niedziela, 14 kwietnia 2013

[ 4 cz. 3] - Zabijaj, niszcz, nie troszcz się, nie kochaj

Jade...
  Wpatrywałam się w moje długie, lśniące... O matko, wiem jak to zabrzmi... W moje długie, lśniące skrzydła. Trzy razy większe i trzy razy masywniejsze niż ja. Końcówkami dotykałam jeszcze ścian pokoju - a więc posiadały na pewno kilkadziesiąt metrów. Wzdłuż głównego brzegu umieszczone zostały małe brylanciki, odbijające światło, przez co zdawało się, że cała iskrze. Kiedy przejechałam po nich palcami z moich ust wyrwało się westchnienie. Były takie puszyste i mięciutkie... Bardziej niż jedwab, niż cokolwiek innego.. Takie magiczne. Aż trudno to opisać, brakuje do tego słów. Możecie sobie to tylko wyobrazić. Okrywały mnie, dając przyjemne ciepło. Lekko łaskotały mnie po ramionach, tak, że po prostu musiałam się uśmiechać. Powoli falowały, rozgrzewając moje chłodne ciało. Wyrastały z łopatek, z których emanowało ciepło i światło zarazem. Pachniały czymś jak... Połączenie lilii, róży, tulipana, cynamonu i świeżości.
   Były takie piękne. Takie wspaniałe. Dosłownie niebiańskie. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, przestać wdychać ich zapachu. Napełniał mnie, dając uczucie podobne do najedzenia.
    I miały kolor biały.
    Moje jeansy i kolorowy t-shirt zniknęły, a zastąpiła je piękna, jasna sukienka z jedwabiu.Trzymała się na dekolcie, ciasno opinając moją talię. Przy biodrach zaczynały się złote wzory, które następnie przechodził w kolor srebrny.  Sięgała do połowy ud. Dół miała podobny do pąku róży - takie było moje pierwsze skojarzenie. Jakby odwrócony kwiat. Góra to łodyga, a dół pąk. Brzegi "płatków" róży zostały posypane srebrem. Dawały poblask podobny do skrzydeł - tylko nieco mniejszy i w dodatku dochodziło do tego złoto.
   Zamiast starych rzymianek, na stopach miałam balerinki.
   Ścięte w niewoli włosy odrosły, kończąc się wraz z sukienką. Zazwyczaj koloru ciemnego blondu, teraz wydawały się niemalże białe. Ja sama znacznie zbladłam - zawsze moja skóra przypominała coś na podobiznę porcelany, lecz teraz... Była nawet bledsza.
    Z cienia wyłonił się wysoki mężczyzna w garniturze. Włosy posiadał czarne, bardzo czarne. Bardziej niż węgiel, niż smoła. Lekko się uśmiechał.  Kiedy otworzył powieki, zamarłam. Nie posiadał białek. Tylko ciemność. Poczułam strach, zdenerwowanie. Zebrało mi się na płacz, a przecież to był tylko zwyczajny mężczyzna. Cóż... Może wcale taki nie zwyczajny.
   Stanął za mną, po czym odgarnął mi włosy na plecy. Zadrżałam czując na ciele jego dłonie. Były takie lodowate. Strasznie lodowate. Biegaliście kiedyś w bieliźnie koło domu podczas zimy? Jednej z tych cięższych zim? Właśnie takie miałam uczucie, a nawet gorsze. Ciepło ze skrzydeł gdzieś wyparowało, szczęście i stan najedzenia również. Zastąpiła je rozpacz, strach... Ból. Ten okropny ból. Pulsujący wprost z serca, jakby rozrywano je na miliony kawałeczków. I pragnienie. Okropne pragnienie... Czegoś.
   Mężczyzna pochylił się nade mną i wyszeptał:
  - Pięknie byś wyglądała, prawda? - Jego głos przyprawił mnie o dreszcze, dostałam gęsiej skórki. Ból wstąpił jeszcze w mózg, a stamtąd do kończyn. Nie miałam już nad nimi władzy.
   Mimo to zmusiłam się do odpowiedzi:
   - Wyglądałabym? - zapytałam słabo.
   Mężczyzna zaśmiał się, a ja krzyknęłam z bólu, opadając na kolana. Oddychałam płytko, zaciskając dłonie w pięści.
   Białe skrzydła roztrzaskały się, jakby były tylko podróbą, futerałem, chowającym prawdziwą naturę. Kawałki szkła znikły zanim dotknęły ziemi,  ukazując czarne pióra. Wzniosły się jeszcze wyżej, wywołując tak wielki wiatr, że lustro stojące przede mną pękło na drobne szkiełka. Sukienka zaczęła przybierać ciemny, bardzo ciemny kolor - z góry, spod biustu zaczęła lać się "farba", zabarwiając materiał. Balerinki również zostały zabarwione, a w dodatku dołożono im obcas.
   Włosy wróciły do dawnej barwy z jednym małym szczegółem. Końcówki przefarbowano mi na czerwono - czarno. Przypominały płomienie, ścigające się na szczyt mojej głowy. W dodatku... Ruszały się. Naprawdę. Ruszały się jak prawdziwe iskry.
    Na wierzchu mojej dłoni pojawił się Uroboros. Grecki symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku. Wciąż sam siebie je i odradza się z siebie. Jest to symbol gnostyków - wyraża jedność duchową i fizyczną wszechrzeczy. Będzie trwać w nieskończoność w formie ciągłej destrukcji i odradzania się.
   Podrapałam go, ciężko oddychając. Po pojawieniu się znaku, ból zelżał, a wręcz praktycznie znikł, lecz zastąpiło go uporczywe swędzenie. Nagle na Uroboros spadła pojedyncza kropla krwi i pojedyncza łza. Znak zaświecił przybierając kolor ciemnej czerni, a następnie zaparował. Otarłam policzki - na prawej ręce została mi smuga krwi, a lewa była mokra.
   Wstałam, przyglądając się dłoniom. Następnie przeniosłam wzrok na moje nowe, ale stare ubranie i włosy. Niepewnie dotknęłam końcówek, lecz nic się nie stało. Na końcu spojrzałam na skrzydła. Przejechałam delikatnie po nich palcami. Były twarde jak skała. Nie tak przyjemne i puszyste jak tamte. Nie ogrzewały mnie, a jedynie ochładzały. Co tak właściwie nie było złe - czułam okropny gorąc. Również się iskrzyły, ale małe diamenciki zostały umieszczone wzdłuż dolnego brzegu. Pachniały... Żniwem i ogniem.
  " Żniwo"... Od razu skojarzyło mi się ze śmiercią... Żniwa ludzi... Krzyki cierpiących... Ból, wszędzie w powietrzu ból. Matki błagają o litość dla ich dzieci. Istoty z czarnymi jak heban skrzydłami jedynie śmieją się przeraźliwie, samym gestem sprawiając, że kobieta upada na ziemię w konwulsjach. On wsysa jej cierpienie, sycąc się nim. Oblizuje wargi, uśmiechając się lekko, idzie dalej. Wszędzie pełno krwi, tak kusząco pachnącej krwi. I ciała. Dużo ciał martwych ludzi. Niektórzy udają nieżywych... Śmieszne, myślą, że ON ich nie zauważy? Nie wyczuje ich pulsu, ich krwi w żyłach? Tylko przysporzą sobie więcej cierpienia.
   Powietrze jest aż ciężkie ze strachu, bólu i rozpaczy. On się tym żywi, podnieca go ich chęć życia. Dodają mu mocy, rośnie w siłę. Łakomie patrzy na nich wszystkich, napawając się ich przerażeniem.  Śmieszyło go to.
   Zamrugałam gwałtownie powiekami, oblizując wargi. Znów poczułam pragnienie... Tym razem wiedziałam jednak czego. Ta... Wizja jedynie podsyciła głód. Zrobiłabym wszystko by go zaspokoić. Skrzydła ochładzały mnie właśnie z jego powodu - pomagały mi przeżyć.
   Odwróciłam się w stronę tajemniczego mężczyzny. Uśmiechał się lekko, dłonie mając zaplecione na piersi. Zza jego pleców rozłożyły się ogromne skrzydła, bardzo głębokiej czernie. Były kilka razy większe od moich i bardziej masywniejsze. Nie wiedziałam jak one je tam schował, ale podziwiałam go.
   Oddałam uśmiech, pytając:
  - Jak mam go zaspokoić?
  Zamiast odpowiedzieć, mężczyzna odwrócił się, idąc w stronę jakiegoś korytarza. Ruszałam za nim, niezadowolona z braku odpowiedzi.
   Korytarz był długi, kręty i mały. Złożyłam skrzydła, by nie przeszkadzały mi w przemierzaniu go. Ledwo nadążałam za szatynem. Głośno spałam, czułam, ze zaraz zemdleje z braku pożywienia i jakiegokolwiek ochłodzenia. Dłonią podpierałam się ściany, wiedząc, że obdziera mnie ona ze skóry. Brzydził mnie zapach mojej krwi. Cóż za ironia - krew innych mnie podniecała, ale moja odpychała.
   Wreszcie mężczyzna odezwał się, nie przerywając "spacerku".
  - Istnieją cztery zasady. Zabijaj, niszcz, nie troszcz się, nie kochaj. Jeśli złamiesz dwie ostatnie, umrzesz.
   Podniosłam do góry jedną brew.
   - A więc mogę umrzeć kilka razy? To takie miłe z twojej strony, że od razu nie zamieniłeś mnie w proch.  - odpowiedziałam.
   Usłyszałam jak szatyn lekko się śmieje.
   Nagle wyszliśmy z korytarza do ogromnej sali. Na jej środku stała, a raczej latała czerwona kula. Wytwarzała ogromny poblask, tak mocny, że w pierwszym odruchu zakryłam się całą skrzydłami, cofając pod ścianę. Mężczyzna znów się zaśmiał. Lekko odchyliłam skrzydła, mrużąc oczy.
  - Od teraz... - zaczął szatyn, wyciągając ku mnie dłoń. Podałam mu ją, a ten poprowadził mnie do kuli. Machałam skrzydłami, nie przestając się nimi otaczać. -... jesteś Demonem.
  Po czym wepchnął mnie do niej. Wrzasnęłam, czując silny skurcz w brzuchu. Skuliłam się, gwałtownie biorąc powietrza. Zaczęło mną rzucać, a po chwili przywaliłam w coś twardego.
   Zamrugałam powiekami, machając gniewnie skrzydłami. Chwyciłam się za głowę, kręcąc nią. Tu było tak jasno, tak strasznie jasno. Jeszcze gorzej niż w tej sali. Coś... Coś mnie oślepiało, przenikało nawet przez pióra. Kiedy zamykałam oczy, jasność tańczyła mi jeszcze pod powiekami.
   Ale czułam się o wiele lepiej. Oblizałam wargi, czując jak... Jak jem, jak napełniają mnie... Negatywne emocje. Kogoś. Uśmiechnęłam się, zadowolona. Jakie to było pyszne, lepsze od tego w wizji. Tam górował ból i strach. Tu nienawiść. Nienawiść... Takie dobre. Wypełniało mnie, dawało moc.  Pyszne. Głód zelżał, lecz wciąż pozostawał.
   " Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu". Oczywiście...
  Odchyliłam lekko skrzydła, a po chwili zrobiłam to całkowicie, wstając ziemi. Odgarnęłam na plecy moje długie włosy, rozglądając się wokoło. Usłyszałam jak ktoś gwałtownie zabiera powietrze i dwójkę kłócących się ludzi. Jeden z nich napełniał mnie, karmił. Nie mógł przestać się kłócić. Albo nie. Nie mógł przestać nienawidzić.
  Spojrzałam na nich i wytrzeszczyłam oczy. Ryder i Ella! Oni... Matko, Ryder! Ella! Nie, nie... To nie możliwe, oni przecież... Matko...
   To jest twój wychowanek. Musisz się zatroszczyć by trafił do nas. - usłyszałam w swojej głowie. Ryder... To jego mam sprowadzać na złą drogę? Skupiłam się na wspomnieniach i odczuciach chłopaka - odczytywałam myśli każdego człowieka. Chyba. Cóż... Elli też potrafiłam wejść do wspomnień, więc chyba mogłam założyć, że potrafię odczytać myśli każdego.
  Uśmiechnęłam się pod nosem. Ryder był łatwy, za łatwy. Miał w sobie tylu jadu... A dodatkowo podsycała go nienawiść do Elli i ból po mojej straci. Po mojej śmierci. Jakie to dramatyczne, pomyślałam z przekąsem, chcąc wejść głębiej.
  - Jade...? - usłyszałam nagle znajomy mi głos. Poczułam coś.. coś w sercu, zaraz jednak znikło, a zastąpiła je złość z powodu przerwanej czynności. Podniosłam wzrok, po czym cofnęłam się o krok, ze zdziwienia przeklinając.
   - Will! - wychrypiałam, patrząc na bliską mi kiedyś twarz.
________________________
Od Boddie:  Jest dosć długi :D Na początku mi nie szło, a  później się rozkręciłam :D I mi się podoba :D A Wam? :P I co sądzicie o nowej "posadzie" Jade?    

1 komentarz:

  1. Właśnie nie wiedziałam co będzie z Jade. Czy będziecie o niej pisać, ale to jest świetny pomysł o tym demonie ^^ I do tego jeszcze Will :D huhuu. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. Co będzie się działo z Ellą. Mam taką małą nadzieję, że jakoś się to wytłumaczy.
    Mi się też podoba :D Myślę, ze nowa 'posada' Jade jest bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń