umysł. Trochę mnie to kosztowało, ale ciekawość zwyciężała. Pierwsza usłyszana myśl? Pragnienie pocałowania mnie, chociaż dotknięcia. Brzydził się mnie, a jednocześnie pragnął całym sobą. Ach, te sprzeczne uczucia. Usłyszałam z tysiąc pochlebstw na temat moich oczu, włosów, nóg... Dowiedziałam się, że gdy tylko odwrócę od niego wzrok, ten wgapia się we mnie, chłonąc każdy szczegół. Wspominał chwilę, gdy go dotknęłam z milion razy i ciągle, ciągle...<br />
To podchodziło pod obsesję.<br />
Will odwrócił się ode mnie, idąc w stronę Elli, kiedy powiedziałam:<br />
- Pragniesz mnie - Chłopak zatrzymał się, a Kyle i Ella spojrzeli na nas, słuchając. - Nie ukryjesz swoich uczuć, nie teraz, kiedy każdy z was jest wobec mnie bezsilny. Dalej mnie kochasz, dalej mnie chcesz. I zawsze będziesz chciał. Próbujesz sam siebie przekonać, że nie jestem ci już potrzebna. Ale to nie prawda. Nigdy nie znajdziesz sobie innej i nigdy nie przestaniesz myśleć o mnie. Zawsze tak było. Od pierwszego dnia, prawda? Zawsze miałeś do mnie słabość. Nie zmienisz tego, choćbyś chciał. Próbujesz ukryć tę swoją miłość, gdzieś głęboko na samym dnie. Nie uda ci się. Nie póki ciągle tu jestem, ciągle na mnie patrzysz. I nie możesz, nie potrafisz pogodzić się z tym, że jestem Demonem. I nigdy nie będę twoja, nigdy już cię nie pokocham. Bo po prostu nie umiem. Zgrywasz twardziela, ale w środku pękasz. Nie wiesz jak poradzić sobie z sytuacją. To cię po prostu przerasta. Już nawet zaniedbujesz Ellę, która zaczęła łatwo poddawać się moim wypływom. Przegrywasz, ale najgorszej jest to, że ze mną. I wcale nie o życie Rydera i Elli, a o swoje i moje. <br />
Will trząsł się już z emocji, powstrzymywał się od płaczu. Kyle patrzył na niego ze współczuciem i jednocześnie zmieszaniem. Ella wgapiała się we mnie, a w jej umyśle wyczułam ochotę dania mi w twarz. Starała się powstrzymywać emocje, wiedząc jak bardzo osłabia Willa. Nie potrafiła i już po chwili wybuchnęła. Była wściekła za moje słowa, za to, że tak mocno zraniłam chłopaka. Był w rozsypce. Niszczyłam go, a ten mój monolog to tylko dolanie benzyny do ognia. <br />
Powoli odwrócił się w moją stronę. W oczach miał łzy, zaciskał dłonie w pięści. Drżał z emocje, ze złości, smutku, z bezużyteczności. Z gniewu zrobił się czerwony, na twarzy wypisaną miał wściekłość.<br />
Miał coś powiedzieć, lecz przerwał nam klakson taksówki. Ryder wydał z siebie krzyk szczęścia i razem z Sethem od razu wbiegli do auta. Ella i Kyle zrobili to po chwili, rzucając mi spojrzenia, które miały mnie "zabić". Przez chwilę staliśmy z Willem, mierząc się wzrokiem.<br />
Oboje wręcz rzuciliśmy się w stronę taksówki, słysząc dochodzący z nich przerażony krzyk podopiecznych. <br />
____________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>O matko, końcówka ratuje ten rozdział... Tak to jest okropnie nudy... I nie podoba mi się ani trochę... To chyba mój najgorszy... Pewnie jest w nim masa błędów, ale nie mam humoru go sprawdzać... Zupełnie mi go zepsuł. A wam się podoba? Wątpię, ale... :D Należy spytać :></div>
</div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-72999454934589316722013-05-11T07:50:00.000+02:002013-05-11T07:50:05.303+02:00[ 7 cz.3] -Podstawmy wasze klony. <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<i><b>Ella...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Dom był pusty. Nic dziwnego. Zawsze był pusty, a czasem nawet myślałam, że byłam jedynym domownikiem. Teraz jednak czułam obecność Willa, no i byli chłopcy. Zabrałam tacę z sokiem i ruszyłam w kierunku mojego pokoju. Drzwi były uchylone toteż dało się słyszeć rozmowę chłopców. Najdonośniejszy był głos Rydera. Przystanęłam przy drzwiach nasłuchując. Może i nie było to do końca w porządku, ale chciałam wiedzieć jak chłopcy mówią o mnie gdy mnie nie ma. Teraz na pewno źle, ale...</div>
<div style="text-align: left;">
- Przecież to wina tej suki. Gdyby nie przespała się z Willem, Jade by żyła.Nie broń jej Kyle bo dobrze wiesz jak było.- wściekła potrząsnęłam tacą tak, że wszystkie szklanki spadły rozbijając się, a sok rozlał się po panelach. Musiałam się opanować. Wiedziałam, że gdy jestem zła szkodzę Willowi, a pomagam mojemu Demonowi. Musiałam się opanować, ale nie mogłam.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak wiem. Broniła się, a ty tak ją kochasz normalnie jak nikt. Słyszysz co o niej mówisz?- weszłam do pokoju patrząc na Rydera prawie, że płacząc. Poczułam nagle miłe ciepło. To Will wrócił. Był przy mnie. Odgarnęłam włosy z twarzy i odwracając wzrok od chłopaka usiadłam pod ścianą.</div>
<div style="text-align: left;">
<i>-Przepraszam Will.-</i> powiedziałam do mojego Anioła w myślach. Jade roześmiała się tylko. Miałam jej dość. Czemu musiała jeszcze po śmierci za mną łazić?</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Pilnuję twojego byłego. Uważaj bo się z nim prześpię.</i>- powiedziała z drwiną. Spojrzałam na Rydera. Opanowała go całkowicie, a teraz byłam też pewna, że jego Anioł już dawno umiera. Musiał go jakoś pożywić. Nie mógł przecież stracić całego dobra.</div>
<div style="text-align: left;">
-Chciałaś z nami porozmawiać to mów szybko. W porównaniu do ciebie mamy inne zajęcia niż obijanie się.- powiedział Seth rozkładając się na moim łóżku. Byłam na niego wściekła. Zachowywał się jak dupek i nawet mnie nie wysłuchał.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jeśli cię nie interesuje jak ożywić Jade i Willa, to proszę. Możesz wyjść. Nie zatrzymuję pana sławnego.- powiedziałam unosząc jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź. Jakby tylko spróbował mi się odgryźć wylądował by za oknem, choć akurat mu by to odpowiadało. Nie uzyskałam odpowiedzi.- Jeszcze ktoś ma jakieś zgryźliwe uwagi?- powiedziałam patrząc po twarzach przyjaciół. </div>
<div style="text-align: left;">
-Tak mam. Ile razy przespałaś się z Wille? A może ty wolisz jedno razowe przygody. Dziwne, że z nim to zrobiłaś, a mi nie dałaś się nawet tknąć.- zacisnęłam zęby i wściekła wstałam. Podeszłam do bruneta tak blisko, że niemal dotykałam nosem jego klatki piersiowej.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie przespałam się z nim, ale myślałam, że to mamy już ustalone. Przypominam ci, że jesteś pod moim dachem i równie dobrze możesz zaraz go opuścić więc się pilnuj. Tylko ja wiem gdzie jest kamień więc jestem wam potrzebna i do końca wam nie powiem gdzie szukać.- odparłam patrząc mu w oczy. Były tak ciemne jak nigdy. Tak zimne i głębokie jakby nie miały dna. Na jego ustach zawitał uśmiech. Chciałam go odzyskać, ale powoli traciłam nadzieję na to. Wiedziałam, że on po prostu się mną teraz bawi, albo raczej robi to jego Demon, czyli Jade. -Nie ufam teraz ani Sethowi, ani tym bardziej tobie. Zwłaszcza tobie popaprańcu.- odpowiedziałam i usłyszałam cichy śmiech Setha. Nigdy nie byłam dobra w docinkach. Nie odpowiedział. Odprowadził mnie tylko wzrokiem na miejsce kiedy oddaliłam się od niego.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dajcie spokój. Jeśli chcemy uratować Willa i Jade musimy działać od zaraz.- odezwał się Kyle.- Ella znalazła księgę w której pisze, że istoty takie jak my wiedzą o istnieniu kamienia życia. Jeśli go znajdziemy będziemy mogli przywrócić do nas Jade i Willa, ale nie wiadomo czy kamień jest jeden czy może więcej. Może się okazać, że starczy tylko na jedno z nich, ale... Teraz się tym nie przejmujmy. Raczej opracujmy plan jak mamy wydostać się ze szkoły.- dokończył chłopak siadając obok mnie. Całkiem zapomniałam o szklankach które rozbiły mi się w korytarzyku.</div>
<div style="text-align: left;">
-To wy myślcie, a ja muszę posprzątać.- powiedziałam wychodząc w pomieszczenia i jakimś cudem unikając bliskiego kontaktu ze szkłem. Wyjęłam z składziku miotłę i zaczęłam zbierać kawałki przezroczystego materiału. Nagle mnie olśniło. Wzięłam do rąk dwa identyczne odłamki szukając jakichś różnic. Były niewielkie, ale tak małe że trudno było je dostrzec gołym okiem. Zaczęłam skakać ze szczęścia i usłyszałam westchnienie Willa. Pomogłam mu tym. Dwa w cenie jednego. Weszłam do pokoju uśmiechając się jak wariatka i i cały czas skacząc. Ryder zmierzył mnie spojrzeniem typu ,,Co za ohyda'', ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam zbyt zadowolona z mojego odkrycia.</div>
<div style="text-align: left;">
-Podstawmy wasze klony. Przecież w szkole był jeden taki uczeń, który potrafił siebie sklonować. W ten sposób nie chodził na zajęcia.- powiedziałam zatrzymując się w końcu i patrząc po twarzach kolegów. Wyglądali na zadowoleni z mojego pomysłu. Seth bawił się jakąś piłeczką, którą zapewne znalazł pod łóżkiem, Kyle siedział pod ścianą oglądając moje zdjęcie które wcześniej oglądał w szkole, a Ryder nadal gapił się nie wiedząc co powiedzieć. Chyba go zaskoczyłam moim przebłyskiem inteligencji. Nigdy nie byłam mądra, raczej przeciętna, a w szkole leciałam na trójach, ale nie przeszkadzało mi to. Wystarczało, że zdawałam do kolejnej klasy.</div>
<div style="text-align: left;">
-No to dzwonie do niego. Najlepiej jakby wpadł zaraz co nie?- powiedział Seth wyjmując z kieszeni telefon i wybierając numer chłopaka.</div>
<div style="text-align: left;">
-Najlepiej by było. Musi was skopiować, musimy zrobić zebrać potrzebne rzeczy, podstawić klony no i kupić bilety do... Do tego kraju.- powiedziałam bawiąc się bransoletką. Nie mieli szans żebym powiedziała im cokolwiek o miejscu kamienia. Zresztą wiedziałam jedynie tyle, że jest w Afryce i to wszystko. Była też notatka, że można go znaleźć w wodzie. Czyli możliwe, że w Nilu będzie sobie pływał, a my będziemy musieli go wyłowić.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Daniel zjawił się po około godzinie pod moim domem. Nie był zadowolony z wezwania choć i tak</div>
<div style="text-align: left;">
nie miał nic ciekawszego do roboty. W końcu wszystko robi za niego klon, a on tylko łazi po mieście i się dobrze bawi. Blondyn puścił mi oczko za co zapragnęłam dać mu w twarz. Cieszyłam się, że przynajmniej nie patrzy na mnie jak na mordercę, ale to że mnie podrywał też nie było miłe. Chociaż kiedy tak patrzyłam na Rydera, który robił się czerwony na twarzy to myślałam czy by przypadkiem nie wpaść na chłopaka. </div>
<div style="text-align: left;">
-Czyli mam was sklonować i wrócić z wami do szkoły?- spytał po raz kolejny nasz gość. Westchnęłam po czym po raz setny przytaknęłam. Czy to było aż tak skomplikowane dla niego?- Nie ma sprawy.- powiedział po czym pstryknął w palce, a obok chłopców pojawiły się ich kopie. Identyczni, jak dwie krople wody.</div>
<div style="text-align: left;">
-Myślicie, że się nabiorą?- spytał Seth machając przed twarzą swojej wiernej kopi, która tylko szczerzyła te swoje białe zęby.</div>
<div style="text-align: left;">
-Na nauczycieli działa to od roku to czemu nagle mieli by widzieć jakiekolwiek różnice? Jest tylko jeden problem.- powiedział Daniel wstając i kierując się w stronę drzwi wyjściowych. - Kopie zaczną zyskiwać własną osobowość i wygląd po dwóch tygodniach sprawowania. Do tego czasu musicie wrócić, no chyba że chcecie mieć kolegów.- powiedział po czym nas opuścił.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak. Bo to taka drobnostka.- powiedziałam zamykając drzwi za nim i za kopiami. Mieliśmy dwa tygodnie i ani minuty dłużej. Teraz nie było odwrotu. Zresztą nigdy nie chcieliśmy się odwracać. Jade i Will byli najważniejszy. Nawet jeśli ta pierwsza była Demonem.</div>
<div style="text-align: left;">
-<i>Miło.-</i> odezwał się Will, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
___<br />
<b><i>Od Akwamaryn:</i></b> Krótki i mało się dzieje, ale ja na prawdę nie miałam na niego większych pomysłów. Po prostu pisałam co mi ślina na język przyniosła. </div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-4649618307687758722013-04-30T20:04:00.001+02:002013-04-30T20:04:32.212+02:00[ 6 cz. 3 ] - Nigdy nie byłam... Grzeczną dziewczynką.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Pozwoliłam, a właściwie zmusiłam Ryder do wyjścia na dziedziniec, na schody by zobaczył odjeżdżającą Ellę. Nienawidził ją i jednocześnie kochał. Powinnam być zła za tę miłość, jednakże z nią wiązał się też ból i smutek. Zresztą, póki co nic mi nie groziło, miałam nad nim całkowitą kontrolę. Był zbyt tęskny, zrozpaczony i zdruzgotany z powodu śmierci... Jade. Dopełniała to wściekłość na Ellę. Jego Stróż nie miał ze mną żadnych szans. Chował się gdzieś w oddali, powoli umierając. Brakowało mu pożywienia w postaci dobroci Rydera. Karmiłam go małymi porcjami jedzenia, bardzo małymi. Tym samym torturowałam Stróża, zadając mu ból - taka "porcja" tylko nie pozwalała mu umrzeć. Nadal cierpiał z powodu tych wszystkich negatywnych emocji Rydera, bolało go, że praktycznie nie ma już w sobie dobra. Oprócz tej małej, słabej miłości, która w dodatku wciąż malała... Nic nie utrzymywało go przy dobroci. </div>
<div style="text-align: left;">
To było takie śmieszne. Ten ból Anioła i Ryder. A w dodatku... smaczne. I to bardzo. Tak łatwo z nim szło! Wystarczyło mu szepnąć coś do ucha.... Wierzył, że mówi do niego Jade, ta jego mała Jade - jak nazywał mnie w myślach. A tymczasem... Chciałabym zobaczyć jego minę, kiedy dowiedziałby się, że zmuszałam go do złego. Ciekawe czy też nazywałby mnie taką "małą". Już nie byłam taka bezsilna i słaba wobec nich. Za pomocą jednego mogłam zniszczyć wszystkich. To taka przyjemna zabawa. Coś jak reżyserowanie filmu i oglądanie go jednocześnie, zajadając pyszny... Popcorn. <br />
Z mocą mogłam sprawić, że słyszał mnie wyraźnie, bardzo wyraźnie. Jako, że byłam kiedyś jego... przyjaciółką ( okropność! ), wierzył, że wszystko co mówię jest dobre. Praktycznie nie posiadał własnej świadomości, tak łatwo dał się zmanipulować. Jakbym był moją zabaweczkę, z którą mogę zrobić co chcę. Zresztą to prawda - mogłam. I był zabaweczką. A ja bardzo lubię zabaweczki. I lubię nimi grać, bardzo lubię nimi grać. Sprawiają sobie ból, nawet o tym nie wiedząc. Zostałam jego Demonem zaledwie dwa dni temu, a już mogłam wstąpić w jego ciało. Do dzięki dużej dawce wściekłości i nienawiści w jego ciele. Te dwie były mieszanką wybuchową w jego ciele. Gdybym miała żywić się samą rozpaczą i tęsknocie poszłoby o wiele dłużej. Takich trudno namówić do czegoś złego, bo są pogrążeni w swoim cierpieniu. To złość daje największą moc, ona jest głównym składnikiem. I...</div>
<div style="text-align: left;">
O matko. Już wiem, już pamiętam. Ze złością wysunęłam podbródek, jak dawniej robiłam będąc w nastroju na kłótnie i gdy wypełniała mnie bezsilna złość. Ja też dałam się tak zmanipulować, dlatego nie żyje... Mój Demon wlazł w moje ciało. Kierował mną, zmusił do zaatakowania Elli. Zabiła mnie z obrony własnej. Cholerny Demon... Powinnam być tam, z nimi. Powinnam żyć. A dałam się tak samo zmanipulować jak Ryder, też byłam równie łatwą wychowanką. To takie okropne! Śmiałam się z niego, a sama zachowywałam się gorzej. Nie mogłam być słaba, nie mogłam! Nie chciałam, uważałam się za silniejszą. A ten po prostu wykorzystał mój ból po stracie Willa, napełniając się do maksimum - choć nie wiem czy to w naszym przypadku możliwe.<br />
Zaplotłam ręce na piersi, lecąc za Ryderem do jego pokoju. Patrzyłam się na niego spod byka, a chłopak odbierał moją złość. Czułam jak w nim wibruje, a on sam ma ogromną chęć użycia wobec kogoś siły, zadania komuś bólu. Żałowałam, bardzo żałowałam, że nikogo nie było wtedy na korytarzu. Można by się wtedy zabawić i to nawet bardzo. Lubię zadawać bólu. Skrzydła ładnie wtedy lśnią, jakby chwaląc moją siłę. Lubię błyskotki, od teraz lubię.<br />
A Will.. Nie sądziłam, że go więcej spotkam. A tym bardziej, że Ella umie się z nim porozumiewać. I nic mi nie powiedziała! Słowem nie napomknęła! A przecież wiedziała ile Will dla mnie znaczył... Jak kochałam go, gdy żyłam...<br />
Prychnęłam.<br />
Miłość. Jakie to obrzydliwe. Dwójka śliniących się do siebie ludzi, stwarzających sobie nawzajem problemy i wyolbrzymiając wszystko. Jeden z ich największych problemów życiowych? " Spojrzeć mu w oczy i uśmiechnąć się, czy może przejść przed nim, uśmiechając się zalotnie? Och,a może powiedzieć mu "hej"? A jak mnie wyśmieje?! " To takie dramatyczne. W końcu " hej " to najbardziej głupie słowo na świecie - dziewczyna powinna się wstydzić, że w ogóle tak pomyślała. Już za to by ją wyśmiał. Sarkazm, czujesz to? <br />
Ważne, że więcej go nie spotkam. Ella została stąd wyrzucona, nie ma prawa z powrotem powrócić w mury tej szkoły. Każdy jej tu nienawidzi. Niemal podskakiwałam z radości czując wokół siebie tyle nienawiści na samo jej imię. Ryder praktycznie nie miał Stróża, więc mogłam z nim zrobić - co chciałam.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Dwa dni później odciągałam Rydera od taksówki do domu Elli. Próbowałam wszystkiego - do smutnego głosiku Małej Jade, aż nawet po jakieś "urojenia". Zmusiłam się do zrobienia chwilowego hologramu, tak by mógł mnie zobaczyć. I wiecie co? Nawet, do cholery, do słowa nie dał mi dojść. Najpierw gadał, że powinien mniej pić, a potem " Jade... Uratuje cię". Zużyłam na to cała swoją energię, wiec potem nie miałam sił przekonywać go do odwleczenia od pomysłu. Nie działało również łapanie za ramiona i targanie do tyłu - wlekł mnie za sobą dalej. Jakbym była powietrzem - choć w sumie można tak o mnie powiedzieć. Nic nie dawały nawet skrzydła. Machałam w jego stronę, tak, że tworzył się porywisty wiatr i wrzeszczałam na niego ile mogłam. Nie ustępował. Był tak okropnie uparty! </div>
<div style="text-align: left;">
Wiecie... Szczerze mówiąc, bałam się, że gdy zobaczy Elle jego miłość do niej powróci. Udało mi się ją praktycznie całą zabić, a teraz... Nie chciałam stracić na sile, obawiałam się, że rozpacz z powodu mojej śmierci nie będzie dostatecznie silna. Ryder normalnie funkcjonował, tylko, że... Był jedynie bez życia. Nie reagował na nic, machinalnie wszystko wykonywał. Cieszyło mnie to i zarazem denerwowało. </div>
<div style="text-align: left;">
Przez całą drogę siedziałam na dachu samochodu, w myślach wyzywając Elle od najgorszych. Było mi tu dobrze, po cholerę chciała mnie sprowadzać?! Liczyła, że jako człowiek będę dawną Jade? Chciała zmienić prawdziwą mnie? W takim razie bardzo się myliła...</div>
<div style="text-align: left;">
Drzwi otworzył Kyle. Choć nigdzie w pobliżu nie wyczułam Elli, Will stał przy wejściu, patrząc się na mnie zimny wzrokiem. Ręce zaplótł na piersi, mrużąc gniewnie oczy. Uśmiechnęłam się do niego z przekąsem, pozwalając Ryderowi samemu wejść w głąb domu. Nie martwiłam się o niego - mógł siedzieć na jego dachu, ale o ile słyszałam jego myśli, wszystko było dobrze. </div>
<div style="text-align: left;">
Stanęłam przed Willem, chowając ręce za sobą. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem, aż wreszcie wzruszyłam ramionami, zaczynając rozmowę:</div>
<div style="text-align: left;">
- Też uważam, że dziś jest stanowczo za gorąco. Spociłam już sukienkę i...</div>
<div style="text-align: left;">
- Jade, dlaczego? - przerwał mi szatyn. </div>
<div style="text-align: left;">
Przekrzywiłam głowę, łapiąc za brzegi sukni. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ponieważ czarny pasuje do wszystkiego - odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. </div>
<div style="text-align: left;">
Will prychnął, opierając się o ścianę. Potarł skronie i przez chwilę panowała cisza. Dopiero po kilku minutach, chłopak znów się odezwał. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ja... Nie rozumiem. Jade, ty byłaś dobra. Nie kręcił cię... Sadyzm. - Zaśmiałam się lekko, przekrzywiając głowę na drugą stronę. - Zawsze uczciwa, szczera, wesoła... - Przewróciłam oczami, nie przestając się uśmiechać i lekko kołysać na boki. - Można było cię porównać do kocięta. Lubiłaś psocić, ale zazwyczaj byłaś grzeczna i dla każdego uczynna. Wszyscy uważali cię za najbardziej delikatną i... Niewinną spośród naszej piątki. Tak, niewinną. <br />
- W takim razie nikt mnie nie znał - przerwałam mu, poważniejąc. - A zwłaszcza ty. <br />
Will pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym podszedł do mnie kilka kroków.<br />
- Jade, nie jesteś taka.<br />
Prychnęłam.<br />
- Oczywiście, że nie. Wylałam na skrzydła farbę, przebrałam się w czarną sukienkę i zrobiłam taki trik z włosami, że wydaje się, jakby tańczyły na nich płomienie. Ale tak naprawdę jestem Aniołem - odparłam zgryźliwie. Szatyn już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa. - Ludzie myśleli, że mnie znają, bo oglądali moje zmagania o życie. Uważali, że dzięki temu mogą mnie poznać i wiedzą o mnie wszystko. Oceniali czasem nawet po wyglądzie. Nikt mnie nie znał. Nikt. Nawet ty.<br />
Will tylko patrzył na mnie w milczeniu. Zaczęłam iść w jego kierunku, lekko kołysząc się i spoglądając w ziemię. Mówiłam wolno, jakby zastanawiając się nad każdym słowem. <br />
- Nigdy nie byłam... Grzeczną dziewczynką. Ćpałam, piłam, imprezowałam... Nie widziałam umiaru. Naukę miałam gdzieś, liczyła się dobra zabawa. Czasami przez kilka dni nie wracałam do domu. Sprawiałam rodzicom problemy, nie wiedzieli co ze mną zrobić. Ja z kolei nie widziałam w tym nic złego. Lubiłam to, dlaczego więc miałam przerwać? To było moje życie, nie chciałam by się wtrącali. W czasie próby... Zmieniłam się. Zdałam sobie sprawę, że chcę żyć, ale inaczej żyć. Nie wyniszczać się. - Doszłam do niego i zatrzymałam się gdy dzieliło nas parę centymetrów, po czym wyszeptałam. - Ale było już za późno na okazanie skruchy. - Przez chwilę staliśmy, patrząc sobie w oczy. Wreszcie oderwałam od niego wzrok, idąc dalej. Skrzydłem musnęłam jego tors, na co Will zadrżał. Chcąc nie chcąc musiałam się uśmiechnąć. Dalej mnie kochał. Stanęłam tuż za nim i wyszeptałam mu do ucha. Wiedziałam, że takim zachowaniem go męczę. Miał zabronione mnie kochać, był Aniołem. - Jednak nie tylko przez to trafiłam do Piekła. Zgadnij co jeszcze się do tego przyczyniło?<br />
Chłopak przez chwilę nie odpowiadał. Czułam jak drgają mu mięśnie. Wiedział dlaczego, zdawał sobie sprawę. Położyłam mu brodę na ramieniu z niecierpliwością czekając aż odpowie. Bolało go to. Świadomość, że już nigdy nie będę jego i... Że już go nie kocham. Niesamowite. Po śmierci Demony nie potrafiły kochać, więc usuwali z nich miłość. U Aniołów powiększali. Gdyby nie oni, Will nie cierpiał by teraz tak bardzo. A skoro cierpi on...<br />
Zagryzłam wargę by się nie zachichotać. Ella musi mieć złe samopoczucie - skoro Will to i ona. To Stróż kształtuje humor, samopoczucie. Jeśli on cierpi, jego podopieczna również. Nawet jeśli Ryder teraz padł by przed nią na kolana, mówiąc, że kocha ją i nigdy nie przestał.<br />
- Brak wybaczenia - powiedział wreszcie z trudem Will.<br />
Klasnęłam w ręce, podskakując. Szatyn rozluźnił się, kiedy odsunęłam się od niego.<br />
- Dobrze - pochwaliłam, znów stając przed nim. - Wiesz, gdybym nie była na was wściekła za tę, jak się okazało, nieistniejącą zdradę, być może stałabym się Aniołem. - Pokiwałam głową w zamyśleniu. - Tak, wybaczenie jest bardzo ważne. A ja byłam zatruta jadem.<br />
Cofnęłam się parę kroków, znów przekrzywiając głowę.<br />
- Więc właściwie... - zaczęłam po chwili. - Można powiedzieć, że przyczyniliście się do mojego demonizmu.<br />
- Nie spaliśmy ze sobą - wychrypiał Will przez zaciśnięte zęby, mrużąc oczy.<br />
Kiwnęłam głową, przekrzywiającą na drugą stronę. Już miałam odpowiedzieć, kiedy poczułam potężną dawkę złości wychodzącej z Rydera. Przymknęłam oczy, czując jak pragnienie zmniejsza się, jak przepyszny płyn wypełnia moje ciało. Oblizałam się, pragnąc więcej.Westchnęłam, usta rozjechały mi się w lubieżnym uśmiechu. Taka złość... Ostatnio dostałam tak silną dwa dni temu. Też podczas ich kłótni. Co oznaczało...<br />
Uchyliłam lekko powieki, patrząc na blednącego Willa.<br />
- Boli? - szepnęłam z błyskiem w oku. <br />
________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i> Można powiedzieć, że jest średni :D Bo długi to chyba jeszcze nie :D Przez pierwszą cześć przynudzałam, myślę, że druga jest ciekawsza :) </div>
</div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-47604507417845773722013-04-19T19:27:00.000+02:002013-04-19T19:27:07.481+02:00[ 5 cz.3] ,, Życie. Jej sekrety i tajniki.''<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
Patrzyłam na Rydera z łzami w oczach. Skąd w nim tyle nienawiści? Myślałam, że mnie kocha,a w tym momencie wyzywał mnie, wrzeszczał i nie wierzył. Nie czułam od niego już tego ciepła, które towarzyszyło mi w czasie gdy przebywałam z nim.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nigdy tak nie mów... Nie masz prawa!- krzyknęłam gdy tak jak kiedyś Jade zaczął rzucać na mnie oszczerstwami co do tego, ze jestem prostytutką, albo po prostu dziwką. Zacisnęłam dłonie w pięści, spuszczając przy tym wzrok. Nigdy nie pomyślała bym, że jest do tego zdolny. Dałam mu w twarz tak mocno, że aż się zachwiał. I w tym właśnie momencie usłyszałam za sobą znajomy głos. W pierwszym momencie pomyślałam, że to może Will, ale nie. To była Jade. Ona też tu była. Czemu musiałam zyskać tę moc? Choć z drugiej strony cieszyłam się, że słyszałam Willa. Odruchowo obróciłam się zobaczyłam Kyle. Stał na końcu korytarza patrząc na mnie, a może nie na mnie... On patrzył na Jade. Ja jej nie widziałam, ale on tak. </div>
<div style="text-align: left;">
-Czy ty mnie uderzyłaś?!- krzyknął Ryder zadając mi ból. Padłam na ziemię przyciskając sobie do piersi rękę. Serce tak okropnie bolało, ale nie widziałam czy to ból fizyczny czy psychiczny. Teraz nie mogłam mu oddać, byłam zbyt słaba. Nagle ból zelżał. To Kyle zasłonił mnie swoim ciałem przypierając do ściany. </div>
<div style="text-align: left;">
<i> - Jade... Kim ty jesteś?-</i> usłyszałam głos Willa. Nie skupiłam się jednak na ich rozmowie. Kyle starał się odeprzeć ataki bruneta. Zamknął oczy by ten nie mógł wniknąć do jego umysłu po czym na ślepo przyłożył mu. Ryder przyległ do ziemi po czym rzucił się na jedynego mojego sprzymierzeńca z pięściami.</div>
<div style="text-align: left;">
-Tak ją kochasz, że aż zadajesz ból?!- krzyknął Kyle popychając mojego, już chyba byłego, chłopaka. Nie miałam czasu. Musiałam iść do pokoju, spakować się i jechać do domu. Znowu do tego okropnego domu.</div>
<div style="text-align: left;">
<i>-Chwila. Daj mi chwilę. Nie idź.</i>- odezwał się Will. Chciał porozmawiać z Jade. Co ona tak właściwie robiła tu jako Anioł?</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Jestem Demonem. Nie myl mnie z tym czymś...</i><b>-</b> odezwała się zachrypniętym głosem, jakby paliła od lat. Przylgnęłam bardziej do ściany kiedy korytarzem przeszłą Victoria. Spojrzała na mnie zaskoczona po czym zatrzymała się w jego połowie i spojrzała na Rydera z którego nosa ciekła krew.</div>
<div style="text-align: left;">
-Do pielęgniarki, Kyle do pokoju, a Ella...- zawahała się.- Idź się pakować, ale już.- powiedziała oschle oddalając się. </div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Jak to Demonem? Czyim?-</i> spytałam w myślach patrząc pytająco na Kyle. Wiedziałam, ze wszystko mi wyjaśni prędzej czy później.</div>
<div style="text-align: left;">
<b> </b><i>-A jak myślisz złotko?-</i> powiedziała. Wyczułam, że patrzy na bruneta pod oknem, który wycierał cieknącą krew i piorunował mnie spojrzeniem. To dlatego tak się zachowywał. Ona nim kierowała, podsycała go.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Osz ty...-</i> powiedziałam w myślach, po czym dodałam na głos.- Idę do pokoju. Kyle...- chłopak przytakną mi na niewypowiedziane pytanie po czym powędrował za mną. Ziemno które mi towarzyszyło zelżało. Jade została w tyle. Nie mogła opuścić Rydera ani na krok. To już wiedziałam od Willa. </div>
<div style="text-align: left;">
-Czemu jest Demonem? Jak to się stało?- spytałam na głos Kyle, choć wiedziałam że Will wszystko słyszy i równie dobrze może mi odpowiedzieć.</div>
<div style="text-align: left;">
- Widzisz... Ja wszystko wiem. Wiem, jak to się stało, że cię zaatakowała, że się broniłaś, bo...- przerwał rozglądając się w koło.- Widziałem jej Demona. Na mawiał ją, a w końcu wszedł w nią. Odebrał jej władzę. Zauważyłem to dopiero kiedy opuściłyście pokój, a wtedy było za późno. Szukałam cię, ale...- przerwał mu Will.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Nie miałeś pojęcia, że Jade będzie chciała zabić Elle.</i>- dokończył Anioł. Kyle przytaknął.</div>
<div style="text-align: left;">
-Dalej nie wiem czemu Demon, a nie Anioł. Przecież ona nie była zła.- powiedziała kiedy weszliśmy do mojego pokoju, a właściwie mojego starego pokoju. Trudno było mi go opuszczać. Tyle wspomnień i tych złych i dobrych.</div>
<div style="text-align: left;">
-Musiała coś przeskrobać... Ot tak nie zostaje się Demonem przecież.- odezwał się Kyle siadając na łóżku i biorąc do ręki jedno z moich zdjęć.- Byliście na prawdę zgrani, szkoda, że to tak się wszystko ułożyło.- wzruszyłam ramionami udając obojętną, a tak na prawdę chciałam się rozpłakać jak małe dziecko. Chciałam się komuś wyżalić w rękaw. Jak mogłam zabić Jade, jak mogłam zniszczyć to co było między mną, a Ryderem, jak mogłam stracić Setha.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> - To nie twoja wina...- </i>odezwał się Will. Nie obchodziło mnie co będzie mówił, dla mnie i tak to ja to zniszczyłam. Wzięłam zdjęcie od Kyle i schowałam je na sam wierzch rzeczy. Przedstawiało naszą piątkę kiedy jeszcze żył Will. Zrobił je nam jeden z uczniów kiedy siedzieliśmy w naszym miejscu. Ryder go nastraszył, że da mu łomot jeśli nie zrobi. Pamiętam tę chwilę jakby to było wczoraj. Jeszcze wtedy nienawidziłam Rydera, Will był z Jade i wszystko było dobrze. Potem się posypało. </div>
<div style="text-align: left;">
-Czas iść.- powiedziałam patrząc przez okno na parking. Stała taksówka i czekała na mnie. </div>
<div style="text-align: left;">
-Masz we mnie oparcie. Pamiętaj o tym.- powiedział Kyle przytulając mnie gdy staliśmy już koło auta. Przytaknęłam po czym poczułam jak chłopak przytula mnie do siebie. Zagryzłam dolną wargę nie pozwalając wypłynąć łzom i zobaczyłam jak Ryder stoi na schodach. Patrzył na mnie z smutkiem. Może jego Anioł zaczął walczyć? Nie wiem i chyba nie chciałam tego wiedzieć.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<i> Dwa dni później:</i></div>
<div style="text-align: left;">
Weszłam przez ogromne drzwi do ciepłego pomieszczenia. Na dworze panowała jesień i było chłodno, czasem dobrze było posiedzieć w bibliotece w ciepły, czytając książkę. Trudno jest się znów przystosować do starej szkoły, do ciekawskich oczu ludzi i wyzwisk kierowanych w moim kierunku. Oni tak na prawdę nic nie wiedzą, nie wiedzą co przeszłam i ile wycierpiałam. Uważali mnie za dziwkę, która puszcza się na prawo i lewo, a do tego zaczęłam się uczyć i martwić o przyszłość. Mimo zapewnień Willa obwiniałam się o śmierć Jade. To ja ja zabiłam i tylko ja. Jak mogłam... Przeszłam koło jednego z regałów poszukując czegoś ciekawego. Wszędzie jednak tylko wampiry, wilkołaki i romanse nastolatków. Kiedy już zwątpiłam, że mogę znaleźć tu coś wartościowego moje oczy ujrzały czarny grzbiet książki z czerwonym napisem, który mówił ,, Życie. Jej sekrety i tajniki.''Postanowiłam poczytać. Co mi szkodziło? Usiadłam na jednej z ogromnych puf i zaczęłam wertować książkę. Większość była to jak postępować w życiu żeby pójść do nieba. Will wybuchał gromkim śmiechem przy niektórych stwierdzeniach. Takich jak na przykład to:</div>
<div style="text-align: left;">
,, By przejść przez bramy niebios trzeba udzielać się w świętych murach kościoła katolickiego.''. Przecież nie wszyscy byli katolikami. To oni nie mieli nieba? Coś jednak przykuło moją uwagę.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Tak. To jest niezłe, ale myślisz, ze to na prawdę prawda? Może jakieś bajki?</i> - odezwał się mój Anioł Stróż. Nie zwracając na niego uwagi przeczytałam jeszcze raz króciutki fragment. </div>
<div style="text-align: left;">
,, Śmierci nie powstrzymamy, ale czy można człowiekowi pozwolić żyć wiecznie?. Bujdy? Nie sądzę. Legendy głoszą, że istnieją istoty Paranormalne, które zaś wiedzą o istnieniu kamienia życia. Znajduje się on podobno w środkowej Afryce.''- kiedy czytałam ten fragment po raz setny na ojej twarzy pojawiał się coraz to większy uśmiech. Mogłam przywrócić Jade i Willa do życia. Potrzebowałam tylko dostać się do Afryki i znaleźć ten kamień. Szybko wybrałam numer Kyle, a kiedy odebrał wszystko mu powiedziałam, prócz jednego. Gdzie można go znaleźć. Obiecał, że namówi Setha i Rydera i spotkamy się poza ich szkoło jutr po południu w parku.</div>
<div style="text-align: left;">
____</div>
<div style="text-align: left;">
<b><i>Od Akwamaryn: </i></b>Jak dla mnie nawet niezły i podoba mi się. Nie jest krótki chyba i coś się dzieje. Akcja powoli rusza, mam nadzieję że nasz pomysł na ostatnią już część spodoba się wam.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
PS: Jak zauwazyla jedna z czytalniczek. Bylo zamieszanie z rozdzialami, ale juz wszystko jest okey. Mam nadzieje, ze jakos was to nie zrazilo i wybacvzycie nam pomylke.<br />
Przepraszam za brak polskich znakow, ale cos mi sie stalo z klawiatura. Akwamaryn...</div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-5187899080400085372013-04-14T21:40:00.000+02:002013-04-14T21:40:19.311+02:00[ 4 cz. 3] - Zabijaj, niszcz, nie troszcz się, nie kochaj<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Wpatrywałam się w moje długie, lśniące... O matko, wiem jak to zabrzmi... W moje długie, lśniące skrzydła. Trzy razy większe i trzy razy masywniejsze niż ja. Końcówkami dotykałam jeszcze ścian pokoju - a więc posiadały na pewno kilkadziesiąt metrów. Wzdłuż głównego brzegu umieszczone zostały małe brylanciki, odbijające światło, przez co zdawało się, że cała iskrze. Kiedy przejechałam po nich palcami z moich ust wyrwało się westchnienie. Były takie puszyste i mięciutkie... Bardziej niż jedwab, niż cokolwiek innego.. Takie magiczne. Aż trudno to opisać, brakuje do tego słów. Możecie sobie to tylko wyobrazić. Okrywały mnie, dając przyjemne ciepło. Lekko łaskotały mnie po ramionach, tak, że po prostu musiałam się uśmiechać. Powoli falowały, rozgrzewając moje chłodne ciało. Wyrastały z łopatek, z których emanowało ciepło i światło zarazem. Pachniały czymś jak... Połączenie lilii, róży, tulipana, cynamonu i świeżości. <br />
Były takie piękne. Takie wspaniałe. Dosłownie niebiańskie. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, przestać wdychać ich zapachu. Napełniał mnie, dając uczucie podobne do najedzenia.<br />
I miały kolor biały.<br />
Moje jeansy i kolorowy t-shirt zniknęły, a zastąpiła je piękna, jasna sukienka z jedwabiu.Trzymała się na dekolcie, ciasno opinając moją talię. Przy biodrach zaczynały się złote wzory, które następnie przechodził w kolor srebrny. Sięgała do połowy ud. Dół miała podobny do pąku róży - takie było moje pierwsze skojarzenie. Jakby odwrócony kwiat. Góra to łodyga, a dół pąk. Brzegi "płatków" róży zostały posypane srebrem. Dawały poblask podobny do skrzydeł - tylko nieco mniejszy i w dodatku dochodziło do tego złoto.<br />
Zamiast starych rzymianek, na stopach miałam balerinki. <br />
Ścięte w niewoli włosy odrosły, kończąc się wraz z sukienką. Zazwyczaj koloru ciemnego blondu, teraz wydawały się niemalże białe. Ja sama znacznie zbladłam - zawsze moja skóra przypominała coś na podobiznę porcelany, lecz teraz... Była nawet bledsza.<br />
Z cienia wyłonił się wysoki mężczyzna w garniturze. Włosy posiadał czarne, bardzo czarne. Bardziej niż węgiel, niż smoła. Lekko się uśmiechał. Kiedy otworzył powieki, zamarłam. Nie posiadał białek. Tylko ciemność. Poczułam strach, zdenerwowanie. Zebrało mi się na płacz, a przecież to był tylko zwyczajny mężczyzna. Cóż... Może wcale taki nie zwyczajny.<br />
Stanął za mną, po czym odgarnął mi włosy na plecy. Zadrżałam czując na ciele jego dłonie. Były takie lodowate. Strasznie lodowate. Biegaliście kiedyś w bieliźnie koło domu podczas zimy? Jednej z tych cięższych zim? Właśnie takie miałam uczucie, a nawet gorsze. Ciepło ze skrzydeł gdzieś wyparowało, szczęście i stan najedzenia również. Zastąpiła je rozpacz, strach... Ból. Ten okropny ból. Pulsujący wprost z serca, jakby rozrywano je na miliony kawałeczków. I pragnienie. Okropne pragnienie... Czegoś. <br />
Mężczyzna pochylił się nade mną i wyszeptał:<br />
- Pięknie byś wyglądała, prawda? - Jego głos przyprawił mnie o dreszcze, dostałam gęsiej skórki. Ból wstąpił jeszcze w mózg, a stamtąd do kończyn. Nie miałam już nad nimi władzy.<br />
Mimo to zmusiłam się do odpowiedzi:<br />
- Wyglądałabym? - zapytałam słabo.<br />
Mężczyzna zaśmiał się, a ja krzyknęłam z bólu, opadając na kolana. Oddychałam płytko, zaciskając dłonie w pięści.<br />
Białe skrzydła roztrzaskały się, jakby były tylko podróbą, futerałem, chowającym prawdziwą naturę. Kawałki szkła znikły zanim dotknęły ziemi, ukazując czarne pióra. Wzniosły się jeszcze wyżej, wywołując tak wielki wiatr, że lustro stojące przede mną pękło na drobne szkiełka. Sukienka zaczęła przybierać ciemny, bardzo ciemny kolor - z góry, spod biustu zaczęła lać się "farba", zabarwiając materiał. Balerinki również zostały zabarwione, a w dodatku dołożono im obcas.<br />
Włosy wróciły do dawnej barwy z jednym małym szczegółem. Końcówki przefarbowano mi na czerwono - czarno. Przypominały płomienie, ścigające się na szczyt mojej głowy. W dodatku... Ruszały się. Naprawdę. Ruszały się jak prawdziwe iskry. <br />
Na wierzchu mojej dłoni pojawił się Uroboros. Grecki symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku. Wciąż sam siebie je i odradza się z siebie. Jest to symbol gnostyków - wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy. Będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i odradzania się.<br />
Podrapałam go, ciężko oddychając. Po pojawieniu się znaku, ból zelżał, a wręcz praktycznie znikł, lecz zastąpiło go uporczywe swędzenie. Nagle na Uroboros spadła pojedyncza kropla krwi i pojedyncza łza. Znak zaświecił przybierając kolor ciemnej czerni, a następnie zaparował. Otarłam policzki - na prawej ręce została mi smuga krwi, a lewa była mokra.<br />
Wstałam, przyglądając się dłoniom. Następnie przeniosłam wzrok na moje nowe, ale stare ubranie i włosy. Niepewnie dotknęłam końcówek, lecz nic się nie stało. Na końcu spojrzałam na skrzydła. Przejechałam delikatnie po nich palcami. Były twarde jak skała. Nie tak przyjemne i puszyste jak tamte. Nie ogrzewały mnie, a jedynie ochładzały. Co tak właściwie nie było złe - czułam okropny gorąc. Również się iskrzyły, ale małe diamenciki zostały umieszczone wzdłuż dolnego brzegu. Pachniały... Żniwem i ogniem.<br />
" Żniwo"... Od razu skojarzyło mi się ze śmiercią... Żniwa ludzi... Krzyki cierpiących... Ból, wszędzie w powietrzu ból. Matki błagają o litość dla ich dzieci. Istoty z czarnymi jak heban skrzydłami jedynie śmieją się przeraźliwie, samym gestem sprawiając, że kobieta upada na ziemię w konwulsjach. On wsysa jej cierpienie, sycąc się nim. Oblizuje wargi, uśmiechając się lekko, idzie dalej. Wszędzie pełno krwi, tak kusząco pachnącej krwi. I ciała. Dużo ciał martwych ludzi. Niektórzy udają nieżywych... Śmieszne, myślą, że ON ich nie zauważy? Nie wyczuje ich pulsu, ich krwi w żyłach? Tylko przysporzą sobie więcej cierpienia.<br />
Powietrze jest aż ciężkie ze strachu, bólu i rozpaczy. On się tym żywi, podnieca go ich chęć życia. Dodają mu mocy, rośnie w siłę. Łakomie patrzy na nich wszystkich, napawając się ich przerażeniem. Śmieszyło go to.<br />
Zamrugałam gwałtownie powiekami, oblizując wargi. Znów poczułam pragnienie... Tym razem wiedziałam jednak czego. Ta... Wizja jedynie podsyciła głód. Zrobiłabym wszystko by go zaspokoić. Skrzydła ochładzały mnie właśnie z jego powodu - pomagały mi przeżyć.<br />
Odwróciłam się w stronę tajemniczego mężczyzny. Uśmiechał się lekko, dłonie mając zaplecione na piersi. Zza jego pleców rozłożyły się ogromne skrzydła, bardzo głębokiej czernie. Były kilka razy większe od moich i bardziej masywniejsze. Nie wiedziałam jak one je tam schował, ale podziwiałam go.<br />
Oddałam uśmiech, pytając:<br />
- Jak mam go zaspokoić?<br />
Zamiast odpowiedzieć, mężczyzna odwrócił się, idąc w stronę jakiegoś korytarza. Ruszałam za nim, niezadowolona z braku odpowiedzi.<br />
Korytarz był długi, kręty i mały. Złożyłam skrzydła, by nie przeszkadzały mi w przemierzaniu go. Ledwo nadążałam za szatynem. Głośno spałam, czułam, ze zaraz zemdleje z braku pożywienia i jakiegokolwiek ochłodzenia. Dłonią podpierałam się ściany, wiedząc, że obdziera mnie ona ze skóry. Brzydził mnie zapach mojej krwi. Cóż za ironia - krew innych mnie podniecała, ale moja odpychała.<br />
Wreszcie mężczyzna odezwał się, nie przerywając "spacerku".<br />
- Istnieją cztery zasady. Zabijaj, niszcz, nie troszcz się, nie kochaj. Jeśli złamiesz dwie ostatnie, umrzesz.<br />
Podniosłam do góry jedną brew. <br />
- A więc mogę umrzeć kilka razy? To takie miłe z twojej strony, że od razu nie zamieniłeś mnie w proch. - odpowiedziałam.<br />
Usłyszałam jak szatyn lekko się śmieje.<br />
Nagle wyszliśmy z korytarza do ogromnej sali. Na jej środku stała, a raczej latała czerwona kula. Wytwarzała ogromny poblask, tak mocny, że w pierwszym odruchu zakryłam się całą skrzydłami, cofając pod ścianę. Mężczyzna znów się zaśmiał. Lekko odchyliłam skrzydła, mrużąc oczy.<br />
- Od teraz... - zaczął szatyn, wyciągając ku mnie dłoń. Podałam mu ją, a ten poprowadził mnie do kuli. Machałam skrzydłami, nie przestając się nimi otaczać. -... jesteś Demonem.<br />
Po czym wepchnął mnie do niej. Wrzasnęłam, czując silny skurcz w brzuchu. Skuliłam się, gwałtownie biorąc powietrza. Zaczęło mną rzucać, a po chwili przywaliłam w coś twardego.<br />
Zamrugałam powiekami, machając gniewnie skrzydłami. Chwyciłam się za głowę, kręcąc nią. Tu było tak jasno, tak strasznie jasno. Jeszcze gorzej niż w tej sali. Coś... Coś mnie oślepiało, przenikało nawet przez pióra. Kiedy zamykałam oczy, jasność tańczyła mi jeszcze pod powiekami. <br />
Ale czułam się o wiele lepiej. Oblizałam wargi, czując jak... Jak jem, jak napełniają mnie... Negatywne emocje. Kogoś. Uśmiechnęłam się, zadowolona. Jakie to było pyszne, lepsze od tego w wizji. Tam górował ból i strach. Tu nienawiść. Nienawiść... Takie dobre. Wypełniało mnie, dawało moc. Pyszne. Głód zelżał, lecz wciąż pozostawał.<br />
" Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu". Oczywiście...<br />
Odchyliłam lekko skrzydła, a po chwili zrobiłam to całkowicie, wstając ziemi. Odgarnęłam na plecy moje długie włosy, rozglądając się wokoło. Usłyszałam jak ktoś gwałtownie zabiera powietrze i dwójkę kłócących się ludzi. Jeden z nich napełniał mnie, karmił. Nie mógł przestać się kłócić. Albo nie. Nie mógł przestać nienawidzić.<br />
Spojrzałam na nich i wytrzeszczyłam oczy. Ryder i Ella! Oni... Matko, Ryder! Ella! Nie, nie... To nie możliwe, oni przecież... Matko...<br />
<i>To jest twój wychowanek. Musisz się zatroszczyć by trafił do nas. </i>- usłyszałam w swojej głowie. Ryder... To jego mam sprowadzać na złą drogę? Skupiłam się na wspomnieniach i odczuciach chłopaka - odczytywałam myśli każdego człowieka. Chyba. Cóż... Elli też potrafiłam wejść do wspomnień, więc chyba mogłam założyć, że potrafię odczytać myśli każdego.<br />
Uśmiechnęłam się pod nosem. Ryder był łatwy, za łatwy. Miał w sobie tylu jadu... A dodatkowo podsycała go nienawiść do Elli i ból po mojej straci. Po mojej śmierci. Jakie to dramatyczne, pomyślałam z przekąsem, chcąc wejść głębiej. <br />
- Jade...? - usłyszałam nagle znajomy mi głos. Poczułam coś.. coś w sercu, zaraz jednak znikło, a zastąpiła je złość z powodu przerwanej czynności. Podniosłam wzrok, po czym cofnęłam się o krok, ze zdziwienia przeklinając.<br />
- Will! - wychrypiałam, patrząc na bliską mi kiedyś twarz. <br />
________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>Jest dosć długi :D Na początku mi nie szło, a później się rozkręciłam :D I mi się podoba :D A Wam? :P I co sądzicie o nowej "posadzie" Jade? </div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-76211584974880295672013-04-07T21:37:00.000+02:002013-04-07T21:37:09.086+02:00[3 cz. 3] -Nie mogłabym jej zabić. Kochałam ją.<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
Podkuliłam kolana pod brodę wpatrując się pustym wzrokiem w drzwi. Nadal nie wierzyłam, że Ryder poszedł z nią porozmawiać. Rozumiałam, że chciał pomóc, ale mógł tylko pogorszyć sprawę i na pewno to zrobił. Poczułam jak ktoś siada obok mnie i łapie mnie za dłoń. Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam Kyle. Patrzył na mnie smutno jakby zrobił coś strasznego. Posłałam mu blady i wymuszony uśmiech po czym spojrzałam z powrotem na drzwi.</div>
<div style="text-align: left;">
-Gdzie on...- zaczęłam kiedy drzwi od pokoju uchyliły się a do środka wszedł Ryder z Jade. Uniosłam jedną brew wyżej uważnie patrząc na blondynkę. Szybko się podniosłam wyrywając tym samym swoją dłoń z uścisku Kyle. Przeniosłam wzrok na bruneta obok Jade i posłałam mu pytające spojrzenie. On tylko jednak uśmiechał się jak jakiś głupi. Podszedł do mnie po czym pocałował w czoło i rzucił się na poduszkę.</div>
<div style="text-align: left;">
-Możemy porozmawiać Ello? Na zewnątrz.- powiedziała blondynka patrząc mi przez ramię na dwóch chłopców. Spojrzałam na Rydera, który gestem ręki wyganiał mnie. Wzięłam głęboki wdech i kiwnęłam głową na znak zgody. Wolnym krokiem wyszłyśmy na korytarz i skierowałyśmy się w kierunku głównego holu. Zaskoczyła mnie nagła przemiana Jade. Nigdy nie była taka ustępliwa. Zresztą tak samo jak ja, więc zgoda w naszym wypadku była w marnym procencie. Żadna nie przyznała by się do błędu drugiej i tak upokorzyła. </div>
<div style="text-align: left;">
-Jade... Ja na prawdę tego nie zrobiłam.- powiedziałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Dopiero gdy wyszłyśmy na zewnątrz i znalazłyśmy się na wielkim parkingu przed szkołą odparła.</div>
<div style="text-align: left;">
-Bo akurat ci uwierzę. Nie masz żadnych dowodów, tylko słowa. Ryder jest naiwny, ale ja nie.- powiedziała wyciągając coś zza pleców. Noc trwałą już w najlepsze więc trudno było mi dostrzec co trzyma w dłoni. Cofnęłam się o krok widząc nóż. Połyskiwał w świetle księżyca. </div>
<div style="text-align: left;">
-Jade. Schowaj to. Odbiło ci całkiem?- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Chciała mnie wystraszyć, ale jej się to nie uda. Dopiero gdy dziewczyna rzuciła się z nim na mnie wystraszona zrobiłam unik. Co ta zazdrość robiła z człowiekiem. - Oj daj spokój. Wiesz, że cię pokonam.- powiedziałam szeroko się uśmiechając. </div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Ona nie żartuje Ello.</i>- odezwał się głos w mojej głowie, którego właścicielem był Will. Mój uśmiech nagle znikł z twarzy. Zrobiłam kolejny unik.Nie chciałam jej skrzywdzić i nie rozumiałam co ona do cholery wyrabiała.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zabiję cię, a nikt nie będzie mnie nawet posądzał. Próba samobójcza nieźle brzmi prawda?- odezwała się blondynka cicho się śmiejąc. Otworzyłam szeroko oczy kiedy zrobiła salto i śrubę nade mną uderzając mnie stopami w plecy. Zdezorientowana przewróciłam się i uderzyłam głową o ścianę. Zasyczałam z bólu gdy zaczęła cieknąć krew. - Biedna, zgwałcona Ella.- powiedziała kręcąc głową w prawo i w lewo. Stanęła nade mną z nożem. Uderzyłam w nią słabym płomieniem ognia tak by nie zrobić jej krzywdy, ale ani drgnęłam. Podniosłam się szybko robiąc kolejny unik. Nim się zorientowałam Jade trzymała nóż tuż przy mojej klatce piersiowej. Nie pozwalała jej wbić go jedynie moja dłoń która starała się go odepchnąć. Nie miałam wystarczająco siły, a przecież byłam silniejsza od mojej przeciwniczki. Blondynka podstawiła mi haka, ale zamiast na plecy spadłam na nią wykręcając tym samym nóż w jej stronę. Zapadła ciszy jak z horroru. Nagle niebo pociemniało i nawet liście drzew nie szumiały. Podniosłam się spoglądając na nieruchome ciało Jade. Wystraszona zaczęłam nią potrząsać. Przyłożyłam dwa palce do szyi dziewczyny, ale nie wyczułam pulsu. Po moich policzkach pociekły łzy prosto na jej zakrwawiony brzuch. Uniosłam nad nim drżące dłonie patrząc przy tym na drobne ciało dziewczyny. Nie działało. Moc mi odmawiała. Zaczęłam robić sztuczne oddychanie, na marne. Jej serce już nie biło. Wtuliłam się w pierś dziewczyny płacząc przy tym jak małe dziecko. To nie mogło się stać, nie mogłam jej zabić. O Boże... zabiłam człowieka.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Uciekaj zanim cię znajdą.</i>- odezwał się mój Demon. Nie słuchałam go. Nie ucieknę, nie zostawię jej. Zabiłam Jade. Moja najlepszą przyjaciółkę.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jade nie udawaj. Obudź się. To jakiś żart chłopców? Jade!- krzyknęłam zamykając oczy. Nagle ktoś złapał mnie za ramiona i z całej siły rzucił w bok. Na chwilę znikł mi obraz z przed twarzy, dopiero po chwili udało mi się dojrzeć twarz Rydera, który teraz klęczał obok ciała martwej Jade. Po policzkach ciekły mu łzy. Kiedy spojrzał na mnie wyglądał jakby chciał mnie zabić. Wstał wściekły i podszedł do mnie. Gdyby nie Kyle, który przybiegł i zasłonił mnie swoim ciałem zapewne uderzył by mnie. Nie wątpiłam w do, był do tego zdolny. Już po chwili przy Jade była Victoria, Oliver i kilka innych osób. Przyszedł też Seth, który patrzył na mnie z obrzydzeniem i trzymał się daleko. </div>
<div style="text-align: left;">
-Ja nie chciałam... Na prawdę.- płakałam patrząc na zdenerwowane twarze przyjaciół i nauczycieli. Victoria patrzyła na mnie jak na wroga i nic nie wartego śmiecia. Nie wierzyła, że ktoś może tak szyko znienawidzić drugiego człowieka.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zabiłaś ją! Jak mogłaś?! Ja myślałem, że to ona nie chce tej zgody, a to ty po prostu wykorzystałaś chwile słabości.- wrzeszczał Ryder starając się przejść przez Kyle. </div>
<div style="text-align: left;">
-Oliver.- odezwała się Victoria nawet na mnie nią patrzeć. Chyba płakała. Oliver odepchnął Kyle i złapał mnie za nadgarstki wyginając mi ręce do tyłu i pchając przed siebie. Nie odezwałam się ani słowem. Uznałam to za niepotrzebne. Prowadził mnie gdzieś do piwnicy. Po chwili byliśmy już w ciemnym pomieszczeniu, ja siedziałam na krześle, a Oliver stał obok drzwi bacznie mnie obserwując. Ktoś wszedł trzaskając drzwiami, ale nie widziałam twarzy.</div>
<div style="text-align: left;">
-Masz pół minuty na wyjaśnienia.- odezwał się kobiecy głos zza moich pleców. Wzięłam głęboki wdech. Co miałam jej powiedzieć? Może powinnam się po prostu poddać każe bez tłumaczeń? Postanowiłam powiedzieć jak było.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jade mnie zaatakowała noże. Nie wiem czemu, ale była silniejsza ode mnie. Podstawiła mi nogę i spadłam na nią, a nóż jej się wbił. Musiałam się bronić.- powiedziałam ochryple kaszląc. Victoria stanęła nade mną z wyciągniętą ręką.</div>
<div style="text-align: left;">
- Kłamiesz.- pokręciłam przecząco głową z łzami w oczach.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie mogłabym jej zabić. Kochałam ją.- powiedziała kiedy po moich policzkach płynęły już łzy. Nie wierzyła mni. Oliver podszedł bliżej i tak jak kobieta wyciągnął swoją dłoń nad moją głową. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ello. Zostajesz pozbawiona przeze mnie swoich mocy. Nie zasługujesz by się nimi posługiwać. Zostajesz zwykłym śmiertelnikiem i od dziś musisz radzić sobie sama. Opuszczasz naszą szkołę..- powiedziała, a kiedy opuściła dłoń z moich ust wydobył się czerwony dym, który w mgnieniu oka opuścił mnie. Znowu byłam słaba, nie mogłam wytworzyć ognia, ale tym razem miałam odporność jak normalny człowiek, a nie w ogóle.- Idź do pokoju, spakuj się. Za godzinę będzie stała taksówka.- powiedziała. Bez protestów opuściłam pomieszczenie i skierowałam się w stronę swojego pokoju.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Ja zawsze będę z tobą, wiem jak było</i>- powiedział Will chcąc dodać mi otuchy. Na marne. W połowie drogi spotkałam Rydera. Już teraz wiedziałam, że straciłam go, ale przecież on nie odpuszcza. Musiał mi jeszcze nawtykać i na przypominać o wszystkich moich grzeszkach. Jakby śmierć Jade nie była dla mnie wystarczająco bolesna. Stanęłam tuż przed nim spuszczając głowę.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
____</div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Od Akwamaryn:</b></i> Nie podoba mi się zbytnio. Jak dla mnie trochę kiepsko oddała uczucia, mogło być lepiej, ale niech już będzie jak jest.</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-75550415563010913032013-04-02T21:34:00.000+02:002013-04-02T21:34:08.891+02:00[ 2 cz.3] - Jeśli kogoś kochasz, wybaczysz mu wszystko.<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Zacisnęłam dłonie w pięści, oddychając płytko. Jak mogła?! Jak w ogóle śmiała?! Rozumiem, że była na mnie wściekła... Ale to cios poniżej pasa. Zależy mi na nich. Na Elli może niekoniecznie, ale Ryder i Seth... Kochałam ich. Jak braci. Byli mi bliscy, bardzo bliscy. Zastępowali mi rodzinę w szkole, potrzebowałam ich. Mówienie, że na nich nie zasługuje to naprawdę cios poniżej pasa. Miałam prawo być zła, a nawet wściekła na brunetkę. Ciekawe jak ona zareagowałaby widząc zdjęcia przedstawiające mnie i Rydera.Przyszłaby do mnie i powiedziała " Wiem, że kochałaś się z Ryderem, ale to nic. Wybaczam ci, bo przecież uprawianie seksu z moim chłopakiem to drobnostka. Więc jak, zgoda?"</div>
<div style="text-align: left;">
Racja, czasami przesadzałam, wyzywając ją. Ale gdy tylko ją widziałam, przed oczami pojawiały się zdjęcia. Nie miała dowodu, że to nie Will i ten ktoś ją zgwałcił. Tylko słowa. Puste słowa. Dziwiłam się Ryderowi, że tak szybko jej wybaczył. Tak łatwo dał się jej przekonać. </div>
<div style="text-align: left;">
" Nie zasługiwałaś na niego. Nie byłaś warta jego miłości skoro nie uwierzyłaś nie tylko mi, ale i jemu." - przypomniałam sobie jej słowa. Poczułam jak broda mi się trzęsie, a do oczu napływały łzy. Samo imię " Will" wzbudzało we mnie płacz. Od jego śmierci minęły trzy miesiące, a ja nadal nie potrafiłam się pozbierać. Wakacje przesiedziałam w łóżku, płacząc. Teraz też głównie spędzałam czas w łóżku - wychodziłam jedynie na lekcje. I to nie zawsze. </div>
<div style="text-align: left;">
Obwiniałam się za jego śmierć. Za to, że nie zdążyłam. Że nie uratowałam go na czas, spóźniłam się. Gdyby nie ja, żyłby. Opóźniałam cała akcję, przez to, że byłam uparta. I musiałam postawić na swoim. Musiałam pojechać. Tym samym zabijając dwie osoby - Drewa i Willa. </div>
<div style="text-align: left;">
Otarłam dłonią lecące łzy, siadając na brzegu łóżka. Sięgnęłam po poduszkę, zakrywając sobie nią twarz, po czym krzyknęłam. Z frustracji, wściekłości i smutku. </div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Leżałam na łóżku, tępo gapiąc się w ścianę. Tak spędzałam popołudnia. Nauka mnie nie obchodziła, miałam ją gdzieś. Victoria martwiła się o mnie - współczucie przewyższało złość za opuszczanie lekcji. Nienawidziłam tego jej wzroku. I wzroku innych uczniów. Litowali się nade mną, czego szczerze nie znosiłam. Wolałabym być wyzywana, niż widzieć tę litość, tę rozpacz w spojrzeniu każdego kto uczęszczał do tej szkoły lub w niej pracował. </div>
<div style="text-align: left;">
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili ktoś wszedł do pokoju. Nie oderwałam wzroku do ściany - wiedziałam, że to Ryder. Umiałam go rozpoznać nawet po krokach. </div>
<div style="text-align: left;">
Brunet usiadł na brzegu łóżka z ciężkim westchnieniem. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwałam. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ella już ci się wyżaliła z tego, że ją zwyzywałam? - zapytałam lodowatym głosem. </div>
<div style="text-align: left;">
- Znów zwyzywałaś. Nie potraficie spokojnie porozmawiać, tylko musicie się kłócić? - powiedział Ryder. W jego głosie nie wyczułam złości czy wyrzuty do mnie. Raczej troskę. Mówił łagodnie, ze spokojem. Próbował mnie uspokoić, udobruchać. Martwił się o mnie. Poczułam ukłucie w sercu. On się o mnie troszczył, a ja go ignorowałam. Wszystkich ignorowałam. Chyba rzeczywiście nie zasługiwałam na ich przyjaźń. </div>
<div style="text-align: left;">
Znów zapanowała cisza, trwająca kilka minut. To było w Ryderze najlepsze - można by siedzieć z nim kilka godzin, a sama jego obecność umie wesprzeć człowieka na duchu. </div>
<div style="text-align: left;">
Wreszcie przekręciłam się na plecy, patrząc mu prosto w twarz. Widziałam w jego wzroku prawdziwą troskę. Wiedział, jak bardzo dotknęła mnie śmierć Willa. Bał się, że nigdy nie wydobrzeje, nigdy się nie pozbieram. </div>
<div style="text-align: left;">
- Dlaczego jej uwierzyłeś? - spytałam. Ryder spojrzał na mnie zdziwiony, a wtedy dodałam: - Chodzi mi o tą jej zdradę. </div>
<div style="text-align: left;">
Brunet wzruszył ramionami. </div>
<div style="text-align: left;">
- Bo ją kocham - szepnął cicho. </div>
<div style="text-align: left;">
Prychnęłam, podciągając się do pozycji siedzącej. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie ma żadnego dowodu, że się z nim nie przespała. Co ci powiedziała? " Ryder, uwierz to nie był on, przecież ja cię kocham. Nie zrobiłam tego, ktoś przebrany za Willa mnie zgwałcił" - odparłam, przyciskając do piersi poduszkę i wysuwając podbródek. Jak zawsze, kiedy z kimś się kłóciłam. </div>
<div style="text-align: left;">
Brunet pokręcił głową, przysuwając się bliżej mnie.<br />
- Jeśli kogoś kochasz, wybaczysz mu wszystko - powiedział chłopak.<br />
Aż zachłysnęłam się powietrzem. Czy on coś sugerował?!<br />
- Twierdzisz, że nie kochałam Willa? - zapytałam ostro.<br />
Ryder pokręcił głową, spuszczając ją. Zaczął bawić się moim prześcieradłem, marszcząc brwi. Kiedy podniósł wzrok, w jego spojrzeniu nie dopatrzyłam się tej troski co wcześniej. Jedynie... Coś na kształt upartości.<br />
- Ella jest niezależna, uparta, kłótliwa, musi postawić na swoim, ... Ale na pewno nie zdradziłaby przyjaciół. Nigdy. Ona jest wierna i oddana. Nie zostawi nikogo w potrzebie. Może czasami bywa opryskliwa, ale to dobra przyjaciółka. Kochała Willa jak brata. Kochała ciebie jak siostrę. I kocha nadal, ale ty jej do siebie nie dopuszczasz. Rani ją to, zwłaszcza, że niesłusznie ją osądzasz. Stara się zniszczyć konflikt między wami, bo zależy jej na twojej przyjaźni. W tamtej szkole była wyzywana i nie lubiana. Teraz znalazła drugą rodzinę, oparcie w nas. Myślisz, że zniszczyłaby to wszystko? A Will...? Zależało mu na tobie, bardzo cię kochał. Nie zrobił by ci tego, nie jest taki. Nie zdradziłby cię, nie potrafiłby. A zwłaszcza nie z Ellą.<br />
Wbiłam wzrok w podłogę, nie odpowiadając. Po chwili ciszy, Ryder podniósł się, kierując się w stronę drzwi. Słyszałam jak naciska klamkę i zatrzymuje się.<br />
- Ella by ci wybaczyła. Uwierzyłaby ci, bo cię kocha.<br />
Mocniej ścisnęłam poduszkę, przełykając głośno ślinę. Porównywał mnie do Elli... Piękny sposób na przekonanie mnie o jej niewinności. Na pewno skruszona poczłapie do pokoju chłopaków, gdzie najprawdopodobniej jest Ella i przeproszę ją. Za to, że zdradziła mnie z Willem.<br />
Nagle poczułam jak coś wlatuje mi do nosa, a po chwili wędruje gardłem do płuc.. Otworzyłam szeroko oczy, łapiąc się za szyję i próbując złapać powietrze. Na marne. Spadłam z łóżka na podłogę w konwulsjach. Coś wypełniło moje ciało, zataczając "kręgi" nad mózgiem. Zamrugałam powiekami, kiedy owa rzecz wsunęła się między nie. Ryder przerażony podbiegł do mnie, kucając i przytrzymując moje ciało. Zaczęłam się dusić, brakowało mi tlenu. Tymczasem to coś uderzyło w mój mózg. Dosłownie uderzyło. Wygięłam się, wbijając paznokcie w swoją szyję.<br />
Nagle wszystko się skończyło. Łapczywie zabrałam powietrza, krztusząc się. Sięgnęłam do swoich ust, ciężko oddychając. Co to do cholery było?!<br />
- Wszystko dobrze, Jade? - usłyszałam zaniepokojony głos Rydera.<br />
Moja głowa ruszyła się w dół i górę. Nie ja ją kierowałam. Coś innego. Mogłam wykluczyć opętanie, bo wtedy w ogóle nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Tylko co to było, co we mnie weszło?! I jakim cudem tu, w szkole?! O ile wiem posiadaliśmy specjalne zabezpieczenia. <br />
- Tak, Ryder... - usłyszałam swój głos. Usta rozciągnęły się w uśmiechu. - Ale chyba chcę przeprosić Elle.<br />
Brunet powoli się uśmiechnął, pomagając mi wstać.<br />
- To świetnie. Brawo, Jade - pochwalił mnie.<br />
<i>Ryder, nie! - </i>wrzasnęłam w myślach.<br />
<b>Zamknij się, jeśli chcesz by pozostali przeżyli - </b>odpowiedziało coś w mojej głowie.<br />
Przeraziłabym i wściekłabym się, ale zostałam pozbawiona uczuć. To coś zajęło moje miejsce, mnie zamykając w blokadzie. Widziałam, że owa rzecz straciła kolory i dobry słuch. Nie odczuwałam bólu, nie posiadałam uczuć... Nie słyszałam ani nie widziałam - bieg wydarzeń obserwowałam ze wspomnień... Tego.<br />
<i>Pozostali? </i>- zapytałam.<br />
Usta znów rozjechały się w uśmiechu.<br />
<b>Idziemy do Elli, tak, złotko? </b><br />
_______________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i> Początek nudny, końcówka lepsza :P. Mi się podoba, nawet bardzo :D A Wam? :> Jak myślicie kto wygra - Ella czy Jade? xd </div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-61919535009413218832013-03-29T14:15:00.000+01:002013-03-29T14:15:26.452+01:00[1 cz.3]-On ma rację. Boże... Zgadzam się z Ryderem.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
Przeszłam wąskim korytarzem w stronę swojego pokoju. Wszędzie było wręcz pusto. Uczniowie znajdowali się na apelu, ale ja jak w dawnej szkole uciekałam zaraz po hymnie i wędrowałam po korytarzach teraz tej nienormalnej szkoły. </div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Nie martw się. Ona w końcu uwierzy.-</i> pokręciłam przecząco głową. Nikt nie wiedział o tym moim małym sekrecie, nawet Ryder. Słyszałam głos Willa i to tak wyraźnie jakby stał obok mnie, ale to działo się tylko w mojej głowie. Był moim Aniołem Stróżem. Rozmawiałam z nim każdego dnia o wszystkim. Ostatnio przeważał temat jednej z moich lokatorek.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie Will. Ona nigdy mi nie uwierzy. Ona wydała na mnie wyrok.- odpowiedziałam w myślach otwierając drzwi od swojego pokoju. Jade siedziała na jednym z łóżek płacząc. Wiedziałam jakie to dla niej trudne, dla mnie zresztą też. Jednak ja nie płakałam i właśnie to niedawno mi zarzuciła, że jestem zimna i bez serca skoro nie płaczę za swoim kochankiem. Tyle, ze on nie był moim kochankiem, a ja nadal go miałam w sercu. Był częścią mnie. Tą dobrą częścią mnie i tylko on sprawiał, ze czasem nie podpaliłam jej tej zgrabnej dupy. Słyszałam go, ale obiecałam sobie, że ona o tym się nigdy nie dowie. Niech myśli sobie co chce. Przestało mnie to obchodzić. Nawet kiedy chciała zmienić pokój po prostu to zignorowałam. Nie miałam zamiaru się nad nią użalać, nad nikim. </div>
<div style="text-align: left;">
-Czego chcesz?- spytała oschle. Ostatnio tylko takie pytania zadawała. </div>
<div style="text-align: left;">
-Nie twój interes, ale jeśli musisz wiedzieć to przyszłam po pieniądze. Idę z chłopakami po apelu do kafejki. Wybierzesz się z nami?- znałam odpowiedź. Może gdybym nie szła wybrała by się. Nie odpowiedziała. Zresztą jak zawsze. Nie zwracając na nią uwagi wyszłam.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Czemu jesteś dla niej tak zimna? Ona cierpi. Powinnaś jej pomóc przejść przez to.</i>- odezwał się Will. Westchnęłam. On nic nie rozumiał.</div>
<div style="text-align: left;">
- Uważa, że nie mam serca, bo nie ryczę tak jak ona. Może i rzeczywiście go nie mam, ale mam ciebie blisko. Może gdybyś był jej Stróżem żyła by normalnie. Nie będę się nad nią użalać. Robiłam tak miesiąc, a ona tylko rzucała we mnie obelgami i wyzywała od dziwek czy szmat.- odpowiedziałam wychodząc z szkoły i siadając na schodach przed nią. Nie minęła chwila kiedy dołączyli do mnie chłopcy. Seth, Ryder i Kyle, który dołączył do naszej paczki w tym roku. Byłam mu niezmiernie wdzięczna za pomoc, a poza tym był mi jak brat, tak samo jak Will. Był moją częścią. Oddał mi skrawek swojego ducha bym przeżyła. Zawsze będziemy jednością. </div>
<div style="text-align: left;">
-Gdzie byłaś?- spytał Ryder całując mnie na powitanie. Wstałam niechętnie i nie czekając na nich ruszyłam przed siebie. Szybko jednak mnie dogonili. Ryder splótł swoje palce z moimi i zatrzymał.- Znowu Jade? Musisz jej to wybaczyć ona...- zaczął, ale przerwałam mu gestem dłoni.</div>
<div style="text-align: left;">
-Już wiele razy wybaczałam nie sądzisz? Jak dla mnie za dużo. Nie chcę o niej rozmawiać.- powiedziałam posyłając mu blady uśmiech.</div>
<div style="text-align: left;">
<i> -On ma rację. Boże... Zgadzam się z Ryderem.-</i> usłyszałam zachrypnięty głos w głowie. Na te słowa cicho się zaśmiałam, ale widząc zaskoczone spojrzenia chłopców od razu spoważniałam. </div>
<div style="text-align: left;">
-Może i ma, ale nie będę go słuchać. Dziś sobie porozmawiam z Jade i to porządnie. Musi mi uwierzyć, że nigdy się z tobą nie przespałam. Jeśli i tym razem mi nie uwierzy po prostu... Zacznę spać w łazience w wannie.- zażartowałam na koniec myśli co Will skwitował śmiechem. Tak pięknie się śmiał. Nawet w moich myślach.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Zagryzłam dolną wargę przerzucając kolejną stronę książki. Zamknęłam ją szybko kiedy do pokoju weszła Jade. Była na rozmowie z Victorią. Kobieta robiła za takiego psychologa. Może sama powinnam się do niej udać? </div>
<div style="text-align: left;">
- Jade tak nie może być.-zaczęłam wstając i podchodząc do niej. Zawsze w takich momentach omijała mnie i chowała się w łazience tym razem jednak nie dałam jej takiej możliwości. Kiedy ona robiła krok w prawo ja też, ona w lewo ja też. - Porozmawiaj ze mną, wysłuchaj.- powiedziałam łapiąc ją za rękę. Tak dawno nie rozmawiałyśmy normalnie.<br />
-A mamy o czym?- spytała blondynka wyrywając się i zaplatając ręce na piersi. Dalej płakała. Zastanawiałam się nawet czy kiedyś przestanie. Wiedziałam jaki Will był dla niej ważny, jak cierpi, ale starałam się to ignorować. Może robiłam to niepotrzebnie? <br />
-Tak.- powiedziałam ocierając jej łzy z policzków. Dziewczyna odepchnęła moją dłoń zaciskając dłonie w pięści.- Nie przespałam się z nim.- powiedziałam robiąc krok w tył i odwracając się do niej plecami.<br />
-Powiedz mi to w twarz, a może uwierzę.- odparła oschle blondynka krzyżując dłonie na piersi. Odwróciłam się do niej przodem i spojrzałam głęboko w oczy. <br />
-Nie zrobiłam tego!- krzyknęłam jej w twarz.<br />
-Nie. Jednak nie wieżę. Takiej dziwce nie można wierzyć.- zagryzłam dolną wargę nie chcąc uronić ani łzy. Zacisnęłam dłonie w pięści by nie wybuchnąć. Miałam jej już po dziurki w nosie. Bezczelnie mnie wyzywała, a ja nie mogłam nic zrobić.<br />
-Nie jestem nią! Ty nic nie rozumiesz! To nie był Will, a ja zostałam zgwałcona! Czy ty słyszysz co się do ciebie mówi czy tylko słyszysz szum w tej pustej głowie? Nigdy bym się nie przespała z Willem! Pomyślę! Kto normalny robił by nam zdjęcia i znalazł na sali gimnastycznej o szóstej rano gdy wszyscy śpią!- krzyknęłam czując jak cała drżę.<br />
-Nie ważne kto. Ważne, że się z nim przespałaś. Jesteś zwykłą szmatą.- wysyczała Jade, a ja wybuchłam nie mogłam tego słuchać. Musiałam jej odpowiedzieć tak, a nie inaczej. Mimo, że Will cały czas mówił mi w głowie, żeby tego nie robiłam musiałam. W mojej głowie zaczęła się walka między Willem, a moim Demonem. Walczyli o mnie. Demon wygrał.<br />
-Nie zasługiwałaś na niego. Nie byłaś warta jego miłości skoro nie uwierzyłaś nie tylko mi, ale i jemu. - powiedziałam przez zęby kiedy zapaliły mi się dłonie. Jade nie odezwała się ani słowem. Stała jak wyryta w marmurze płytko oddychając. Nie żałowałam tych słów. Na prawdę tak myślałam.- Nie zasługujesz na nikogo z nas. Na moją przyjaźń, którą starałam się podtrzymać przez ten pieprzony miesiąc, na czułość Rydera, której nawet nie zauważyłaś mimo, że traktuje się jak młodszą siostrę i na śmiech Setha, którego nawet nie dostrzegasz. Widzisz tylko swoją zakochaną dupę i czubek swojego nosa. Jesteś nie warta nas wszystkich.<br />
<i>-Jak mogłaś...-</i> rozbrzmiał w mojej głowie głos Willa.<br />
-To ty przegrałeś walkę z Demonem, a ja jestem tylko pionkiem. Pionkiem w tej zasranej grze jaką jest życie.- odpowiedziałam wybiegając z pokoju z płaczem. Bez namysłu ruszyłam w kierunku pokoju Rydera.<br />
_____<br />
<b><i>Od Akwamaryn:</i></b> Mam nadzieję, że się wam podoba nowy początek. Kolejny, który piszę ja;P Dla mnie jest nawet w porządku i myślę, że nieźle się zaczyna. Mamy kolejną przygodę w zanadrzu więc nie martwcie się.</div>
</div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-90807216101590013142013-03-17T11:24:00.000+01:002013-03-17T11:24:53.545+01:00KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Szlochałam w ramię Willa, leżąc na jego ciele. Przytulałam go do siebie, najmocniej jak mogłam, całując go co chwila w usta. Były takie zimne.. Takie niepodobne do tych ciepłych warg Willa parę dni temu. Nie oddawał. Nie przytulił, kiedy rzuciłam się na niego. Nie zareagował. Nie uśmiechnął się. Ciało miał lodowate... Jakby z lodówki. Posiadał ciemną karnację... Teraz był blady, potwornie blady. Bardziej, niż w czasie choroby. </div>
<div style="text-align: left;">
Jego klatka piersiowa nie poruszała się. Nie czułam na policzku jego oddechu. </div>
<div style="text-align: left;">
Prosiłam by skończył z tym żartem, by przestał się tak zachowywać... Mówiłam, że już będzie dobrze, że znalazłam kwiat... Ale on nie reagował, nie odpowiadał. Po prostu leżał. Bez jakiegokolwiek ruchu, choćby najmniejszego. </div>
<div style="text-align: left;">
Potrząsnęłam nim z całą siłą. Na ramieniu poczułam czyjąś dłoń, lecz od razu strzepnęłam ją, wrzeszcząc na Willa. Dalej nic. Mocniej zaszlochałam, wtulając się w... Jego ciało. Jego martwe ciało. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie, on żyje, zbeształam się w myślach. On tylko udaje, on żyje. Na pewno. </div>
<div style="text-align: left;">
- Jade, proszę... - usłyszałam współczujący głos Victorii. Pokręciłam głową, całując Willa w usta. Takie zimne. </div>
<div style="text-align: left;">
Podniosłam jego głowę, twarz chowając w czarnych włosach chłopaka. Jeszcze mocniej zaszlochałam. Poduszka Willa była już mokra od moich łez. Przecież on żył... Miał jeszcze trzy dni, żył...</div>
<div style="text-align: left;">
Znów pocałowałam chłopaka w usta. Znów ani drgnął. </div>
<div style="text-align: left;">
- Will, błagam.. Błagam... - wyszeptałam, co chwila go całując. </div>
<div style="text-align: left;">
Puściłam jego głowę, chwytając lodowate dłonie. Pocałowałam obie, nie odrywając wzroku od twarz szatyna. Nie widząc żadnej reakcji z jego strony, mocniej je ścisnęłam. Wbiłam paznokcie w jego nadgarstek, kiedy nagle znieruchomiałam. </div>
<div style="text-align: left;">
Puls. On nie ma pulsu. Dlaczego on nie ma pulsu?! Do cholery! </div>
<div style="text-align: left;">
Delikatnie położyłam ręce chłopaka wzdłuż jego boków, głowę chowając między ramieniem a szyją Willa. Musnęłam ustami jego szyję. </div>
<div style="text-align: left;">
- Jade... - zaczął cicho Ryder. </div>
<div style="text-align: left;">
Pokręciłam głową, mocniej obejmując Willa. Rozkleiłam się na dobre, łzy leciał dosłownie strumieniem. Twarz Willa również była mokra - moje łzy opadały na jego policzki, usta... </div>
<div style="text-align: left;">
Nie mógł... Nie, to nie prawda. Błagam, powiedźcie, że to nie prawda. Musiał żyć. Musiał! Nie dopuszczałam do siebie innej możliwości. Przecież zdążyłam, Victoria mówiła, że zostały mu dwa tygodnie... Boże, Will... Błagam, powiedz coś, porusz się, pomyślałam z rozpaczą. Nie zostawiaj mnie, Will, proszę...<br />
Nie mogłam w to uwierzyć. Zginął. Przeze mnie. Nie zdążyłam na czas, zginął. Drew też. Wszystko przeze mnie... Gdybym się trochę pośpieszyła, gdybym odnalazła go szybciej.. Żyłby ten. Ten jeden dzień, tylko jeden dzień zguby. Nie ma go, nie ma. Boże, Will, błagam, zrób coś. Cokolwiek. Musisz żyć, żyjesz. Zaszlochałam, przylegając bardziej do chłopaka. Do jego ciała.<br />
Will... </div>
<div style="text-align: left;">
- Jade, przyszli rodzice Willa... Proszę, puść go... - usłyszałam głos Rydera, a po chwili chłopak mocno obrócił mnie w swoją stronę. </div>
<div style="text-align: left;">
Podniósł mnie z łóżka, dopuszczając do niego rodziców chłopaka. Następnie przytulił mocno, głaszcząc mnie po włosach - jednocześnie przyciskając moją głowę do swojego torsu. Nie pozwolił mi spojrzeć na Willa, nawet kiedy wynosili jego ciało. </div>
<div style="text-align: center;">
<br />
***</div>
<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b><br />
<div style="text-align: left;">
<i> -Powiedz jej, że...- zaczął puszczając mnie powoli.-... że ją kocham i będę czuwał nad wami wszystkim. Niech ma mnie w sercu.- wychrypiał Will ściskając moją dłoń.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Will ty będziesz żył! Ona zdąży!- wrzasnęła ocierając łzy, które teraz spływały po moich policzkach.</i></div>
<div style="text-align: left;">
<i> -Już po wszystkim. Ello ja już nie żyję. Nie zdążyła, ale jest na sali. Przytula mnie i płacze... Powiedz jej to.- wyszeptał rozpływając się w powietrzy jakby nigdy nie istniał.</i></div>
<div style="text-align: left;">
Przekręciłam się na drugi bok zakrywając twarz dłońmi. To nie mogło się tak skończyć. My wszyscy musieliśmy żyć, a zwłaszcza Will. Gdybyśmy wcześniej zauważyli co się dzieje może by teraz oddychał. Zaszlochałam obracając się w stronę gdzie powinien być Will. Łóżko było puste, a koło niego klęczała Jade zanosząc się głośnym płaczem. Ryder klęczał obok niej tyłem do mnie i obejmował ją. Jedynie Seth wpatrywał się we mnie. Nadal ciężko było mi oddychać. Powieki zaczynały znowu robić się ciężkie, ale tym razem nikt mnie nie usypiał i już nie zobaczę w tym śnie Willa. Może powinnam umrzeć i mu towarzyszyć?</div>
<div style="text-align: left;">
-Ella!- krzyknął Seth podbiegając do mnie i łapiąc za dłoń, którą gdybym miała dość siły zmiażdżyła bym. Teraz jednak byłam zbyt słaba. Nawet jej nie ścisnęłam. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa mimo, że otwierałam usta.</div>
<div style="text-align: left;">
-Ello wszystko będzie dobrze...- powiedziała Victoria nachylając się nade mną. Zastanawiałam się co uzgodnili, jak mieli zamiar ratować moje i tak beznadziejne życie. Rodzice nawet się nie pofatygowali. Przyjechali pierwszego dnia, a potem wyjechali do pracy. Pokręciłam przecząco głową patrząc na Jade. Nawet na mnie nie spojrzała, ale czego ja oczekiwałam. Dalej myślała, że przespałam się z Willem.</div>
<div style="text-align: left;">
-Jade...-wychrypiałam szybko mrugając by łzy przestały lecieć. Dziewczyna spojrzała na mnie z taką złością...- Widziałam go. Spotkałam we śnie.- zaczęłam. Blondynka zamarła w bezruchu po czym zwróciła się w moją stronę. Nie zauważyłam nawet kiedy do pomieszczenia wszedł Kyle. Każde słowo było bolesne, ale wiedziałam że muszę jej to powiedzieć.- Kocha cię i będzie nad tobą czuwał, nad nami wszystkimi...- wyszeptałam i nagle poczułam jak ktoś obraca moją głowę w swoją stronę. Chciałam spojrzeć na Jade, ale nie mogłam już tego uczynić. To Kyle trzymał moją głowę w żelaznym uścisku i nie puszczał. W jego oczach dało się zobaczyć łzy i strach, a znał mnie przecież kilka dni. </div>
<div style="text-align: left;">
-Będzie bolało...- powiedział cicho tak bym tylko ja usłyszała i mocniej zacisnął dłonie. Wbiłam swoje paznokcie w dłoń Setha, który dalej mnie trzymał, a ten pisnął z bólu i szybko ją wyrwał. Otworzyłam usta by złapać powietrza i zacisnęłam dłonie w pięści. </div>
<div style="text-align: left;">
-Co ty wyrabiasz?!- usłyszałam łamiący się głos Rydera. Kyle jednak nie odpowiedział. Brunet nadal robił swoje podwajając siły. Krzyknęłam z bólu, który teraz szamotał się po mojej czaszce. Łzy popłynęły same, a serce zaczęło walić o wiele szybciej niż powinno. Nie wiedziałam czy on chce mnie zabić czy uratować.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wytrzymaj. Jesteś silna.- powiedział Kyle blednąc na twarzy. Chłopak przeniósł swoje dłonie na moje ramiona, a następnie talię. Ból głowy przeszedł, ale poczułam okropny ból w podbrzuszu. Jeszcze gorszy niż w czasie bolesnej miesiączki. Jęknęłam z bólu odwracając głowę w stronę Victorii. Patrzyła na mnie zimo, ale dało się w tych oczach odnaleźć współczucie. Ryder stał przytrzymywany przez Seth szarpiąc się by do mnie podbiec, a Jade. Klęczała teraz obok mojego łóżka nie wiedząc co tu się dzieje. Nagle dłonie Kyle dotknęły moich zimnych stóp. Chłopak zrobił się biały jak ściana, a pod oczami pojawiły się wory jakby nie spał przez kilka nocy z rządu. Ból znikł momentalnie, a ja znów zapragnęłam skakać i biegać. Wypuścili Rydera, który od razu do mnie podbiegł mocno ściskając. Nie miałam jednak ochoty na takie czułości. Wstałam z łóżka nie zważając na pretensje Victorii i uklękłam koło łóżka Willa. Nie było go. Już więcej go nie zobaczę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Przepraszam Will... Przepraszam za wszystko.- wyszeptałam siadając tyłem do łóżka i zamykając oczy. </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie masz za co. Pamiętaj. Czuwam nad tobą.- wtedy nie zwróciłam uwagi na te słowa, ale wiedziałam już, że i Will i Kyle są teraz moją częścią.<br />
<br />
______<br />
<b><i>Od Akwamaryn:</i></b> Moja część trochę długa, bo musiałam jeszcze swoją akcje dokończyć, ale podoba mi się. Muszę powiedzieć szczerze, że się podoba. Tym sposobem kończymy część drugą, ale nie martwcie się czeka was jeszcze jedna.<br />
<b><i>Od Boddie: </i></b>Bardzo tkliwe? :D Za bardzo na słodziłam? Mam nadzieję, że nie i jakoś to przeszliście :D Musiałam napisać tak tkliwie, bo w końcu śmierć Willa to dla Jade wielki cios... :)</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-26542574774112931332013-02-27T15:10:00.000+01:002013-02-27T15:10:43.707+01:00[ 22 cz. 2] - Umarłam? <div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Podkuliłam pod siebie kolana, patrząc na śpiącego Araba. </div>
<div style="text-align: left;">
To było okropne. Zaczął już w lektyce się do mnie dobierać, lecz to co nastąpiło potem... Nie da się tego porównać. Nie miałam mu służyć... Tylko zaspokajać jego potrzeby. Tyle byłam warta. Zresztą nie jedynie ja. Posiadał kilka niewolnic. Na ich ciele widniało mnóstwo siniaków, bały się spojrzeć Arabowi w twarz. Cichutko wykonywały jego polecenia, zerkając na mnie ukradkiem - albo ze współczuciem albo z ulgą. Sądziłam, że cieszyły się, iż na chwilę zajmie się mną, a je oszczędzi. Płoszyły się słysząc jego kroki, chowały po kątach. Bały się go, a on to wykorzystał. Wiedział, że umie je zastraszyć, tak by robiły wszystko co chciał. Nie zamierzałam tu zostać dłużej. </div>
<div style="text-align: left;">
Arab, przyzwyczajony do uległości służebnic zostawił mnie wolną. Zresztą od razu zasnął. To było aż za łatwe. Wystarczyło po prostu znaleźć jakieś ubranie i wyjść. Nie rozumiałam dlaczego one tego nie robią. Nie mógłby ich znaleźć, a one odzyskałby wolność. Najwyraźniej jednak są tak długo zastraszane, bite i poniżane, że boją się nawet o tym myśleć. </div>
<div style="text-align: left;">
Cicho zeszłam z łóżka, zasłaniając się kołdrą. Uważałam by podłoga pode mną nie zaskrzypiała, bo to by był koniec. A zostało dziewięć dni. </div>
<div style="text-align: left;">
Dziewięć dni. </div>
<div style="text-align: left;">
Musiało się udać. A kiedy już uratuje Willa, wrócę tu z Victorią i zemszczę się za Drewa. Jego śmierć nie może przejść niezauważana, a ci którzy ją spowodowali, muszą ponieść konsekwencje. Niech cierpią tak jak on, a nawet bardziej. </div>
<div style="text-align: left;">
Podeszłam do szafy i delikatnie ją otworzyłam. Cicho zaskrzypiała, a Arab poruszył się niespokojnie. Wstrzymałam oddech, jednak oprócz pojedynczego chrapnięcia, nic się nie stało. </div>
<div style="text-align: left;">
Wyjęłam z szafy długą, bawełnianą bluzkę i lniane spodnie "dzwony". Szybko włożyłam na siebie ubranie. Podwinęłam nogawki spodni, by nadawały się na mój wzrost. Bluzkę związałam w łokciach, aby nie utrudniała mi podróży. Następnie jak najciszej zaczęłam wędrować do drzwi. </div>
<div style="text-align: left;">
Wystarczył jeden niefortunny krok. Podłoga głośno zaskrzypiała, budząc Araba. Szybko otrząsnął się ze snu, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem, by następnie rzucić się w moją stronę. </div>
<div style="text-align: left;">
Zrobiłam unik, wybiegając na hol. Zeskoczyłam przez balustradę na parter, a za mną tak samo Arab. Najwyraźniej nie był w takiej złej formie, jak sądziłam. Zrobiłam salto, kiedy wyciągał dłoń w moją stronę. Wylądowałam na oparciu fotela, który po chwili został przewrócony w kąt. Udało mi się jednak zeskoczyć z niego, przewracając przy tym szafę na Araba. Przeklął pod nosem, unikając zderzenia. </div>
<div style="text-align: left;">
Już prawie byłam przy drzwiach, sięgałam do klamki... Kiedy silne szarpnięcie zwaliło mnie z nóg. To Arab trzymał mnie za bluzkę, zamierzając się by zadać cios. Ścięłam go, wyrywając się z uścisku i otwierając drzwi. Niestety, złapał mnie za nogę, ciągnąć ku sobie. Wolną stopą kopnęłam go w twarz, na co Arab zawarczał jak pies, jednakże nie puścił. </div>
<div style="text-align: left;">
Dobra, pomyślałam ze złością, jak nie tu to w inne miejsce. </div>
<div style="text-align: left;">
Chwyciłam się progu, bym nie dostałą się w jego łapy, po czym z całej siły uderzyłam mężczyznę w kroczę. Puścił od razu. W jego oczach pojawiły się łzy, kiedy skulił się, dłonie kładąc na owym słabym punkcie. Uśmiechnęłam się lekko, wstając i wybiegając z pokoju. </div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Trzy dni. Zostały jeszcze tylko trzy dni. </div>
<div style="text-align: left;">
Droga do wulkanu zajęła mi prawie tydzień, podczas którego żywiłam się... Zabrzmi okropnie, ale gdyby nie to, nie dożyłabym dotąd. Żywiłam się upolowanymi zwierzętami. I trawą. Szłam wzdłuż rzeki, więc nie było problemu z piciem. Cóż, przynajmniej do czwartego dnia. Potem, by - według zapewnień jakiegoś starca - trafić do Kamerun musiałam od niej odejść i skierować się bardziej na zachód. </div>
<div style="text-align: left;">
Ale udało się. </div>
<div style="text-align: left;">
Zostały trzy dni, a ja stałam właśnie przed Kamerun. </div>
<div style="text-align: left;">
Miałam szansę zdążyć uratować Willa. Według Neily tutaj właśnie rósł Baras. Ale czy mogę jej wierzyć? Chodzi o to, że kwiatu szukała 4 lata temu... Trochę czasu od tego dnia minęło, nie wiadomo czy ktoś już nie zabrał Barasa. A rośnie co 2 lata na kilka miesięcy. Boże, oby był...</div>
<div style="text-align: left;">
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam wspinać się po wulkanie. Szło mi całkiem nieźle, na pewno dużo lepiej niż na Kilimandżaro. Może dlatego, że tu nie było tak stromo? </div>
<div style="text-align: left;">
Ciągle rozglądałam się w poszukiwaniu kwiatka. Jeśli będzie rósł gdzieś tu to tak by mieć jak najlepszy dostęp do słońca - przy tym, według opisu.. Drewa... jest na tyle duży, by bez problemu móc go zobaczyć. </div>
<div style="text-align: left;">
Drew...Wciąż nie mogłam się pogodzić z jego śmiercią. Był moim przyjacielem, wspierał mnie. Traktowałam go jak starszego brata, którego zawsze pragnęłam mieć. Nie mogłam pogodzić się z jego śmiercią. Wciąż przed oczami widniało mi wspomnienie biczowanego bruneta... I krwi... Wszędzie pełno krwi... </div>
<div style="text-align: left;">
Odgoniłam od siebie ten obraz. Skup się Jad, nakazałam sobie, nie możesz pozwolić by poniosły cię emocje. Teraz najważniejszy jest Baras i Will. </div>
<div style="text-align: left;">
Chwyciłam się kolejnego podłoża skalnego, podciągając się na nim i siadając na jego zboczu. Wytarłam z czoła pot, patrząc w dół. Byłam gdzieś w jednej trzeciej... Wulkan jednak był ogromny i nie musiałam wchodzić wyżej. Już teraz siedziałam kilkadziesiąt metrów nad ziemią. </div>
<div style="text-align: left;">
Wstałam z ziemi, rozglądając się wokoło. Musiałam jakoś wejść na tamten głaz... A z niego wspięłabym się nieco w górę, zeskakując na ten "balkonik". Z niego miałam świetny widok na skały, na których musiał rosnąć kwiatek... </div>
<div style="text-align: left;">
Chwila, co to było? </div>
<div style="text-align: left;">
Zrobiłam krok do przodu, mrużąc oczy. Zwisałam nad krawędzią, jeden nieostrożny ruch i spadłabym. W moim przypadku nie musiałam się o to martwić - mimo, że długi nie trenowałam gimnastyki, nie straciłam dawnej wprawy. Jeśli można tak powiedzieć.<br />
Przesunęłam się o milimetr do przodu, z podłoża posypało się trochę kamyków, świadczących o tym, iż głaz się usuwa. Ale jeśli to naprawdę było to... Może ze zmęczenia miałam już zwidy... Nie chciałam tam schodzić, skała ledwo się trzymała. Pod moim ciężarem urwałaby się razem ze mną. Nie mogłam ryzykować, musiałam być pewna.<br />
Lekko wychyliłam się do przodu. Skała zatrzeszczała niebezpiecznie. Ale...<br />
Tak! Znów coś zabłysło! Na fioletowo - niebiesko! To na pewno był on! Drew opowiadał mi, jak wygląda kwiat i jak szybko można go dostrzec w słońcu. Nic innego nie może tak świecić, posiadać takie piękne barwy... O Boże, jest!<br />
Głaz zachybotał się w tym samym momencie, w którym skoczyłam w stronę kwiatu. Mocno chwyciłam go, jednocześnie łapiąc się za brzeg jakiegoś zielska. Skałą na którym rósł Baras urwała się spadając z głośnym hukiem na ziemię. Krzyknęłam ze szczęścia, próbując oprzeć nogi na ścianie wulkanu. Ścisnęłam Barasa, przyciskając go do piersi.<br />
Nie, chwila. To było metalowe i zimne. W dodatku posiadało kulisty kształt i bez problemu mieściło się w mojej pięści.<br />
Spojrzałam na trzymaną rzecz.<br />
- To jakieś żarty? - powiedziałam do siebie. - Broszka? Skąd tu do cholery broszka?!<br />
Odrzuciłam od siebie przedmiot z obrzydzeniem. Ten upadł za "balkonik", po czym zabłysnął jeszcze mocniej. Zmrużyłam oczy, gdyż blask oślepił mnie na chwilę. Podciągnęłam się mocniej na roślinie, próbując znaleźć oparcie dla nóg. Niestety. Oprócz tego zielska, nie miałam jak się złapać. Na balkonik zeskoczyć nie mogłam - zbyt nisko. To jak skakanie z piątego piętra. Złamanie nogi, ręki czy kręgosłupa gwarantowane. Tylko, że to było chyba jedyne wyjście.<br />
Spojrzałam jeszcze raz na balkonik i wręcz zachłysnęłam się powietrzem. W miejscu gdzie wcześniej leżała broszka, teraz rósł przepiękny kwiat... Baras. Świecący tak samo jak ta broszka...<br />
To zmienia kształt w ludzkich dłoniach, uświadomiłam sobie. Boże, trzymałam w dłoniach Barasa i go wyrzuciłam...<br />
Musiałam go zdobyć. I przy okazji przeżyć. Och, jaka ja jestem niemądra... Ale kto by tak nie postąpił? Drew nic mi nie wspominał o tej właściwości tego kwiatu... Miałam prawo nie wiedzieć... Tylko, że przez to mogę go już nie odzyskać!<br />
Jest jedyna droga. I by go zdobyć i by stąd uciec. Nie mogę tak wisieć w nieskończoność, zwłaszcza, ze to zielsko zaczyna się powoli odrywać od wulkanu. Nie utrzyma mnie długo. Nie mam nawet wyboru.<br />
Wzięłam głęboki oddech, po czum puściłam się rośliny, robiąc salto w powietrzu. Wylądowałam tuż obok kwiatu, tracą równowagę. Kostka, która przy próbie odniosła dość duże obrażenia, teraz wygięła się, sprawiając mi niesamowity ból. Przyćmiło to jednak szczęście. Wyrwałam Baras, który w moich dłoniach zmienił się w broszkę. Przycisnęłam ją mocno do piersi. Uśmiechnęłam się, a po chwili zaśmiałam z radości.<br />
Nagle ziemia zadygotała, tak bardzo, że spadłam z balkoniku na skałę poniżej. Kostka zabolała mocniej. Syknęłam z bólu, a ziemia zadygotała jeszcze mocniej. Krzyknęłam, łapiąc się skały. Znów zwisałam kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Kamień, który służył mi za oparcie, zaczął się powoli obrywać. Nagle z wulkanu buchnął dym. Zaczęłam się krztusić, dym zasłonił mi całkowicie widok. Wrzasnęłam, kiedy głaz oderwał się od ściany. Upadłam na znacznie mniejszy "brzeg". Przyległam do wulkanu, kaszląc. Ziemia zaczęła mocniej drzeć, musiałam przytrzymać się ziemi, bym nie spadła niżej. <br />
Spojrzałam w górę i zamarłam. Z góry, z wulkanu zaczęła wydobywać się lawa. Krzyknęłam przerażona, próbując wstać. Kostka jednak mi to uniemożliwiała, nie potrafiłam na niej normalnie stanąć. Tymczasem lawa coraz bardziej i coraz szybciej zbliżała się ku mnie.<br />
Wulkan jeszcze mocniej zadrżał. Delikatnie wychyliłam się patrząc czy mam gdzie skoczyć.<br />
Drzewo. Tuż pod górą stało niewielkie drzewo. Mogłam skoczyć na niego, łapiąc się gałęzi. Choć to niebezpieczne - znajduje się jakieś sześćdziesiąt metrów nad ziemią.<br />
Kiedy wulkan zadygotał tak mocno, że zwalił mnie z głazu ( złapałam się brzegu), a lawa dochodziła do mnie, podjęłam decyzję. Zresztą nie posiadałam wyboru. Jeśli chciałam przeżyć, musiałam zaryzykować. Odepchnęłam się zdrową nogą od kamienie, puszczając go. Wzięłabym głęboki wdech, lecz praktycznie nie było powietrza - tylko dym.<br />
Przycisnęłam do siebie Baras, jedną dłonią łapiąc gałąź drzewa. Zadrżałam, ręka mocno mnie zabolała,a ból przeniósł się na resztę ciała. Zacisnęłam zęby, starając się nie puścić drzewa. Dłoń miałam mokrą z potu, przy tym wstrząs boleśnie mnie "uszkodził", jeśli mogę tak powiedzieć. Odwróciłam się i z przerażeniem zauważyłam, że lawa znajduje się niedaleko mnie.<br />
Bałam się puścić - ze zwichniętą kostką, daleko bym nie uciekła. A przecież nie mogłam sobie tak wisieć z nadzieją, że lawa cudownie się rozstąpi, omijając drzewo.<br />
Przełknęłam ślinę, oddychając płytko. Czyżby to był właśnie mój koniec? Nie uratuje ani siebie ani Willa? Nie mam szans uciec, pozostaje śmierć. Bez kwiatu i szatyn umrze. Mogłabym zrobić salto i wylądować kilka metrów dalej... Ale to przecież na nic. Nie ucieknę.<br />
Nagle drzewo zachybotało się, po czym zaczęło upadać. Podwinęłam po siebie nogi, choć wiedziałam, że to nic nie da. na ciele czułam już gorący, bardzo gorący żar. Zamknęłam oczy, niemal czując jak dotyka mnie lawa. Połowa drzewa wylądowała już w magmie. Skuliłam się, po czym delikatnie zaczęłam puszczać gałąź.<br />
- Kocham cię Will... - szepnęłam jeszcze, a następnie oderwałam dłoń od drzewa.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Dlaczego to jest takie zimne?, pomyślałam chwilę później, przyciskając do piersi Baras. I dlaczego tak twarde? A może już nie żyje i jestem w Niebie? Albo w Piekle? Choć, czy tam nie było by gorąco? </div>
<div style="text-align: left;">
Och, chwila, może ja śnię? Czy Will nie jest chory? A może zasnęłam w czasie podróży? Ale przecież jestem w Afryce... Skąd tu coś zimnego i twardego? </div>
<div style="text-align: left;">
Po prostu otwórz oczy, usłyszałam w swojej głowie. I to nie był mój głos. Przypominał raczej... </div>
<div style="text-align: left;">
- Victoria! - wykrzyknęłam zdziwiona, siadając na... podłodze. W sali. W szpitalu. Tuż przy łóżku Willa.. I Elli. Ja żyję! Chyba... - Umarłam? - zapytałam niepewnie, spoglądając na niż z ukosa. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie ty... - usłyszałam za sobą Setha. </div>
<div style="text-align: left;">
_______________________</div>
<div style="text-align: left;">
<i><b>Boddie: </b></i>Rozdział długi i złożony praktycznie z samym opisów. Nawet nie praktycznie... Mam nadzieję, że nie pogubiliście się w akcji :D Ciągle ćwiczę nad opisami xd Bardzo chaotycznie...? :> </div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-34825369068947254642013-02-18T19:29:00.001+01:002013-02-18T19:29:07.230+01:00[21 cz.2]. Lepiej by było gdybym teraz zginęła...<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
Nie pisnęłam nawet kiedy wbijali mi igłę chodź tak na prawdę bałam się ich jak niczego innego. Nie miałam siły by krzyknąć czy powiedzieć, że dam radę bez kroplówki. Przekręciłam głowę w prawo, jeszcze bardziej zanurzając się w poduszce.Tak dawno nie czułam czegoś tak miękkiego. Jak dotąd tylko twarda ziemia, nic miękkiego i puchatego. ,,Jakie to przyjemne...'' Pomyślałam kręcąc głową w kółko. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Nie panowałam nad tym. Mimo, że udało mi się powstrzymać wymioty poczułam jak moje ciało rozdziera się na dwie różne części. Spojrzałam w stronę Willa. Leżał nadal nieprzytomny oddychając płytko i powoli. ,,To kara...'' pomyślałam kiedy ból nasilił się. Wbiłam paznokcie w pościel kręcąc głową na wszystkie strony. Ten ból wypełniał mnie od środka. Wydawało się, że nie skończy się nigdy.<br />
Krzyknęłam. Pierw cicho, ale w końcu nie wytrzymałam. Nie dało się powstrzymać emocji, które mną targały. Chciałam powstrzymać ten okropny ból. Usłyszałam trzask drzwi i czyjeś wołanie. Jakiś chłopak. Nie udało mi się rozpoznać głosu. Zaraz potem kobiecy ton, taki spokojny i delikatny. To musiała być Victoria. Jej dłoń dotykała mojego policzka chcąc nadać mojemu ciału trochę chłodu i bliskości. Cicho stęknęłam czując jak ból przenosi się z okolic brzucha do płuc. Znowu zaczęłam wypluwać z siebie krew. Otworzyłam szeroko oczy wijąc się z bólu na wszystkie strony.<br />
-Dajcie ogień!- krzyknęła Victoria wystawiając dłoń do przerażonego Setha. Chłopak stał oszołomiony wpatrując się we mnie z otwartymi ustami.-Seth!- upomniała go nasza dyrektorka. Chłopak w pośpiechu podał kobiecie strzykawkę i od razu się ulotnił. Było mi przykro, że się mnie bał, ale nie miałam czasu o tym rozmyślać, bo poczułam nagle jak ból przenosi się do mojej głowy z zdwojoną siłą. Victoria wbiła mi strzykawkę w rękę wpuszczając do mojego ciała całą moc jaką udało się odebrać Calebowi. Krzyknęłam czując jak nie mogę panować nad swoim ciałem. Moje ręce i nogi opadły bezwładnie jakby dawały innym przekaz, ze już po wszystkim, ale moje wnętrze wyło o ratunek. Takiego cierpienia jeszcze nigdy nie zaznałam. Odchyliłam głowę do tyłu otwierając usta. Potrzebowałam powietrza, które teraz bezustannie mi uciekało. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia, złapał moją dłoń i zaczął ją całować. Pisnęłam z bólu. Każdy dotyk sprawiał mi cierpienie, ale ten ktoś o tym nie wiedział. Starczyło, że mrugnęłam, a już od środka płonęłam.<br />
Coraz mniej powietrza.<br />
-Ella... Już po wszystkim.- mówił Ryder cały czas całując moją dłoń. Chciałam na niego spojrzeć i krzyknąć mu prosto w twarz:<br />
,,Do cholery! Nic nie jest dobrze! Nie widziesz, że ja tu konam?!''-, ale nie mogłam nawet zamknąć ust. Nie panowałam nad swoim ciałem w żadnym stopniu. Ktoś dotknął mojej głowy odchylając ją do przodu. Znowu ten przeraźliwy ból. Jakby coś mnie parzyło od środka. Ktoś się nade mną znęcał.<br />
-Ella!- usłyszałam wrzask. Rodzice. To mama. Przyjechała... Chciałam jej powiedzieć, że nie potrzebuję takiej matki, której an okrągło nie ma w domu, która zajmuje się tylko sobą i swoją dupą, a mnie ma w głębokim poważaniu. Chciałam jej powiedzieć, że nic dla mnie nie znaczy i żeby się wynosiła z tej szkoły, bo tylko przyprawia mnie o wymioty. Na marne. Kiedy się złościłam tylko jeszcze bardziej piekło mnie w środku.<br />
-Coś jest nie tak... Za długo nic się nie dzieje.- powiedziała zmartwiona Victoria nachylając się nade mną. - Ella, jeśli nadal boli mrugnij.- powiedziała. Zebrałam wszystkie swoje siły chcąc jej odpowiedzieć i mrugnęłam. Skutkowało to tym, że wrzasnęłam z bólu, ale przynajmniej wiedziała, że nadal potrzebuję pomocy. Może i byłam egoistyczna, ale o czym miałam teraz myśleć?<br />
-Ona cierpi do cholery! Ulżyjmy jej jakoś! Dajcie jej jakieś proszki!- krzyknął Ryder puszczając moją dłoń i wstając. To wszystko wiedziałam jedynie dlatego, ze usłyszałam jego ciężkie kroki.<br />
-Uśpimy ją jak Willa.- powiedział ktoś z tyłu. Dalej nic nie słyszałam. Chciałam zamknąć oczy, by nie musieli oglądać mnie jak martwej prze te dni, ale nie mogłam. Zbyt bolało. Poczułam jak odlatuję. Nagle ból ustał, ale ja już nie mogłam zamknąć oczu. Nie mogłam nawet ruszyć palcem.<br />
<br />
Stałam na środku wielkiego pomieszczenia, ciemnego i pustego. Jedynie ściany. W koło unosił się jakiś pył, który pchał mi się do oczu. Zastanawiałam się co ja tu robię. Zamrugałam kilka razy zasłaniając usta dłonią by się nie udusić. Słychać świst dochodzący z dworu. To za pewne wiatr wieje. Szukam wyjścia, ale nic nie mogę znaleźć. Idę na oślep. Nagle coś dotykam. Coś twardego, a zarazem delikatnego. Usłyszałam czyjś oddech. Uniosłam wzrok i zobaczyłam czyjeś ciemne oczy.<br />
-Ella?- usłyszałam zaskoczony głos Willa. Uśmiechnęłam się. Jak ja dawno się nie śmiałam.<br />
-Will!- krzyknęłam kaszląc i wtulając się w niego.- Co ty tu robisz?- spytałam zaskocozna dopiero teraz orientując się, że jestem w jego śnie. Napotykając jego spojrzenie typu ,,Ta ja powinienem o to pytać'', odpowiedziałam.- Uśpili mnie. Dobrze się czujesz?- spytałam odsuwając się o krok i oglądając go od stóp do głów. Chłopak podskoczył i uderzył się pięściami o klatkę piersiową jak Tarzan.<br />
-Jestem zdrowy jak rydz!- powiedział wytykając mi język. Odetchnęłam z ulgą.- Ale skoro tu jesteś... Co ci się stało?- spytał wystraszony prowadząc mnie za rękę gdzie na zewnątrz. Szłam posłusznie za nim nadal zakrywając usta dłonią.<br />
-Caleb odebrał mi moc. Odzyskałam ją, ale nie umiem nad nią zapanować. Teraz zapewne myślą co ze mną zrobić.- powiedziałam kiedy wyszliśmy do jakiegoś lasu. Budynek w którym przed sekundą byliśmy znikł. - Jade szuka lekarstwa dla ciebie.- dokończyłam uśmiechając się lekko.<br />
-Uwierzyła.- stwierdził, ale ja zaprzeczyłam ruchem głowy.<br />
-Nie... Nienawidzi mnie, ale ciebie nadal kocha. Chce ci pomóc. Lepiej by było gdybym teraz zginęła...- powiedziałam podkulając kolana pod brodę. Will objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.<br />
-Nie mów tak nigdy. Dla mnie zawsze będziesz jak siostra. Zawsze jestem z tobą duchem<br />
____<br />
<b><i>Od Akwamaryn: </i></b>Takie trochę przedłużanie tylko, no ale przykro mi musiałam;D Jeśli chcemy się jakoś zgrać w czasie to muszę tak przeciągać;) Nie obiecuję, że kolejny będzie lepszy.</div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-12149738330137580062013-02-12T10:33:00.000+01:002013-02-12T12:50:23.163+01:00[20 cz. 2] - Nie mam prawa do własnego zdania, do.. Do własnego życia. To nie ludzie, to potwory. <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Zamrugałam powiekami, sycząc jednocześnie z bólu.<br />
Nie miałam sił się podnieść. Plecy emanowały bólem na resztę ciała. Z trudem oddychałam, najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Jeszcze nigdy nie czułam takiego cierpienia. Całe ciało piekło mnie, jakbym się paliła. Było mi duszno, jak gdybym rzeczywiście stała w płomieniach. Pomyślałam, że umieram, a jeśli nie to bardzo bym tego chciała. Czułam spływający po bokach płyn, który zamiast ochładzać, tylko sprawiał ból. Nie mogłam tego znieść, miałam wrażenie, że zostałam żywcem obdarta ze skóry. A przynajmniej z pleców, ramion i brzucha. Nie pomagało ciągłe podrzucanie i uderzanie o twardą powierzchnię. Nie wiedziałam gdzie się znajdowałam i brakowało mi sił by to sprawdzić.<br />
Jęknęłam, już nie z bólu, a ulgi, kiedy poczułam coś zimnego na plecach.Było tak bardzo przyjemne.. Nie sprawiało mi cierpienia, a jedynie go osłabiało. Przestałam mieć wrażenie, że cała się palę - a przynajmniej paliłam, bo teraz wylano na mnie wiadro wody. Nie dosłownie, tak mi się wydawało. Ciało bolało mnie od zewnątrz i wewnątrz, jeśli to możliwe. Kiedy spróbowałam się podnieść, ból tylko wzrósł, a ja niemal krzyknęłam z cierpienia.<br />
Po chwili poczułam na włosach jakiś dotyk. Uspokajał mnie, jednocześnie najprawdopodobniej opatrując. Nie mogłam sobie przypomnieć czym teraz się "uszkodziłam". Co zrobiłam, że mam taką ranę - bo mała raczej nie była.<br />
Kosmyki czarnych włosów, opadły mi na czoło, a szept, przypomniał całą moją sytuacje:<br />
- Przyjęłaś na siebie piętnaście batów - usłyszałam. - To bardzo dużo na jak tak drobne ciało oraz płeć. Zazwyczaj kobiety umierają po dziesięciu. <br />
Przełknęłam z trudem ślinę. Tylko dzięki mocy nie umarłam po dziesięciu. Ba, tylko dzięki mocy nie umarłam po pięciu! Nigdy nie odzyskam dawnej sił i odporności - a Nieczułość, jeśli nie wyleczona, pogarszałaby sytuacje. Nawet jeśli żyłam to wątpiłam by długo to trwało. Drave i ten jego pomocnik najwyraźniej nie opatrzyli mi ran, zostawili na wykrwawienie. Neila musiała skądś zdobyć wodę, by teraz mnie opatrzyć. <br />
Nagle przypomniałam sobie dlaczego mam te rany.<br />
Drew.<br />
Nie zwracając uwagi na ból, podparłam się na łokciach i rozglądnęłam wokoło.<br />
Siedzieliśmy w tej samej ciężarówce w której na początku przywieziono nas do miasta. Jedynie skrzynki zastąpiła grupa ludzi przywiązanych do siebie sznurem. Niewolnicy. Dalej tu byłam. Zresztą, hej, na co ja liczyłam? Pobiją mnie, a potem obudzę się na pięknej łące? Z Willem pośrodku.<br />
Will. Ścisnęło mi serce. Nie wiem ile leżałam nieprzytomna, zakładałam, że kilka godzin. W dalszym ciągu mam tylko dziesięć dni na znalezienie kwiatka. Dziesięć dni. Boże, żeby on jeszcze żył... Zagryzłam wargę, nie pozwalając wypłynąć łzom. Gdy tylko pomyślałam o Willu i jego śmierci zbierało mi się na płacz. Nienawidziłam tego, a nie potrafiłam zatrzymać. Po prostu coś się we mnie łamało na samo wspomnienie Willa.<br />
Poczułam jak drżą mi dłonie, kiedy rozglądałam się po ciężarówce. Nigdzie nie widziałam Drewa... Ale on tu był, był na pewno... Chował się za którymś z ludzi... Ale żył, musiał żyć. Na pewno. Po prostu musiał...<br />
Teraz już cała drżałam. Brakowało go tu. Panowały ciemności, ale umiałam stwierdzić czy jest czy nie. I nie było go. Nie, to jakiś żart, pomyślałam. On tu jest, bawi się ze mną. Znów poczułam jak Neila dotyka moich włosów, a po chwili usłyszałam jej smutny szept:<br />
- Panicz Drew nie żyje... Przykro mi. Odebrałaś dużo ciosów, ale to nie wystarczyło. Wykrwawił się.<br />
Pokręciłam głową, jakby chcąc wyrzucić te słowa ze swojego umysłu. Z ust wyrwał się szloch. Nie chciałam dopuścić do siebie świadomości, że Drew umarł. Tylko dlatego, że o siebie walczył, walczył o swoją wolność i życie. Teraz rozumiałam dlaczego oni, niewolnicy byli ulegli - wiedzieli, że najmniejszy brak szacunku wobec " Pana" grozi śmiercią. Takie rzeczy widzieli na co dzień. <br />
Zaczęłam oddychać płytko, a po moich policzkach poczęły spływać łzy. Boże, ile on musiał dostać ciosów... Z mocą przeżyłby może nawet trzydzieści. Torturowali go, to pewne. Zanim umarł, albo stracił przytomność - Och, proszę, powiedzcie, że stracił przytomność i nie czuł większości ciosów. On nie mógł umrzeć, nie mógł...<br />
Gdybym zabrała więcej ciosów... Mogłabym przeżyć dwadzieścia, a te pięć może by go uratowały. <br />
Nie. Przestań. Nie wolno się obwiniać. Nie umarł przez ciebie. Nie ty wymierzyłaś mu baty, tylko oni. Im trzeba wymierzyć karę.Ty nic złego nie zrobiłaś, broniłaś go. Więcej nie mogłaś.<br />
Mimo to, czułam, że potrafiłam go ochronić przed.. Przed śmiercią. Boże, nie. Gdybym nie uparła się, że pojadę na misję, może wcale by tu nie trafił... A teraz siedział w samolocie do Australii. Dlaczego zawsze muszę się do wszystkiego wtrącać?! Mam nauczkę... Ani nie znajdę kwiatu ani nie... Ani więcej go nie zobaczę...<br />
Zakryłam twarz dłońmi, szlochając. Drgnęłam czując na ranach zimny okład. Po chwili Neila znów się odezwała:<br />
- Umierał bez bólu - powiedziała cicho.<br />
Pokiwałam głową, po czym spytałam nie odrywając rąk od twarzy.<br />
- Ile dostał batów?<br />
Przez chwilę nie odpowiadała. Już miałam ponowić pytanie, kiedy usłyszałam jej głos:<br />
- Czterdzieści. Po dwudziestu pięciu stracił przytomność - dodała. <br />
Nagle samochód zatrzymał się, a po chwili drzwi ciężarówki otworzyły się z hałasem. Drave brutalnie zaczął wyrzucać z niego niewolników. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem odwiązana od pozostałych. Neila upadła koło mnie na ziemię, kiedy pomocnik Drave zaczął ciągnąć ją za sznur. Posłała mi współczujące spojrzenie, po czym szybko wyszła za resztą niewolników. Tymczasem Drave klęknął przy mnie, patrząc na rany.<br />
- Taką cię nie sprzedamy - mruknął do siebie.<br />
Ledwo się powstrzymałam by nie odpyskować " Trzeba było mnie nie bić!". Przed oczami wciąż miałam Drewa, któremu zadawali ciosy poprzez bat. Nie chciałam jednak, by widzieli, że płacze. W normalnych okolicznościach zasłoniłabym twarz włosami, tyle, że teraz praktycznie włosów nie posiadałam. Ścieli. Spróbowałam więc przypomnieć sobie wszystkie dobre chwile z Willem, lecz to zamiast pomóc, tylko pogorszyło sprawę.<br />
Drave odgarnął mi włosy na bok, po czym nakazał białemu przynieść apteczkę i jakieś ubranie - siedziałam bez bluzki. Nagość mi jakoś nie przeszkadzała, nie czułam się zażenowana tym, że może widzieć mój biust.<br />
Jego pomocnik przyszedł po kilku minutach. Opatrzyli mi rany, związali bandażem i ubrali obcisłą sukienkę. A przynajmniej coś co ją przypominało. Następnie, o dziwo dość delikatnie, wyciągnęli z ciężarówki. Tam związali sznurem, dołączając do innych niewolników. Drave podniósł z ziemi bata i popychał nas do przodu, używając jego drugiego końca. Jakby brzydził się nas dotknąć.<br />
Oblizałam suche wargi. Nie jadłam i nie piłam od kilku dni, a wątpliwe było by nas nakarmili przed wystawieniem na " aukcje". Boże, jak to brzmi. Obiecałam sobie, że jeśli tylko stąd ucieknę, każę Victorii odnaleźć ich i zemścić się za Drewa. A tych wszystkich niewolników wypuścić, dać im wolność na jaką zasługują.<br />
Weszliśmy do dużego pomieszczenia. Po drugiej stronie, drzwi zastępowała skóra lwa. Od razu pomyślałam o Nali. Ścisnęło mi serce, kiedy przed oczami stanął obraz, jak leży na piasku, a z jej piersi powoli sączy się krew. Zaraz jednak to wspomnienie zastąpiło inne - biczowanie Drewa. Broda zaczęła mi się trząść, lecz mimo to powstrzymałam się przed kolejnym wybuchem płaczu. Nie mogłam, nie teraz.<br />
Drave wyjrzał na zewnątrz, po czym pociągnął nas za sznur, jednocześnie każąc iść za sobą. Wyszliśmy na dwór, gdzie rozwiązał trojkę ludzi, - dwóch chłopczyków i dziewczynkę, wszyscy w wieku max. jedenaście lat - po czym wypchnął ją na niewielką scenę. <br />
Staliśmy w cieniu, tak by nie odwracać uwagi do wystawionych. Na scenie można było dojrzeć trzy skrzynki, na których sadziło się niewolników. Przed nią stało od dziesięciu do dwudziestu ludzi i licytowali. Jakbyśmy byli rzeczami, pomyślałam ze złością.<br />
Po mniej więcej godzinie przyszła moja kolej, Neil i jeszcze jakiejś murzynki. Kiedy Drave postawił mnie na skrzynce, "publiczność" zamilkła.Wreszcie ktoś zawołał:<br />
- Ale ona jest biała!<br />
Drave wzruszył ramionami.<br />
- A więc więcej warta! - odpowiedział, obejmując mnie ramieniem.<br />
Na twarzach kupców malowała się niepewność. Nie wiem co miała do rzeczy mój.. kolor. Ważne, że nie wiedzieli czy warto, lub czy bezpiecznie mnie kupić. Choć w sumie czy ktoś kiedyś widział białego jako niewolnika? Byłam wyjątkiem. Już cieszyłam się, że nikt nie zechce mnie kupić, kiedy jakiś stary mężczyzna, opierający się o laskę, wykrzyknął:<br />
- Pięćset dolarów!<br />
Ludzie zaczęli szeptać.<br />
- Pięćset pięćdziesiąt! - podwyższył stawkę jeszcze starszy człowiek.<br />
- Sześćset!<br />
- Siedemset!<br />
Aż trudno było wyłapać kto rzuca większe kwoty. Panował okropny szum, każdy chciał mnie mieć jako niewolnicę. Stawka rosła coraz bardziej, wydawało się, że zapłacą wszystko by mnie mieć. Jakie to obrzydliwe. Brzydzili mnie. Uważali, że jestem rzeczom, a nie człowiekiem. Ich własnością i muszę robić co chcą. Nie mam prawa do własnego zdania, do.. Do własnego życia. To nie ludzie, to potwory.<br />
- Tysiąc pięćset! - wykrzyknął ktoś tuż przy scenie.<br />
Zapadła cisza. Chyba jednak istniały jakieś granice. Byłam warta tysiąc pięćset. <br />
- Tysiąc pięćset raz... - Drave rozglądnął się oczekujący. Chyba miał nadzieję na więcej. - Tysiąc pięćset dwa... Tysiąc pięćset trzy! Sprzedana młodemu Arabowi, panu Mormainowi! <br />
Po czym wręcz rzucił mnie w jego stronę. Mężczyzna, który mnie... kupił... Wyglądał na trzydziestkę. Czarne, małe oczy patrzyły na mnie łakomie, a usta rozjechały się w lubieżnym uśmiechu. Domyśliłam się, że raczej nie będę sprzątała mu domu. Arab wziął mnie za sznur i zaczął ciągnąć przez tłum. Nie obyło się bez dotykania mnie, lecz znosiłam to wszystko ze spokojem. W głowie planowałam już ucieczkę. Kiedyś zaśnie, a ja mam na tyle odwagi by rozbić mu okno w pokoju i tyle zręczności by uciec przed ścigającymi mnie strażnikami.<br />
Mężczyzna władował mnie do lektyki, a następnie sam wsiadł. Zasunął zasłonki, mrużąc oczy. Rozbierał mnie spojrzeniem. Podkuliłam kolana, spuszczając wzrok.<br />
___________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>Jest nawet długi :D Na początku zupełnie nie wiedziałam jak opisać ten jej ból.. Ale potem poszło szybko :D Podoba się Wam? Bo mi tak :D <br />
<br />
DOBRA! SŁUCHAJCIE MNIE LUDZIE! CO SIĘ DZIEJE?! 40 OBSERWATORÓW I JEDEN KOMENTARZ NA TRZY POSTY? CHYBA COŚ TU NIE GRA! PAMIĘTAJCIE, ŻE PISZEMY TO TEŻ DLA WAS, A WASZE KOMENTARZE PODNOSZĄ NAS NA DUCHU. WIĘC...<br />
<br />
<b>CZYTASZ=KOMENTUJ! </b></div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-86531638977525730752013-02-06T16:16:00.001+01:002013-02-06T16:16:36.362+01:00[ 19 cz.2]Chcę żebyś żyła. Przynajmniej na razie.<div style="text-align: center;">
<b><i>Ella...</i></b></div>
<div style="text-align: left;">
Oddychałam płytko patrząc gdzieś przed siebie. Caleb był na tyle hojny, że włączył mi światło, ale co z tego skoro siedziałam w pomieszczeni pomalowanym na czarno? Tylko sufit był bialy, żadnych ścian, niczego. Kompletna pustka. Nie chciałam go o nic prosić, bo wiedziałam że będzie czegoś chciał w zamian. Cieszyłam się, że każda chwila zbliża mnie do przyjścia chłopców, ale z drugiej strony nie chciałam by się zjawiali. Nie chciałam patrzeć jak walczą z tym... Brakowało mi słów by go opisać. Zamknęłam oczy przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Minęło trochę czasu, zmieniliśmy się i staliśmy dojrzalsi. Potrafiliśmy walczyć o życie drugiego z nas. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Byłam taka nie dojrzała. Uciekałam z lekcji, by siedzieć na trawie w lesie, ale niczego nie żałowałam. Gdyby nie moje ucieczki nigdy bym tu nie trafiła. Nie spotkała bym ich. Przywołałam sobie twarz Jade. Ta na ozór drobna blondyneczka, była bardzo wytrwała. Umiała dopiec. Na początku była bardzo... egoistyczna. Chciała rozstawiać nas po kątach, ale w końcu teraz jesteśmy przyjaciółkami, albo właściwie byłyśmy. Nie wiem co mam myśleć. Seth. Jejku. Jak sobie pomyślę o tym chłopaku to uśmiech sam ciśnie się na usta. On po prostu był i zawsze będzie mój. Kochałam go i zawsze będę. Był mi na początku najbliższy i jest nadal bardzo. Zastąpił mi ojca, który był zajęty pracą. Zastąpił mi rodziców. Opiekował się mną. Teraz Will. On był niesamowity. Skryty, ale bardzo odpowiedzialny. Tak właściwie dopiero po naszym teście otworzył się na nas. Zaczął rozmawiać jak z przyjaciółmi. Był cudowny. Był jak mój starszy brat do którego mogłam pójść w każdej chwili i porozmawiać. Jak mogłam myśleć, że to on wtedy na sali... Byłam głupia. Skarciłam się w myślach. No i na koniec Ryder. Nasze kłótnie, nasze sprzeczki. Na początku wszystko układało się wspaniale, może to ja byłam zbyt zimna i oschła? Może gdybym go dopuściła do siebie nie stał by się tak arogancji i chamski? Najważniejsze było jednak co łączyło nas teraz. Chciałam go teraz móc przytulić i powiedzieć, że go kocham, ale nie mogłam. Mimo to wiedziałam, że jest ze mną duchem i zjawi się tu lada dzień. Może nie dziś, nie jutro, ale się zjawi.<br />
Moje rozmyślenia przerwał trzask ciężkich drzwi. To Caleb albo przyniósł mi jedzenie, albo zapragnął się zabawić. Wzdrygnęłam się na tę myśl. Odskoczyłam w tył kiedy jego zimna skóra dotknęła moich dłoni. Nie odezwał się ani słowem. Siłą obrócił mnie tyłem do siebie i rozplątał dłonie. Potarłam nadgarstki wyczuwając krew. Zasyczałam z bólu i spojrzałam na Caleba. Co kombinował? Podkuliłam kolana pod szyję patrząc na niego z przestrachem.<br />
- Jedzenie.- powiedział przysuwając w moją stronę miskę. Nie miałam pojęcia co za paskudztwo mi dawał, ale jadłam. Wiedziałam, że jeśli tego nie wezmę do ust to szybciej tu zdechnę. Trzymałam się tratwy z napisem ,,Życie'' tak mocno jak tylko mogłam. Wiedziałam jednak, że w końcu ocean o nazwie ,,Śmierć''pochłonie mnie. Nie mogłam tego zrobić Victorii. Musiałam jej udowodnić, że zrobiła dobrze puszczając mnie tu. Wzięłam do ręki łyżkę mieszając nią rzadką ciecz. Nie wyglądało to apetycznie, ale nie takie rzeczy już jadłam. Zjadłam duszkiem pod ostrożnym okiem Caleba. Gdy skończyłam odsunęłam od siebie miskę i wytarłam usta w rękaw bluzy, którą miałam na sobie.<br />
-Czemu mnie karmisz?- spytałam przecierając twarz dłońmi. Tak dawno się nie myłam. Nie miałam pojęcia ile czasu minęło od kiedy tu jestem. Nie wiedziałam czy mamy noc czy dzień, czy jadłam właśnie śniadanie czy kolację. Nic nie wiedziałam. Caleb raz dziennie wyprowadzał mnie jak psa do toalety i byłam zaskoczona że starczała mi ta jedna wizyta na 24 godziny.<br />
-Jeśli bym cię nie karmił zdechła byś z głodu, a nie o to mi chodzi. Chcę żebyś żyła. Przynajmniej na razie.- cicho prychnęłam. Mogłam się spodziewać, że miał w tym swój interes. Już chciałam mu powiedzieć, że i tak umrę, bo jestem chora, a bez mocy nie dam rady przeżyć kiedy on dotknął mojej dłoni. Chciałam ją wyrwać lecz uniemożliwił mi to. Zadrżałam z strachu przylegając ściślej do ściany. Po krótkiej chwili poczułam jak wypełnia mnie miłe ciepło. Oddech mi przyspieszył, a serce zaczęło szybciej bić jakby ktoś dostarczył mi dodatkową dawkę adrenaliny. To jednak nie było to. Nie śmiałam krzyknąć kiedy jego dłoń zacisnęła się mocniej na mojej ranie.<br />
-Wiem, że jesteś chora. Mam nadzieję, że zjawią się szybko, bo nie chcę byś umarła zanim się pojawię tutaj.- powiedział puszczając moją dłoń i kierując się w stronę wyjścia.<br />
-Co to było?- spytałam patrząc już tylko na jego cień.<br />
-Twoja moc. Oddałem ci jej jedną tysięczną. Nadal nie możesz nic zrobić, ale dodała ci siły.- powiedział po czym wyszedł.<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Zwinęłam się w kulkę i wzięłam kilka głębokich wdechów. Nie czułam się już tak dobrze jak w momencie kiedy dostałam cząstkę mojej mocy. Teraz wyparowywała ze mnie i pozostawiała pustkę. Nie miałam siły nawet wstać i przejść się choć moje nogi zostały uwolnione wczoraj. Caleb musiał być pewny, że nie mam siły nawet wstać skoro rozwiązał mnie. Kiedy kaszel znów mnie dopadł usłyszałam na korytarzu głośne kroki, zapewne Caleba, który wędrował z jedzeniem. Ostatnio nie miałam siły jeść. Brunet nie nalegał bym wpychała w siebie to świństwo. Dawał mi kolejne cząstki mojej mocy, które już teraz w ogóle nie odczuwałam. Nie pomagało mi to, a wręcz przeciwnie sprawiało, ze słabłam jeszcze bardziej. Nie umiałam już nad nią panować.<br />
Nagle na korytarzu rozległ się huk. Okropny i tak głośny, że nawet słychać do było przez stalowe drzwi. Ani drgnęłam jednak. Dalej leżałam na w pół przytomna wpatrując się w ścianę na przeciwko mojej osoby. Drzwi otworzyły się, ale nawet na nie nie spojrzałam. Zamknęłam oczy czując jak ktoś mną szarpie na wszystkie strony i potrząsa. Krzyczał moje imię, ale tak cicho, że ledwo je słyszałam. To Ryder klękał przede mną szamocząc mnie na prawo i lewo. Głowa opadała mi jak u lalki. Poczułam jak chłopak bierze mnie na ręce. Poczułam się jak pierwszego dnia kiedy tu przybyliśmy. Kiedy niósł mnie nieprzytomną, a ja nie mogłam nawet mu podziękować.<br />
Kolejny strzał, a po chwili na mojej skórze poczułam miły podmuch wiatru. To Seth walczył. nie zdawał sobie nawet sprawy, że dzięki niemu czuję się o wiele lepiej niż przed sekundą. Ten wiatr mi pomógł.<br />
Ryder oddał mnie komuś. Nie widziałam kto to, nie miałam siły sprawdzić. Moje ciało unosiło się i opadało na umięśnione ramiona chłopaka. Nie znałam tego zapachu. Nie wiedziałam kto mnie niesie. Chłopak biegł co sprawiało, że wiatr nadal mnie ochładzał. Po chwili poczułam jak zostaję delikatnie położona na czymś miękkim.<br />
-Moja moc...- pomyślałam słaba, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Coś trzasnęło, za pewne jakieś drzwi. Znowu zamknęli mnie w jakimś pokoju, a może aucie? Tak, to było auto. Rozpoznałam to kiedy ruszyliśmy, a po chwili zatrzymaliśmy się. Ktoś wsiadł do środka i usłyszałam przytłumione słowa.<br />
-Jedź!- krzyk i kolejny huk. Otworzyłam powoli oczy korzystając z wszystkich sił, które mi pozostały. Zobaczyłam Rydera. Trzymał moją głowę na swoich kolanach, a w prawej dłonie unosił jakiś przedmiot. Pocałował mnie w czoło. Na ten gest nieznacznie się uśmiechnęłam.<br />
-Zaraz będziesz taka jak wcześniej. Wytrzymaj...- wyszeptał mi do ucha brunet głaszcząc mnie po policzku.<br />
____<br />
<b><i>Od Akwamaryn:</i></b> Musze powiedzieć, że przez chwilę nie miałam weny, ale po chwili znów wróciła i znów pisałam jak opętana. Mam nadzieję, że chodź trochę się wam podoba. Jeszcze was zaskoczę nie martwcie sie. Dostarczę wam emocji w związku z Ellą;)</div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-25961296572549701362013-02-02T16:45:00.000+01:002013-02-02T16:45:50.841+01:00[ 18 cz. 2] - Tutaj nawet, by umrzeć musisz mieć pozwolenie<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade....</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Byliśmy niewolnikami. </div>
<div style="text-align: left;">
Zostaliśmy złapani przez kupców niewolników. Jeździli oni po całej Afryce szukając dobrych "kąsków", a potem sprzedawali na targu niewolników. Było to nielegalne, dlatego zakleili nam taśmą usta - byśmy nie krzyczeli podczas wyjazdu do miasta. Simba zawsze chował się w jakichś skrzynkach, lub nawet za mną. Nigdy go jednak nie odkryli. Bałam się co będzie przy wysiadaniu. Wątpię by go nie zobaczyli, a ja nie chcę oglądać i jego śmierci. Zresztą, hej, to lew. A my jesteśmy w mieście. Jak on sobie tu poradzi, jak się za klimatyzuje? </div>
<div style="text-align: left;">
Ale nie to było najgorsze. </div>
<div style="text-align: left;">
Will. </div>
<div style="text-align: left;">
Jak ja do cholery miała znaleźć w, teraz już jedenaście dni, ten kwiat?! Jak ja w ogóle miałam trafić do Australii, przebywając tu, w dodatku jako niewolnik?! Byłam na siebie wściekła za to co się stało i jednocześnie zrozpaczona, że szansę na odnalezienie Barasa malały z każdą minutą. Drew nawet nie starał się mnie pocieszyć. Dobrze wiedział, że nawet jeśli uda nam się stąd uciec, wątpliwe jest byśmy mogli udać się do Australii. Zwłaszcza, że kupcy zabrali mu wszystkie pieniądze. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie lubiłam płakać, wręcz nienawidziłam. Ale w takich okolicznościach, miałam prawo przepłakać całą drogę. Czyli, uznajmy, że dzień, bo, gdy wyciągnęli nas z ciężarówki wschodziło słońce. </div>
<div style="text-align: left;">
Kiedy poczułam, że samochód staje, nakazałam Simbie schować się w najbliższym wejściu pudle. Na mój znak miał wyjść. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie podniosłam się z ziemi, gdy otworzyli drzwi. Drew od razu zaczął się szamotać, lecz ja leżałam nieruchomo. Walka nic by tu nie dała, a mogła ich zdenerwować. Teraz należeliśmy do nich, oni decydowali czy będziemy żyć czy nie. To dziwne czuć, że całe twoje życie leży w rękach jakiegoś człowieka. A on może z nim zrobić co tylko chcę. Wyrzucić albo zostawić. Nie masz wolności, on ją ma. On za ciebie decyduje, ty jesteś zwykłą zabawką. Jeśli dobrze wykonaną, to i drogą. Lecz jeśli złą... Nikogo nie obchodzi czy umrzesz czy przeżyjesz. Jesteś tylko zabawką. </div>
<div style="text-align: left;">
Murzyn wszedł do ciężarówki, łapiąc mnie za węzły. Łańcuchy obdarły mnie do krwi, lecz nie zauważałam bólu. Było mi wręcz obojętne co ze mną zrobią. Myślałam cały czas o Willu i o tym czy jeszcze żyje. Ja i tak już umarłam. </div>
<div style="text-align: left;">
Mężczyzna rzucił mnie, dosłownie rzucił, jak workiem, w stronę białego. Ten z łatwością złapał moje ciało, po czym postawił przed sobą. Zmrużyłam oczy, kiedy światło słoneczne oślepiło mnie. Tak długo leżałam w ciemności... </div>
<div style="text-align: left;">
- Oj, złotko, trzeba cię umyć. Na tobie można dużo zarobić, musisz wyglądać pięknie - odezwał się biały, łapiąc za taśmę, którą miałam zaklejone usta. Oderwał ją, a ja cicho zasyczałam z bólu. - Drave, idę z nią do łaźni, przypilnuj chłopaka! </div>
<div style="text-align: left;">
Simba, przypomniałam sobie. Biały przełożył mnie przez ramię, cicho gwiżdżąc. Wtedy dałam sygnał Simbie, jednocześnie każąc mu, schować się szybko pod ciężarówką. Lewek zręcznie uczynił moje rozkazy. Wchodząc do łaźni, widziałam jeszcze jego ogonek pod samochodem. </div>
<div style="text-align: left;">
Tymczasem mężczyzna wszedł ze mną do dużego pomieszczenia, pełnego ludzi. Najczęściej kobiet, ale zdarzali się chłopcy. Z przerażeniem odkryłam, że znajdują się tu również małe dzieci. Wszyscy byli ze sobą powiązani grubym sznurem. Ubrani zostali w, prawdę mówiąc, szmaty. Ale, o dziwo, sprawiali wrażenie czystych. Mieli wynędzniałe ciała, a niektórym brakowało sił by podnieść głowę, kiedy wchodziliśmy. Parę kobiet spojrzało na mnie ze współczuciem, inne ze zdziwieniem. Byłam tu jedyną białą, idącą na sprzedaż. Najprawdopodobniej rzadko zdarzały się takie jak ja. </div>
<div style="text-align: left;">
Mężczyzna wszedł ze mną do kolejnego pokoju, tym razem wypełnionego prysznicami. Byliśmy sami. Facet, nie przestając gwizdać, postawił mnie pod jednym i po prostu zaczął rozbierać. Sprawiał wrażenie, jakby moja nagość nie robiła na nim wrażenia, a on sam zajmował się tym często. Zresztą, nie wątpiłam w to. Zdjął ze mnie bluzkę, spodnie i bieliznę. </div>
<div style="text-align: left;">
- Masz ładne, kształtne ciało... - wymruczał do siebie, odrzucając ostatnią część mojej garderoby. - Sprzedasz się za dużą cenę. Wystarczyło by cię nieco obciąć włos... Gdzieś do ramion, lub podbródka. Sięgające do pasa są zdecydowanie za długie... </div>
<div style="text-align: left;">
Wszystkim zabiegom poddawałam się z obojętnością. Na początku źle się czułam, stojąc przed nim naga, w dodatku dotykana przez niego.. Po pewnym czasie przestało mi to przeszkadzać. Nie robił tego z nachalnością, jednocześnie starając się zapewnić swoje potrzeby. Nie, on nawet nie tykał moich miejsc intymnych, wręcz ich unikał. Nie wiem czy cenił moją prywatność, czy po prostu nie dotykał ze względu na sprzedaż. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie wyrywałam się nawet, kiedy nożyczkami zaczął obcinać moje włosy. Na końcu sięgały mi do połowy szyi. Z zaciśniętymi wargami przyglądałam się obciętym kosmykom moich włosów, leżącym na ziemi. Nie zamierzałam jednak nad nimi rozpaczać. I tak umarłam, czy wygląd się w takim razie liczył? Czy wygląd w ogóle się liczył? </div>
<div style="text-align: left;">
Zarumieniłam się za to, kiedy do łaźni wszedł czarny, ciągnąc - dosłownie - za sobą Drewa. Ten od razu spuścił zawstydzony wzrok. </div>
<div style="text-align: left;">
Zostałam ubrany w swoje ciuchy, lecz skąpą szmatkę. Potem mężczyzna przywiązał mnie do innych niewolnic i zostawił. Wszystkie kobiety przyglądały mi się z ciekawością i współczuciem, nieśmiały jednak odezwać się ani słowem. Drewa związali na końcu pokoju. </div>
<div style="text-align: left;">
Możecie wyobrazić sobie, że nawet gdy Simba, jakoś wlazł do pomieszczenia, mało która zwróciła na to uwagę? Były tak wycieńczone, że nie obchodziło ich nawet to, iż po pokoju wędruje młody lewek. Parę dzieci podniosła wzrok, ale na tym koniec. Simba, uszczęśliwiony, podbiegł do mnie, po czym bez zbędnych przywitań, ułożył się na moich kolanach, zasypiając. Niczym mały kocurek, pomyślałam z miłością przyglądając się śpiącemu zwierzęciu. </div>
<div style="text-align: left;">
Kilka minut po przyjściu Simby, niewolnica siedząca obok mnie, szturchnęła lekko moje ramie, wskazując brodą na lwa. </div>
<div style="text-align: left;">
- Jesteś paranormalna? - zapytała cicho. </div>
<div style="text-align: left;">
Spojrzałam na nią zszokowana. Kobieta uśmiechnęła się. </div>
<div style="text-align: left;">
- Przyszedł do ciebie mały lewek, każdy kto również ma moc, szybko się domyśli. Bez obawy, tylko ja należę do paranormalnych. Jestem Neila. Jak tu trafiłaś? </div>
<div style="text-align: left;">
Odwzajemniłam uśmiech, wzrok znów kierując na Simbę. Westchnęłam. </div>
<div style="text-align: left;">
- To długa i ciężka historia. Nie chcę o niej opowiadać. Powiem jedynie, że właśnie kogoś zabiłam - wyszeptałam w odpowiedzi. Nie bałam się, że zacznę płakać. Nie miałam czym już płakać. </div>
<div style="text-align: left;">
Neila kiwnęła głową w zrozumieniu. Przez chwilę panowała cisza. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie jestem niewolnicą od dziś - Spojrzałam na nią, marszcząc brwi. - Tylko od czterech lat. Służyłam już kilku panom. Ostatni z nich zbankrutował, a mi udało się uciec. - zaśmiała się gorzko, zachrypniętym głosem. - Nie na długo. Po dwóch tygodniach, kiedy prawie umarłam z braku jedzenia, odnaleźli mnie Oni. Karmią mnie. Jestem im za to bardzo wdzięczna. </div>
<div style="text-align: left;">
Spoglądnęłam na nią zszokowana. Dziękowała im?! Za to?! Do człowieka, który zabiera jej życie, wolność... Na tego człowieka mówi "Pan"?! To okropne! Jak może być im za cokolwiek wdzięczna?! To chore... Wierzy, że oni jej pomagają. A tak naprawdę tylko szkodzą. Lecz ona, tak długi czas pozbawiona prawdziwej siebie, nie widzi tego. Nie odróżnia dobra od zła. To straszne, a takie prawdziwe. </div>
<div style="text-align: left;">
Widząc moją minę, Neila smutno pokiwała głową. </div>
<div style="text-align: left;">
- Gdyby nie oni, umarłabym. </div>
<div style="text-align: left;">
Prychnęłam. </div>
<div style="text-align: left;">
- Wolę umrzeć, niż żyć tak jak ty. Przepraszam, jeśli cię uraziłam. Po prostu nigdy nie chciałabym prowadzić takiego życia. To okrutne, być czyimś sługą - odpowiedziałam. </div>
<div style="text-align: left;">
Neila wzruszyła ramionami. </div>
<div style="text-align: left;">
- Tutaj nawet, by umrzeć musisz mieć pozwolenie - odparła niemal obojętnie. </div>
<div style="text-align: left;">
Zszokowała mnie ta obojętność. Nie potrafiłabym tak o tym mówić. Choć w sumie... Zachowywałam się w ten sposób podczas mycia i jazdy. Chyba jednak wcale się tak nie różniłyśmy. Kierowałam się myślą - "Nawet jeśli ucieknę, nie mam gdzie pójść, ani wyjść z kraju. Jestem tu uwięziona.". Ona pewnie też nie miała gdzie pójść. Od czterech lat była utrzymywana, swojego domu nie posiadała. Dla niej życie się skończyło, więc mówiła o nim obojętnie.<br />
Zapadła cisza, którą po kilku minutach przerwała Neila.<br />
- Jak tu trafiłaś? - powtórzyła pytanie kobieta. - Jesteś biała, więc na pewno nie pochodzisz z Afryki. Mówisz z angielskim akcentem. I na pewno jesteś z Anglii. Skoro cie znaleźli, musiałaś nie mieć przy sobie nic. Więc jak tu trafiłaś?<br />
Przez chwilę nie odpowiadałam, drapiąc Simbę za uszkiem. Kiedy Neila chciała znów powtórzyć pytanie, zaczęłam:<br />
- Mój chłopak umiera. Jest chory na bardzo rzadką chorobę, lekarstwo można sporządzić z równie rzadkiego kwiatu. Ma czternaście, a teraz już jedenaście dni. Jeśli do tej pory nie odnajdę rośliny on umrze. Dyrektorka Liceum dla Paranormalnych w Anglii wysłała tu swojego pracownika - Wskazałam brodą na śpiącego Drewa. - A ja, że kocham Willa, zmusiłam ją wręcz by i mnie wysłała. Tak tu trafiłam. Umiem rozmawiać ze zwierzętami, dlatego tej lewek za mną chodzi.<br />
Neila pokiwała głową, uśmiechając się blado, po czym zaczęła swoją historię. <br />
- Mój mąż już nie żyje. Ale też szukałam dla niego jakiejś rośliny. Podpadliśmy potężnemu paranormalnemu. I to przez niego on zachorował. Jedyny lek to Barka... Nie, Barat... Baras! - Spojrzałam na nią z szokowaniem, rozdziawiając buzię. - Wiedziałam, że rośnie na Kamerun. Jednym z aktywny wulkanów...<br />
- Czekaj, czekaj - przerwałam jej. Obróciłam się bardziej w jej stronę, jednocześnie spychając z kolan Simbę. Sznur mocniej wbił mi się w skórę, lecz nie zważałam na to. - Ja teraz poszukuje Barasa. Mój chłopak bardzo go potrzebuje. Umiera. Mówisz, że jest on na Kamerunie, tak? To daleko stąd?<br />
Neila spojrzała na mnie, podnosząc jedną brew.<br />
- Chyba nie sądzisz, że stąd uciekniesz?<br />
Pokręciłam głową, ponawiając pytanie. Kobieta westchnęła, po czym odparła:<br />
- Nie wiem nawet dokładnie gdzie jesteśmy... Zakładam od osiemdziesięciu do stu pięćdziesięciu kilometrów. Raczej daleko. - Spojrzała na mnie, przekrzywiając głowę. - Uważasz, że uda ci się stąd uciec?<br />
Zaczęłam gorączkowo myśleć. Jest nas tu koło dwudziestu. Słuchając rozmowy Drave z tym białym, wywnioskowałam, że jutro zaczną nas sprzedawać. Będziemy ustawienie w kolejce, przywiązani do siebie... Biorą po trójkę. Gdyby tak...<br />
Spojrzałam na Simbę, opierającego się o mój bok.<br />
Jest szansa. Sznur był bardzo gruby, ale mieliśmy całą noc. Jego ząbki na pewno choć w połowie mogły go rozgryźć. Jeślibym w drodze do targu znalazła coś ostrego mogłabym rozwiązać nie tylko siebie, ale i paru innych ludzi. Potem poprosiłabym Victorie by odnalazła tych ludzi i zniszczyła targ. <br />
Ale najpierw...<br />
- Simba... - szepnęłam cicho w jego języku. Lewek podniósł łebek. - Spróbuj przegryźć ten sznur. Uwolnij mnie, proszę. Spróbuj, tylko spróbuj. Wierzę w ciebie.<br />
Simba zmrużył oczka, lecz dzielnie zaczął gryźć węzeł. Dopingowałam go, ale po paru godzinach tylko nie zacznie się zmniejszył. Bałam się, że podczas wywożenie zauważą coś.Wtedy mogą zamienić sznur na łańcuch... Albo zastosować karę fizyczną. Lub to i to.<br />
Dziesięć dni, pomyślałam, patrząc na wschodzące słońce. Promyki padły na wyczerpanego Simbę, który - mimo znacznych braków sił - dzielnie starał się mnie uwolnić. Przez całą noc udało się mu rozgryźć jedną trzecią. Nie licząc na większe efekty, kazałam mu się schować w łaźni. Lewek posłuchał i szybko skierował się do następnego pokoju. Wlazł do niego, a jednocześnie rozległy się odgłosy otwieranego zamka. To Drave i jego pomocnik przyszli nas załadować do ciężarówki, jadącej na targ. Przytuliłam się do Neili, chowając dłonie w jej koszulce. Czy czymkolwiek to ubranie było.<br />
Ale Drave i jego przyjaciel mieli inne zajęcie niż sprawdzanie węzłów. To Drew wszczął kłótnie z czarnym. Prosiłam go spojrzeniem, by się zamknął, lecz nawet na mnie nie spojrzał. Bałam się, że może dostać karę za bezczelność wobec... Nie, nie mogę ich nazwać "Panowie". Wobec Nich.<br />
Zagryzłam wargi, kiedy uderzyli go w twarz. Drew tylko zaczął się bardziej szamotać. I znów dostał. Uspokoiło go to, tak by się przez chwilę zdawało. Bo potem opluł Drave. Z przerażeniem obserwowałam rozwój wydarzeń, kręcąc głową. Zaparłam się nogami, by nie iść dalej do wozu za pozostałymi. Musiałam wiedzieć co mu zrobią. <br />
Musiałam wiedzieć czy to przeżyje.<br />
Zachciało mi się płakać, widząc jak biały wyciąga bicz i podaje do Drave`owi. Potem zmusił Drew do klęknięcia, targając mu bluzkę. Chłopak nie szamotał się już. Klęczał, twardo patrząc przed siebie i czekając na pierwszy ton. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, lecz Neila od razu pociągnęła mnie ku sobie.<br />
- Niech chociaż jedno z was przeżyje - szepnęła do mnie.<br />
Jedno z was przeżyje.. Nie... Nie, jedno.. Błagam, on musi żyć...<br />
Do oczu napłynęły mi łzy, z ust wyrwał się krótki szloch. Poczułam zaniepokojony głos Simby, dochodzący z łaźni.<br />
Drew nie krzyknął, gdy Drave wymierzył pierwszy cios. Po jego plecach zaczęła płynąć struga krwi, lecz Drew nie reagował. I jeszcze raz. I jeszcze raz.<br />
Po dziewięciu biczach Drew stęknął, oddychając płytko.<br />
Dziesiąte....<br />
- Nie! - krzyknęłam, rzucając się na chłopaka i przyjmując jedenasty cios. Trafiło mnie w ramię i przeszło na plecy. Zapiekło, poczułam jak po moim ciele płynie ciepły płyn. Zasyczałam z bólu, wtulając głowę we włosy Drewa. Któryś mną szarpnął, lecz nie poruszyłam się. Kolejny cios, stęknęłam z bólu. Drew nakazał mi odejść, lecz nie puściłam go.<br />
Po sześciu następnych biczach, straciłam przytomność.<br />
___________________________<br />
<i><b>Od Boddie: </b></i>Długi :D I mam nadzieję, że ciekawy :)O ile na poprzedniego nie miałam weny, an tego miałam ogromną :D Dlatego taki długi :P. </div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-82847462491739021652013-01-28T19:59:00.000+01:002013-01-28T19:59:00.153+01:00[17 cz. 2]Będziesz przyczyną śmierci Rydera, jego zagładą...<div style="text-align: center;">
<i><b>Ella...</b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Szliśmy w ciszy przed siebie. co jakiś czas kaszlałam lub kichałam, co oczywiście wszyscy odbierali jako znak, że umieram. Denerwowało mnie to, ale cieszyłam się że zwracają na to uwagę. Mogłam przecież w każdej chwili zemdleć, a gdyby oni szli wtedy dalej została bym na środku ulicy. Wędrowałam obok Rydera, który co chwilę wali urządzeniem w wszystko co tylko napotkał. Był bardzo przejęty i zdenerwowany. Caleb mógł być każdym nawet mną, a my musieliśmy wierzyć temu ustrojstwu, które prowadziło nas na koniec świata. Niebo przejaśniło się i teraz słońce pięknie świeciło. Niestety nie potrafiłam się z tego cieszyć. Nadal miałam przed oczami śpiącego Willa. Martwiłam się o niego jak o brata. Był dla mnie jak brat.<br />
-Szlag! Tu nie ma drogi na prawo!- wrzasnął Ryder przewracając śmietnik który stał po jego prawej stronie. Właśnie w tym miejscu była ściana, a na mapce pokazywało, że powinna być tu droga.<br />
- Może jest jakaś ukryta.- zażartował Seth podchodząc i dotykając cegiełek. Kyle spiorunował go wściekły spojrzeniem, a chłopak od razu zamilkł. Zastanawiałam się czemu chłopcy byli tacy zdenerwowani. Wiem, ważyło się moje życie, ale nie wiemy czy nawet jeśli znajdziemy Caleba jak odzyskamy moc. Jeśli to jest możliwe tylko poprzez pocałunek? Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, nie chcę go dotykać i chyba wolę już umrzeć. Gdzieś kątem oka dostrzegłam drabinkę przymocowaną do ściany. Prowadziła na dach. Może to była ta droga? A jeśli nawet nie to warto było spróbować. Szturchnęłam Rydera. Chłopak spojrzał w górę i szeroko się uśmiechnął.<br />
-Idziemy do góry.- powiedział podsadzając mnie tak bym mogła stanąć na pierwszym szczeblu drabinki, który znajdował się metr wyżej. Zaczęłam się wspinać całkiem zapominając o lęku wysokości, który prześladował mnie na każdym kroku. Dopiero kiedy w połowie spojrzałam w dół by zobaczyć gdzie są chłopcy przypomniałam sobie czemu tak się boję.Jak byłam mała kuzyn zepchnął mnie z drzewa. Spadłam i złamałam nogę i to w wakacje. Całe dwa miesiące w gipsie. Szybko zaczęłam wchodzić do góry nie patrząc w dół. Na szczęście obyło się bez potknięć i byłam na miejscu już po chwili. Dach był płaski i niczym nie wyłożony. Można było po nim spokojnie stąpać bez obaw, że spadniesz. Mimo to trzymałam się środka.<br />
- Patrzcie!- krzyknął Seth który maszerował po mojej prawej. Krzyknęłam przerażona kiedy rzucił się w dół. Chłopak jednak szybko wzbił się w górę unoszony podmuchami wiatru. Latał jak ptak i głośno się przy tym śmiał. Westchnęłam cicho kiedy Ryder złapał mnie za rękę. Był uroczy, a ja zauroczona w nim. Dawno nie czułam się tak dobrze mimo nadchodzącego końca.<br />
-Uspokój się! Zaraz zlecisz!- krzyknął Kyle, a Seth tylko się roześmiał. Wskoczył na dach robiąc przy tym piruet i stanął w rozkroku udając kowboja. Humor mu dopisywał mimo tej całej sytuacji.<br />
-Panuję nad powietrzem.- powiedział szeroko się uśmiechając i idąc dalej. Nagle coś na mnie spadło Uderzyłam całym ciałem o ziemię sycząc z bólu kiedy coś wbiło mi się miedzy łopatki. To coś, albo raczej ktoś było bardzo silne i ciężkie. Udało mi się jednak podnieść wzrok by zobaczyć miny chłopców. Seth patrzył na mojego oprawcę z niedowierzaniem, Kyle wyglądał jakby właśnie zobaczył ducha. Choć w jego przypadku to rutyna, a Ryder... Zaciskał dłonie w pięści i robił się cały czerwony. Nie udało mi się spojrzeć w górę bo coś ciężkiego uderzyło w moją głowę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Po raz kolejny tego dnia.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><i> Ryder... </i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<b><i> </i></b>Byliśmy zbyt słabi. Caleb tworzył blokadę kiedy tylko starałem się go zaatakować, Kyle właściwie nie miał jakiejś przydatnej mocy. Nie mógł walczyć, bo jak? A Seth... Atakował go jak tylko mógł. Patrzyłem to na Caleba to na nieprzytomne ciało Elli i z każdą chwilą wzrastała we mnie wściekłość. W końcu nie wytrzymałem wściekły rzuciłem się na niego z pięściami obalając i podduszając. Szybko jednak mnie osłabił poparzeniami. Miał moc Elli i kontrolował ją doskonale. Szatyn rzucił kulą ognia w Setha, który próbował go jakoś obalić podmuchami wiatru. Seth jednak tylko zleciał z dachu w dół. Wiedziałem, że nie mogę podejść i sprawdzić co się z nim dzieje, bo Caleb wykorzystał by najmniejszą chwilę nieuwagi i zrzucił mnie w dół. Kyle właśnie przekładał sobie Elle przez ramię kiedy nasz przeciwnik nagle sprawił się chłopak padł na kolana nieprzytomny. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Siłą umysłu uniósł jego ciało i wystawił nad przepaść. Patrzył na mnie trzymając wyciągniętą rękę w stronę chłopaka, który zwisał w powietrzy prawie dwanaście metrów w dół. Patrzył na mnie z uśmiechem. </div>
<div style="text-align: left;">
- Patrz i ucz się.- powiedział pchając Kyla na mnie i podbiegając do Elli. Chłopak nie należał do lekkich i trudno było mi go z siebie zdjąć. Udało mi się to dopiero po kilku minutach kiedy Caleb i Ella byli już na innym dachu. Szatyn zasalutował mi po czym powiedział:</div>
<div style="text-align: left;">
- Teraz moja kolej się zabawić.- wiedziałem, że robię się czerwony. Nie miałem pojęcia co robię, ale musiałem go dogonić. Skoczyłem. Skoczyłem tak daleko jak mogłem chcąc złapać się rynny na sąsiednim budynku i spadłbym, ale na szczęście Seth mnie złapał. Wykorzystując swoją moc pchnął mnie na dach i sam wskoczył. Kyle stał już wpatrując się w uciekającego zbiega. Wściekły kopnąłem w komin po czym usiadłem na nim chowając twarz w dłoniach.</div>
<div style="text-align: left;">
-Zabiję go! Niech z jej łowy spadnie choć włos! Poderżnę mu gardło!- wrzasnąłem wściekły wstając i chodząc w kółko. ,,Nigdy nie stracę nadzieję. Znajdę ich i uratuję Elle, a tego dupka zarżnę.''- pomyślałem patrząc w miejsce gdzie przed chwilą stała jeszcze Ella trzymając mnie za rękę.</div>
<div style="text-align: center;">
<b><i> </i></b><br />
<b><i>Ella...</i></b><br />
<div style="text-align: left;">
Powoli otworzyłam oczy czując<b><i> </i></b>jak coś wbija mi się między łopatki. Zamrugałam kilka razy nic nie widząc. Albo oślepłam, albo było tu tak ciemno. Rozejrzałam się w koło, próbując przy tym poruszyć rękoma. Nie mogłam. Miałam je czymś zawiązane za plecami. Czymś ostrym i wrzynającym się. Dotknęłam tego palcami. Gruby sznur i to bardzo gruby, zaplątany na supeł tak bym nie mogła się rozwiązać, a rozcięcie go było nie możliwe. Chyba, ze chciałam to robić cały dzień bez ustanku. Zaczęłam się szarpać, co tylko pogorszyło sprawę, bo poczułam ból w nogach. Je też miałam związane. Spróbowałam usiąść co skończyło się niepowodzeniem. Zebrałam w sobie wszystkie siły, ale stać mnie było jedynie na szorstki kaszel. Z drugiego końca pomieszczenia rozległ się czyjś śmiech, na którego dźwięk aż podskoczyłam, a właściwie spróbowałam to zrobić.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie szarp się. To nic nie da, a tylko pogorszy sprawę.- odezwał się głos Caleba na którego dźwięk zapragnęłam zwymiotować. Nie okażę mu słabość.Powiedziałam sobie w myślach i wzięłam głęboki wdech. Co było kiepskim pomysłem. Znów zakaszlałam tym razem wyplułam z siebie krew. No pięknie... Usłyszałam czyjeś ciężkie kroki i wolny oddech. Nachylił się nade mną, tak blisko że udało mi się zobaczyć jego ciemne oczy. Czarne jak węgiel w których znów pojawiły się te ogniki, które widziałam pierwszego dnia. Nie mogłam uwierzyć, że je tak kochałam. Na wspomnienie naszej randki aż zapragnęłam dać mu w twarz. Od początku chodziło mu tylko o moc, a ja dałam się omotać.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wypuść mnie...- powiedziałam zaciskając zęby. Mężczyzna nachylił się niżej dotykając dłonią mojego policzka. Obróciłam szybko głowę, a jego oddech nagle przyspieszył. Zdenerwowałam go.</div>
<div style="text-align: left;">
-Nie. Poczekam aż twoi przyjaciele się zjawią. Zabiję pierw ich, a potem ciebie. Byś widziała do czego doprowadziłaś. Byś widziała jak konają z bólu. Będziesz przyczyną śmierci Rydera, jego zagładą...- wysyczał cicho się śmiejąc. Wściekła splunęłam mu prosto w twarz. Jego oddech jeszcze bardziej przyspieszył. </div>
<div style="text-align: left;">
-To my ciebie zabijemy. Odbierzemy ci moją i wszystkich innych moc. Zniszczymy cię.!- ostatnie zdanie wrzasnęłam szarpiąc się. Caleb chciał już wychodzić kiedy cofnął się i przykucnął przede mną. Po chwili poczułam na policzku pieczenie. Wymierzył mi cios i to niezły. Bolało jak cholera, ale zacisnęłam zęby i nie dałam tego po sobie poznać.</div>
<div style="text-align: left;">
-Wrócę niedługo i sprawdzimy czy jesteś gotowa, czy nadal cienka w łóżku.- powiedział szeroko się uśmiechając.- A za karę nie zjesz dziś kolacji słonko.- powiedział po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Po drodze nadepnął mi na nogę, która od razu zaczęła mnie boleć. Złamał ją sukinsyn. Jednak dopiero gdy opuścił pomieszczenie zawyłam z bólu. Wrzasnęłam tak głośno jak mogłam wijąc się z związanymi kończynami.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br />
____<br />
<i><b>Od Akwamaryn: </b></i> Jest długi! Mam nadzieję, że interesujący też. Mam nagły napływ weny i chyba najchętniej bym pisała dalej, ale byłby za długi. Zaraz zacznę kolejny. Na szczęście moje rozdziały nie są teraz powiązane treściowo z Boddie, więc mogę pisać i pisać;) </div>
</div>
Akwamarynhttp://www.blogger.com/profile/08697039522279456795noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4749854769660252852.post-56475174289303485502013-01-24T08:47:00.000+01:002013-01-24T08:47:36.127+01:00[ 16. cz.2] - Nie płacz. Ja zawsze będę przy tobie, a ze mną Nala<div style="text-align: center;">
<i><b>Jade...</b></i><br />
<div style="text-align: left;">
Ze złością kopnęłam kolejny kamień, chcąc wyładować na czymś moją złość. Simba, chodząc za mną krok w krok, skulił się, jakby to on przyjął cios. Z jego myśli - nie mogłam z nim porozmawiać, bo był za mały do takich rzeczy, lecz orientowałam się w jego uczuciach - wiedziałam, że mnie kocha. Traktuje jak siostrę, matkę, choć nie wiem czym sobie na ten zaszczyt zasłużyłam. Mimo swoich jedenastu miesięcy rozumiał jak poświęciłam się, kiedy skoczyłam na nich, zasłaniając przed strzałem. Może to przyczyniło się do jego zaufania. </div>
<div style="text-align: left;">
Kiedy straciłam przytomność, lwy powstrzymały swój instynkt i, choć krew na pewno je kusiła, zamiast mnie pożreć, zaczęły na swój sposób leczyć. Wiadomo, że zwierzęta się wylizują. Więc tym sposobem mnie ratowały. Drew nie dopuściły i dopiero, gdy się obudziłam, musiałam je przekonywać by pozwoliły mu opatrzyć ranę. </div>
<div style="text-align: left;">
I choć by całkowicie wyzdrowieć potrzebowałam lekarza, dużo mi pomogły. Nie wiem jak to możliwe, lecz tak jest. </div>
<div style="text-align: left;">
Gdy tylko uznałam, że czas ruszać, lwy poszły za nami. Coś tam sobie po drodze upolowały, lecz nie opuszczały nas na krok. Cóż, a raczej mnie - bo Drew do nikogo nie dopuszczały. Kiedy postawił krok w moją stronę, warczały ostrzegająco. Mianowały się na moich "ochroniarzy", co jednocześnie pochlebiało i czasami denerwowało mnie. By łatwiej było mi ich rozpoznawać, nadałam im imiona - Simba, Kovu, Kiara i Zira. A matkę nazwałam Nala. Imiona zapożyczyłam z Króla Lwa - ulubionej bajki mojego młodszego brata. </div>
<div style="text-align: left;">
Drew odwrócił się w moją stronę z rezygnacją wypisaną na twarzy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie ma go tu! - zawołał do mnie, rozglądając się wokoło. </div>
<div style="text-align: left;">
Zagryzłam wargę, by powstrzymać łzy. Musimy go znaleźć. Ten kwiat przesądza o wszystkim. Bez niego Will umrze, a z tym nigdy się nie pogodzę. Nie teraz, kiedy mam szansę go uratować. Kiedy biorę udział w misji, która ma na celu odnalezienie Barasa. Mam szansę go uratować, teraz zależy jak to zrobię. </div>
<div style="text-align: left;">
Simba oparł przednie łapki o moją nogę, mrucząc. Był za mały, żeby ze mną rozmawiać - w jego głowie widziałam tylko szaro-biały obraz tego na co patrzy. I wspomnienia. </div>
<div style="text-align: left;">
Uśmiechnęłam się do niego, biorąc lewka na ręce. Odwróciłam się tyłem do Drew, by nie widział moich łez. </div>
<div style="text-align: left;">
- W takim razie wracamy się. Nie ma po co tu sterczeć - odpowiedziałam, sięgając po Kiarę. Same nie zejdą z góry - trudność z tym miała Nala, co tu mówić o takich maleństwach. </div>
<div style="text-align: left;">
Obeszliśmy niemal całą górę, zajrzeliśmy wszędzie.. A tego cholernego kwiatka nadal nie ma! Jeszcze tylko dwanaście dni... Z czego dwa albo trzy poświęcimy na podróż do Australii. A jeszcze lot! Boże, musimy to znaleźć... </div>
<div style="text-align: left;">
Zeskoczyłam na niższe piętro skalne, a tuż obok mnie Nala, trzymając w zębach Zirę. Następnie delikatnie zsunęłam się na odłamek głazu, po czym szybko, nim zdążył się złapać, na kamień, który posiadał jeszcze moją zaschniętą krew. Po chwili obok mnie opadł Drew z Kovu w ręce, a następnie Nala, oddzielając nas od siebie. Położyłam na ziemię Simbę i Kiarę, rozglądając się. Niedaleko była droga, która na pewno zaprowadziłaby nas do jakiegoś miasta. Ale co z lwami? Muszę przyznać, że zżyłam się z nimi. </div>
<div style="text-align: left;">
Wcisnęłam ręce w kieszenie obdartych kieszeni, nie patrząc na Drewa. Nie wiem czemu, ale to na niego byłam okropnie zła. Wściekła. Jakby to on decydował gdzie i kiedy znajdziemy Baras. Wiem, że moja złość na niego była bezpodstawna, ale... </div>
<div style="text-align: left;">
Nagle poczułam jak wibruje we mnie moc, gotowa do ataku. Nie wiedziała kogo ma atakować, nie widziała nigdzie wroga, lecz przygotowywała się do ataku. Drżała, kształtowała się... Poczułam ochotę, wyładowania na czymś swoją złość. I chyba nawet wiedziałam na czym... </div>
<div style="text-align: left;">
Zamknęłam oczy, tworząc z mocy ogromną dłoń, po czym skierowałam ją w najdalsze zakamarki umysłu. Płynęła między moimi najgorszymi wspomnieniami, wpadkami o których bardzo chciałam zapomnieć, których nie dopuszczałam do świadomości. Między moimi najgorszymi koszmarami, obawami... Prosto do bariery na końcu korytarza wspomnień....</div>
<div style="text-align: left;">
Dłoń zacisnęła się w pięść, zbierając siły. Kiedy wreszcie była gotowa, uderzyła. Zacisnęłam zęby, by nie krzyknąć z bólu. Paznokcie wbiłam we wnętrze dłoni. Powstało pęknięcie. I jeszcze jedno uderzenie. Większe pęknięcie, szczelina... Jęknęłam, gdy pięść zadała ostateczny cios. </div>
<div style="text-align: left;">
Złapałam się dłonią za głowę. Usłyszałam zaniepokojony głos Drewa i warczenie Nali oraz Simby. Pokręciłam głową, uśmiechając się delikatnie. Bariera pękła na dwa kawałki, które od razu zaczęły się reperować. Złość znów pojawiła się we mnie. Nie stracę tego znów. Nie pozwolę, pomyślałam walecznie. </div>
<div style="text-align: left;">
Poczułam miłe łaskotanie z tyłu głowy, kiedy zniszczona, ledwo żywa część duszy zaczęła wychodzić zza muru. Rozglądała się chwilę po umyśle, po czym wróciła na swoje stare, prawidłowe miejsce. Wzięłam głęboki oddech, rozcierając skronie. Znów oślepiło mnie światło i poczułam "motylki w Głowie". Byłam pewna, że jak otworzę oczu zobaczę po raz kolejny te wszystkie piękne barwy, zacznę lepiej słyszeć... Lecz najpierw musiałam coś zrobić. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie pozwalając rozwiać się utworzonej z mocy pięści, przywołałam do siebie całą swoją moc. Wszystkie złe wspomnienia... A zwłaszcza zdradę Willa i teraźniejszość. Kiedy nie możemy odnaleźć kwiatka. Przypomniałam sobie o największych smutkach i bólu...<br />
Moc znów zadrżała, formując się w nawet większą pięść. Silniejszą, gotową zabić wszystko i wszystkich. Zniszczyć każdą rzecz, którą wskaże. Nikt nie miał z nią szans, ani władzy. Tak jak ja nigdy nie byłam tak zła, zraniona i oszukana, tak moc wzrastała, rosłą w siłę. <br />
Wreszcie, wystarczająco gotowa, zamierzyła się na kawałki bariery, która starała się pozbierać. Próbowała się ze sobą łączyć, pragnąc znów oddzielać mnie od pozostałości duszy i pierwotnej mocy. Nie tym razem, pomyślałam wściekła, po czym uderzyłam. Krzyknęłam z bólu, padając na ziemię. Poczułam na twarzy znajome lizanie Simby, lecz nie zareagowałam. Musiałam z tym skończyć. <br />
Znów uderzyłam i znów krzyknęłam z bólu. Nie sądziłam, że to będzie aż tak bolesne. Caleb nic mi o tym nie mówił. Cóż, być może dlatego, że nie zdawał sobie sprawy, iż można w tej sposób zniszczyć blokadę.<br />
Bariera rozsypała się na drobne kawałeczki, a te jeden po drugim zaczęły wyparowywać. Roznosiły się po moim mózgu, zadającym mi ogromny ból. Wznosił się ku górze, coraz wyżej... Upadłam na ziemię, w konwulsjach, kiedy dotarły do oczu. Skądś musiały wyjść...<br />
Otwarłam szeroko powieki, a spod nich buchnął pył prosto na Simbę. Ten zakaszlał, osuwając się po moim brzuchu na ziemię. Jęknęłam, kiedy ból zelżał. Pomrugałam powiekami, chcąc pozbyć się resztki pyłu i jednocześnie wyostrzyć wzrok. Dopiero kiedy ujrzałam nad sobą pyszczek Nali i Simby, odważyłam się uśmiechnąć. Po chwili jednak zaśmiałam się, łapiąc Simbę i przytulając go mocno do siebie. Nie puszczając lewka, zaczęłam się kręcić, podskakując jednocześnie.<br />
Znów widziałam te wszystkie piękne kolory, barwy... Słyszałam wszystko o wiele mocniej. Wyraźniej. A kiedy skakałam czy kręciłam się, obrazy były ruchome! Nic mnie już nie ograniczało! Żadna bariera nie mogła po raz kolejny zamknąć "mnie". Zabiłam blokadę! Byłam wolna, byłam sobą, byłam...<br />
Krzyk Drewa przerwał moje myśli. Chłopak rzucił się na mnie, strącając z nóg. Jęknęłam, czując pod sobą ciężar chłopaka. Simba zapiszczał z braku powietrza, a ja nie mogłam go uwolnić. Nala ryknęła i tylko cudem udało mi się powiedzieć jej by zachowała spokój. <br />
Obok nas przejechała niewielka ciężarówka. Gdyby nie Drew, rozjechałaby mnie i Simbę. Samochód z piskiem zahamował, robiąc obrót. Przywołałam Nale i pozostałe lwiątka do siebie, a te - choć po chwili - usłuchały. Stanęły po mojej prawej, a Drew zszedł ze mnie. Simba nabrał łapczywie powietrza, a w jego myślach odczytałam gniew. <br />
Z samochodu wyszła dwójka ludzi. oboje byli niesamowicie umięśnieni. Jeden posiadał długie włosy, do połowy pleców, puszczone luźno. Ubrany został w rozpiętą, czerwono-czarną bluzkę w kratę oraz jeansy. Drugi to całkowite przeciwieństwo pierwszego. Łysy, miał na sobie jedynie dresowe spodnie, związane nad kolanami. I, jak pierwszy był biały, tak drugi czarny. Biały sprawiał wrażenie miłego, zaś czarny...<br />
Wstałam, uśmiechając się. <br />
- Oni pomogą nam dojechać do miasta - szepnęłam do Drewa.<br />
Nie przestałam się uśmiechać, kiedy murzyn wyjął strzelbę. Podniosłam ręce do góry, a Nala warknęła.<br />
<i>On chce nas zabić - </i>powiedziała z przestrachem lwica.<br />
Pokręciłam głową.<br />
- Nie pozwolę was skrzywdzić - uspokoiłam ją. - Ale... Już będziemy musiały się rozstać.<br />
Wyczułam smutek w głowie lwicy, lecz nie odpowiedziała. Potarła jedynie moją nogę pyskiem. Niesamowite, jak bardzo mogła się ze mną zżyć. A ja z nią.<br />
<i>Simbe trudno przyjdzie się pożegnać... - </i>zaczęła Nala, lecz nie zdążyła dokończyć. <br />
Faceci podeszli do nas, niepewnie spoglądając na lwy.<br />
Uśmiechnęłam się szerzej, robiąc krok w przód. <br />
- One są łagodne, nic panom nie zrobią. Proszę się nie bać - odezwałam się. Mężczyźni popatrzyli po sobie, a ja ciągnęłam. - Zmierzają może panowie do jakiegoś większego miasta? Bo widzą panowie, nie mamy czym dotrzeć do miasta, a bardzo potrzebujemy. Więc chciałam zapytać czy moglibyśmy się z państwem wybrać...<br />
Mężczyźni wymienili spojrzenia, po czym czarny powiedział coś w niezrozumiałym dla mnie języku do białego, wskazując przy tym na mnie i Nalę. Ten z długimi włosami kiwnął głową, po czym gestem nakazał nam podejść do siebie. Spełniliśmy razem z Drewem rozkaz, a wtedy zdarzyło się coś niespodziewanego.<br />
Czarny złapał mnie za ramię, siłą podprowadzając do wozu. Wyjął z ciężarówki jakieś łańcuchy i zaczął związywać mi nimi ręce. Krzyknęłam, szamotając się. Tak samo Drew. Nala od razu zareagowała i z rykiem rzuciła się na czarnego. Kiara i Zira schowały się za kamień. Kovu dopiero po wystrzale.<br />
Wrzasnęłam, wyrywając się mężczyźnie i klękającym przy martwym ciele lwicy. Z moich ust wyrwał się szloch, z oczy zaczęły kapać łzy. Opadłam na jej ciało, gdyż nie mogłam jej objąć - ręce wciąż miałam związane za sobą. Pokręciłam głową, wtulając się w sierść samicy.<br />
Umarła. Za mnie. Boże, umarła... Nala... Oddała za mnie życie. Znałyśmy się jedynie jakieś dwa dni,a ona gotowa była za mnie oddać życie. Zżyła się ze mną. A to tylko dwa dni. Poświęciła się i straciła życie dla mnie. A z nią jej młode, nie potrafiące same funkcjonować i żywić się. Być może było gdzieś tu jej stado. Stado... Boże, odeszła dla mnie ze stada. Nala. Moja Nala. Wiedziała, ze facet jest niebezpieczny, ma w ręku groźną broń.. Nie zawahała się skoczyć.<br />
Na nogi podniósł mnie czarny. Nie odrywałam wzroku od ciała Nali, szamocąc się i próbując wyrwać. Łzy zamazywały mi widok, nic już nie widziałam. W głowie miałam jedną myśl: " Nala nie żyje".<br />
Uderzyłam o coś, chyba o ścianę, a tuż koło mnie najprawdopodobniej Drew. Ja jednak wciąż kręciłam głową, patrząc się w miejsce, gdzie leżała Nala. Płakałam coraz bardziej, jakby nie umarł lew, a ktoś bardzo mi bliski. Nala zresztą była mi bliska.<br />
Po chwili drzwi ciężarówki zamknęły się.<br />
Zaszlochałam, gdy nagle poczułam coś miękkiego na moim policzku. I śliskiego. Coś co czułam już kilka razy.<br />
Pochyliłam się i schowałam twarz w futerku Simby. ten otarł się o mnie, liżąc teraz mój kar jakby chciał powiedzieć " Nie płacz. Ja zawsze będę przy tobie, a ze mną Nala". <br />
___________________________________<br />
<i><b>Od Boddie; </b></i>Dobra. Uznajcie mnie za zbyt uczuciową, albo, ze wyolbrzymiam wszystko... Ale opłynęło mi parę łez przy opisywaniu śmierci Nali :c. Wiem, wiem, ona nawet nie istnieje... W dodatku trwała tylko 2 rozdziały... Ale mimo wszystko. Może rzeczywiście jestem zbyt uczuciowa? Czytając to pewnie się śmiejecie ze mnie, ale ;c. Podobało się Wam? Pisałam ten rozdział dwa dni, bo za 1 i 2 podejściem nie miałam weny.. Dopiero za 3 podejściem, drugiego dnia dostałam :></div>
</div>
Boddiehttp://www.blogger.com/profile/10224438620889013973noreply@blogger.com0