wtorek, 12 lutego 2013

[20 cz. 2] - Nie mam prawa do własnego zdania, do.. Do własnego życia. To nie ludzie, to potwory.

Jade...
  Zamrugałam powiekami, sycząc jednocześnie z bólu.
  Nie miałam sił się podnieść. Plecy emanowały bólem na resztę ciała. Z trudem oddychałam, najmniejszy ruch sprawiał mi ból. Jeszcze nigdy nie czułam takiego cierpienia. Całe ciało piekło mnie, jakbym się paliła. Było mi duszno, jak gdybym rzeczywiście stała w płomieniach. Pomyślałam, że umieram, a jeśli nie to bardzo bym tego chciała. Czułam spływający po bokach płyn, który zamiast ochładzać, tylko sprawiał ból. Nie mogłam tego znieść, miałam wrażenie, że zostałam żywcem obdarta ze skóry. A przynajmniej z pleców, ramion i brzucha. Nie pomagało ciągłe podrzucanie i uderzanie o twardą powierzchnię. Nie wiedziałam gdzie się znajdowałam i brakowało mi sił by to sprawdzić.
   Jęknęłam, już nie z bólu, a ulgi, kiedy poczułam coś zimnego na plecach.Było tak bardzo przyjemne.. Nie sprawiało mi cierpienia, a jedynie go osłabiało. Przestałam mieć wrażenie, że cała się palę - a przynajmniej paliłam, bo teraz wylano na mnie wiadro wody. Nie dosłownie, tak mi się wydawało. Ciało bolało mnie od zewnątrz i wewnątrz, jeśli to możliwe. Kiedy spróbowałam się podnieść, ból tylko wzrósł, a ja niemal krzyknęłam z cierpienia.
   Po chwili poczułam na włosach jakiś dotyk. Uspokajał mnie, jednocześnie najprawdopodobniej opatrując. Nie mogłam sobie przypomnieć czym teraz się "uszkodziłam". Co zrobiłam, że mam taką ranę - bo mała raczej nie była.
    Kosmyki czarnych włosów, opadły mi na czoło, a szept, przypomniał całą moją sytuacje:
   - Przyjęłaś na siebie piętnaście batów - usłyszałam. - To bardzo dużo na jak tak drobne ciało oraz płeć. Zazwyczaj kobiety umierają po dziesięciu.
   Przełknęłam z trudem ślinę. Tylko dzięki mocy nie umarłam po dziesięciu. Ba, tylko dzięki mocy nie umarłam po pięciu! Nigdy nie odzyskam dawnej sił i odporności - a Nieczułość, jeśli nie wyleczona, pogarszałaby sytuacje. Nawet jeśli żyłam to wątpiłam by długo to trwało. Drave i ten jego pomocnik najwyraźniej nie opatrzyli mi ran, zostawili na wykrwawienie. Neila musiała skądś zdobyć wodę, by teraz mnie opatrzyć.
   Nagle przypomniałam sobie dlaczego mam te rany.
   Drew.
   Nie zwracając uwagi na ból, podparłam się na łokciach i rozglądnęłam wokoło.
   Siedzieliśmy w tej samej ciężarówce w której na początku przywieziono nas do miasta. Jedynie skrzynki zastąpiła grupa ludzi przywiązanych do siebie sznurem. Niewolnicy. Dalej tu byłam. Zresztą, hej, na co ja liczyłam? Pobiją mnie, a potem obudzę się na pięknej łące? Z Willem pośrodku.
   Will. Ścisnęło mi serce. Nie wiem ile leżałam nieprzytomna, zakładałam, że kilka godzin. W dalszym ciągu mam tylko dziesięć dni na znalezienie kwiatka. Dziesięć dni. Boże, żeby on jeszcze żył... Zagryzłam wargę, nie pozwalając wypłynąć łzom. Gdy tylko pomyślałam o Willu i jego śmierci zbierało mi się na płacz. Nienawidziłam tego, a nie potrafiłam zatrzymać. Po prostu coś się we mnie łamało na samo wspomnienie Willa.
   Poczułam jak drżą mi dłonie, kiedy rozglądałam się po ciężarówce. Nigdzie nie widziałam Drewa... Ale on tu był, był na pewno... Chował się za którymś z ludzi... Ale żył, musiał żyć. Na pewno. Po prostu musiał...
    Teraz już cała drżałam. Brakowało go tu. Panowały ciemności, ale umiałam stwierdzić czy jest czy nie. I nie było go. Nie, to jakiś żart, pomyślałam. On tu jest, bawi się ze mną. Znów poczułam jak Neila dotyka moich włosów, a po chwili usłyszałam jej smutny szept:
  - Panicz Drew nie żyje... Przykro mi. Odebrałaś dużo ciosów, ale to nie wystarczyło. Wykrwawił się.
    Pokręciłam głową, jakby chcąc wyrzucić te słowa ze swojego umysłu. Z ust wyrwał się szloch. Nie chciałam dopuścić do siebie świadomości, że Drew umarł. Tylko dlatego, że o siebie walczył, walczył o swoją wolność i życie. Teraz rozumiałam dlaczego oni, niewolnicy byli ulegli - wiedzieli, że najmniejszy brak szacunku wobec " Pana" grozi śmiercią. Takie rzeczy widzieli na co dzień.
     Zaczęłam oddychać płytko, a po moich policzkach poczęły spływać łzy. Boże, ile on musiał dostać ciosów... Z mocą przeżyłby może nawet trzydzieści. Torturowali go, to pewne. Zanim umarł, albo stracił przytomność - Och, proszę, powiedzcie, że stracił przytomność i nie czuł większości ciosów. On nie mógł umrzeć, nie mógł...
   Gdybym zabrała więcej ciosów... Mogłabym przeżyć dwadzieścia, a te pięć może by go uratowały.
   Nie. Przestań. Nie wolno się obwiniać. Nie umarł przez ciebie. Nie ty wymierzyłaś mu baty, tylko oni. Im trzeba wymierzyć karę.Ty nic złego nie zrobiłaś, broniłaś go. Więcej nie mogłaś.
   Mimo to, czułam, że potrafiłam go ochronić przed.. Przed śmiercią. Boże, nie. Gdybym nie uparła się, że pojadę na misję, może wcale by tu nie trafił... A teraz siedział w samolocie do Australii. Dlaczego zawsze muszę się do wszystkiego wtrącać?! Mam nauczkę... Ani nie znajdę kwiatu ani nie... Ani więcej go nie zobaczę...
    Zakryłam twarz dłońmi, szlochając. Drgnęłam czując na ranach zimny okład. Po chwili Neila znów się odezwała:
  - Umierał bez bólu - powiedziała cicho.
  Pokiwałam głową, po czym spytałam nie odrywając rąk od twarzy.
  - Ile dostał batów?
  Przez chwilę nie odpowiadała. Już miałam ponowić pytanie, kiedy usłyszałam jej głos:
  - Czterdzieści. Po dwudziestu pięciu stracił przytomność - dodała.
  Nagle samochód zatrzymał się, a po chwili drzwi ciężarówki otworzyły się z hałasem. Drave brutalnie zaczął wyrzucać z niego niewolników. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem odwiązana od pozostałych. Neila upadła koło mnie na ziemię, kiedy pomocnik Drave zaczął ciągnąć ją za sznur. Posłała mi współczujące spojrzenie, po czym szybko wyszła za resztą niewolników. Tymczasem Drave klęknął przy mnie, patrząc na rany.
  - Taką cię nie sprzedamy - mruknął do siebie.
  Ledwo się powstrzymałam by nie odpyskować " Trzeba było mnie nie bić!". Przed oczami wciąż miałam Drewa, któremu zadawali ciosy poprzez bat. Nie chciałam jednak, by widzieli, że płacze. W normalnych okolicznościach zasłoniłabym twarz włosami, tyle, że teraz praktycznie włosów nie posiadałam. Ścieli. Spróbowałam więc przypomnieć sobie wszystkie dobre chwile z Willem, lecz to zamiast pomóc, tylko pogorszyło sprawę.
   Drave odgarnął mi włosy na bok, po czym nakazał białemu przynieść apteczkę i jakieś ubranie - siedziałam bez bluzki. Nagość mi jakoś nie przeszkadzała, nie czułam się zażenowana tym, że może widzieć mój biust.
   Jego pomocnik przyszedł po kilku minutach. Opatrzyli mi rany, związali bandażem i ubrali obcisłą sukienkę. A przynajmniej coś co ją przypominało. Następnie, o dziwo dość delikatnie, wyciągnęli z ciężarówki. Tam związali sznurem, dołączając do innych niewolników. Drave podniósł z ziemi bata i popychał nas do przodu, używając jego drugiego końca. Jakby brzydził się nas dotknąć.
   Oblizałam suche wargi. Nie jadłam i nie piłam od kilku dni, a wątpliwe było by nas nakarmili przed wystawieniem na " aukcje". Boże, jak to brzmi. Obiecałam sobie, że jeśli tylko stąd ucieknę, każę Victorii odnaleźć ich i zemścić się za Drewa. A tych wszystkich niewolników wypuścić, dać im wolność na jaką zasługują.
    Weszliśmy do dużego pomieszczenia. Po drugiej stronie, drzwi zastępowała skóra lwa. Od razu pomyślałam o Nali. Ścisnęło mi serce, kiedy przed oczami stanął obraz, jak leży na piasku, a z jej piersi powoli sączy się krew. Zaraz jednak to wspomnienie zastąpiło inne - biczowanie Drewa. Broda zaczęła mi się trząść, lecz mimo to powstrzymałam się przed kolejnym wybuchem płaczu. Nie mogłam, nie teraz.
    Drave wyjrzał na zewnątrz, po czym pociągnął nas za sznur, jednocześnie każąc iść za sobą. Wyszliśmy na dwór, gdzie rozwiązał trojkę ludzi, - dwóch chłopczyków i dziewczynkę, wszyscy w wieku max. jedenaście lat - po czym wypchnął ją na niewielką scenę.
   Staliśmy w cieniu, tak by nie odwracać uwagi do wystawionych. Na scenie można było dojrzeć trzy skrzynki, na których sadziło się niewolników. Przed nią stało od dziesięciu do dwudziestu ludzi i licytowali. Jakbyśmy byli rzeczami, pomyślałam ze złością.
   Po mniej więcej godzinie przyszła moja kolej, Neil i jeszcze jakiejś murzynki. Kiedy Drave postawił mnie na skrzynce, "publiczność" zamilkła.Wreszcie ktoś zawołał:
  - Ale ona jest biała!
  Drave wzruszył ramionami.
  - A więc więcej warta! - odpowiedział, obejmując mnie ramieniem.
  Na twarzach kupców malowała się niepewność. Nie wiem co miała do rzeczy mój.. kolor. Ważne, że nie wiedzieli czy warto, lub czy bezpiecznie mnie kupić. Choć w sumie czy ktoś kiedyś widział białego jako niewolnika? Byłam wyjątkiem. Już cieszyłam się, że nikt nie zechce mnie kupić, kiedy jakiś stary mężczyzna, opierający się o laskę, wykrzyknął:
  - Pięćset dolarów!
  Ludzie zaczęli szeptać.
  - Pięćset pięćdziesiąt! - podwyższył stawkę jeszcze starszy człowiek.
  - Sześćset!
  - Siedemset!
  Aż trudno było wyłapać kto rzuca większe kwoty. Panował okropny szum, każdy chciał mnie mieć jako niewolnicę. Stawka rosła coraz bardziej, wydawało się, że zapłacą wszystko by mnie mieć. Jakie to obrzydliwe. Brzydzili mnie. Uważali, że jestem rzeczom, a nie człowiekiem. Ich własnością i muszę robić co chcą. Nie mam prawa do własnego zdania, do.. Do własnego życia. To nie ludzie, to potwory.
   - Tysiąc pięćset! - wykrzyknął ktoś tuż przy scenie.
  Zapadła cisza. Chyba jednak istniały jakieś granice. Byłam warta tysiąc pięćset.
    - Tysiąc pięćset raz... - Drave rozglądnął się oczekujący. Chyba miał nadzieję na więcej. - Tysiąc pięćset dwa... Tysiąc pięćset trzy! Sprzedana młodemu Arabowi, panu Mormainowi!
   Po czym wręcz rzucił mnie w jego stronę. Mężczyzna, który mnie... kupił... Wyglądał na trzydziestkę. Czarne, małe oczy patrzyły na mnie łakomie, a usta rozjechały się w lubieżnym uśmiechu. Domyśliłam się, że raczej nie będę sprzątała mu domu. Arab wziął mnie za sznur i zaczął ciągnąć przez tłum. Nie obyło się bez dotykania mnie, lecz znosiłam to wszystko ze spokojem. W głowie planowałam już ucieczkę. Kiedyś zaśnie, a ja mam na tyle odwagi by rozbić mu okno w pokoju i tyle zręczności by uciec przed ścigającymi mnie strażnikami.
  Mężczyzna władował mnie do lektyki, a następnie sam wsiadł. Zasunął zasłonki, mrużąc oczy. Rozbierał mnie spojrzeniem. Podkuliłam kolana, spuszczając wzrok.
___________________________
Od Boddie: Jest nawet długi :D Na początku zupełnie nie wiedziałam jak opisać ten jej ból.. Ale potem poszło szybko :D Podoba się Wam? Bo mi tak :D    

DOBRA! SŁUCHAJCIE MNIE LUDZIE! CO SIĘ DZIEJE?! 40 OBSERWATORÓW I JEDEN KOMENTARZ NA TRZY POSTY? CHYBA COŚ TU NIE GRA! PAMIĘTAJCIE, ŻE PISZEMY TO TEŻ DLA WAS, A WASZE KOMENTARZE PODNOSZĄ NAS NA DUCHU. WIĘC...

CZYTASZ=KOMENTUJ!

1 komentarz:

  1. MI SIĘ TEŻ PODOBA :D
    SMUTNO MI TROCHĘ, ŻE DREW UMARŁ :(
    Piszcie dalej, to jest świetne :)

    OdpowiedzUsuń