czwartek, 27 czerwca 2013

[11 cz.3]. Przepowiednia głosi, że żaden nadzwyczajny człowiek nie przetrwa tego co go tu spotkało.

Ella...
       Padałam na ziemię szybko oddychając. Moje serce zaczynało się męczyć, a ja nie potrafiłam opanować jego bicia. Czułam ogromną pustkę, która na początku była wręcz nie wyczuwalna. Teraz powiększała się, ale nie miałam czasu by się tym przejmować. Musiałam walczyć, a właściwie uciekać. Do oczu napłynęły mi łzy kiedy Seth złapał mnie za nogi i jak marionetkę pociągnął w dół rzucając o drzewo. Wiedziałam, że nie był sobą, ale przecież gdzieś tam głęboko to był mój kochany Seth. Nie zdążyłam się podnieść, a chłopak usiadł an mnie okrakiem przytrzymując moje dłonie swoimi. W ustach trzymał nóż, który gdyby go wypuścił z pewnością wbił by się w moje kościste ciało. Na ustach bruneta zawitał łobuzerski uśmiech i poczułam jak chłopak daje mi w twarz. Wstał ciągnąc mnie za ręce i przygniatając do drzewa. W tym czasie zdążył przełożyć nóż do ręki. 
   Pioruny uderzały koło nas jak oszalałe, do tego jeszcze padał deszcz, a ja byłam cała mokra.
  -Zabawimy się.- powiedział chłopak rozcinając mi bluzkę. Zebrałam w sobie wszystkie siły bi się nie rozkleić kiedy stanęłam przed nim w samym staniku. Ten tylko cicho się zaśmiał i już chciał zdjąć mi spodenki, kiedy nagle padł na ziemię nieprzytomny. Otworzyłam szeroko oczy patrząc teraz nie na Setha, a na mężczyznę o ciemnej karnacji, czarnych włosach, które związane były w kucyka i ciemnych oczach, które teraz gniewnie mrużył przypatrując się mi. Ubrany był, właściwie w nic. Jedynie na biodrach miał przepasaną jakąś szmatę . Na szyi zawieszony naszyjnik z kłów jakiegoś zwierzęta, a na palcu pierścień, który zapewne nie należał do niego. Taki oto ,,ktoś'' stał przede mną, a przed chwilą zaatakował mojego przyjaciela, czy może raczej oprawcę.
   -Dziękuję. Jestem Ella.- powiedziałam wyciągając do niego dłoń. Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie po czym złapał za nią i za moją talię przekładając sobie przez ramię. Ani pisnęłam, w końcu ktoś nie uratował mnie po to by potem zabić. Nie był tak jak Seth opętany i mógł mi pomóc. Kiedy jednak zobaczyłam jak dwóch podobnych do niego zbiera mojego przyjaciela zaczęłam się szamotać i walić w plecy nieznajomego dzikusa.
   Po jakimś czasie jednak zrezygnowała. Po prostu leżałam mu na ramieniu wpatrując się w wszystko w koło. Nie miałam szans ucieczki, byłam zbyt słaba, a do tego czułam tę ogromną pustkę, na którą wcześniej nie zwróciłam uwagi. Teraz miałam an to mnóstwo czasu.
   W oczach nieznajomych byłam chyba jednak tą dobrą, bo w porównaniu do Setha nie miałam takiej ochrony, ani nie byłam przewiązana jakimiś linami. Setha nieśli wręcz jak na pożarcie. Jak zdobytą zwierzynę. Po kilkunastu minutach wędrówki ciemnym gąszczem zobaczyłam chaty z słomy i dzieci bawiące się w koło. Kilka kobiet, zresztą nagich, patrzyło na mnie z taką złością i wstrętem jakbym przed chwilą przespała się z ich mężami lub zabiła ich dziecko.
   Szliśmy dalej.
   Kolejne chaty, kolejne kobiety i kolejny mężczyźni. którzy unikali mojego spojrzenia. Wszyscy wyglądali wręcz identycznie. Czarne włosy, związane w kucyka lub rozpuszczone, ciemne oczy i prawie, ze brązowa karnacja.
   Mężczyzna ostrożnie położył mnie na ziemię w jednej z chat, a dwóch idących za mną wrzuciło go do niej bez zastanowienia. Biedny Seth, nie był nawet świadomy jak te, dla mnie miłe dziwaki, go traktują. Spał jak zabity.Rozejrzałam się w koło. Było na tyle jasno, że udało mi się dostrzec Kyle siedzącego i przywiązanego do grubej belki. Głęboko oddychał nawet na mnie nie patrząc. Ryder siedział po drugiej stronie tak samo jak Seth nieprzytomny. Już chciałam do niego podejść kiedy ktoś szarpnął mnie za dłoń i wyciągnął na zewnątrz. Wszyscy tubylcy stali w kręgu patrząc na mnie nieprzychylnie.Wyciągnęli mnie na środek i postawili przed drobną i garbatą staruszką. Kobieta przyjrzała mi się ostrożnie po czym na jej ustach zawitał uśmiech. Gestem dłoni nakazała nachylić się. Ostrożnie rozejrzałam się w koło. Ludzie patrzyli na mnie teraz jakby milej, dalej nie ufnie, ale już nie z nienawiścią, a po prostu strachem. Bali się mnie.  Staruszka wypowiedziała coś w swoim języku i zimną, wręcz lodowatą, dłonią dotknęła mojego czoła.  Znów powiedziała coś niezrozumiałego dla mnie i nagle wszyscy w koło padli na kolana.
   -Co się dzieje?- spytałam zaskoczona ich zachowaniem. Nawet ta staruszka teraz klękała przede mną modląc się. Ręce miała złożone, a usta poruszały się mimo, że nie dobiegały z nich żadne dźwięki.
   -Jesteś ich wybranką. Jesteś córą wodza tutejszej wioski. - odezwała się jakaś dziewczyna. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam niską blondynkę. Jako jedyna z tu zebranych była ubrana w więcej niż przepaskę an biodrach. Uśmiechała się przyjaźnie patrząc mi w oczy.- Wszystko ci opowiem. Jestem tu tłumaczem. Oni czekali wiele lat na to aż się zjawisz i oto jesteś.-  powiedziała podchodząc do mnie i wyciągając w moim kierunku dłoń. Jeszcze raz przyjrzałam się tym ludziom po czym chwyciłam za nią  i już chciałam iść kiedy ta sama kobieta, która wcześniej dotykała mojego czoła wstała i coś wykrzyczała. Spojrzałam pytająco na tłumaczkę. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie po czym tak samo jak wszyscy wkoło wzniosła dłonie do nieba mówiąc coś pod nosem.
   ***
    Usiadłam na ziemi po turecku tak samo jak Rebeca. Dziewczyna wyróżniała się tu z tłumu i można było szybko ją odnaleźć. Jedyna dziewczyna o porcelanowej skórze i wręcz białych włosach, teraz przyglądała mi się z delikatnym uśmiechem na twarzy.
    Ci ludzie na prawdę uważali mnie za córkę tutejszego wodza, ale przecież on mógł mnie zobaczyć i powiedzieć, że to nie ja. Czemu się jeszcze nie zjawił? 
   Oderwałam się od tych myśli przypominając sobie o moich przyjaciołach, a zarazem wrogach. Byłam ciekawa co ta wyspa jeszcze dla nas szykuje. 
   - Tak jak mówiłam. Jesteś córką ich wodza, a właściwie to oni tak myślą. Paranormalni od wieków nie przybywali na ten teren. Unikali go jak ognia, w twoim wypadku wody.- już otwierałam usta by zapytać skąd dziewczyna o tym wie, ale ona mi na to nie pozwoliła.- Ta wyspa jest zwana wyspą Umarłych. Przepowiednia głosi, że żaden nadzwyczajny człowiek nie przetrwał tego co go tu spotkało. Ty masz jednak większe szanse na przeżycie. Jesteś wielbiona w tym miejscu,a  ci ludzie oddadzą za ciebie życie. Zacznę może od początku. Wszystko zaczęło się w dniu kiedy na świat przyszła córka wodza Ubungi. Jedna z jego żon, bo tu można mieć wiele, urodziła ciebie. Dziewczynę o ciemnych włosach jak ziarna kakaowca, oczach niebieskich jak dwa oceany i skórze bladej jak porcelana. Jej matka umarła zaraz po porodzie, a nasz wódz został  dwa dni po jej narodzinach zgładzony przez, jak oni to mówią, blade twarze. Nasza szamanka, czyli kobieta która dziś cię poznała i namaściła, wysłała cię strumieniem rzeki w dalekie zakątki świata. Chciała żeby zaopiekował się tobą ktoś godny tego czynu. Wszyscy jednak chcieli twojego powrotu. Gdy nie ma wodza przytrafiają się okropne rzeczy i tak też było. Powodzie, wichury, susze...- zapadła nagle niezręczna cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wierzyłam w to, że mogłam być córką wodza Indiańskiego.
   -Ale ja od zawsze wychowywałam się w Los Angeles. Mam nawet zdjęcia z szpitala.- powiedziałam trochę przerażona faktem, ze to mogła by być prawda.
   -Zostałaś podłożona zaraz po tym gdy dziecko jakiegoś małżeństwa zmarło. Przykro mi.- nie chciałam tego słuchać. To nie mogła być zresztą prawda, a nawet jeśli była to przecież nie mogę tu teraz zostać. Nie na wyspie gdzie nie przeżył jeszcze żaden Paranormalny, choć ja już nim nie jestem.
    -Wypuśćcie moich przyjaciół.- powiedziałam, ale napotkałam tylko smutne spojrzenie dziewczyny.  Blondynka spuściła wzrok po czym podniosła go i skierowała w stronę wyjścia. Powoli wstałam i wyszłam na zewnątrz, a moim oczom ukazał się ogromny stos. Przywiązani do niego byli trzej chłopcy. Seth, Kyle i Ryder. Cała trójka była w pełni świadoma. Szamotali się i kręcili wrzeszcząc na ludzi, którzy i tak ich nie rozumieli. Przerażona przebiłam się przez grupę ludzi i wbiegłam na podest gdzie byli moi przyjaciele.
    -Nie możecie ich zabić. Oni są ze mną. Wypuśćcie ich.- powiedziałam patrząc po ciemnych twarzach. Ludzie zaczęli coś szeptać gdy Rebeca przetłumaczyła moje słowa. Jeden z mężczyzn coś krzyknął na co wszyscy mu przytaknęli.
    -Mówią, że są zagrożeniem. Jeden chciał cię zabić, a pozostała dwójka ma moce które mogą zabić nas i nasze dzieci. Nie mogą żyć.- do oczu napłynęły mi łzy. Zaczęłam głęboko oddychać patrząc na te wymęczone twarze. Ci ludzie nie byli źli, ale nie wiedzieli co robią, nie wiedzieli, że musimy wrócić, odnaleźć nasze Anioły i Demony i żyć tak jak wcześniej. Musimy znaleźć kamień, który uratuje moich przyjaciół.
   -Oni nie są zagrożeniem! Są moimi przyjaciółmi!- powiedziałam znosząc się szlochem i łapiąc za dłoń Rydera. Chłopak wyglądał najlepiej z całej trójki. Uśmiechnął się do mnie lekko i ścisnął dłoń.
   -Kim ty dla nich jesteś?- spytał cicho starając się jakoś wydostać z więzów.
   -Córką ich zmarłego wodza, ale nie mogę nic zrobić.- powiedziałam patrząc chłopakowi w oczy.
   -Rozkaż im. Muszą cię wysłuchać.- powiedział słabym głosem Kyle. Nie wiedziałam, że on też przeszedł na moją stronę. Nadal widziałam w jego oczach tą nienawiść, ale martwił się o swoją dupę.
    -Nie macie praw ich więzić! Rozkazuję wam ich puścić wolno i mnie też! Musimy iść dalej! Nie możemy tu zostać!- krzyknęłam patrząc na blondynkę w ostatnim rzędzie. Dziewczyna przetłumaczyła, a tłum nagle wybuchł. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć jak opętani w niezrozumiałym dla mnie języku. Szybko rozwiązałam chłopców licząc na to że Kyle i Seth nie rzucą mi się do gardła. Zeskoczyliśmy z podestu biegnąc w stronę lasu. Nagle poczułam mocne szarpnięcie i jak ktoś zakrywa mi usta dłonią. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Rozpoznałam, że to mężczyzna po głosie. Zaciągnął mnie do jednej z chat i brutalnie wrzucił do środka. Już nabrałam powietrza by wrzasnąć kiedy usłyszałam głośne krzyki na zewnątrz i zobaczyłam ogień. Ktoś puszczał wioskę z dymem. Poczułam na swojej szyi silny uścisk, a po chwili coś ostrego i metalowego. Otworzyłam usta by nabrać powietrza, ale nie mogłam nawet przełknąć śliny, bo zaraz bym się pokaleczyła. Przed oczami zobaczyłam dobrze zbudowanego mężczyznę po trzydziestce. Tak jak wszyscy tu był Indianinem i wyglądał jak oni. Teraz patrzył na mnie tymi czarnymi oczyma i gdyby mógł zabił by mnie spojrzeniem. Powiedział coś w swoim języku, czego oczywiście nie zrozumiałam, ale udało mi się wyłapać nazwę tej wyspy i imię Ubunga.  Zadarłam wysoko głowę kiedy przejechał mi po szyi ostrzem noża. Krzyknęłam z bólu i usłyszałam jak ktoś wchodzi do środka. Zamknęłam oczy,a  spod moich powiek zaczęły cieknąć łzy. Otworzyłam szeroko oczy gdy Indianin wbił mi nóż w sam środek brzucha. Ból był tak silny, że krzyknęłam i poczułam jak cała w środku płonę, mimo że nie mam ognia. Widziałam jeszcze jak tubylec upada na ziemię martwy, a mnie podnosi Ryder i wynosi z szałasu. Nabierałam powietrze w płuca tępo wgapiając się w chłopaka. Brakowało mi tlenu, a ból tylko narastał z każdym wdechem i wydechem. Cały czas zastanawiałam się czemu ten człowiek chciał mnie zabić. Pusta, którą wyczuwałam ostatnio teraz tylko jeszcze bardziej urosła podsycając mój wewnętrzny ogień. Czegoś mi brakowało, czegoś albo raczej kogoś. Wiedziałam, że chodzi tu o Willa. Był częścią mnie, moim Aniołem, który dzień i noc przy mnie czuwał. Umierał beze mnie, a ja bez niego. Musiałam być silna, musiałam wytrzymać dla niego. jeśli ja umrę i on, jeśli on zginie i ja. Byliśmy swoją częścią i nic nie mogło nas rozdzielić, ale jednak ktoś to zrobił. Sprzeciwił się naturze i zdecydował, że mam zginąć. Nie wyczuwałam teraz też swojego Demona. Nic nie czułam. Powinna rosnąć we mnie nienawiść i złość, ale nagle wszystko mnie opuściło. Nie czułam ani dobrych, ani złych emocji.
_____
Od Akwamaryn: Mogła bym pisać dalej, bo nagle dostałam natchnienia na opisy i akcję, ale muszę przerwać, bo wyjdzie za długi. I tak już jest strasznie długi, a nie chcę was zanudzić. Nie wiem jak wam, ale mi wyjątkowo się podoba. Mimo, że początek mi nie szedł rozkręciłam się i potem było już tylko lepiej.

1 komentarz:

  1. to opowiadanie >>>>>>>>>>> szczęście, entuzjazm, rozpacz, niecierpliwe czekanie na następny rozdział, życie, genialne to jest.

    OdpowiedzUsuń