wtorek, 30 kwietnia 2013

[ 6 cz. 3 ] - Nigdy nie byłam... Grzeczną dziewczynką.

Jade...
   Pozwoliłam, a właściwie zmusiłam Ryder do wyjścia na dziedziniec, na schody by zobaczył odjeżdżającą Ellę. Nienawidził ją i jednocześnie kochał. Powinnam być zła za tę miłość, jednakże z  nią wiązał się też ból i smutek. Zresztą, póki co nic mi nie groziło, miałam nad nim całkowitą kontrolę. Był zbyt tęskny, zrozpaczony i zdruzgotany z powodu śmierci... Jade. Dopełniała to wściekłość na Ellę. Jego Stróż nie miał ze mną żadnych szans. Chował się gdzieś w oddali, powoli umierając. Brakowało mu pożywienia w postaci dobroci Rydera. Karmiłam go małymi porcjami jedzenia, bardzo małymi. Tym samym torturowałam Stróża, zadając mu ból - taka "porcja" tylko nie pozwalała mu umrzeć. Nadal cierpiał z powodu tych wszystkich negatywnych emocji Rydera, bolało go,  że praktycznie nie ma już w sobie dobra. Oprócz tej małej, słabej miłości, która w dodatku wciąż malała... Nic nie utrzymywało go przy dobroci. 
   To było takie śmieszne. Ten ból Anioła i Ryder. A w dodatku... smaczne. I to bardzo. Tak łatwo z nim szło! Wystarczyło mu szepnąć coś do ucha.... Wierzył, że mówi do niego Jade, ta jego mała Jade - jak nazywał mnie w myślach. A tymczasem... Chciałabym zobaczyć jego minę, kiedy dowiedziałby się, że zmuszałam go do złego. Ciekawe czy też nazywałby mnie taką "małą". Już nie byłam taka bezsilna i słaba wobec nich. Za pomocą jednego mogłam zniszczyć wszystkich. To taka przyjemna zabawa. Coś jak reżyserowanie filmu i oglądanie go jednocześnie, zajadając pyszny... Popcorn.
     Z mocą mogłam sprawić, że słyszał mnie wyraźnie, bardzo wyraźnie. Jako, że byłam kiedyś jego... przyjaciółką ( okropność! ), wierzył, że wszystko co mówię jest dobre. Praktycznie nie posiadał własnej świadomości, tak łatwo dał się zmanipulować. Jakbym był moją zabaweczkę, z którą mogę zrobić co chcę. Zresztą to prawda - mogłam. I był zabaweczką. A ja bardzo lubię zabaweczki. I lubię nimi grać, bardzo lubię nimi grać. Sprawiają sobie ból, nawet o tym nie wiedząc. Zostałam jego Demonem zaledwie dwa dni temu, a już mogłam wstąpić w jego ciało. Do dzięki dużej dawce wściekłości i nienawiści w jego ciele. Te dwie były mieszanką wybuchową w jego ciele. Gdybym miała żywić się samą rozpaczą i tęsknocie poszłoby o wiele dłużej. Takich trudno namówić do czegoś złego, bo są pogrążeni w swoim cierpieniu. To złość daje największą moc, ona jest głównym składnikiem. I...
   O matko. Już wiem, już pamiętam. Ze złością wysunęłam podbródek, jak dawniej robiłam będąc w nastroju na kłótnie i gdy wypełniała mnie bezsilna złość. Ja też dałam się tak zmanipulować, dlatego nie żyje... Mój Demon wlazł w moje ciało. Kierował mną, zmusił do zaatakowania Elli. Zabiła mnie z obrony własnej. Cholerny Demon... Powinnam być tam, z nimi. Powinnam żyć. A dałam się tak samo zmanipulować jak Ryder, też byłam równie łatwą wychowanką. To takie okropne! Śmiałam się z niego, a sama zachowywałam się gorzej. Nie mogłam być słaba, nie mogłam! Nie chciałam, uważałam się za silniejszą. A ten po prostu wykorzystał mój ból po stracie Willa, napełniając się do maksimum - choć nie wiem czy to w naszym przypadku możliwe.
  Zaplotłam ręce na piersi, lecąc za Ryderem do jego pokoju. Patrzyłam się na niego spod byka, a chłopak odbierał moją złość. Czułam jak w nim wibruje, a on sam ma ogromną chęć użycia wobec kogoś siły, zadania komuś bólu. Żałowałam, bardzo żałowałam, że nikogo nie było wtedy na korytarzu. Można by się wtedy zabawić i to nawet bardzo. Lubię zadawać bólu. Skrzydła ładnie wtedy lśnią, jakby chwaląc moją siłę. Lubię błyskotki, od teraz lubię.
   A Will.. Nie sądziłam, że go więcej spotkam. A tym bardziej, że Ella umie się z nim porozumiewać. I nic mi nie powiedziała! Słowem nie napomknęła! A przecież wiedziała ile Will dla mnie znaczył... Jak kochałam go, gdy żyłam...
   Prychnęłam.
   Miłość. Jakie to obrzydliwe. Dwójka śliniących się do siebie ludzi, stwarzających sobie nawzajem problemy i wyolbrzymiając wszystko. Jeden z ich największych problemów życiowych?  " Spojrzeć mu w oczy i uśmiechnąć się, czy może przejść przed nim, uśmiechając się zalotnie? Och,a  może powiedzieć mu "hej"? A jak mnie wyśmieje?! " To takie dramatyczne. W końcu " hej " to najbardziej głupie słowo na świecie - dziewczyna powinna się wstydzić, że w ogóle tak pomyślała. Już za to by ją wyśmiał. Sarkazm, czujesz to?
   Ważne, że więcej go nie spotkam. Ella została stąd wyrzucona, nie ma prawa z powrotem powrócić w mury tej szkoły. Każdy jej tu nienawidzi. Niemal podskakiwałam z radości czując wokół siebie tyle nienawiści na samo jej imię. Ryder praktycznie nie miał Stróża, więc mogłam z nim zrobić - co chciałam.
***
   Dwa dni później odciągałam Rydera od taksówki do domu Elli. Próbowałam wszystkiego - do smutnego głosiku Małej Jade, aż nawet po jakieś "urojenia". Zmusiłam się do zrobienia chwilowego  hologramu, tak by mógł mnie zobaczyć. I wiecie co? Nawet, do cholery, do słowa nie dał mi dojść. Najpierw gadał, że powinien mniej pić, a potem " Jade... Uratuje cię". Zużyłam na to cała swoją energię, wiec potem nie miałam sił przekonywać go do odwleczenia od pomysłu. Nie działało również łapanie za ramiona i targanie do tyłu - wlekł mnie za sobą dalej. Jakbym była powietrzem - choć w sumie można tak o mnie powiedzieć. Nic nie dawały nawet skrzydła. Machałam w jego stronę, tak, że tworzył się porywisty wiatr i wrzeszczałam na niego ile mogłam. Nie ustępował. Był tak okropnie uparty! 
   Wiecie... Szczerze mówiąc, bałam się, że gdy zobaczy Elle jego miłość do niej powróci. Udało mi się ją praktycznie całą zabić, a teraz... Nie chciałam stracić na sile, obawiałam się, że rozpacz z powodu mojej śmierci nie będzie dostatecznie silna. Ryder normalnie funkcjonował, tylko, że... Był jedynie bez życia. Nie reagował na nic, machinalnie wszystko wykonywał. Cieszyło mnie to i zarazem denerwowało. 
   Przez całą drogę siedziałam na dachu samochodu, w myślach wyzywając Elle od najgorszych. Było mi tu dobrze, po cholerę chciała mnie sprowadzać?! Liczyła, że jako człowiek będę dawną Jade? Chciała zmienić prawdziwą mnie? W takim razie bardzo się myliła...
   Drzwi otworzył Kyle. Choć nigdzie w pobliżu nie wyczułam Elli, Will stał przy wejściu, patrząc się na mnie zimny wzrokiem. Ręce zaplótł na piersi, mrużąc gniewnie oczy. Uśmiechnęłam się do niego z przekąsem, pozwalając Ryderowi samemu wejść w głąb domu. Nie martwiłam się o niego - mógł siedzieć na jego dachu, ale o ile słyszałam jego myśli, wszystko było dobrze. 
   Stanęłam przed Willem, chowając ręce za sobą. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem, aż wreszcie wzruszyłam ramionami, zaczynając rozmowę:
   - Też uważam, że dziś jest stanowczo za gorąco. Spociłam już sukienkę i...
   - Jade, dlaczego? - przerwał mi szatyn. 
  Przekrzywiłam głowę, łapiąc za brzegi sukni. 
   - Ponieważ czarny pasuje do wszystkiego - odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. 
   Will prychnął, opierając się o ścianę. Potarł skronie i przez chwilę panowała cisza. Dopiero po kilku minutach, chłopak znów się odezwał. 
   - Ja... Nie rozumiem. Jade, ty byłaś dobra. Nie kręcił cię... Sadyzm. - Zaśmiałam się lekko, przekrzywiając głowę na drugą stronę. - Zawsze uczciwa, szczera, wesoła... - Przewróciłam oczami, nie przestając się uśmiechać i lekko kołysać na boki. - Można było cię porównać do kocięta. Lubiłaś psocić, ale zazwyczaj byłaś grzeczna i dla każdego uczynna. Wszyscy uważali cię za najbardziej delikatną i... Niewinną spośród naszej piątki. Tak, niewinną.
   - W takim razie nikt mnie nie znał - przerwałam mu, poważniejąc. - A zwłaszcza ty.
  Will pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym podszedł do mnie kilka kroków.
   - Jade, nie jesteś taka.
   Prychnęłam.
   - Oczywiście, że nie. Wylałam na skrzydła farbę, przebrałam się w czarną sukienkę i zrobiłam taki trik z włosami, że wydaje się, jakby tańczyły na nich płomienie. Ale tak naprawdę jestem Aniołem - odparłam zgryźliwie. Szatyn już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa. - Ludzie myśleli, że mnie znają, bo oglądali moje zmagania o życie. Uważali, że dzięki temu mogą mnie poznać i wiedzą o mnie wszystko. Oceniali czasem nawet po wyglądzie. Nikt mnie nie znał. Nikt. Nawet ty.
   Will tylko patrzył na mnie w milczeniu. Zaczęłam iść w jego kierunku, lekko kołysząc się i spoglądając w ziemię. Mówiłam wolno, jakby zastanawiając się nad każdym słowem.
   - Nigdy nie byłam... Grzeczną dziewczynką. Ćpałam, piłam, imprezowałam... Nie widziałam umiaru. Naukę miałam gdzieś, liczyła się dobra zabawa. Czasami przez kilka dni nie wracałam do domu. Sprawiałam rodzicom problemy, nie wiedzieli co ze mną zrobić. Ja z kolei nie widziałam w tym nic złego. Lubiłam to, dlaczego więc miałam przerwać? To było moje życie, nie chciałam by się wtrącali. W czasie próby... Zmieniłam się. Zdałam sobie sprawę, że chcę żyć, ale inaczej żyć. Nie wyniszczać się. - Doszłam do niego i zatrzymałam się gdy dzieliło nas parę centymetrów, po czym wyszeptałam. - Ale było już za późno na okazanie skruchy. -  Przez chwilę staliśmy, patrząc sobie w oczy. Wreszcie oderwałam od niego wzrok, idąc dalej. Skrzydłem musnęłam jego tors, na co Will zadrżał. Chcąc nie chcąc musiałam się uśmiechnąć. Dalej mnie kochał. Stanęłam tuż za nim i wyszeptałam mu do ucha. Wiedziałam, że takim zachowaniem go męczę. Miał zabronione mnie kochać, był Aniołem. - Jednak nie  tylko przez to trafiłam do Piekła. Zgadnij co jeszcze się do tego przyczyniło?
   Chłopak przez chwilę nie odpowiadał. Czułam jak drgają mu mięśnie. Wiedział dlaczego, zdawał sobie sprawę. Położyłam mu brodę na ramieniu z niecierpliwością czekając aż odpowie. Bolało go to. Świadomość, że już nigdy nie będę jego i... Że już go nie kocham. Niesamowite. Po śmierci Demony nie potrafiły kochać, więc usuwali z nich miłość. U Aniołów powiększali. Gdyby nie oni, Will nie cierpiał by teraz tak bardzo. A skoro cierpi on...
   Zagryzłam wargę by się nie zachichotać. Ella musi mieć złe samopoczucie - skoro Will to i ona. To Stróż kształtuje humor, samopoczucie. Jeśli on cierpi, jego podopieczna również. Nawet jeśli Ryder teraz padł by przed nią na kolana, mówiąc, że kocha ją i nigdy nie przestał.
   - Brak wybaczenia - powiedział wreszcie z trudem Will.
  Klasnęłam w ręce, podskakując. Szatyn rozluźnił się, kiedy odsunęłam się od niego.
   - Dobrze - pochwaliłam, znów stając przed nim. - Wiesz, gdybym nie była na was wściekła za tę, jak się okazało, nieistniejącą zdradę, być może stałabym się Aniołem. - Pokiwałam głową w zamyśleniu. - Tak, wybaczenie jest bardzo ważne. A ja byłam zatruta jadem.
   Cofnęłam się parę kroków, znów przekrzywiając głowę.
   - Więc właściwie... - zaczęłam po chwili. - Można powiedzieć, że przyczyniliście się do mojego demonizmu.
   - Nie spaliśmy ze sobą - wychrypiał Will przez zaciśnięte zęby, mrużąc oczy.
   Kiwnęłam głową, przekrzywiającą na drugą stronę. Już miałam odpowiedzieć, kiedy poczułam potężną dawkę złości wychodzącej z Rydera. Przymknęłam oczy, czując jak pragnienie zmniejsza się, jak przepyszny płyn wypełnia moje ciało. Oblizałam się, pragnąc więcej.Westchnęłam,  usta rozjechały mi się w lubieżnym uśmiechu. Taka złość... Ostatnio dostałam tak silną dwa dni temu. Też podczas ich kłótni. Co oznaczało...
   Uchyliłam lekko powieki, patrząc na blednącego Willa.
  - Boli? - szepnęłam z błyskiem w oku.
________________________
Od Boddie:   Można powiedzieć, że jest średni :D Bo długi to chyba jeszcze nie :D Przez pierwszą cześć przynudzałam, myślę, że druga jest ciekawsza :)

piątek, 19 kwietnia 2013

[ 5 cz.3] ,, Życie. Jej sekrety i tajniki.''

Ella...
    Patrzyłam na Rydera z łzami w oczach. Skąd w nim tyle nienawiści? Myślałam, że mnie kocha,a  w tym momencie wyzywał mnie, wrzeszczał i nie wierzył. Nie czułam od niego już tego ciepła, które towarzyszyło mi w czasie gdy przebywałam z nim.
   -Nigdy tak nie mów... Nie masz prawa!- krzyknęłam gdy tak jak kiedyś Jade zaczął rzucać na mnie oszczerstwami co do tego, ze jestem prostytutką, albo po prostu dziwką. Zacisnęłam dłonie w pięści, spuszczając przy tym wzrok. Nigdy nie pomyślała bym, że jest do tego zdolny. Dałam mu w twarz tak mocno, że aż się zachwiał. I  w tym właśnie momencie usłyszałam za sobą znajomy głos. W pierwszym momencie pomyślałam, że to może Will, ale nie. To była Jade. Ona też tu była. Czemu musiałam zyskać tę moc? Choć z drugiej strony cieszyłam się, że słyszałam Willa. Odruchowo obróciłam się zobaczyłam Kyle. Stał na końcu korytarza patrząc na mnie, a może nie na mnie... On patrzył na Jade. Ja jej nie widziałam, ale on tak. 
   -Czy ty mnie uderzyłaś?!- krzyknął Ryder zadając mi ból. Padłam na ziemię przyciskając sobie do piersi rękę. Serce tak okropnie bolało, ale nie widziałam czy to ból fizyczny czy psychiczny. Teraz nie mogłam mu oddać, byłam zbyt słaba. Nagle ból zelżał. To Kyle zasłonił mnie swoim ciałem przypierając do ściany. 
   - Jade... Kim ty jesteś?- usłyszałam głos Willa. Nie skupiłam się jednak na ich rozmowie. Kyle starał się odeprzeć ataki bruneta.  Zamknął oczy by ten nie mógł wniknąć do jego umysłu po czym na ślepo przyłożył mu. Ryder przyległ do ziemi po czym rzucił się na jedynego mojego sprzymierzeńca z pięściami.
   -Tak ją kochasz, że aż zadajesz ból?!- krzyknął Kyle popychając mojego, już chyba byłego, chłopaka. Nie miałam czasu. Musiałam iść do pokoju, spakować się i jechać do domu. Znowu do tego okropnego domu.
   -Chwila. Daj mi chwilę. Nie idź.- odezwał się Will. Chciał porozmawiać z Jade. Co ona tak właściwie robiła tu jako Anioł?
   -Jestem Demonem. Nie myl mnie z tym czymś...- odezwała się zachrypniętym głosem, jakby paliła od lat.  Przylgnęłam bardziej do ściany kiedy korytarzem przeszłą Victoria. Spojrzała na mnie zaskoczona po czym zatrzymała się w jego połowie i spojrzała na Rydera z którego nosa ciekła krew.
   -Do pielęgniarki, Kyle do pokoju, a Ella...- zawahała się.- Idź się pakować, ale już.- powiedziała oschle oddalając się. 
   -Jak to Demonem? Czyim?- spytałam w  myślach patrząc pytająco na Kyle. Wiedziałam, ze wszystko mi wyjaśni prędzej czy później.
  -A jak myślisz złotko?- powiedziała. Wyczułam, że patrzy na bruneta pod oknem, który wycierał cieknącą krew i piorunował mnie spojrzeniem. To dlatego tak się zachowywał. Ona nim kierowała, podsycała go.
   -Osz ty...- powiedziałam w myślach, po czym dodałam na głos.- Idę do pokoju. Kyle...- chłopak przytakną mi na niewypowiedziane pytanie po czym powędrował za mną. Ziemno które mi towarzyszyło zelżało. Jade została w tyle. Nie mogła opuścić Rydera ani na krok. To już wiedziałam od Willa. 
   -Czemu jest Demonem? Jak to się stało?- spytałam na głos Kyle, choć wiedziałam że Will wszystko słyszy i równie dobrze może mi odpowiedzieć.
    - Widzisz... Ja wszystko wiem. Wiem, jak to się stało, że cię zaatakowała, że się broniłaś, bo...- przerwał rozglądając się w koło.- Widziałem jej Demona. Na mawiał ją, a w końcu wszedł w nią. Odebrał jej władzę. Zauważyłem to dopiero kiedy opuściłyście pokój, a wtedy było za późno. Szukałam cię, ale...- przerwał mu Will.
    -Nie miałeś pojęcia, że Jade będzie chciała zabić Elle.- dokończył Anioł. Kyle przytaknął.
    -Dalej nie wiem czemu Demon, a nie Anioł. Przecież ona nie była zła.- powiedziała kiedy weszliśmy do mojego pokoju, a właściwie mojego starego pokoju. Trudno było mi go opuszczać. Tyle wspomnień i tych złych i dobrych.
     -Musiała coś przeskrobać... Ot tak nie zostaje się Demonem przecież.- odezwał się Kyle siadając na łóżku i biorąc do ręki jedno z moich zdjęć.- Byliście na prawdę zgrani, szkoda, że to tak się wszystko ułożyło.- wzruszyłam ramionami udając obojętną, a tak na prawdę chciałam się rozpłakać jak małe dziecko. Chciałam się komuś wyżalić w rękaw. Jak mogłam zabić Jade, jak mogłam zniszczyć to co było między mną, a Ryderem, jak mogłam stracić Setha.
     - To nie twoja wina...- odezwał się Will. Nie obchodziło mnie co będzie mówił, dla mnie i tak to ja to zniszczyłam. Wzięłam zdjęcie od Kyle i schowałam je na sam wierzch rzeczy. Przedstawiało naszą piątkę kiedy jeszcze żył Will. Zrobił je nam jeden z uczniów kiedy siedzieliśmy w naszym miejscu. Ryder go nastraszył, że da mu łomot jeśli nie zrobi. Pamiętam tę chwilę jakby to było wczoraj. Jeszcze wtedy nienawidziłam Rydera, Will był z Jade i wszystko było dobrze. Potem się posypało. 
    -Czas iść.- powiedziałam patrząc przez okno na parking. Stała taksówka i czekała na mnie. 
    -Masz we mnie oparcie. Pamiętaj o tym.- powiedział Kyle przytulając mnie gdy staliśmy już koło auta. Przytaknęłam po czym poczułam jak chłopak przytula mnie do siebie. Zagryzłam dolną wargę nie pozwalając wypłynąć łzom i zobaczyłam jak Ryder stoi na schodach. Patrzył na mnie z smutkiem. Może jego Anioł zaczął walczyć? Nie wiem i chyba nie chciałam tego wiedzieć.

   Dwa dni później:
  Weszłam przez ogromne drzwi do ciepłego pomieszczenia. Na dworze panowała jesień i było chłodno, czasem dobrze było posiedzieć w bibliotece  w ciepły, czytając książkę. Trudno jest się znów przystosować do starej szkoły, do ciekawskich oczu ludzi i wyzwisk kierowanych w moim kierunku. Oni tak na prawdę nic nie wiedzą, nie wiedzą co przeszłam i ile wycierpiałam. Uważali mnie za dziwkę, która puszcza się na prawo i lewo, a do tego zaczęłam się uczyć i martwić o przyszłość. Mimo zapewnień Willa obwiniałam się o śmierć Jade. To ja ja zabiłam i tylko ja. Jak mogłam... Przeszłam koło jednego z regałów poszukując czegoś ciekawego. Wszędzie jednak tylko wampiry, wilkołaki i romanse nastolatków. Kiedy już zwątpiłam, że mogę znaleźć tu coś wartościowego moje oczy ujrzały czarny grzbiet książki z czerwonym napisem, który mówił ,, Życie. Jej sekrety i tajniki.''Postanowiłam poczytać. Co mi szkodziło? Usiadłam na jednej z ogromnych puf i zaczęłam wertować książkę. Większość była to jak postępować w życiu żeby pójść do nieba. Will wybuchał gromkim śmiechem przy niektórych stwierdzeniach. Takich jak na przykład to:
  ,, By przejść przez bramy niebios trzeba udzielać się w świętych murach kościoła katolickiego.''. Przecież nie wszyscy byli katolikami. To oni nie mieli nieba? Coś jednak przykuło moją uwagę.
   -Tak. To jest niezłe, ale myślisz, ze to na prawdę prawda? Może jakieś bajki? - odezwał się mój Anioł Stróż. Nie zwracając na niego uwagi przeczytałam jeszcze raz króciutki fragment.
   ,, Śmierci nie powstrzymamy, ale czy można człowiekowi pozwolić żyć wiecznie?. Bujdy? Nie sądzę. Legendy głoszą, że istnieją istoty Paranormalne, które zaś wiedzą o istnieniu kamienia życia. Znajduje się on podobno w środkowej Afryce.''- kiedy czytałam ten fragment po raz setny na ojej twarzy pojawiał się coraz to większy uśmiech. Mogłam przywrócić Jade i Willa do życia. Potrzebowałam tylko dostać się do Afryki i znaleźć ten kamień. Szybko wybrałam numer Kyle, a kiedy odebrał wszystko mu powiedziałam, prócz jednego. Gdzie można go znaleźć. Obiecał, że namówi Setha i Rydera i spotkamy się poza ich szkoło jutr po południu w parku.
____
Od Akwamaryn: Jak dla mnie nawet niezły i podoba mi się. Nie jest krótki chyba i coś się dzieje. Akcja powoli rusza, mam nadzieję że nasz pomysł na ostatnią już część spodoba się wam.

PS: Jak zauwazyla jedna z czytalniczek. Bylo zamieszanie z rozdzialami, ale juz wszystko jest okey. Mam nadzieje, ze jakos was to nie zrazilo i wybacvzycie nam pomylke.
Przepraszam za brak polskich znakow, ale cos mi sie stalo z klawiatura. Akwamaryn...

niedziela, 14 kwietnia 2013

[ 4 cz. 3] - Zabijaj, niszcz, nie troszcz się, nie kochaj

Jade...
  Wpatrywałam się w moje długie, lśniące... O matko, wiem jak to zabrzmi... W moje długie, lśniące skrzydła. Trzy razy większe i trzy razy masywniejsze niż ja. Końcówkami dotykałam jeszcze ścian pokoju - a więc posiadały na pewno kilkadziesiąt metrów. Wzdłuż głównego brzegu umieszczone zostały małe brylanciki, odbijające światło, przez co zdawało się, że cała iskrze. Kiedy przejechałam po nich palcami z moich ust wyrwało się westchnienie. Były takie puszyste i mięciutkie... Bardziej niż jedwab, niż cokolwiek innego.. Takie magiczne. Aż trudno to opisać, brakuje do tego słów. Możecie sobie to tylko wyobrazić. Okrywały mnie, dając przyjemne ciepło. Lekko łaskotały mnie po ramionach, tak, że po prostu musiałam się uśmiechać. Powoli falowały, rozgrzewając moje chłodne ciało. Wyrastały z łopatek, z których emanowało ciepło i światło zarazem. Pachniały czymś jak... Połączenie lilii, róży, tulipana, cynamonu i świeżości.
   Były takie piękne. Takie wspaniałe. Dosłownie niebiańskie. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, przestać wdychać ich zapachu. Napełniał mnie, dając uczucie podobne do najedzenia.
    I miały kolor biały.
    Moje jeansy i kolorowy t-shirt zniknęły, a zastąpiła je piękna, jasna sukienka z jedwabiu.Trzymała się na dekolcie, ciasno opinając moją talię. Przy biodrach zaczynały się złote wzory, które następnie przechodził w kolor srebrny.  Sięgała do połowy ud. Dół miała podobny do pąku róży - takie było moje pierwsze skojarzenie. Jakby odwrócony kwiat. Góra to łodyga, a dół pąk. Brzegi "płatków" róży zostały posypane srebrem. Dawały poblask podobny do skrzydeł - tylko nieco mniejszy i w dodatku dochodziło do tego złoto.
   Zamiast starych rzymianek, na stopach miałam balerinki.
   Ścięte w niewoli włosy odrosły, kończąc się wraz z sukienką. Zazwyczaj koloru ciemnego blondu, teraz wydawały się niemalże białe. Ja sama znacznie zbladłam - zawsze moja skóra przypominała coś na podobiznę porcelany, lecz teraz... Była nawet bledsza.
    Z cienia wyłonił się wysoki mężczyzna w garniturze. Włosy posiadał czarne, bardzo czarne. Bardziej niż węgiel, niż smoła. Lekko się uśmiechał.  Kiedy otworzył powieki, zamarłam. Nie posiadał białek. Tylko ciemność. Poczułam strach, zdenerwowanie. Zebrało mi się na płacz, a przecież to był tylko zwyczajny mężczyzna. Cóż... Może wcale taki nie zwyczajny.
   Stanął za mną, po czym odgarnął mi włosy na plecy. Zadrżałam czując na ciele jego dłonie. Były takie lodowate. Strasznie lodowate. Biegaliście kiedyś w bieliźnie koło domu podczas zimy? Jednej z tych cięższych zim? Właśnie takie miałam uczucie, a nawet gorsze. Ciepło ze skrzydeł gdzieś wyparowało, szczęście i stan najedzenia również. Zastąpiła je rozpacz, strach... Ból. Ten okropny ból. Pulsujący wprost z serca, jakby rozrywano je na miliony kawałeczków. I pragnienie. Okropne pragnienie... Czegoś.
   Mężczyzna pochylił się nade mną i wyszeptał:
  - Pięknie byś wyglądała, prawda? - Jego głos przyprawił mnie o dreszcze, dostałam gęsiej skórki. Ból wstąpił jeszcze w mózg, a stamtąd do kończyn. Nie miałam już nad nimi władzy.
   Mimo to zmusiłam się do odpowiedzi:
   - Wyglądałabym? - zapytałam słabo.
   Mężczyzna zaśmiał się, a ja krzyknęłam z bólu, opadając na kolana. Oddychałam płytko, zaciskając dłonie w pięści.
   Białe skrzydła roztrzaskały się, jakby były tylko podróbą, futerałem, chowającym prawdziwą naturę. Kawałki szkła znikły zanim dotknęły ziemi,  ukazując czarne pióra. Wzniosły się jeszcze wyżej, wywołując tak wielki wiatr, że lustro stojące przede mną pękło na drobne szkiełka. Sukienka zaczęła przybierać ciemny, bardzo ciemny kolor - z góry, spod biustu zaczęła lać się "farba", zabarwiając materiał. Balerinki również zostały zabarwione, a w dodatku dołożono im obcas.
   Włosy wróciły do dawnej barwy z jednym małym szczegółem. Końcówki przefarbowano mi na czerwono - czarno. Przypominały płomienie, ścigające się na szczyt mojej głowy. W dodatku... Ruszały się. Naprawdę. Ruszały się jak prawdziwe iskry.
    Na wierzchu mojej dłoni pojawił się Uroboros. Grecki symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku. Wciąż sam siebie je i odradza się z siebie. Jest to symbol gnostyków - wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy. Będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i odradzania się.
   Podrapałam go, ciężko oddychając. Po pojawieniu się znaku, ból zelżał, a wręcz praktycznie znikł, lecz zastąpiło go uporczywe swędzenie. Nagle na Uroboros spadła pojedyncza kropla krwi i pojedyncza łza. Znak zaświecił przybierając kolor ciemnej czerni, a następnie zaparował. Otarłam policzki - na prawej ręce została mi smuga krwi, a lewa była mokra.
   Wstałam, przyglądając się dłoniom. Następnie przeniosłam wzrok na moje nowe, ale stare ubranie i włosy. Niepewnie dotknęłam końcówek, lecz nic się nie stało. Na końcu spojrzałam na skrzydła. Przejechałam delikatnie po nich palcami. Były twarde jak skała. Nie tak przyjemne i puszyste jak tamte. Nie ogrzewały mnie, a jedynie ochładzały. Co tak właściwie nie było złe - czułam okropny gorąc. Również się iskrzyły, ale małe diamenciki zostały umieszczone wzdłuż dolnego brzegu. Pachniały... Żniwem i ogniem.
  " Żniwo"... Od razu skojarzyło mi się ze śmiercią... Żniwa ludzi... Krzyki cierpiących... Ból, wszędzie w powietrzu ból. Matki błagają o litość dla ich dzieci. Istoty z czarnymi jak heban skrzydłami jedynie śmieją się przeraźliwie, samym gestem sprawiając, że kobieta upada na ziemię w konwulsjach. On wsysa jej cierpienie, sycąc się nim. Oblizuje wargi, uśmiechając się lekko, idzie dalej. Wszędzie pełno krwi, tak kusząco pachnącej krwi. I ciała. Dużo ciał martwych ludzi. Niektórzy udają nieżywych... Śmieszne, myślą, że ON ich nie zauważy? Nie wyczuje ich pulsu, ich krwi w żyłach? Tylko przysporzą sobie więcej cierpienia.
   Powietrze jest aż ciężkie ze strachu, bólu i rozpaczy. On się tym żywi, podnieca go ich chęć życia. Dodają mu mocy, rośnie w siłę. Łakomie patrzy na nich wszystkich, napawając się ich przerażeniem.  Śmieszyło go to.
   Zamrugałam gwałtownie powiekami, oblizując wargi. Znów poczułam pragnienie... Tym razem wiedziałam jednak czego. Ta... Wizja jedynie podsyciła głód. Zrobiłabym wszystko by go zaspokoić. Skrzydła ochładzały mnie właśnie z jego powodu - pomagały mi przeżyć.
   Odwróciłam się w stronę tajemniczego mężczyzny. Uśmiechał się lekko, dłonie mając zaplecione na piersi. Zza jego pleców rozłożyły się ogromne skrzydła, bardzo głębokiej czernie. Były kilka razy większe od moich i bardziej masywniejsze. Nie wiedziałam jak one je tam schował, ale podziwiałam go.
   Oddałam uśmiech, pytając:
  - Jak mam go zaspokoić?
  Zamiast odpowiedzieć, mężczyzna odwrócił się, idąc w stronę jakiegoś korytarza. Ruszałam za nim, niezadowolona z braku odpowiedzi.
   Korytarz był długi, kręty i mały. Złożyłam skrzydła, by nie przeszkadzały mi w przemierzaniu go. Ledwo nadążałam za szatynem. Głośno spałam, czułam, ze zaraz zemdleje z braku pożywienia i jakiegokolwiek ochłodzenia. Dłonią podpierałam się ściany, wiedząc, że obdziera mnie ona ze skóry. Brzydził mnie zapach mojej krwi. Cóż za ironia - krew innych mnie podniecała, ale moja odpychała.
   Wreszcie mężczyzna odezwał się, nie przerywając "spacerku".
  - Istnieją cztery zasady. Zabijaj, niszcz, nie troszcz się, nie kochaj. Jeśli złamiesz dwie ostatnie, umrzesz.
   Podniosłam do góry jedną brew.
   - A więc mogę umrzeć kilka razy? To takie miłe z twojej strony, że od razu nie zamieniłeś mnie w proch.  - odpowiedziałam.
   Usłyszałam jak szatyn lekko się śmieje.
   Nagle wyszliśmy z korytarza do ogromnej sali. Na jej środku stała, a raczej latała czerwona kula. Wytwarzała ogromny poblask, tak mocny, że w pierwszym odruchu zakryłam się całą skrzydłami, cofając pod ścianę. Mężczyzna znów się zaśmiał. Lekko odchyliłam skrzydła, mrużąc oczy.
  - Od teraz... - zaczął szatyn, wyciągając ku mnie dłoń. Podałam mu ją, a ten poprowadził mnie do kuli. Machałam skrzydłami, nie przestając się nimi otaczać. -... jesteś Demonem.
  Po czym wepchnął mnie do niej. Wrzasnęłam, czując silny skurcz w brzuchu. Skuliłam się, gwałtownie biorąc powietrza. Zaczęło mną rzucać, a po chwili przywaliłam w coś twardego.
   Zamrugałam powiekami, machając gniewnie skrzydłami. Chwyciłam się za głowę, kręcąc nią. Tu było tak jasno, tak strasznie jasno. Jeszcze gorzej niż w tej sali. Coś... Coś mnie oślepiało, przenikało nawet przez pióra. Kiedy zamykałam oczy, jasność tańczyła mi jeszcze pod powiekami.
   Ale czułam się o wiele lepiej. Oblizałam wargi, czując jak... Jak jem, jak napełniają mnie... Negatywne emocje. Kogoś. Uśmiechnęłam się, zadowolona. Jakie to było pyszne, lepsze od tego w wizji. Tam górował ból i strach. Tu nienawiść. Nienawiść... Takie dobre. Wypełniało mnie, dawało moc.  Pyszne. Głód zelżał, lecz wciąż pozostawał.
   " Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu". Oczywiście...
  Odchyliłam lekko skrzydła, a po chwili zrobiłam to całkowicie, wstając ziemi. Odgarnęłam na plecy moje długie włosy, rozglądając się wokoło. Usłyszałam jak ktoś gwałtownie zabiera powietrze i dwójkę kłócących się ludzi. Jeden z nich napełniał mnie, karmił. Nie mógł przestać się kłócić. Albo nie. Nie mógł przestać nienawidzić.
  Spojrzałam na nich i wytrzeszczyłam oczy. Ryder i Ella! Oni... Matko, Ryder! Ella! Nie, nie... To nie możliwe, oni przecież... Matko...
   To jest twój wychowanek. Musisz się zatroszczyć by trafił do nas. - usłyszałam w swojej głowie. Ryder... To jego mam sprowadzać na złą drogę? Skupiłam się na wspomnieniach i odczuciach chłopaka - odczytywałam myśli każdego człowieka. Chyba. Cóż... Elli też potrafiłam wejść do wspomnień, więc chyba mogłam założyć, że potrafię odczytać myśli każdego.
  Uśmiechnęłam się pod nosem. Ryder był łatwy, za łatwy. Miał w sobie tylu jadu... A dodatkowo podsycała go nienawiść do Elli i ból po mojej straci. Po mojej śmierci. Jakie to dramatyczne, pomyślałam z przekąsem, chcąc wejść głębiej.
  - Jade...? - usłyszałam nagle znajomy mi głos. Poczułam coś.. coś w sercu, zaraz jednak znikło, a zastąpiła je złość z powodu przerwanej czynności. Podniosłam wzrok, po czym cofnęłam się o krok, ze zdziwienia przeklinając.
   - Will! - wychrypiałam, patrząc na bliską mi kiedyś twarz.
________________________
Od Boddie:  Jest dosć długi :D Na początku mi nie szło, a  później się rozkręciłam :D I mi się podoba :D A Wam? :P I co sądzicie o nowej "posadzie" Jade?    

niedziela, 7 kwietnia 2013

[3 cz. 3] -Nie mogłabym jej zabić. Kochałam ją.

Ella...
    Podkuliłam kolana pod brodę wpatrując się pustym wzrokiem w drzwi. Nadal nie wierzyłam, że Ryder poszedł z nią porozmawiać. Rozumiałam, że chciał pomóc, ale mógł tylko pogorszyć sprawę i na pewno to zrobił.  Poczułam jak ktoś siada obok mnie i łapie mnie za dłoń. Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam Kyle. Patrzył na mnie smutno jakby zrobił coś strasznego. Posłałam mu blady i wymuszony uśmiech po czym spojrzałam z powrotem na drzwi.
   -Gdzie on...- zaczęłam kiedy drzwi od pokoju uchyliły się a do środka wszedł Ryder z Jade. Uniosłam jedną brew wyżej uważnie patrząc na blondynkę. Szybko się podniosłam wyrywając tym samym swoją dłoń z uścisku Kyle. Przeniosłam wzrok na bruneta obok Jade i posłałam mu pytające spojrzenie. On tylko jednak uśmiechał się jak jakiś głupi. Podszedł do mnie po czym pocałował w czoło i rzucił się na poduszkę.
   -Możemy porozmawiać Ello? Na zewnątrz.- powiedziała blondynka patrząc mi przez ramię na dwóch chłopców. Spojrzałam na Rydera, który gestem ręki wyganiał mnie. Wzięłam głęboki wdech i kiwnęłam głową na znak zgody. Wolnym krokiem wyszłyśmy na korytarz i skierowałyśmy się w kierunku głównego holu. Zaskoczyła mnie nagła przemiana Jade. Nigdy nie była taka ustępliwa. Zresztą tak samo jak ja, więc zgoda w naszym wypadku była w marnym procencie. Żadna nie przyznała by się do błędu drugiej i tak upokorzyła. 
   -Jade... Ja na prawdę tego nie zrobiłam.- powiedziałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Dopiero gdy wyszłyśmy na zewnątrz i znalazłyśmy się na wielkim parkingu przed szkołą odparła.
   -Bo akurat ci uwierzę. Nie masz żadnych dowodów, tylko słowa. Ryder jest naiwny, ale ja nie.- powiedziała wyciągając coś zza pleców. Noc trwałą już w najlepsze więc trudno było mi dostrzec co trzyma w dłoni. Cofnęłam się o krok widząc nóż. Połyskiwał w świetle księżyca. 
   -Jade. Schowaj to. Odbiło ci całkiem?- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Chciała mnie wystraszyć, ale jej się to nie uda. Dopiero gdy dziewczyna rzuciła się z nim na mnie wystraszona zrobiłam unik. Co ta zazdrość robiła z człowiekiem. - Oj daj spokój. Wiesz, że cię pokonam.- powiedziałam szeroko się uśmiechając. 
   -Ona nie żartuje Ello.- odezwał się głos w mojej głowie, którego właścicielem był Will. Mój uśmiech nagle znikł z twarzy.  Zrobiłam kolejny unik.Nie chciałam jej skrzywdzić i nie rozumiałam co ona do cholery wyrabiała.
   -Zabiję cię, a nikt nie będzie mnie nawet posądzał. Próba samobójcza nieźle brzmi prawda?- odezwała się blondynka cicho się śmiejąc. Otworzyłam szeroko oczy kiedy zrobiła salto i śrubę nade mną uderzając mnie stopami w plecy. Zdezorientowana przewróciłam się i uderzyłam głową o ścianę. Zasyczałam z bólu gdy zaczęła cieknąć krew. - Biedna, zgwałcona Ella.- powiedziała kręcąc głową w prawo i w lewo. Stanęła nade mną z nożem. Uderzyłam w nią słabym płomieniem ognia tak by nie zrobić jej krzywdy, ale ani drgnęłam. Podniosłam się szybko robiąc kolejny unik. Nim się zorientowałam Jade trzymała nóż tuż przy mojej klatce piersiowej. Nie pozwalała jej wbić go jedynie moja dłoń która starała się go odepchnąć. Nie miałam wystarczająco siły, a przecież byłam silniejsza od mojej przeciwniczki. Blondynka podstawiła mi haka, ale zamiast na plecy spadłam na nią wykręcając tym samym nóż w jej stronę. Zapadła ciszy jak z horroru. Nagle niebo pociemniało i nawet liście drzew nie szumiały. Podniosłam się spoglądając na nieruchome ciało Jade. Wystraszona zaczęłam nią potrząsać. Przyłożyłam dwa palce do szyi dziewczyny, ale nie wyczułam pulsu. Po moich policzkach pociekły łzy prosto na jej zakrwawiony brzuch. Uniosłam nad nim drżące dłonie patrząc przy tym na drobne ciało dziewczyny. Nie działało. Moc mi odmawiała. Zaczęłam robić sztuczne oddychanie, na marne. Jej serce już nie biło. Wtuliłam się w pierś dziewczyny płacząc przy tym jak małe dziecko. To nie mogło się stać, nie mogłam jej zabić. O Boże... zabiłam człowieka.
   -Uciekaj zanim  cię znajdą.- odezwał się mój Demon. Nie słuchałam go. Nie ucieknę, nie zostawię jej. Zabiłam Jade. Moja najlepszą przyjaciółkę.
   -Jade nie udawaj. Obudź się. To jakiś żart chłopców? Jade!- krzyknęłam zamykając oczy. Nagle ktoś złapał mnie za ramiona i z całej siły rzucił w bok. Na chwilę znikł mi obraz z przed twarzy, dopiero po chwili udało mi się dojrzeć twarz Rydera, który teraz klęczał obok ciała martwej Jade. Po policzkach ciekły mu łzy. Kiedy spojrzał na mnie wyglądał jakby chciał mnie zabić. Wstał wściekły i podszedł do mnie. Gdyby nie Kyle, który przybiegł i zasłonił mnie swoim ciałem zapewne uderzył by mnie. Nie wątpiłam w do, był do tego zdolny. Już po chwili przy Jade była Victoria, Oliver i kilka innych osób. Przyszedł też Seth, który patrzył na mnie z obrzydzeniem i trzymał się daleko. 
   -Ja nie chciałam... Na prawdę.- płakałam patrząc na zdenerwowane twarze przyjaciół i nauczycieli. Victoria patrzyła na mnie jak na wroga i nic nie wartego śmiecia. Nie wierzyła, że ktoś może tak szyko znienawidzić drugiego człowieka.
   -Zabiłaś ją! Jak mogłaś?! Ja myślałem, że to ona nie chce tej zgody, a to ty po prostu wykorzystałaś chwile słabości.- wrzeszczał Ryder starając się przejść przez Kyle. 
   -Oliver.- odezwała się Victoria nawet na mnie nią patrzeć. Chyba płakała. Oliver odepchnął Kyle i złapał mnie za nadgarstki wyginając mi ręce do tyłu i pchając przed siebie. Nie odezwałam się ani słowem. Uznałam to za niepotrzebne. Prowadził mnie gdzieś do piwnicy. Po chwili byliśmy już w ciemnym pomieszczeniu, ja siedziałam na krześle, a Oliver stał obok drzwi bacznie mnie obserwując. Ktoś wszedł trzaskając drzwiami, ale nie widziałam twarzy.
   -Masz pół minuty na wyjaśnienia.- odezwał się kobiecy głos zza moich pleców. Wzięłam głęboki wdech. Co miałam jej powiedzieć? Może powinnam się po prostu poddać każe bez tłumaczeń? Postanowiłam powiedzieć jak było.
   -Jade mnie zaatakowała noże. Nie wiem czemu, ale była silniejsza ode mnie. Podstawiła mi nogę i spadłam na nią, a nóż jej się wbił. Musiałam się bronić.- powiedziałam ochryple kaszląc. Victoria stanęła nade mną z wyciągniętą ręką.
   - Kłamiesz.- pokręciłam przecząco głową z łzami w oczach.
   -Nie mogłabym jej zabić. Kochałam ją.- powiedziała kiedy po moich policzkach płynęły już łzy. Nie wierzyła mni. Oliver podszedł bliżej i tak jak kobieta wyciągnął swoją dłoń nad moją głową. 
    - Ello. Zostajesz pozbawiona przeze mnie swoich mocy. Nie zasługujesz by się nimi posługiwać. Zostajesz zwykłym śmiertelnikiem i od dziś musisz radzić sobie sama. Opuszczasz naszą szkołę..- powiedziała, a kiedy opuściła dłoń z moich ust wydobył się czerwony dym, który w mgnieniu oka opuścił mnie. Znowu byłam słaba, nie mogłam wytworzyć ognia, ale tym razem miałam odporność jak normalny człowiek, a nie w ogóle.- Idź do pokoju, spakuj się. Za godzinę będzie stała taksówka.- powiedziała. Bez protestów opuściłam pomieszczenie i skierowałam się w stronę swojego pokoju.
   -Ja zawsze będę z tobą, wiem jak było- powiedział Will chcąc dodać mi otuchy. Na marne. W połowie drogi spotkałam Rydera. Już teraz wiedziałam, że straciłam go, ale przecież on nie odpuszcza. Musiał mi jeszcze nawtykać i na przypominać o wszystkich moich grzeszkach. Jakby śmierć Jade nie była dla mnie wystarczająco bolesna. Stanęłam tuż przed nim spuszczając głowę.

____
Od Akwamaryn: Nie podoba mi się zbytnio. Jak dla mnie trochę kiepsko oddała uczucia, mogło być lepiej, ale niech już będzie jak jest.

wtorek, 2 kwietnia 2013

[ 2 cz.3] - Jeśli kogoś kochasz, wybaczysz mu wszystko.

Jade...
   Zacisnęłam dłonie w pięści, oddychając płytko. Jak mogła?! Jak w ogóle śmiała?! Rozumiem, że była na mnie wściekła... Ale to cios poniżej pasa. Zależy mi na nich. Na Elli może niekoniecznie, ale Ryder i Seth... Kochałam ich. Jak braci. Byli mi bliscy, bardzo bliscy. Zastępowali mi rodzinę w szkole, potrzebowałam ich. Mówienie, że na nich nie zasługuje to naprawdę cios poniżej pasa. Miałam prawo być zła, a nawet wściekła na brunetkę. Ciekawe jak ona zareagowałaby widząc zdjęcia przedstawiające mnie i Rydera.Przyszłaby do mnie i powiedziała " Wiem, że kochałaś się z Ryderem, ale to nic. Wybaczam ci, bo przecież uprawianie seksu z moim chłopakiem to drobnostka. Więc jak, zgoda?"
   Racja, czasami przesadzałam, wyzywając ją. Ale gdy tylko ją widziałam, przed oczami pojawiały się zdjęcia. Nie miała dowodu, że to nie Will i ten ktoś ją zgwałcił. Tylko słowa. Puste słowa. Dziwiłam się Ryderowi, że tak szybko jej wybaczył. Tak łatwo dał się jej przekonać. 
   " Nie zasługiwałaś na niego. Nie byłaś warta jego miłości skoro nie uwierzyłaś nie tylko mi, ale i jemu." - przypomniałam sobie jej słowa. Poczułam jak broda mi się trzęsie, a do oczu napływały łzy. Samo imię " Will" wzbudzało we mnie płacz. Od jego śmierci minęły trzy miesiące, a ja nadal nie potrafiłam się pozbierać. Wakacje przesiedziałam w łóżku, płacząc. Teraz też głównie spędzałam czas w łóżku - wychodziłam jedynie na lekcje. I to nie zawsze. 
    Obwiniałam się za jego śmierć. Za to, że nie zdążyłam. Że nie uratowałam go na czas, spóźniłam się. Gdyby nie ja, żyłby. Opóźniałam cała akcję, przez to, że byłam uparta. I musiałam postawić na swoim. Musiałam pojechać. Tym samym zabijając dwie osoby - Drewa i Willa. 
   Otarłam dłonią lecące łzy, siadając na brzegu łóżka. Sięgnęłam po poduszkę, zakrywając sobie nią twarz, po czym krzyknęłam. Z frustracji, wściekłości i smutku. 
***
  Leżałam na łóżku, tępo gapiąc się w ścianę. Tak spędzałam popołudnia. Nauka mnie nie obchodziła, miałam ją gdzieś. Victoria martwiła się o mnie - współczucie przewyższało złość za opuszczanie lekcji. Nienawidziłam tego jej wzroku. I wzroku innych uczniów. Litowali się nade mną, czego szczerze nie znosiłam. Wolałabym być wyzywana, niż widzieć tę litość, tę rozpacz w spojrzeniu każdego kto uczęszczał do tej szkoły lub w niej pracował. 
  Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili ktoś wszedł do pokoju. Nie oderwałam wzroku do ściany - wiedziałam, że to Ryder. Umiałam go rozpoznać nawet po krokach. 
  Brunet usiadł na brzegu łóżka z ciężkim westchnieniem. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwałam. 
  - Ella już ci się wyżaliła z tego, że ją zwyzywałam? - zapytałam lodowatym głosem. 
  - Znów zwyzywałaś. Nie potraficie spokojnie porozmawiać, tylko musicie się kłócić? - powiedział Ryder. W jego głosie nie wyczułam złości czy wyrzuty do mnie. Raczej troskę. Mówił łagodnie, ze spokojem. Próbował mnie uspokoić, udobruchać. Martwił się o mnie. Poczułam ukłucie w sercu. On się o mnie troszczył, a ja go ignorowałam. Wszystkich ignorowałam. Chyba rzeczywiście nie zasługiwałam na ich przyjaźń. 
    Znów zapanowała cisza, trwająca kilka minut. To było w Ryderze najlepsze - można by siedzieć z nim kilka godzin, a sama jego obecność umie wesprzeć człowieka na duchu. 
  Wreszcie przekręciłam się na plecy, patrząc mu prosto w twarz. Widziałam w jego wzroku prawdziwą troskę. Wiedział, jak bardzo dotknęła mnie śmierć Willa. Bał się, że nigdy nie wydobrzeje, nigdy się nie pozbieram.
  - Dlaczego jej uwierzyłeś? - spytałam. Ryder spojrzał na mnie zdziwiony, a wtedy dodałam: - Chodzi mi o tą jej zdradę. 
  Brunet wzruszył ramionami. 
  - Bo ją kocham - szepnął cicho.
  Prychnęłam, podciągając się do pozycji siedzącej. 
  - Nie ma żadnego dowodu, że się z nim nie przespała. Co ci powiedziała? " Ryder, uwierz to nie był on, przecież ja cię kocham. Nie zrobiłam tego, ktoś przebrany za Willa mnie zgwałcił" - odparłam, przyciskając do piersi poduszkę i wysuwając podbródek. Jak zawsze, kiedy z kimś się kłóciłam. 
   Brunet pokręcił głową, przysuwając się bliżej mnie.
  - Jeśli kogoś kochasz, wybaczysz mu wszystko - powiedział chłopak.
  Aż zachłysnęłam się powietrzem. Czy on coś sugerował?!
  - Twierdzisz, że nie kochałam Willa? - zapytałam ostro.
  Ryder pokręcił głową, spuszczając ją. Zaczął bawić się moim prześcieradłem, marszcząc brwi. Kiedy podniósł wzrok, w jego spojrzeniu nie dopatrzyłam się tej troski co wcześniej. Jedynie... Coś na kształt upartości.
  - Ella jest niezależna, uparta, kłótliwa, musi postawić na swoim, ... Ale na pewno nie zdradziłaby przyjaciół. Nigdy. Ona jest wierna i oddana. Nie zostawi nikogo w potrzebie. Może czasami bywa opryskliwa, ale to dobra przyjaciółka. Kochała Willa jak brata. Kochała ciebie jak siostrę. I kocha nadal, ale ty jej do siebie nie dopuszczasz. Rani ją to, zwłaszcza, że niesłusznie ją osądzasz. Stara się zniszczyć konflikt między wami, bo zależy jej na twojej przyjaźni. W tamtej szkole była wyzywana i nie lubiana. Teraz znalazła drugą rodzinę, oparcie w nas. Myślisz, że zniszczyłaby to wszystko? A Will...? Zależało mu na tobie, bardzo cię kochał. Nie zrobił by ci tego, nie jest taki. Nie zdradziłby cię, nie potrafiłby. A zwłaszcza nie z Ellą.
   Wbiłam wzrok w podłogę, nie odpowiadając. Po chwili ciszy, Ryder podniósł się, kierując się w stronę drzwi. Słyszałam jak naciska klamkę i zatrzymuje się.
   - Ella by ci wybaczyła. Uwierzyłaby ci, bo cię kocha.
   Mocniej ścisnęłam poduszkę, przełykając głośno ślinę. Porównywał mnie do Elli... Piękny sposób na przekonanie mnie o jej niewinności. Na pewno skruszona poczłapie do pokoju chłopaków, gdzie najprawdopodobniej jest Ella i przeproszę ją. Za to, że zdradziła mnie z Willem.
   Nagle poczułam jak coś wlatuje mi do nosa, a po chwili wędruje gardłem do płuc.. Otworzyłam szeroko oczy, łapiąc się za szyję i próbując złapać powietrze. Na marne. Spadłam z łóżka na podłogę w konwulsjach. Coś wypełniło moje ciało, zataczając "kręgi" nad mózgiem. Zamrugałam powiekami, kiedy owa rzecz wsunęła się między nie. Ryder przerażony podbiegł do mnie, kucając i przytrzymując moje ciało. Zaczęłam się dusić, brakowało mi tlenu. Tymczasem to coś uderzyło w mój mózg. Dosłownie uderzyło. Wygięłam się, wbijając paznokcie w swoją szyję.
  Nagle wszystko się skończyło. Łapczywie zabrałam powietrza, krztusząc się. Sięgnęłam do swoich ust, ciężko oddychając. Co to do cholery było?!
  - Wszystko dobrze, Jade? - usłyszałam zaniepokojony głos Rydera.
   Moja głowa ruszyła się w dół i górę. Nie ja ją kierowałam. Coś innego. Mogłam wykluczyć opętanie, bo wtedy w ogóle nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Tylko co to było, co we mnie weszło?! I jakim cudem tu, w szkole?! O ile wiem posiadaliśmy specjalne zabezpieczenia.
   - Tak, Ryder... - usłyszałam swój głos. Usta rozciągnęły się w uśmiechu. - Ale chyba chcę przeprosić Elle.
  Brunet powoli się uśmiechnął, pomagając mi wstać.
  - To świetnie. Brawo, Jade - pochwalił mnie.
  Ryder, nie! - wrzasnęłam w myślach.
  Zamknij się, jeśli chcesz by pozostali przeżyli - odpowiedziało coś w mojej głowie.
  Przeraziłabym i wściekłabym się, ale zostałam pozbawiona uczuć. To coś zajęło moje miejsce, mnie zamykając w blokadzie. Widziałam, że owa rzecz straciła kolory i dobry słuch.  Nie odczuwałam bólu, nie posiadałam uczuć... Nie słyszałam ani nie widziałam - bieg wydarzeń obserwowałam ze wspomnień... Tego.
   Pozostali? - zapytałam.
  Usta znów rozjechały się w uśmiechu.
   Idziemy do Elli, tak, złotko? 
_______________________________
Od Boddie: Początek nudny, końcówka lepsza :P. Mi się podoba, nawet bardzo :D A Wam? :> Jak myślicie kto wygra - Ella czy Jade? xd