środa, 28 listopada 2012

[2 cz. 2] - Wiesz, jesteś krucha, a od kiedy ja mam nową moc... Nie chciałbym ci zrobić krzywdy.

Jade...
   Rzuciłam swoją torbę w kąt pokoju Willa. Od razu po pożegnaniu z rodzicami poszliśmy do niego. Nie chciałam się z nim rozstawać choć na sekundę. Bałam się, że gdy tylko się odwrócę czy puszczę go on zniknie. Rozpłynie się w powietrzu albo znów pozostanie po nim proch. Nawet kiedy witałam i rozmawiałam z rodzicami nie puszczałam jego ręki i kazałam się cały czas obejmować. Kiedy przytulałam się z rodzicami, najpierw położyłam sobie jego dłoń na talii, a gdy chciał zabrać puściłam rodziców, łapiąc go. On i jego rodzice patrzyli na mnie jak na idiotkę, ale miałam to gdzieś. Jeśli to sen, pragnęłam by trwał jak najdłużej. Jeśli się naćpałam, obiecałam sobie, brać zawsze ten narkotyki który umożliwia mi spotkanie go. Ten tydzień był najgorszy w moim życiu, nie chciałam go powtarzać. Wolałam uchodzić za obsesyjnie zakochaną Willu niż go stracić. 
  - Ładnie tu - stwierdziłam, łapiąc szatyna za rękę. 
  Chłopak zaśmiał się, wyrywając dłoń. 
  - Jade, wyluzuj, idę tylko do łazienki. 
  Sięgnęłam z powrotem, lecz ten cofnął się o krok. 
  - Kochanie, nie masz ze mną szans, przewyższam cię siłą, wzrostem i szybkością. Nie bój się, wiem jak mam się wysikać. Wierz lub nie, już robiłem to kilka razy. 
   Spojrzałam na niego ostro. 
  - Jestem twoją dziewczyną, nie powinieneś się wstydzić - odparłam. 
  Will uniósł brew do góry. 
  - Jesteś moją dziewczyną i powinnaś rozumieć, że mam prawo do prywatności. Bez urazy, ale zachowujesz się co najmniej dziwnie. 
  Westchnęłam, siadając na łóżku. Will ukląkł przede mną, chwytając mnie za dłonie. 
  - Co jest? -zapytał szeptem. 
   Przez chwile wahałam się czy powiedzieć mu prawdę. W końcu zachowywałam się dziwnie, nawet bardzo. Wiedziałam jak wygląda to w jego oczach - jakby ta podróż zaszkodziła mi na zdrowiu i coś stało mi się z moją psychiką. Jednocześnie wciąż nie dowierzałam, że naprawdę żyje. Umierał. Przy mnie. Ja go zabiłam. A teraz klęczy przede mną ot tak, dotyka moich dłoni - jak gdyby nic takiego się nie wydarzyło. Miałam prawo do zwątpienia. Wszystko za szybko się działo...
   Choć być może, wcale nie o to chodzi i naprawdę coś stało mi się z psychiką. Albo mam obsesję. Obstawiam to trzecie.  
  Pokręciłam głową. 
  - Nic. Wiem, zachowuje się dziwnie. Mało ostatnio spałam to dlatego - odpowiedziałam, uśmiechając się. 
  Will odwzajemnił go, całując mnie w czoło, po czym znikł w łazience. Wstałam z łóżka i zaczęłam przeglądać jego zdjęcia, pamiątki, medale... W  kącie pokoju stało drugie łóżko - piętrowe. 
Najprawdopodobniej mieli się tu wprowadzić Ryder i Seth. Albo raczej jedno z nich. Na jednym  łóżku była torba, a półeczka obok aż przepełniona różnymi rzeczami. Podeszłam do niej i wzięłam do ręki jedno ze zdjęć. Przedstawiało wysokiego, umięśnionego chłopaku wraz z jakąś małą dziewczyną - może jego siostrą? 
  Mężczyzna był bardzo przystojny, o rzymskich rysach. Gęste, czarne włosy opadały mu na oczy, częściowo zasłaniając widok. Do zdjęcie wystawił język. Brązowe oczy wesoło wgapiały się we fotografa. Lub fotografkę. Zauważyłam w nim duże podobieństwo do Willa. Był tylko nieco bardziej umięśniony, ale tak - niemal bliźniaki.
  Nagle ktoś objął mnie od tyłu, całując po szyi. Podskoczyłam, upuszczając fotografię na łóżko.
  - To Caleb - powiedział Will, opierając brodę na moim ramieniu. - Mój współlokator. 
  Obróciłam się przodem do niego, zarzucając mu ręce na szyję. 
  - Podobny do ciebie. 
  Szatyn skrzywił się. 
  - Jestem przystojniejszy - odparł. 
  Zaśmiałam się, całując go lekko. Chłopak natychmiast oddał, pogłębiając go. Docisnął mnie mocniej do siebie, a ja chwyciłam go za brzegi bluzy, napierając na niego tak, by zaczął się cofać. Po kilku krokach, ściągnęłam mu bluzę rzucając gdzieś. Jedną rękę wsunęłam mu we włosy, drugą położyłam na karku. Kiedy Will oparł się o brzeg łóżka, odsunął mnie od siebie, wiedząc do czego zmierzam. 
  - Jade, nie - powiedział. 
  Zrobiłam szczenięcą minkę, palcem wodząc po jego torsie. 
  - Dlaczego? - zapytałam. 
  Szatyn ścisnął moją dłoń, po czym odparł: 
  - Wiesz, jesteś krucha, a od kiedy ja mam nową moc... Nie chciałbym ci zrobić krzywdy.
  Zaśmiałam się. 
  - Ty głupku! - wykrzyknęłam, popychając go na łóżku i całując go. 
  Ściągnęłam z niego bluzkę, rękami błądząc po jego torsie. Chłopak po chwili zrobił to samo, zaczynając męczyć się ze stanikiem. Kiedy już chyba zrozumiał jak działa zapinanie i odpinanie biustonosza, do pokoju ktoś wszedł. Ze strachem przetoczyłam się z Willa na łóżko, podtrzymując stanik. 
  - Dobra, to chyba tu... - Ryder zamilknął, zaskoczony. Przez chwilę gapił się na nas, potem na koszulkę moją i Willa leżącą na ziemi, a na końcu na mój biust. - Szybcy jesteście - stwierdził w końcu.
  Szatyn spojrzał na niego wilkiem, wskazując na łóżko po drugiej stronie pokoju. 
  - Daj tam torbę i zmiataj. 
  Ryder podniósł do góry dłonie, rzucając bagaż na pościel. 
  - Wybacz, nie chciałem wam przeszkadzać - powiedział, prędko wychodząc. 
  Zamknęłam oczy, pocierając ręką twarz. 
  - Zakład, że za pół godziny  będzie wiedziała o tym cała szkoła? - zapytałam. 
  Will prychnął.
  - Za piętnaście minut - odpowiedział, uśmiechając się chytrze i znów zaczynając mnie całować.
  2 dni później...
  Biegłam przez korytarz do pokoju dyrektorki, a za mną Will. Już 10 minut temu miałam być na spotkaniu indywidualnym. Szatyn stwierdził, że pójdzie ze mną, bo niedaleko jest jego sala w której ma lekcje. Wszyscy, których omijaliśmy krzyczeli za nami "cześć" lub " szczęścia", a trafiło się nawet " za drugim razem nagrajcie film". Nie było osoby, która nie wiedziałaby co działo się w pokoju Willa po wizycie rodziców. Przysięgłam sobie zabić Ryder, gdy tylko jeszcze raz go zobaczę. Ten to miał długi język. Choć, nie to nie on. Tylko Seth -Ryder pewnie opowiedział mu wszystko ze szczegółami, a ten obiegł szkołę informując tylko pozostałych uczniów. 
  Will i tak dobiegł ze mną aż do gabinetu Victori, po czym życząc powodzenia udał się na lekcje. Wytarłam spocone z nerwów dłonie o jeansy i zapukałam. Słysząc "proszę", weszłam do środka. 
  Pokój dyrektorki był dwa razy większy niż ten Willa. Naprzeciw drzwi, znajdowało się biurko , a za nim okno na całą szerokość, wychodzące na park należący do Liceum. Po prawej stał regał zajmujący całą ścianę, przepełniony książkami. Po lewej rosły rośliny - ot tak bez doniczki, po prostu wychodziły z muru. Oprócz nich również obrazy, cały czas zmieniające się, mały ekran pokazujący lekcje, szkolny korytarz i ten w internacie. W kącie znajdowały się drzwi. Może do łazienki, może do archiwum, a może jeszcze do czegoś innego.
  Ten kto siedział na fotelu, był obrócony tyłem do mnie - dopiero po chwili spojrzał w moją stronę. O dziwo, wcale nie znajdowała się tam Victoria, a Caleb - współlokator Willa. Uśmiechnął się do mnie, wstając.
  - Spóźnienie, a u nas każe się za to surowo. 
  Zignorowałam jego słowa. 
  - Gdzie Victoria? - zapytałam.
  - Chodziło ci o dyrektorkę X? - Kiwnęłam głową, zniecierpliwiona. - Musiała wyjechać w ważnej sprawie. Nie chcąc odwołać lekcji, kazała mi siebie zastąpić. Ale spokojnie, przechodziłem przez  Nieczułość. 
   Wskazałam na niego palcem. 
  - TY mnie będziesz uczył? 
  - Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza - Kolejny raz się uśmiechnął. - Jestem Caleb, miło mi. 
__________________________
Od Boddie: Nawet długi, choć nie tak bardzo jak w ostatnim moim. No dobra, średni. Mi się nawet podoba...  Wam? :)Wiem, wiem - słodycz w nim do bólu xd

sobota, 24 listopada 2012

[1 cz.2] Musisz go nauczyć wszystkiego co umiesz

Ella...
     Po tym jak zabrałam swoje rzeczy od rodziców poszłam do Internatu razem z wszystkimi. Jade gdzieś znikła, ale spodziewałam się, że poszła do Willa. Zaledwie tydzień go nie było, a ona tęskniła jakby nie było go wieki. Weszłam do pokoju od którego wcześniej dostałam klucz od Victorii i zobaczyłam trzy łóżka. Wiedziałam, że jestem z Jade, ale kto był tym trzecim? Nad jednym z łóżek wisiała półka wypełniona po brzegi zdjęciami i pamiątkami. Na wieszaku obok wisiał jakiś ręcznik, strój na zajęcia fizyczne i szlafrok cały czarny. jak można było ubierać się na czarno? Nie rozumiałam tego.  Zwróciłam wzrok na pozostałe dwa miejsca urządzone identycznie. Jedynie na jednym łóżku rozwalone były jakieś rzeczy. Zwaliłam je na ziemię i położyłam na nim swoją torbę. Dokładnie w momencie gdy to zrobiłam usłyszałam otwieranie drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego wzrostu blondynkę. Oczy miała zmrużone i ledwo dawało się zobaczyć jakiego były koloru. A były szare, takie same jak miał Ryder. Posyłała mi gniewne spojrzenie. Nie zwracając na nią uwagi zaczęłam się rozpakowywać. Dopiero kiedy poczułam niemiłe ukłucie odwróciłam się w jej stronę. Ani drgnęłam gdy nasiliła atak. 
   -Uważaj sobie.- powiedziałam unosząc jedną dłoń i pokazując mały płomyk, który po chwili powiększył się.
   -Nie dotykaj więcej moich rzeczy.- powiedziała zbierając je z ziemi.
   -To zacznij sprzątać w tym pokoju. Ja może i nie należę do czyścioszków, ale nie toleruję bałaganu jak w burdelu.- odparłam i uniosłam jedną brew wyżej gdy nie uzyskałam odpowiedzi.
   - To, że jesteś jedną z piątki nie znaczy, że jesteś jakaś wspaniała. Znalazłaś się tam przypadkiem. Wylosowali cię.- powiedziała, a ja cicho prychnęłam. Ona na prawdę myślała, że tak mi dopiecze?
   -Nawet jeśli. Ja się dostałam, a ty nie barbie.- powiedziałam gdy do pokoju wbiegł Seth. Stanął w drzwiach i szeroko uśmiechnął się do mnie. Przez chwilę poczułam się jak na koloni, kiedy chłopcy przychodzą oglądać pokoje dziewczyn i porównywać. Posłał uśmiech do blondynki i puścił jej oczko.
   -Jestem Seth.- powiedział nawet na mnie nie patrząc.  Odwróciłam się do niego plecami i rozstawiłam rzeczy na półeczce.
   -Stella. Miło mi. To co robiłeś na scenie było...- dziewczyna urwała. Cicho się zaśmiała. Jaki tani podryw. Jednak Seth był aż tak głupi, że się nabrał na te komplementy.
   -Robił to samo co reszta.- powiedziałam nawet nie patrząc w stronę Stelli. 
   -Wiesz... Ty się ośmieszałaś, czy on się ośmieszał? Raczej nie.- powiedziała a ja odwróciłam się w jej stronę. Nie chciałam tego rozwiązywać siłą, ale nie miałam wyboru.  Zacisnęłam dwa palce na jej ramieniu, a dziewczyna padła na kolana i krzyknęła.
   - Nie podskakuj mi.- powiedziałam i wyszłam na korytarz zostawiając ją samą z moim przyjacielem. Byłam ciekawa ile czasu minie nim wskoczy mu do łóżka jak tania dziwka. Zakładałam, że nie więcej niż tydzień. Seth nie był aż tak rozsądny by jej na to nie pozwolić. Ruszyłam gdzieś przed siebie. Kiedy tylko mijałam nastolatków w ich myślach od razu pojawiał się strach. Niektórzy jednak zachwycali się tym jacy jesteśmy, ale więcej było tych pierwszych. Dziwne, że mogą się bać kogoś kogo ledwo znają. Co prawda przeszliśmy dużo, ale nie byliśmy potworami. Postanowiłam odebrać od Victorii mój i Jade plan zajęć. Tu klasy mieszały się na każdej lekcji i zawsze były inne.  Nie musiałam daleko iść. Spotkałam ją w naszym damskim akademiku na korytarzu głównym. W ręce miała jakieś papiery i uśmiechała się do mnie.
   -Jak tam pokój? Mam nadzieję, że Stella przyjęła was miło.- starała się na jej imię nie zwymiotować. Victoria wiedziała co o niej myślę, ale czekała co powiem.
   -Pierwsze wrażenie nie najlepsze, ale myślę, że przyjaźń przyjdzie z czasem.- odparłam bawiąc się dłońmi.- Chciałam odebrać mój i Jade plan. - kobieta pogrzebała w papierach i wyjęła dwie kartki.
   -Na większości zajęć jesteście razem, prócz tych indywidualnych co do waszych mocy. Jeśli chodzi o samoobronę i walkę wręcz. Zostaniecie rozdzieleni na grupy. Zaawansowaną i podstawową na pierwszych zajęciach, ale myślę, że będziecie razem.- powiedziała blondynka wymijając mnie.
  -Przepraszam...- zaczęłam, a kobieta zatrzymała się i spojrzała na mnie zaskoczona. Nie przeczytała tego w moich myślach, bo dopiero teraz przyszło mi to do głowy.- Mówiła pani coś o zajęciach dodatkowych, które mielibyśmy prowadzić.
  -Zapomniałam. Jutro rano zjawi się u ciebie uczeń o takich samych zdolnościach jak twoje. Musisz go nauczyć wszystkiego co umiesz. Do Jade i reszty również przyjdzie, a teraz przepraszam muszę iść.- powiedziałam i odeszła. Odetchnęłam i obróciłam się wpadając na kogo o wiele wyższego ode mnie. Uniosłam wzrok do góry i zobaczyłam twarz chłopaka. Szatyn uśmiechał się do mnie i pocierał miejsce w które uderzyłam głową.
   -Ella... Nasza czwarta.- powiedział, a ja przyjrzałam mu się uważniej. W oczach iskrzyły się ogniki szczęścia. Wniknęłam w jego myśli, ale nic nie znalazłam. Jedynie jakieś bezużyteczne wspomnienia z dzieciństwa. Najwidoczniej był jakimś przygłupem.
   -Chyba się nie przedstawiłam, więc nie mów do mnie po imieniu.- odpowiedziałam krzyżując dłonie na piersi.
   -Nie musisz się przedstawiać. Wszyscy się tu znają jako,, Elle, która miota ogniem i nie umie go opanować.''- to był cios poniżej pasa.
   -Miałam chwilową amnezję. Zresztą sądzę, że ta cała próbaa była nie w porządku.- chłopak uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął w moim kierunku dłoń.- No, ale ty znasz moje imię, a ja twojego nie.- powiedziałam.
   -Caleb.- odparł puszczając mi oczko. Teraz zrozumiałam skąd go kojarzę. To on posyłał mi głupie uśmieszki gdy stałam na scenie, z końca sali.- Widzimy się na zajęciach z samoobrony. Zobaczymy czy potrafisz walczyć.- powiedział przyglądając się kartce, którą trzymałam w ręce.

_____
Od Akwamaryn:  Nie jest długi. Taki średni. Zwyczajny i prosty. teraz akcja przystopuje i w szkole bardziej zajmiemy się przyziemnymi sprawami, ale jeśli tylko coś wpadnie nam ciekawego do głowy to będziemy realizować pomysły.

wtorek, 20 listopada 2012

[33] KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Ella...
     Ten cały tłum rozpraszał mnie i nie mogłam się skoncentrować na niczym. Co chwile buczeli, albo chichotali lub wzdychali.  To było tak denerwujące, że co chwilę zaciskałam dłonie w pięści. Na końcu sali siedział jakiś chłopak i robił do mnie głupkowate miny. Gdyby nie to, że teraz miałam chodzić do tej szkoły i nie mogłam już pierwszego dnia narazić się. Dopiero kiedy usłyszałam słowa, które mówiły jaką moc zyskuje i jak unosi sie wokół niego biała mgła, Seth spojrzałam w jego stronę. Mógł kontrolować pogodę. Gdybym posiadała tą moc sprawiała bym, że mielibyśmy deszcz ognia. Po Sethcie, który skakał uradowany z szczęścia podszedł Ryder. Victoria wykonała ten sam gest nad jego dłonią i przemówiła.
  - Ja Victoria Katherine McBrodi ofiaruję temu tu Ryderowi Taylorowi Wilson moc kontrolowania ludzkich uczuć i nastrojów. Niech otrzyma ten dar i mądrze się nim posługuje oraz ratuje w trudnych chwilach. Niechże stanie się jak mówię!- powiedziała, a wkoło Rydera pojawiła się szara mgła. Nie rozumiałam czemu przybiera takie kolory. Chłopak uniósł się się nad ziemię po czym opadł na ziemi i przeszedł tuż obok mnie. Cicho się zaśmiałam, ale zaraz się powstrzymałam.
 -Nie manipuluj mną...- powiedziałam popychając go. Chłopak puścił mu oczko, a ja dotknęłam swoja dłonią jego ramienia i oparzyłam. Cała sala wpadła w śmiech kiedy chłopak cicho zasyczał z bólu. Nim się spojrzałam w powietrzu był Will. Otrzymał moc nadmiernej siły, a w koło niego pojawiła się niebieska mgła. Kiedy opadł od razu zaczął oglądać swoje bicepsy. Typowy chłopak. Zawiedziony, że nie urosły nawet o minimetr podszedł do Jade. Po drodze poklepał mnie po ramieniu i wyszeptał.
   -Tylko nie posikaj się z bólu.- oczywiście usłyszała to cała sala. Zacisnęłam dłonie w pięść.
   -Tak jak to ty zrobiłeś?- spytałam z drwiną. Całą sala wpadła w śmiech, a Will poczerwieniał na twarzy. Victoria gestem ręki przywołała mnie. Chciałam czytać jej w myślach, ale wprowadziła blokadę w swoim umyśle. Widząc moją zaskoczoną minę tylko się uśmiechnęła. Stanęłam na środku i zamknęłam oczy nasłuchując. Zawsze trafiało mi się coś najgorszego. Ogień też nie należał do najlepszych, a w dzieciństwie cały czas się parzyłam i nie mogłam wychodzić na słońce. Kompletna porażka.
    - Ja Victoria Katherine McBrodi ofiaruję tej oto tu Elli Olivii Victorii Carter moc...- wzięłam głęboki wdech i uchyliłam jedno oko patrząc na nią prosząco. - ... uleczania każdego kto na to zasłuży. Niech otrzyma ten dar i mądrze się nim posługuje oraz ratuje w trudnych chwilach. Niechże stanie się jak mówię!- wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drugie oko. Czekałam na mgłę, ale nie zjawiała się. Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu. Nic. Zdenerwowana spojrzałam na Victorię, a ta tylko uśmiechnęła się do mnie. Już chciałam otworzyć usta i powiedzieć, ze to jakaś ściema kiedy nagle coś pod moimi nogami wybuchło. Odskoczyłam przerażona, a po chwili byłam w powietrzy. Czerwona jak krew mgła otaczała mnie ze wszystkich stron. Głęboko oddychałam kiedy do płuc dostała się mgła. Odkaszlnęłam i zaczęłam się dusić. Poczułam jak ogień we mnie rośnie, a w końcu wydostaje się na zewnątrz. Nie był to jednak taki ogień jak zawsze gdy płonęłam był inny.Nagle kolor mgły zmienił sił na srebrny. Chciałam krzyknąć z bólu, ale nie mogłam. To było jeszcze gorsze niż zadawany ból przez Rydera. Kiedy nagle opadłam na ziemię nadal płonęłam. Tym razem jednak mój ogień nie był czerwony,a  srebrno-niebieski z przebłyskami bieli.
   -Co to?- spytałam kaszląc. Chińczyk uderzył mnie w plecy chcąc bym odkaszlnęła, ale nie pomogło. Dalej dławiłam się, ale o dziwo nie poparzyłam długowłosego mężczyzny.
  -To leczniczy ogień. Będziesz go wykorzystywać.- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Cała nasza piątka stanęła na środku sceny.

_____
Od Akwamaryn: Przepraszam, że taki krótki, ale musiałyśmy tka skończyć, bo to koniec części pierwszej.  Po prostu Boddie był by za długi i ja dokończyłam;)
    

piątek, 16 listopada 2012

[ 32] - Zamknąć się, to życie, nie show!

Jade...
  Posłuchałam się Elli i przestałam robić uniki. Już otworzyłam usta by powiedzieć coś do klona brunetki, kiedy coś sobie uświadomiłam.
  Do cholery, my nie mamy żadnych dobrych wspomnień! - pomyślałam ze złością, schylając się przed nadlatującą kulą. Zawsze się kłóciłyśmy i nienawidziłyśmy. Nie ma takiego... A może jednak? 
  Zrobiłam śrubę nad głową Klona i zaczęłam:
  - Ella, przypomnij sobie. Pamiętasz dzisiejszy dzień? Kiedy uklękłaś przy mnie i powiedziałaś, że Will jest przy mnie? Pamiętasz, jak mnie pocieszałaś po jego śmierci? - Klon odwrócił się i spojrzał na mnie niepewnie. 
  - Pamiętam - przyznała niechętnie. 
  Kiwnęłam głową, podchodząc o krok. 
  - Pamiętasz dzień w którym Jessy mnie opętała? Kiedy byłyśmy w hotelu? Przypomnij sobie ten dzień, a dzień w którym pierwszy raz nocowałyśmy razem. Widzisz różnicę? Wcześniej nie mogłaś znieść, ze mieszkamy razem. Tam normalnie do mnie podeszłaś i zaczęłaś rozmowę. Już wtedy zżyłyśmy się bardziej ze sobą. 
  Klon podszedł bliżej. 
  - Tak, to prawda - zgodziła się. 
  Wyciągnęłam rękę. 
  - A czy pamiętasz sytuacje w jaskini? Popłakałaś się, kiedy walczyłam ze śmiercią. Prosiłaś mnie bym zawalczyła o siebie, o swoje życie. A potem opiekowałaś się mną, kiedy się obudziłam, miałaś spuchnięte oczy z płaczu. Troszczyłaś się o mnie, nie zostawiłaś kiedy musiałyśmy wyjść z jaskini. 
  Klon uśmiechnął się lekko, podając mi dłoń. "Ella" rozpłynęła się w powietrzu. 
  Wzięłam głęboki oddech, atakując jednego z mężczyzn, który wyciągał sztylet na Setha. Chłopak uśmiechał się do mnie z wdzięcznością, a ja odwzajemniłam, kopiąc kolejnego w brzuch. 
   Po kilku minutach plac opustoszał. Przylegliśmy sobie do pleców, rozglądając się na wszelki wypadek. Nie pozostał jednak nawet ślad po wcześniejszej walce. Byliśmy sami. Znowu. Pobici mężczyźni gdzieś zniknęli, zepsute rzeczy podczas walki - naprawione. Żaden hałas nie zakłócał idealnej ciszy.
  - Co teraz? - spytał cicho Seth. 
  - Może wejdźmy do środka - zaproponował Ryder, patrząc na dziurę po tarczy zegara. Spojrzeliśmy po sobie. 
  - Jak? - zapytała Ella. 
 Ryder spoglądnął na Setha, uśmiechając się. Dopiero po chwili każdy z nas zrozumiał o co chodzi. 
  - Seth nas przeniesie, dzięki swojej mocy - wyjaśniła Ella. 
  Chłopak kiwnął głową, wytwarzając huragan. Wskoczył przez "okno", a za nim ja, Ella i Ryder. 
  - Gotowi? - szepnęła brunetka. 
  Wymieniliśmy spojrzenia, kiwając głowami. Ostateczna walka. Zginiemy albo przeżyjemy. My i cały świat. Walczymy nie tylko o siebie - o wszystkich. Dotarliśmy aż tu, staliśmy się rodziną, przeszliśmy próby. Wszystko dla tego momentu. Will poświęcił się byśmy zwyciężyli. 
  I zwyciężymy. Dla niego. Dla siebie. Dla całego świata. Pokażemy, że jesteśmy dostatecznie dobrzy by zabić Jego. Zostaliśmy wybrani nie bez powodu. Na nas liczą, na nas polegają. Nie zawieziemy ich.  
   Ella złapała za rękę mnie i Rydera, a z drugiej strony ja Setha, odwracając się.
  Przez chwilę staliśmy w ciemnościach i ciszy. Ella odliczyła od trzech - wraz z zerem, miała zapłonąć.
  Trzy...
  Dwa..
  Jeden...
  I...
  - NIESPODZIANKA! 
  Światło zapaliło się, a Ella zaczęła rzucać kulami, Ryder używać siły wzroku, ja zamarłam w przerażeniu, a Seth...
  Padł na ziemię, śmiejąc się. 
  Znajdowaliśmy się w  wielkiej sali, wypełnionej trybunami,na których siedziało przynajmniej kilka tysięcy osób, klaszczących i wykrzykujących nasze imiona. Na podeście, na środku trybun stały 4 krzesła, wyścielone na czerwono z poduszka tego samego koloru.  Niektórzy trzymali nie duże bilbordy z naszymi imionami, a jeszcze inni za pomocą mocy tworzyli poszczególne słowa. Jakiś grubas zaczął wrzeszczeć ponad tłum, pokazując na bluzkę - była na niej podobizna moja i Willa, kiedy próbował mnie pocałować. W dodatku ruszała się - Will złapał mnie za podbródek, nachylając się, a ja go odpychałam. I tak w kółko. Zarumieniłam się. Pod sufitem latały baloniki i serpentyny. Nagle rozwinęło się pięć materiałów, ukazujących nasze twarze. Ktoś za pomocą mocy utworzył wielkie serce - w jednej połowie zostało napisane " Jade & Will" a w drugiej " Ella & Ryder". Pośrodku "Seth & Forever Alone".
   Przed nimi znajdowała się swojska scena, której trzy czwartej zakrywała czerwona kurtyna.
   Skamienieliśmy nie wiedząc co zrobić. Nad nimi latały jakieś malutkie kamerki, niektóre dolatywały do nas i wracały się. Zdenerwowana, uderzyłam jedna z nich, a ta wydała mały bzyk i upadła mi pod stopy. Swoim zachowaniem wywołałam lawinę śmiechu. Spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani.
  - Mamy z nimi walczyć? - spytałam szeptem. Mój głos jednak rozniósł się echem po sali, jakbym mówiła do mikrofonu. I znów śmiech i wiwaty. 
  - Okey - zaczął Ryder. - To nie ten zegar. Na raz, dwa, trzy zeskakujemy z okna. Wolę się zabić niż dłużej tu przebywać. 
  Większy śmiech i oklaski. Ryder westchnął, sfrustrowany. 
  - Będą klaskać, cokolwiek powiemy - stwierdził. Podobna reakcja publiczności co przedtem. 
  Nagle Ella puściła nasze dłonie, podchodząc do Setha - ciągle wił się ze śmiechu. 
  - Co to ma znaczyć?! - wybuchnęła.
  I nagle publiczność zamilkła. Niektórzy wyciągnęli kamery, nagrywając nas. Zacisnęłam dłonie w pięści. Zachowywali się, jakbyśmy byli jakimiś gwiazdami i właśnie dawali show na żywo. To takie denerwujące. Uderzyłam Rydera w bok - zaczął pozować do zdjęć. Przeprosił cicho, zmieszany.
  Seth skulił się, nie przestając się śmiać, kiedy wszyscy schyliliśmy się nad nim. Ryder złapał go a bluzkę, stawiając na nogi. Westchnienia płci żeńskiej.
  - Nie istnieje żaden ON - wyznał chłopak. Ella dala mu w twarz. Westchnienia płci męskiej. 
  - Co to znaczy, nie istnieje żaden ON?! - wydarła się. 
  Seth zachichotał, a ze sceny dobiegł nas głos. 
  - Spokojnie, Ello. Seth tu niczemu nie zawinił. Tylko pomagał. 
  Odwróciliśmy się gwałtownie. 
  Na scenie stała Victoria X, uśmiechając się do nas łagodnie. Ubrana była w srebrną suknię wieczorną z dużym dekoltem. Koniec sukienki "czyścił" podłogę za nią. Blond włosy upięła w wysokiego koka. Parę kosmyków posiadała spuszczonych. Na rękach błyszczało milion bransoletek, dźwięczących przy każdym jej ruchu. Po jej lewej i prawej stało dwóch mężczyzn, ubranych w garnitury. Jeden czarny, drugi chińczyk. Jeden łysy, drugi z włosami do pasa i bródką. Jeden uśmiechał się ciepło, drugi sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę nas zabić.
  - Witajcie z powrotem - odezwała się Victoria. - Podejdźcie tu. 
  Ella i Ryder wymienili spojrzenia, a ja oparłam dłonie na biodrach. 
  - Skąd mamy wiedzieć, że nie jesteś Nim? - zapytałam podejrzliwie.
  Śmiech na widowni. 
  Victoria uśmiechnęła się ciepło, a po chwili Ella drgnęła. Spojrzała na mnie, kładąc mi rękę na ramieniu.
  - To na pewno ona, Jade - zapewniła mnie brunetka, po czym ruszyła w jej stronę, a za nią Ryder i Seth. Ja jednak stałam niepewna. Ella odwróciła się do mnie, wyciągając dłoń. - Zaufaj mi, Jade. To ona. Słysze jej głos w głowie. 
  Westchnęłam i złapałam dłoń dziewczyny. Ta ścisnęła ją, wychodząc na scenę. 
  Tam Victoria uścisnęła każdego z nas. Seth wręcz nie chciał się od niej odkleić, Ryder zrobił to z dystansem, a Ella z zaufaniem. Ja odskoczyłam, gdy wyciągnęła do mnie ramiona.Victoria westchnęła, po czym powiedziała. 
  - Rozumiem twoje obawy, Jade. Mam jednak nadzieję, że to cię dostatecznie przekona do mnie - Wskazała ręką drugi koniec sali, a ja zamarłam. 
  Nie, to nie prawda. To hologram. On nie istnieję, nie żyje, myślałam. Poczułam jak po moich policzkach płynął łzy, a Ella mocniej ściska mi dłoń, po czym puszcza. Chcąc nie chcąc wyrwał mi się szloch, a publiczność wydawała jęk smutku. Wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni, kręcąc głową i cofając się. 
  Na scenie stał Will. 
  Włos jak zwykle w nieładzie, czarne oczy patrzyły na mnie z radością i nadzieją, a usta delikatnie się uśmiechały. Był taki sam jak tydzień temu. Lekkie rumieńce na twarzy, posiadał nawet zarost! Tak, jak gdyby nigdy nie umarł. A to przecież nie prawda. 
  Zaniosłam się większym szlochem, gdy wymówił moje imię.
  - Jade... - wyszeptał, ale jego głos i tak rozniósł się echem po sali, kilka razy głośniejszy. 
  Z jego twarzy znikł uśmiech, nie wiedział co zrobić. 
  Pokręciłam głową, odwracając się plecami i zakrywając twarz dłońmi. 
  - On nie żyje - wychrypiałam. - Zabiłam go. 
  Poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu i próbuje odwrócić w jego stronę. Chyba Victoria. 
  - On nigdy nie umarł - wyszeptała mi do ucha. 
  Podniosłam głowę zdziwiona. 
  Kobieta uśmiechnęła się do mnie. 
  - Żył. Zawsze żył. Został tylko przeniesiony tu. - wyjaśniła. 
  - To duch? - zapytałam. Parę osób na widowni zaśmiało się. Victoria pokręciła głową. 
  - Zmaterializowaliśmy go tutaj. Wam zdawało się, że umarł, a tak naprawdę oglądał wasze dalsze przygody tu. 
  Spojrzałam w jego stronę. Rozpacz zamieniła się we wściekłość. Zacisnęłam dłonie w pięści i podeszłam do niego. 
  - Ty żyłeś?! Ty debilu, żyłeś?! I kiedy ja planowałam jak popełnić samobójstwo, bo zabiłam najbliższą mi osobę, ty sobie żyłeś?! Ty gnojku! Mogłeś dać jakiś znak! Wiesz, jak się czułam?! Nie wiesz! Jak mogłeś?! - wrzasnęłam.
  - Żyć? - zapytał ze spokojem. 
  Kiwnęłam głową. 
  - Tak spokojnie sobie żyć do cholery! - Uderzyłam go pięściami w tors, ale Will złapał moje ręce, przykładając sobie do piersi i przyciągając mnie do siebie. 
  - Czy ty powiedziałaś: najbliższą mi osobę? - spytał cicho, patrząc mi w oczy.
  Kiwnęłam głową, płacząc bardziej.
  - Tak, głupku! - wrzasnęłam. - Kocham cię! 
  Will uśmiechnął się delikatnie, jedną ręką chwytając moje dłonie, a drugą wsuwając w moje włosy. 
  - Na to czekałem - szepnął, całując mnie czule, delikatnie. Jęk publiczności i westchnienia dziewcząt. Zdezorientowana, nie wiedziałam co zrobić. Stałam wgapiając się w jego włosy.
  Will odsunął się ode mnie, całując moje dłonie. Ktoś na sali zaczął klaskać, mówiąc. 
  - Całuj! 
  Po chwili wszyscy powtórzyli tę czynność i słowa. Nawet Seth, Ella i Ryder. 
  Spojrzałam w oczy Willowi. 
   - Wiesz, jak będziemy już sami zabije cię jeszcze raz. Ale teraz... - uśmiechnęłam się, stając na palcach i całując go. Szatyn oddał pocałunek, łapiąc mnie w talii i kręcąc się ze mną. Oplotłam go nogami w biodrach, ręce zatapiając w gęstych włosach chłopaka. Nawet gdy przestaliśmy się całować, nie puściłam go. 
  Teraz uwaga publiczności skupiła się na Elli i Ryderu. 
  Brunet odwrócił się do niej, patrząc niepewnie i wyciągając ramiona. Ella uśmiechnęła się, po czym odepchnęła go.
  - Nie licz na całus! - warknęła. Buczenie ludzi. Wściekła brunetka, odwróciła się w ich stronę i wrzasnęła: - Zamknąć się, to życie, nie show! 
   Przytuliłam mocniej Willa, a ten pocałował mnie w szyję. 
  - Z tym poczekaj jak będziemy sami - szepnęłam, ale mój głos i tak brzmiał jakbym mówiła do mikrofonu. Przez kilka minut publiczność nie przestawała się śmiać. Przewróciłam oczami, przylegając do chłopaka. Ella stała, zaplatając ręce na piersi i wgapiając się w ziemię. A Ryder sprawiał wrażenie, jakby chciał kogoś zabić. Seth drapał się po karku, udając wystraszonego - stał między nimi. 
  Victoria klasnęła w dłonie, uspokajając ludzi na trybunach.
  - Dobrze, zacznijmy. Jade, może puścisz Willa? - Spojrzała na mnie. 
  Pokręciłam głową. 
  - Chciałam ci dać moc - kusiła pani X. 
  Zawahałam się, lecz mimo to pokręciłam głową. Will był ważniejszy. 
  - Puszczaj go, bo podejdę - warknął chińczyk. Udałam przerażenie i posłusznie zeszłam z szatyna. Publika znów w śmiech.
  Victoria również chwilkę śmiała się, by następnie otoczyć nas ramieniem. 
  - Moi drodzy. Tak naprawdę nikt nigdy nie uciekł z wiezienia.Nikt nam nie zagraża. Więc po co nas wysłaliście?, myślicie pewnie. Otóż to była próba. Możecie to nazwać sprawdzian, klasówka. - Wskazała ręką widownie. - To są uczniowie mojej szkoły. Jestem dyrektorom Liceum Londyńskiego dla Paranormalnych. Chcieliśmy was zaprosić do naszej szkoły. Choć i tak nie macie wyboru. Wasi rodzice podpisali zgodę.
  - Są tu nasi rodzice? - zapytał Seth, rozglądając się po publiczności.
  Blondynka pokręciła głową.
  - Tu nie. Za kulisami. W każdym razie zostaliście przyjęci do naszego Liceum! - Rozległy się gromie brawa.
  Ryder i Seth ukłonili się, Ella przewróciła oczami, a ja wtuliłam się w Willa. Boże, on żyje! Jest tu, dotykam go! Niesamowite, wręcz niemożliwe. Wciąż nie mogłam zrozumieć, że tak naprawdę nie umarł. Zmaterializowali go w niezwykły sposób. A ja dalej mam w kieszeni prochy, które zostały o jego śmierci! Mimo to, miałam wrażenie, że tak naprawdę rzeczywiście umarł, a ten tu, to ktoś przebrany za niego by mnie pocieszyć. Albo, że jest, ale zaraz rozpłynie się w powietrzu - ma swój określony czas.
  Jeszcze godzinę temu płakałam, że umarł, nigdy go nie zobaczę. W dodatku to ja go zabiłam. A teraz? Całuje i przytulam go - i jeszcze będę chodzić z nim do szkoły!
  Nie, chwila.
  Nie będę.
  To Liceum dla Paranormalnych. Ja jestem zwykła. Brałam w tym udział, nawet nie wiem po co. To oni mają moce, ja należy do grupy normalnych. Spuściłam głowę, zaraz jednak uśmiechnęłam się do Willa, mówiąc:
  - Gratulacje.
  Szatyn pocałował mnie w czoło, odpowiadając:
  - I nawzajem.
  Pokręciłam głową.
  - Ja jestem ta zwykła. Człowiek. Nie należę do was - odparłam, lecz zamiast Willa odpowiedziała  Victoria.
  - Tu punkt kulminacyjny - Złapała mnie za ręce i pociągła na środek sceny.
  Kurtyna opadła, odsłaniając mównice i ogromny telewizor -  zapewne z niego oglądali nasze zmagania.Victoria podeszła do mikrofonu, a tuż obok niego pojawił się Oliver, chińczyk i murzyn. Kobieta wyciągnęła dłoń przed siebie, a za nią pozostali panowie. Złączyli je dotykając małym palcem i kciukiem rękę drugiej osoby,a pozostałe trzy palce, lekko zgięte połączyli razem, tworząc w ten sposób kształt przypominający kule.
  Victoria zaczęła:
  - Ja, Victoria Kathrine McBroodi ofiaruję tej oto tu obecnej Jade Bellatrix Caroline Stewart moc rozumienia mocy zwierząt i transformacji. Niech otrzyma te dary i mądrze się nimi posługuje oraz ratuje w trudnych chwilach. Niechże stanie się jak mówię!
  W tym momencie poczułam jak moje stopy odrywają się od podłoża i lecę w górę. Po chwili jakaś czarna mgła otoczyła mnie całą, tak, że nic nie widziałam. Spróbowałam coś powiedzieć, lecz poczułam jedynie lekkie łaskotanie w gardle. Zacisnęłam powieki, kiedy czarny dym wsunął się mi przez oczy do ciała. Ból w w sercu był nie do zniesienia. Złapałam się za nie, chcąc krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle. Pomyślałam, że tak czują się ofiary Ryder. Ból przeniósł się na brzuch i nagle zaczęło mną rzucać. Cierpienie rosło, straciłam czucie w kończynach, dołączyły drgawki. Na chwilę zemdlałam, lecz kiedy się obudziłam bezpiecznie leciałam wprost do ramion Willa.
  - Od teraz Jade, możesz kontaktować się ze zwierzętami oraz zamieniać się w jakąkolwiek chcesz postać - usłyszałam ciepły głos Victorii. Kiwnęłam głową, chwytając się za gardło. - Przez kilka minut możesz nie dać rady nic powiedzieć, jednakże to minie - wyjaśniła kobieta. Znów kiwnęłam głową.
  Następny był Seth.
  Zamknęłam oczy, przytulając się do Willa - mimo, iż kazali mu mnie puścisz, chłopak uparcie przyciskał mnie do siebie. Wreszcie dali mu spokój, a ten pochylił się całując mnie w czoło.
  _______________________________
Od Boddie:  Boże, Matko Boska, jakie to długie o.O Wybaczcie, rozpisałam się xd Jeśli dotarliście aż tu - szacun.  Ja bym zasnęła na początku i obudziła się pod koniec. W każdym bądź razie... Licze, ze się podobało xd

poniedziałek, 12 listopada 2012

[31] -Niech was sobie przypomną! To muszą być wasze najlepsze chwile razem!

Ella...
     Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Spojrzałam na przyjaciół, wszystkich po kolei. Ryder nie wyglądał na zszokowanego, Jade przyglądała się drugiej sobie z przerażeniem, a Seth powtarzał, że jest przystojniejszy niż jego klon. Nawet w tak poważniej sytuacji nie mógł trzymać języka za zębami. Podeszłam do mojej kopii i obejrzałam ją z góry do dołu. Identyczna. Jeśli jeszcze miała te same moce.... Odpowiedź przyszła od razu. Brunetka rzuciła we mnie kulą ognia, tak że przewróciłam się. Na zawołanie zapłonęłam żywym ogniem i nie zwracając uwagi na pozostałych rzuciłam nim w dziewczynę. Unikała wszystkich moich ataków, a ja jej. Czytałyśmy sobie nawzajem w myślach i wiedziałam, że tak tej wali nie wygram.  Zerknęłam na resztę, kiedy tylko dała mi odsapnąć. Jade tak samo jak ja nie mogła nic z sobą zrobić. Wykonywały te same ruchy wręcz automatycznie, Ryder wił się z bólu jak jego przeciwnik, a Seth siłował się z swoją kopią kto wytworzy większe podmuchy wiatru. 
   -Zamieńmy się!- krzyknęłam robiąc unik przed jedną z ognistych kul. Tak nie mieliśmy szansy na zwycięstwo. Staraliśmy stanąć tak, by nie czuć czegoś więcej do tego z kim walczymy. Ja jednym skokiem dostałam się do Setha, Ryder do Jade, Jade do mojej kopi, a Seth do Rydera. Nie miałam więcej czasu się im przyglądać. Seth rzucał we mnie podmuchami wiatru i unosił wręcz w powietrzy. Z wrzaskiem po raz kolejny zapłonęłam i wyciągnęłam ręce w kierunku chłopaka. Uderzyłam w jego kierunku jednym z moich lepszych ataków po czym zaczęłam biegać w koło niego. Seth jednak szybko unikał ich, a gdy biegałam, sprawnie złapał mnie za dłoń i posłał mi uśmiech. 
   -Tak tego nie wygrasz.- powiedział rzucając mną o ziemie .Poczułam jak z głowy cieknie mi krew, ale nie zważając na to dalej atakowałam. 
   -Wygram. Seth ja zawsze wygrywam pamiętasz?- spytałam i nagle jakby w jego oczach zabłysła iskierka życia. Zawsze tak mówiłam kiedy graliśmy z szachy lub ganianego w dzieciństwie. Strasznie się wtedy złościł. Wykorzystałam moment nieuwagi i rzuciłam w niego ogniem, ale nawet na mnie nie patrząc uniknął go. 
   -Zawsze wygrywam...- powtarzał pod nosem. I wtedy mnie olśniło. ON wiedział, że będziemy walczyć i atakować. Wiedział też, że któreś z nas wpadnie na pomysł, że nie możliwym jest wygrać z samym sobą. Tu nie chodziło i bitwę, czy walkę na żywioły. To nie była próba siły, tylko umysłu.
   -Tak Seth. Ja zawsze wygrywam. Jestem od ciebie lepsza. Pamiętasz jak robiliśmy dzień przed wyjazdem naleśniki?- chłopak uśmiechnął się pod nosem. To była próba jak dobrze się znamy. Musieliśmy przypomnieć sobie nawzajem o sobie. O naszych wspólnych chwilach.- Obsypałeś mnie mąką i musiałam jechać do lekarza, bo jestem uczulona. Pamiętasz?- spytałam podchodząc o krok bliżej.
   -Pamiętam...- potwierdził, a ja powstrzymałam uśmiech który sam cisnął mi się na twarz.
   -Pamiętasz jak ukradliśmy pani Robinson ciasto kiedy zostawiła je by wystygło?Na pewno pamiętasz. Było pyszne.- kopia Setha oblizała się, a ja cicho zachichotała. Wyciągnęłam w jego kierunku rękę.- Daj mi dłoń.- równocześnie z tymi słowami iskierki w jego oczach znikły. To były zbyt słabe wspomnienia. Potrzebne było silniejsze.
    -Nasz pocałunek gdy miałam szesnaście lat, a ty osiemnaście. Byliśmy parą. Seth kochałeś mnie... Taka szczenięca miłość. Musisz pamiętać.- powiedziałam znowu wyciągając w jego kierunku dłoń. Zawahał się, ale dotknął jej po czym rozpłynął się w powietrzy.
   -Niech was sobie przypomną! To muszą być wasze najlepsze chwile razem!- wrzasnęłam i napotkałam zaskoczone spojrzenia wykończonych przyjaciół.A to przecież nie koniec. Za chwilę mieliśmy iść dalej do armii zakapturzonych postaci. Nim jednak pozostała trójka dała radę zwalczyć nasze klony w moją stronę skoczyło kilka wojowników w czarnym. Po raz kolejny zapłonęłam, bo wcześniej musiałam się ugasić i wytworzyłam barierę przez którą nie mogli przejść atakując przy tym ognień i odrzucając ich w tył. Spojrzałam w stronę Jade, byłam ciekawa jak przekonała mnie do tego, że idealnie się znamy. Jakiego wspomnienia użyła? Wszystkim się udało. Teraz każdy walczył z innymi. Ryder bez problemu obalał każdego po kolei, Seth wytwarzał pod sobą wiatr i w ten sposób latał, a Jade skakała i robiła salta uderzając w wszystkich.  Nagle ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął. Wypadłam z rytmu i wpuściłam wszystkich poza barierę. Zaczęłam rzucać kulami na oślep. Trafiłam kilku i spaliłam w popiół. Czytałam im w myślach i unikałam sprawnie ataków cały czas rzucając ogniem. Kiedy skończyłam ze swoją częścią podbiegłam do Jade. Z nią przechodziłam pierwszy test. Mogłyśmy pokonać ich razem.
   -Ręce!- krzyknęła w moją stronę. Wyciągnęłam je, a kiedy złapała za nie okręciłam w koło tak, że stopami uderzyła w wszystkich po kolei. Przeskoczyłam jej nad plecami i wystrzeliłam kulami w dwóch kolejnych. Seth i Ryder również połączyli siły. Szło nam świetnie aż za świetnie. Nagle poczułam jak ktoś wbija mi sztylet sam środek pleców. Zachłysnęłam się powietrzem po czym upadłam na kolana. Jade obaliła mojego oprawcę. Nie musiałam widzieć rany by wiedzieć, że krew leje się z niej hektolitrami. Tak samo z głowy.Podniosłam się zaciskając zęby. Wściekła zacisnęłam zęby i zamachnęłam się nogą uderzając jenego z atakujących, który dosłownie przed sekundą drasnął Jade. Pomogłam podnieść się dziewczynie i rozejrzałam się w koło. Pusto. Jakby nigdy nic tu nie zaszło. Podbiegłam z Jade do chłopaków i stanęliśmy opierając się sobie o plecy. Ludzie, których przed chwilą pobiliśmy znikli i znów byliśmy sami.
  -Co teraz?- spytał cicho Seth patrząc w koło. Wszyscy zrobiliśmy to samo.
  -Może wejdźmy do środka.- powiedział Ryder patrząc na dziurę, która pozostała po zegarze w Big Benie.
  -Jak?- spytałam patrząc na twarze przyjaciół. Ryder spojrzał z uśmiechem na Setha, który najwidoczniej nie wiedział o co chodzi. Ja też zrozumiałam to dopiero po dłuższym czasie.
   -Seth nas przeniesie dzięki swojej mocy.- powiedziałam. Nadal opierając się os woje plecy brunet wytworzył wiatr, a właściwie huragan, który uniósł nas pod samo wejście.
_______
Od Akwamaryn: I jak wam się podoba co? Niedługo kończymy pierwszą część, ale nie martwcie się stworzymy też drugą. Mamy nadzieję, że równie ciekawą, choć może już nie tak bardzo przygodową.

czwartek, 8 listopada 2012

[30] - Ja wiem, że Will nad nami czuwa. Jest tu i czuwa przy nas. Przy tobie

Jade...
   Nie mogłam w to uwierzyć. Cały czas zbierało mi się na płacz, trudno było mi zapanować nad drżeniem rąk. Czułam się okropnie, moje ciało mnie brzydziło i odpychało. Ja cała brzydziłam siebie. Najchętniej schowałabym się z dala od świata, gdzieś głęboko, daleko od ludzi, ale nie mogłam. Musiałam być z grupą. Towarzyszyć im póki nie znajdziemy Jego. Potem mogę się nawet zabić, lecz póki co - muszę nie okazywać słabości.
  Ale jak mam do cholery nie okazywać słabości, jeśli jakieś trzy dni temu zabiłam Willa?! Willa! Mojego Willa! Wciąż nie mogłam otrząsnąć się ze świadomości, że nie ma go już wśród nas. I to przeze mnie. Jeszcze gorzej - przez to, że mnie kochał. Zaufał Jessy i podszedł. Boże, gdyby to wyszedł Ryder czy Ella... Atakowaliby mnie póki nie mieliby pewności - póki by mnie nie zabili. Ktoś musiał odejść... Kiedy Jessy zajęła moje ciało byłam pewna, że chodzi o mnie - najsłabszą w grupie. Już raz uniknęłam śmierci tylko dzięki Willowi, który zgodził się poświęcić dla mnie. Wtedy złapałam go nim spadł do lawy. Teraz nie zdążyłam.
   Boże, znowu płacze, pomyślałam ocierając łzy.
   Jak ja bym chciała, żeby tutaj dalej każdy każdego nienawidził jak na początku. Tak, każdy był gotów poświęcić życie dla każdego. Uśmiechnęłam się lekko przez łzy. Nawet ja dla Elli i na odwrót.
   Spojrzałam na każdego z nas po kolei. Zaprzyjaźniliśmy się. Pokochaliśmy jak rodzina. W niektórych przypadkach i mocniej, pomyślałam patrząc na Elle i Rydera. Kłócą się, ale kochają. Słodka i łatwa miłość jest przeterminowana. Miłość połączona z  nienawiścią znacznie ciekawsza. Trudniejsza, ale jeśli się walczy znaczy, że prawdziwa.
  Will mnie kochał. I dlatego zginął. Ja też go kochałam. A dałam się tak łatwo zamanipulować, tak szybko uwierzyłam, że to Seth jest moją miłością. On się nami bawił. Gubiliśmy się przez niego w uczuciach. W samych sobie.
  - Wiecie, co? Myślę, że chodzi o Big Ben - odezwał się Seth. Wszyscy spojrzeliśmy na niego. - W tej zagadce. Wielki zegar. Największy w Anglii, a więc Big Ben.
  Przewróciłam oczami, starając się opanować.
  - Myślałam, że to oczywiste. Nad tym cały czas myślałeś? Ta zagadka jest chyba najprostszą, a ty przez cały ten czas głowiłeś się o jaki zegar chodzi? - zapytałam z pogardą.
  Ella podeszła do nas, zwracając się do mnie.
  - Jade, wiemy, że ci ciężko, ale nie wyżywaj się na Sethcie.
  Wzruszyłam ramionami.
  - Nie wyżywam. Mówię prawdę, to oczywiste, że Big Ben - odparłam.
  Ella westchnęła, po czym uklękła przy mnie.
  - Ja wiem, że Will nad nami czuwa. Jest tu i czuwa przy nas. Przy tobie - szepnęła mi do ucha, po czym wstała, siadając przy Sethcie.
   Zacisnęłam powieki by się nie rozpłakać. Wystarczyło samo imię "Will" by z moich oczu leciały łzy. Ręce zadrżały, kiedy starałam się z całych sił stłumić szloch.
   Spojrzałam w niebo. Czuwa nad nami...
  - Przepraszam, Will... - powiedziałam tak cicho, by pozostali mnie nie usłyszeli. - Kocham cię.
  Seth coś powiedział, a po chwili wszyscy wstali i zaczęli iść w stronę autobusów. Zatrzymali się patrząc na mnie.
  - Idziesz, Jade? - zapytał Ryder.
 Uśmiechnęłam się do nich, wstając. Jeszcze raz spojrzałam w niego, po czym kiwnęłam głową.
  - Idę - odpowiedziałam cicho.
  ***
  Ryder kopnął kamień ze złością. 
  - Siedzimy tu już jakieś 3 godziny i nic! - krzyknął zdenerwowany na Setha. - Cholerny Big Ben... Gdybym to ja prowadził... 
   Ella podniosła się, podchodząc do niego z zaciśniętymi dłońmi w pięści. 
  - Znów robisz z siebie nie wiadomo jakiego dupka?! Seth prowadzi i pogódź się z tym! - wrzasnęła. 
  Ryder prychnął.
  - Tyle, że prowadzi źle! 
  Wymieniliśmy z Sethem spojrzenia. Zaczyna się. Potarłam dłonią kark, starając się nie myśleć o Willu. Starałam sobie wmówić, że to nie ja a Jessy go zabiła... A moje ciało było tylko narzędziem, ale nie potrafiłam. Czułam się jak morderczyni.
  A jego rodzina? My wrócimy do domu, ale Will nie... Co pomyślą jego rodzice?  Już teraz najprawdopodobniej umierają ze strachu o syna. Wyobraziłam sobie matkę - podobną do Willa. Pięknymi rysami i lekkimi rumieńcami na twarzy. Z długimi czarnymi włosami, poważnymi, a zarazem wesołymi brązowymi oczami, teraz zapuchniętymi i czerwonymi od płaczu. Z chusteczką w ręce, wycierając lecące cały czas łzy. A obok niej wysoki i umięśniony ojciec. Kosmyki włosów, które mimo, iż czesałby kilka godzin zawsze byłyby w nieładzie, spadały mu na czoło. Poważny, z rzymskimi rysami i wydatnymi kościami policzkowymi. Lekko zarysowanymi ustami i czarnymi oczami. 
  Moje rozmyślania przerwał Big Ben, wybijający północ. Rozglądnęłam się wokół, zdezorientowana. To Londyn. Czemuż więc, nie ma tu nikogo prócz nas? Uliczki opustoszały, sklepy zostały zamknięte, mimo iż niektóre funkcjonują 24 godziny na dobę. Nigdzie nie było widać żywej duszy, samochody przestały jeździć. Tak, jakby cały świat umarł i zostaliśmy tylko my - Ja, Ella, Seth i Ryder.
  Zegar skończył wbijać godzinę. Zrobiło się zupełnie cicho. Seth już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy nagle...
  Tarcza zegara wręcz wybuchła, miliony odłamków szkła poleciało na nas. Wręcz deszcz szkiełek. Jęknęliśmy, kuląc się, kiedy zaczęły się wbijać nam w skórę. Wszędzie poczęła płynąć krew, o wiele za dużo krwi niż gdyby uderzyły nas zwyczajne szkiełka. Z Big Bena, z dziury po wybuchu tarczy zegara zaczęli wyskakiwać ludzie. Wszyscy ubrani na czarno z maskami na twarzach. Każdy z nich trzymał w ręku sztylet. Ustawili się w szeregu, ze spuszczonymi głowami i nożami schowanymi za siebie. 
  Przed nimi z naszych krwi, utworzyły się 4 postacie. Przestaliśmy krwawić, zniknęły odłamki szkła.
  Jakby z nieba, doszedł na głos - ten sam, który był  piramidzie.
  - By dotrzeć do mnie, najpierw pokonajcie siebie! - zawołał. 
  4 postacie podniosły głowy.
  Były to idealne kopie nas samych. 
______________________________
Od Boddie:  Nie wiem jak wam, ale mi się bardzo podoba! :D Chyba mój najlepszy :D

niedziela, 4 listopada 2012

[29]-Nie jestem inna, raczej nadzwyczajna i jedyna w swoim rodzaju.

Ella...
    Klękałam nad nieruchomym ciałem Jade i prochami Willa. Brakowało mi słów, by opisać to wszystko co się wydarzyło. Wiedziałam, że jedno z nas zginie, ale mimo ciągłego powtarzania sobie tego nie docierało to do mnie. Do tego wszystkiego jeszcze Jade była nie przytomna, a raczej tak wyglądała.  Wstałam z klęczek i zaczęłam chodzić w kółko.
  -Jedziemy do szpitala.- powiedziałam nakazując gestem dłoni wziąć blondynkę na ręce.
  -To nie jest normalna choroba Ella! Nie możemy jej zawieść do szpitala!- wrzasnął Seth, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
   -Jeśli jeszcze pamiętasz, ja decyduje. I mówię, że do szpitala z nią! Nie pozwolę jej tu zdychać z głodu! Powiemy, że przysyła nas Victoria!- krzyknęłam na niego zaciskając dłonie w pieści.- Bierzcie ją na ręce.- powiedziałam i spojrzałam na kupkę prochu. Podeszłam do niej i płacząc przy tym nasypałam wszystko do kieszeni. Mogło to wydawać się dziwne, ale nie miałam przy sobie żadnego pudełka, a czułam się dziwnie bez Willa u boku. Był najsilniejszy z nas wszystkich. Musiałam mieć jego cząstkę, a zapewne jak Jade się obudzi też będzie ją chciała. Dobiegłam do chłopców i razem ruszyliśmy w stronę szpitala.
***
     Kiedy tylko weszliśmy do szpitala powiedziałam kto nas przysyła. Kobieta zabrała od nas Jade, a nam kazała czekać. Usiadłam na jednym z krzesełek i uderzyłam głową o ścianę. Czekaliśmy kilka godzin w ciszy, nie odzywając się do siebie. Nie patrzałam w ogóle na chłopców. Odgarnęłam włosy z twarz i wzięłam kilka głębokich wdechów. Wiedziałam co mnie czeka kiedy Jade się przebudzi. 
   -Trzymasz się?- spytał Ryder podając mi kubek z kawą. Wzięłam ja od niego niechętnie i postawiłam na drugim siedzeniu. Nie mogłam nic przełknąć, nawet kawy, której tak dawno nie miałam w ustach.
   -Może gdybym ja nie straciła przytomności... Może gdybym nie puściła wtedy Jade na Stilo on by żył. Oddychał by i siedział tu z nami, albo nawet nie tu...  Bylibyśmy w drodze do kolejnego miejsca...- powiedziałam, a kiedy chłopak położył swoją dłoń na mojej strzepnęłam ją. Dziwne, ale straciłam do niego zaufanie. Wiedziałam, że tam w lesie to nie był Ryder, ale jego zachowanie odpychało mnie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że kompletnie do siebie nie pasujemy. Jesteśmy różni, choć tak podobni.
   -Nie mów tak. Nie miałaś na to wpływu. Nikt nie miał. Byliśmy bezsilni.- powiedział a ja wstałam wściekła. Już chciałam mu wygarnąć co myślę na ten temat, ale powstrzymał mnie lekarz wychodzący z sali, w której znajdowała się Jade.
   -Przebudziła się. Możecie wejść, ale pojedynczo.- powiedział lekarz po czym oddalił się. Seth siedział nadal na swoim miejscu patrząc się w ścianę na przeciwko siebie, a Ryder usiadł oddając mi miejsca. Weszłam powoli do sali. Chciałam wymusić na swojej twarzy uśmiech na widok blondynki, ale nie mogłam.Musiałam jej teraz wytłumaczyć co się stało, jakoś ją pocieszyć. Nie lubiłam takich rzeczy robić, bo wiedziałam, że ta druga osoba nie czuje się ani trochę lepiej przez moje gadanie. Usiadłam na krzesełku obok dziewczyny i zaczęłam bawić się dłońmi.
   -Wszystko wiem...- powiedziała spokojnie Jade, a po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy. Wzięłam głęboki wdech i przysiadłam na skraju łóżka.
   -Przykro mi.- wyszeptałam i sama się rozkleiłam. Dało się zobaczyć na twarzy blondynki zaskoczenie. Czy to było takie dziwne, że płakałam? Przecież też jestem człowiekiem, a wszystkich w koło to dziwiło.
   -To moja wina...- powiedziała, ale szybko odgoniłam od niej te myśli. Zacisnęłam jej dłoń w uścisku i posłałam blady uśmiech
   -To nie twoja wina! Nie miałaś wpływu na tego ducha. Ona cię wygoniła z ciała, ale...- powiedziałam wyciągając z kieszeni trochę popiołu.- Pomyślałam, że będziesz tego potrzebowała.- dziewczyna wyciągnęła w moim kierunku dłonie, a ja wsypałam w nie proch i wstałam.- Nie obwiniaj się. Nikt z nas nie jest temu winny.- dodałam ocierając łzy.- Za godzinę wychodzimy i idziemy dalej. Musimy go złapać, inaczej zginie więcej osób...- dodałam po czym wyszłam z sali ostatni raz patrząc na czerwone od płaczu oczy dziewczyny.
***
    Szliśmy w stronę lotniska. Teraz czas na Anglię i pałeczkę przejmie Seth. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że rozstawianie wszystkich po kątach i odpowiedzialność są bardziej przyjemne. Tak na prawdę obwiniałam się. Gdybym panowała nad sytuacją... Nie mogłam znieść myśli, że to moja wina. Usiadłam na jednym w siedzeń pod oknem i nie patrząc kto siedzi obok mniezacisnęłam swoją dłoń na jego. Wyczułam, ze to Jade. Dziewczyna starała się być twarda i wytrwała, ale czasem nie wytrzymywała. Chciałam jakoś ją wesprzeć, a ona cały czas wmawiała sobie, że mogła zareagować. Wiedziałam, że musimy się skupić na zadaniu.
   -Jade. Wiem, że moje słowa cię zranią, ale... Zapomnij o tym co było.- kiedy już otwierała usta dodałam.- Dla nas wszystkich, dla Willa. On by chciał żebyśmy odnieśli sukces. Potem wrócimy do agencji i da ci siebie zabić  nawet, ale teraz proszę... Skupmy się na zadaniu.- spojrzałam głęboko w oczy Jade i gdzieś na końcu odnalazłam zgodę na moje słowa. Ona też wiedziała, że musimy myśleć o innych. Lot minął szybko i spokojnie. Seth wyszedł pierwszy. Nie musiał nic mówić, a ja od razu oddałam mu kartkę. Nie chciałam nigdy więcej mieć jej w rękach. Seth przeczytał zagadkę. Tym razem właściwie nie była to zagadka, a skazanie miejsca pobytu naszego uciekiniera.
  ,,Gdy wielki dzwon wybije północ stanie się to, na co wszyscy czekamy.'' Mieliśmy być pod wielkim zegarem przed północą i musieliśmy tym razem wszystko przemyśleć. Od razu ruszyliśmy w kierunku jakiegoś miejsca postoju. Dotarliśmy do parku po kilku minutach. Zasiedliśmy na trawie i w milczeniu każdy z nas myślał o czym innym. Miałam wgląd w wszystko. Wiedziałam, że to nie odpowiednie, ale  czytałam ich myśli. Jade myślała o Willu, nie widziałam tego, ale byłam pewna., Seth o ostatniej akcji i o tym jak dostał dodatkową moc, a Ryder... Myślał o mnie. Z ostatnich myśli uciekłam natychmiastowo. Nic do niego nie czułam. Przynajmniej na razie. Swoim chłodem odepchnął mnie od siebie. A ja jako jedyna myślałam o tym co czeka naszą czwórkę.
   -Jeśli on tam będzie? Jak go pokonamy?- spytałam podkulając nogi pod brodę. Nikt jednak mnie nie słuchał. Wstałam więc i nie patrząc na nich ruszyłam w kierunku ławki. Usiadłam na niej po turecku i spróbowałam złapać kontakt w Victorią. Po kilku próbach udało się.
   Witaj Ello.- usłyszałam ciepły głos w głowie. Potrzebowałam jej.
   Dzień dobry...- odparłam niechętnie.- Nie ma z nami Willa...- dodała i spojrzałam na dzieci bawiące sie w super bohaterów.
    Wiem... Jestem z wami cały czas. Musisz ich zebrać do kupy.- kiedy już chciałam się odezwać weszła mi w słowo.- To nic, że Seth jest dowódcą. To nie potrwa już długo. Wiem, że będziesz na mnie zła, ale nie mogę ci pomóc teraz. Wiem, że jesteś rozdarta nie tylko w sprawie ostatniego wypadku. Nie pomogę ci, przykro mi...- powiedział po czym po prostu znikła. Spojrzałam na małą dziewczynkę siedzącą na drzewie samą. Płakała i szlochała, ale ręce ściskała w pięści chcąc powstrzymać kapiące łzy. Podeszłam do niej wolnym krokiem i stanęłam przy drzewie.
   -Wszystko dobrze?- spytałam wspinając się do niej.
   -Nikt mnie nie lubi...- powiedziała, a ja nagle bez własnej woli wnikałam w jej myśli, a raczej wspomnienia i to dosłownie z przed chwili. Widziałam siebie i moich przyjaciół jak siadamy na trawi, a po chwili ducha nad naszymi głowami. Ducha Willa. Wzięłam głęboki wdech i usłyszałam przerażony krzyk dziewczynki. Zasłoniłam jej usta dłonią by nie wywołać paniki. Wróciłam do wspomnień. Nagle ktoś do niej podbiegł. Uderzył w rami, ale ona ani drgnęła. Dotknęła go palcem i sprawiła, że chłopiec który jej dokuczał na zmianę zamrażał się i rozmrażał. Wizja ustała.
   -Wie jak się czujesz, ale to przejdzie uwierz mi. Ludzie są nieczuli i zimni, a ty jesteś wyjątkowa. Jesteś taka jak mała ja.- powiedziałam i puściłam jej oczko.
   -Jesteś inna?- spytała zaskoczona, a ja posłałam jej blady uśmiech.
   -Nie jestem inna, raczej nadzwyczajna i jedyna w swoim rodzaju. - odparłam zeskakując z drzewa po czym pomogłam zejść małej.

_____
Od Akwamaryn: Mimo, że mało się dzieje mi się nadzwyczaj podoba. W takim prostym wydaniu łatwiej mi się pisze niż akcaja i to wszystko...