sobota, 2 lutego 2013

[ 18 cz. 2] - Tutaj nawet, by umrzeć musisz mieć pozwolenie

Jade....
   Byliśmy niewolnikami. 
   Zostaliśmy złapani przez kupców niewolników. Jeździli oni po całej Afryce szukając dobrych "kąsków", a potem sprzedawali na targu niewolników. Było to nielegalne, dlatego zakleili nam taśmą usta - byśmy nie krzyczeli podczas wyjazdu do miasta. Simba zawsze chował się w jakichś skrzynkach, lub nawet za mną. Nigdy go jednak nie odkryli. Bałam się co będzie przy wysiadaniu. Wątpię by go nie zobaczyli, a ja nie chcę oglądać i jego śmierci. Zresztą, hej, to lew. A my jesteśmy w mieście. Jak on sobie tu poradzi, jak się za klimatyzuje?
   Ale nie to było najgorsze. 
   Will. 
   Jak ja do cholery miała znaleźć w, teraz już jedenaście dni, ten kwiat?! Jak ja w ogóle miałam trafić do Australii, przebywając tu, w dodatku jako niewolnik?! Byłam na siebie wściekła za to co się stało i jednocześnie zrozpaczona, że szansę na odnalezienie Barasa malały z każdą minutą. Drew nawet nie starał się mnie pocieszyć. Dobrze wiedział, że nawet jeśli uda nam się stąd uciec, wątpliwe jest byśmy mogli udać się do Australii. Zwłaszcza, że kupcy zabrali mu wszystkie pieniądze. 
  Nie lubiłam płakać, wręcz nienawidziłam. Ale w takich okolicznościach, miałam prawo przepłakać całą drogę. Czyli, uznajmy, że dzień, bo, gdy wyciągnęli nas z ciężarówki wschodziło słońce. 
  Kiedy poczułam, że samochód staje, nakazałam Simbie schować się w najbliższym wejściu pudle. Na mój znak miał wyjść. 
  Nie podniosłam się z ziemi, gdy otworzyli drzwi. Drew od razu zaczął się szamotać, lecz ja leżałam nieruchomo. Walka nic by tu nie dała, a mogła ich zdenerwować. Teraz należeliśmy do nich, oni decydowali czy będziemy żyć czy nie. To dziwne czuć, że całe twoje życie leży w rękach jakiegoś człowieka. A on może z nim zrobić co tylko chcę. Wyrzucić albo zostawić. Nie masz wolności, on ją ma. On za ciebie decyduje, ty jesteś zwykłą zabawką. Jeśli dobrze wykonaną, to i drogą. Lecz jeśli złą... Nikogo nie obchodzi czy umrzesz czy przeżyjesz. Jesteś tylko zabawką.
  Murzyn wszedł do ciężarówki, łapiąc mnie za węzły. Łańcuchy obdarły mnie do krwi, lecz nie zauważałam bólu. Było mi wręcz obojętne co ze mną zrobią. Myślałam cały czas o Willu i o tym czy jeszcze żyje. Ja i tak już umarłam. 
  Mężczyzna rzucił mnie, dosłownie rzucił, jak workiem, w stronę białego. Ten z łatwością złapał moje ciało, po czym postawił przed sobą. Zmrużyłam oczy, kiedy światło słoneczne oślepiło mnie. Tak długo leżałam w ciemności...
   - Oj, złotko, trzeba cię umyć. Na tobie można dużo zarobić, musisz wyglądać pięknie - odezwał się biały, łapiąc za taśmę, którą miałam zaklejone usta. Oderwał ją, a ja cicho zasyczałam z bólu. - Drave, idę z nią do łaźni, przypilnuj chłopaka! 
   Simba, przypomniałam sobie. Biały przełożył mnie przez ramię, cicho gwiżdżąc. Wtedy dałam sygnał Simbie, jednocześnie każąc mu, schować się szybko pod ciężarówką. Lewek zręcznie uczynił moje rozkazy. Wchodząc do łaźni, widziałam jeszcze jego ogonek pod samochodem. 
    Tymczasem mężczyzna wszedł ze mną do dużego pomieszczenia, pełnego ludzi. Najczęściej kobiet, ale zdarzali się chłopcy. Z przerażeniem odkryłam, że znajdują się tu również małe dzieci. Wszyscy byli ze sobą powiązani grubym sznurem. Ubrani zostali w, prawdę mówiąc, szmaty. Ale, o dziwo, sprawiali wrażenie czystych.  Mieli wynędzniałe ciała, a niektórym brakowało sił by podnieść głowę, kiedy wchodziliśmy. Parę kobiet spojrzało na mnie ze współczuciem, inne ze zdziwieniem. Byłam tu jedyną białą, idącą na sprzedaż. Najprawdopodobniej rzadko zdarzały się takie jak ja.
    Mężczyzna wszedł ze mną do kolejnego pokoju, tym razem wypełnionego prysznicami. Byliśmy sami. Facet, nie przestając gwizdać, postawił mnie pod jednym i po prostu zaczął rozbierać. Sprawiał wrażenie, jakby moja nagość nie robiła na nim wrażenia, a on sam zajmował się tym często. Zresztą, nie wątpiłam w to. Zdjął ze mnie bluzkę, spodnie i bieliznę. 
  - Masz ładne, kształtne ciało... - wymruczał do siebie, odrzucając ostatnią część mojej garderoby. - Sprzedasz się za dużą cenę. Wystarczyło by cię nieco obciąć włos... Gdzieś do ramion, lub podbródka. Sięgające do pasa są zdecydowanie za długie... 
   Wszystkim zabiegom poddawałam się z obojętnością. Na początku źle się czułam, stojąc przed nim naga, w dodatku dotykana przez niego.. Po pewnym czasie przestało mi to przeszkadzać. Nie robił tego z nachalnością, jednocześnie starając się zapewnić swoje potrzeby. Nie, on nawet nie tykał moich miejsc intymnych, wręcz ich unikał. Nie wiem czy cenił moją prywatność, czy po prostu nie dotykał ze względu na sprzedaż. 
    Nie wyrywałam się nawet, kiedy nożyczkami zaczął obcinać moje włosy. Na końcu sięgały mi do połowy szyi. Z zaciśniętymi wargami przyglądałam się obciętym kosmykom moich włosów, leżącym na ziemi. Nie zamierzałam jednak nad nimi rozpaczać. I tak umarłam, czy wygląd się w takim razie liczył? Czy wygląd w ogóle się liczył? 
   Zarumieniłam się za to, kiedy do łaźni wszedł czarny, ciągnąc - dosłownie - za sobą Drewa. Ten od razu spuścił zawstydzony wzrok. 
   Zostałam ubrany w swoje ciuchy, lecz skąpą szmatkę. Potem mężczyzna przywiązał mnie do innych niewolnic i zostawił. Wszystkie kobiety przyglądały mi się z ciekawością i współczuciem, nieśmiały jednak odezwać się ani słowem. Drewa związali na końcu pokoju. 
   Możecie wyobrazić sobie, że nawet gdy Simba, jakoś wlazł do pomieszczenia, mało która zwróciła na to uwagę? Były tak wycieńczone, że nie obchodziło ich nawet to, iż po pokoju wędruje młody lewek. Parę dzieci podniosła wzrok, ale na tym koniec. Simba, uszczęśliwiony, podbiegł do mnie, po czym bez zbędnych przywitań, ułożył się na moich kolanach, zasypiając. Niczym mały kocurek, pomyślałam z miłością przyglądając się śpiącemu zwierzęciu. 
   Kilka minut po przyjściu Simby, niewolnica siedząca obok mnie, szturchnęła lekko moje ramie, wskazując brodą na lwa. 
  - Jesteś paranormalna? - zapytała cicho. 
  Spojrzałam na nią zszokowana. Kobieta uśmiechnęła się.
  - Przyszedł do ciebie mały lewek, każdy kto również ma moc, szybko się domyśli. Bez obawy, tylko ja należę do paranormalnych. Jestem Neila. Jak tu trafiłaś? 
  Odwzajemniłam uśmiech, wzrok znów kierując na Simbę. Westchnęłam. 
  - To długa i ciężka historia. Nie chcę o niej opowiadać. Powiem jedynie, że właśnie kogoś zabiłam - wyszeptałam w odpowiedzi. Nie bałam się, że zacznę płakać. Nie miałam czym już płakać. 
  Neila kiwnęła głową w zrozumieniu. Przez chwilę panowała cisza. 
  - Nie jestem niewolnicą od dziś - Spojrzałam na nią, marszcząc brwi. - Tylko od czterech lat. Służyłam już kilku panom. Ostatni z nich zbankrutował, a mi udało się uciec. - zaśmiała się gorzko, zachrypniętym głosem. - Nie na długo. Po dwóch tygodniach, kiedy prawie umarłam z braku jedzenia, odnaleźli mnie Oni. Karmią mnie. Jestem im za to bardzo wdzięczna. 
  Spoglądnęłam na nią zszokowana. Dziękowała im?! Za to?! Do człowieka, który zabiera jej życie, wolność... Na tego człowieka mówi "Pan"?! To okropne! Jak może  być im za cokolwiek wdzięczna?! To chore... Wierzy, że oni jej pomagają. A tak naprawdę tylko szkodzą. Lecz ona, tak długi czas pozbawiona prawdziwej siebie, nie widzi tego. Nie odróżnia dobra od zła. To straszne, a takie prawdziwe. 
   Widząc moją minę, Neila smutno pokiwała głową. 
  - Gdyby nie oni, umarłabym. 
  Prychnęłam. 
  - Wolę umrzeć, niż żyć tak jak ty. Przepraszam, jeśli cię uraziłam. Po prostu nigdy nie chciałabym prowadzić takiego życia. To okrutne, być czyimś sługą - odpowiedziałam. 
  Neila wzruszyła ramionami. 
  - Tutaj nawet, by umrzeć musisz mieć pozwolenie - odparła niemal obojętnie.
  Zszokowała mnie ta obojętność. Nie potrafiłabym tak o tym mówić. Choć w sumie... Zachowywałam się w ten sposób podczas mycia i jazdy. Chyba jednak wcale się tak nie różniłyśmy. Kierowałam się myślą - "Nawet jeśli ucieknę, nie mam gdzie pójść, ani wyjść z kraju. Jestem tu uwięziona.". Ona pewnie też nie miała gdzie pójść. Od czterech lat była utrzymywana, swojego domu nie posiadała. Dla niej życie się skończyło, więc mówiła o nim obojętnie.
   Zapadła cisza, którą po kilku minutach przerwała Neila.
  - Jak tu trafiłaś? - powtórzyła pytanie kobieta. - Jesteś biała, więc na pewno nie pochodzisz z Afryki. Mówisz z angielskim akcentem. I na pewno jesteś z Anglii. Skoro cie znaleźli, musiałaś nie mieć przy sobie nic. Więc jak tu trafiłaś?
   Przez chwilę nie odpowiadałam, drapiąc Simbę za uszkiem. Kiedy Neila chciała znów powtórzyć pytanie, zaczęłam:
  - Mój chłopak umiera. Jest chory na bardzo rzadką chorobę, lekarstwo można sporządzić z równie rzadkiego kwiatu. Ma czternaście, a teraz już jedenaście dni. Jeśli do tej pory nie odnajdę rośliny on umrze. Dyrektorka Liceum dla Paranormalnych w Anglii wysłała tu swojego pracownika - Wskazałam brodą na śpiącego Drewa. -  A ja, że kocham Willa, zmusiłam ją wręcz by i mnie wysłała. Tak tu trafiłam. Umiem rozmawiać ze zwierzętami, dlatego tej lewek za mną chodzi.
  Neila pokiwała głową, uśmiechając się blado, po czym zaczęła swoją historię.
  - Mój mąż już nie żyje. Ale też szukałam dla niego jakiejś rośliny. Podpadliśmy potężnemu paranormalnemu. I to przez niego on zachorował. Jedyny lek to Barka... Nie, Barat... Baras! - Spojrzałam na nią z szokowaniem, rozdziawiając buzię. - Wiedziałam, że rośnie na Kamerun. Jednym z aktywny wulkanów...
   - Czekaj, czekaj - przerwałam jej.  Obróciłam się bardziej w jej stronę, jednocześnie spychając z kolan Simbę. Sznur mocniej wbił mi się w skórę, lecz nie zważałam na to. - Ja teraz poszukuje Barasa. Mój chłopak bardzo go potrzebuje. Umiera. Mówisz, że jest on na Kamerunie, tak? To daleko stąd?
   Neila spojrzała na mnie, podnosząc jedną brew.
   - Chyba nie sądzisz, że stąd uciekniesz?
  Pokręciłam głową, ponawiając pytanie. Kobieta westchnęła, po czym odparła:
   - Nie wiem nawet dokładnie gdzie jesteśmy... Zakładam od osiemdziesięciu do stu pięćdziesięciu kilometrów. Raczej daleko. - Spojrzała na mnie, przekrzywiając głowę. - Uważasz, że uda ci się stąd uciec?
  Zaczęłam gorączkowo myśleć. Jest nas tu koło dwudziestu. Słuchając rozmowy Drave z tym białym, wywnioskowałam, że jutro zaczną nas sprzedawać. Będziemy ustawienie w kolejce, przywiązani do siebie... Biorą po trójkę. Gdyby tak...
   Spojrzałam na Simbę, opierającego się o mój bok.
   Jest szansa. Sznur był bardzo gruby, ale mieliśmy całą noc. Jego ząbki na pewno choć w połowie mogły go rozgryźć. Jeślibym w drodze do targu znalazła coś ostrego mogłabym rozwiązać nie tylko siebie, ale i paru innych ludzi. Potem poprosiłabym Victorie by odnalazła tych ludzi i zniszczyła targ.
   Ale najpierw...
  - Simba... - szepnęłam cicho w jego języku. Lewek podniósł łebek. - Spróbuj przegryźć ten sznur. Uwolnij mnie, proszę. Spróbuj, tylko spróbuj. Wierzę w ciebie.
   Simba zmrużył oczka, lecz dzielnie zaczął gryźć węzeł. Dopingowałam go, ale po paru godzinach tylko nie zacznie się zmniejszył. Bałam się, że podczas wywożenie zauważą coś.Wtedy mogą zamienić sznur na łańcuch... Albo zastosować karę fizyczną. Lub to i to.
    Dziesięć dni, pomyślałam, patrząc na wschodzące słońce. Promyki padły na wyczerpanego Simbę, który - mimo znacznych braków sił - dzielnie starał się mnie uwolnić. Przez całą noc udało się mu rozgryźć jedną trzecią. Nie licząc na większe efekty, kazałam mu się schować w łaźni. Lewek posłuchał i szybko skierował się do następnego pokoju. Wlazł do niego, a jednocześnie rozległy się odgłosy otwieranego zamka. To Drave i jego pomocnik przyszli nas załadować do ciężarówki, jadącej na targ. Przytuliłam się do Neili, chowając dłonie w jej koszulce. Czy czymkolwiek to ubranie było.
  Ale Drave i jego przyjaciel mieli inne zajęcie niż sprawdzanie węzłów. To Drew wszczął kłótnie z czarnym. Prosiłam go spojrzeniem, by się zamknął, lecz nawet na mnie nie spojrzał. Bałam się, że może dostać karę za bezczelność wobec... Nie, nie mogę ich nazwać "Panowie". Wobec Nich.
  Zagryzłam wargi, kiedy uderzyli go w twarz. Drew tylko zaczął się bardziej szamotać. I znów dostał. Uspokoiło go to, tak by się przez chwilę zdawało. Bo potem opluł Drave. Z przerażeniem obserwowałam rozwój wydarzeń, kręcąc głową. Zaparłam się nogami, by nie iść dalej do wozu za pozostałymi. Musiałam wiedzieć co mu zrobią.
   Musiałam wiedzieć czy to przeżyje.
   Zachciało mi się płakać, widząc jak biały wyciąga bicz i podaje do Drave`owi. Potem zmusił Drew do klęknięcia, targając mu bluzkę. Chłopak nie szamotał się już. Klęczał, twardo patrząc przed siebie i czekając na pierwszy ton. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, lecz Neila od razu pociągnęła mnie ku sobie.
  - Niech chociaż jedno z was przeżyje - szepnęła do mnie.
  Jedno z was przeżyje.. Nie... Nie, jedno.. Błagam, on musi żyć...
  Do oczu napłynęły mi łzy, z ust wyrwał się krótki szloch. Poczułam zaniepokojony głos Simby, dochodzący z łaźni.
   Drew nie krzyknął, gdy Drave wymierzył pierwszy cios. Po jego plecach zaczęła płynąć struga krwi, lecz Drew nie reagował. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
    Po dziewięciu biczach Drew stęknął, oddychając płytko.
    Dziesiąte....
  - Nie! - krzyknęłam, rzucając się na chłopaka i przyjmując jedenasty cios. Trafiło mnie w ramię i przeszło na plecy. Zapiekło, poczułam jak po moim ciele płynie ciepły płyn. Zasyczałam z bólu, wtulając głowę we włosy Drewa. Któryś mną szarpnął, lecz nie poruszyłam się. Kolejny cios, stęknęłam z bólu. Drew nakazał mi odejść, lecz nie puściłam go.
   Po sześciu następnych biczach, straciłam przytomność.
___________________________
Od Boddie:  Długi :D I mam nadzieję, że ciekawy :)O ile na poprzedniego nie miałam weny, an tego miałam ogromną :D Dlatego taki długi :P.

1 komentarz:

  1. Nie wiem, co napisać. Wstrząsnęło mnie to. Wiedziałam, że takie rzeczy dzieją się na świecie, no ale, nie, aż takie drastyczne.
    Tak ciekawy jest i to bardzo. :D

    OdpowiedzUsuń