wtorek, 30 kwietnia 2013

[ 6 cz. 3 ] - Nigdy nie byłam... Grzeczną dziewczynką.

Jade...
   Pozwoliłam, a właściwie zmusiłam Ryder do wyjścia na dziedziniec, na schody by zobaczył odjeżdżającą Ellę. Nienawidził ją i jednocześnie kochał. Powinnam być zła za tę miłość, jednakże z  nią wiązał się też ból i smutek. Zresztą, póki co nic mi nie groziło, miałam nad nim całkowitą kontrolę. Był zbyt tęskny, zrozpaczony i zdruzgotany z powodu śmierci... Jade. Dopełniała to wściekłość na Ellę. Jego Stróż nie miał ze mną żadnych szans. Chował się gdzieś w oddali, powoli umierając. Brakowało mu pożywienia w postaci dobroci Rydera. Karmiłam go małymi porcjami jedzenia, bardzo małymi. Tym samym torturowałam Stróża, zadając mu ból - taka "porcja" tylko nie pozwalała mu umrzeć. Nadal cierpiał z powodu tych wszystkich negatywnych emocji Rydera, bolało go,  że praktycznie nie ma już w sobie dobra. Oprócz tej małej, słabej miłości, która w dodatku wciąż malała... Nic nie utrzymywało go przy dobroci. 
   To było takie śmieszne. Ten ból Anioła i Ryder. A w dodatku... smaczne. I to bardzo. Tak łatwo z nim szło! Wystarczyło mu szepnąć coś do ucha.... Wierzył, że mówi do niego Jade, ta jego mała Jade - jak nazywał mnie w myślach. A tymczasem... Chciałabym zobaczyć jego minę, kiedy dowiedziałby się, że zmuszałam go do złego. Ciekawe czy też nazywałby mnie taką "małą". Już nie byłam taka bezsilna i słaba wobec nich. Za pomocą jednego mogłam zniszczyć wszystkich. To taka przyjemna zabawa. Coś jak reżyserowanie filmu i oglądanie go jednocześnie, zajadając pyszny... Popcorn.
     Z mocą mogłam sprawić, że słyszał mnie wyraźnie, bardzo wyraźnie. Jako, że byłam kiedyś jego... przyjaciółką ( okropność! ), wierzył, że wszystko co mówię jest dobre. Praktycznie nie posiadał własnej świadomości, tak łatwo dał się zmanipulować. Jakbym był moją zabaweczkę, z którą mogę zrobić co chcę. Zresztą to prawda - mogłam. I był zabaweczką. A ja bardzo lubię zabaweczki. I lubię nimi grać, bardzo lubię nimi grać. Sprawiają sobie ból, nawet o tym nie wiedząc. Zostałam jego Demonem zaledwie dwa dni temu, a już mogłam wstąpić w jego ciało. Do dzięki dużej dawce wściekłości i nienawiści w jego ciele. Te dwie były mieszanką wybuchową w jego ciele. Gdybym miała żywić się samą rozpaczą i tęsknocie poszłoby o wiele dłużej. Takich trudno namówić do czegoś złego, bo są pogrążeni w swoim cierpieniu. To złość daje największą moc, ona jest głównym składnikiem. I...
   O matko. Już wiem, już pamiętam. Ze złością wysunęłam podbródek, jak dawniej robiłam będąc w nastroju na kłótnie i gdy wypełniała mnie bezsilna złość. Ja też dałam się tak zmanipulować, dlatego nie żyje... Mój Demon wlazł w moje ciało. Kierował mną, zmusił do zaatakowania Elli. Zabiła mnie z obrony własnej. Cholerny Demon... Powinnam być tam, z nimi. Powinnam żyć. A dałam się tak samo zmanipulować jak Ryder, też byłam równie łatwą wychowanką. To takie okropne! Śmiałam się z niego, a sama zachowywałam się gorzej. Nie mogłam być słaba, nie mogłam! Nie chciałam, uważałam się za silniejszą. A ten po prostu wykorzystał mój ból po stracie Willa, napełniając się do maksimum - choć nie wiem czy to w naszym przypadku możliwe.
  Zaplotłam ręce na piersi, lecąc za Ryderem do jego pokoju. Patrzyłam się na niego spod byka, a chłopak odbierał moją złość. Czułam jak w nim wibruje, a on sam ma ogromną chęć użycia wobec kogoś siły, zadania komuś bólu. Żałowałam, bardzo żałowałam, że nikogo nie było wtedy na korytarzu. Można by się wtedy zabawić i to nawet bardzo. Lubię zadawać bólu. Skrzydła ładnie wtedy lśnią, jakby chwaląc moją siłę. Lubię błyskotki, od teraz lubię.
   A Will.. Nie sądziłam, że go więcej spotkam. A tym bardziej, że Ella umie się z nim porozumiewać. I nic mi nie powiedziała! Słowem nie napomknęła! A przecież wiedziała ile Will dla mnie znaczył... Jak kochałam go, gdy żyłam...
   Prychnęłam.
   Miłość. Jakie to obrzydliwe. Dwójka śliniących się do siebie ludzi, stwarzających sobie nawzajem problemy i wyolbrzymiając wszystko. Jeden z ich największych problemów życiowych?  " Spojrzeć mu w oczy i uśmiechnąć się, czy może przejść przed nim, uśmiechając się zalotnie? Och,a  może powiedzieć mu "hej"? A jak mnie wyśmieje?! " To takie dramatyczne. W końcu " hej " to najbardziej głupie słowo na świecie - dziewczyna powinna się wstydzić, że w ogóle tak pomyślała. Już za to by ją wyśmiał. Sarkazm, czujesz to?
   Ważne, że więcej go nie spotkam. Ella została stąd wyrzucona, nie ma prawa z powrotem powrócić w mury tej szkoły. Każdy jej tu nienawidzi. Niemal podskakiwałam z radości czując wokół siebie tyle nienawiści na samo jej imię. Ryder praktycznie nie miał Stróża, więc mogłam z nim zrobić - co chciałam.
***
   Dwa dni później odciągałam Rydera od taksówki do domu Elli. Próbowałam wszystkiego - do smutnego głosiku Małej Jade, aż nawet po jakieś "urojenia". Zmusiłam się do zrobienia chwilowego  hologramu, tak by mógł mnie zobaczyć. I wiecie co? Nawet, do cholery, do słowa nie dał mi dojść. Najpierw gadał, że powinien mniej pić, a potem " Jade... Uratuje cię". Zużyłam na to cała swoją energię, wiec potem nie miałam sił przekonywać go do odwleczenia od pomysłu. Nie działało również łapanie za ramiona i targanie do tyłu - wlekł mnie za sobą dalej. Jakbym była powietrzem - choć w sumie można tak o mnie powiedzieć. Nic nie dawały nawet skrzydła. Machałam w jego stronę, tak, że tworzył się porywisty wiatr i wrzeszczałam na niego ile mogłam. Nie ustępował. Był tak okropnie uparty! 
   Wiecie... Szczerze mówiąc, bałam się, że gdy zobaczy Elle jego miłość do niej powróci. Udało mi się ją praktycznie całą zabić, a teraz... Nie chciałam stracić na sile, obawiałam się, że rozpacz z powodu mojej śmierci nie będzie dostatecznie silna. Ryder normalnie funkcjonował, tylko, że... Był jedynie bez życia. Nie reagował na nic, machinalnie wszystko wykonywał. Cieszyło mnie to i zarazem denerwowało. 
   Przez całą drogę siedziałam na dachu samochodu, w myślach wyzywając Elle od najgorszych. Było mi tu dobrze, po cholerę chciała mnie sprowadzać?! Liczyła, że jako człowiek będę dawną Jade? Chciała zmienić prawdziwą mnie? W takim razie bardzo się myliła...
   Drzwi otworzył Kyle. Choć nigdzie w pobliżu nie wyczułam Elli, Will stał przy wejściu, patrząc się na mnie zimny wzrokiem. Ręce zaplótł na piersi, mrużąc gniewnie oczy. Uśmiechnęłam się do niego z przekąsem, pozwalając Ryderowi samemu wejść w głąb domu. Nie martwiłam się o niego - mógł siedzieć na jego dachu, ale o ile słyszałam jego myśli, wszystko było dobrze. 
   Stanęłam przed Willem, chowając ręce za sobą. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem, aż wreszcie wzruszyłam ramionami, zaczynając rozmowę:
   - Też uważam, że dziś jest stanowczo za gorąco. Spociłam już sukienkę i...
   - Jade, dlaczego? - przerwał mi szatyn. 
  Przekrzywiłam głowę, łapiąc za brzegi sukni. 
   - Ponieważ czarny pasuje do wszystkiego - odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. 
   Will prychnął, opierając się o ścianę. Potarł skronie i przez chwilę panowała cisza. Dopiero po kilku minutach, chłopak znów się odezwał. 
   - Ja... Nie rozumiem. Jade, ty byłaś dobra. Nie kręcił cię... Sadyzm. - Zaśmiałam się lekko, przekrzywiając głowę na drugą stronę. - Zawsze uczciwa, szczera, wesoła... - Przewróciłam oczami, nie przestając się uśmiechać i lekko kołysać na boki. - Można było cię porównać do kocięta. Lubiłaś psocić, ale zazwyczaj byłaś grzeczna i dla każdego uczynna. Wszyscy uważali cię za najbardziej delikatną i... Niewinną spośród naszej piątki. Tak, niewinną.
   - W takim razie nikt mnie nie znał - przerwałam mu, poważniejąc. - A zwłaszcza ty.
  Will pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym podszedł do mnie kilka kroków.
   - Jade, nie jesteś taka.
   Prychnęłam.
   - Oczywiście, że nie. Wylałam na skrzydła farbę, przebrałam się w czarną sukienkę i zrobiłam taki trik z włosami, że wydaje się, jakby tańczyły na nich płomienie. Ale tak naprawdę jestem Aniołem - odparłam zgryźliwie. Szatyn już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale nie dałam mu dojść do słowa. - Ludzie myśleli, że mnie znają, bo oglądali moje zmagania o życie. Uważali, że dzięki temu mogą mnie poznać i wiedzą o mnie wszystko. Oceniali czasem nawet po wyglądzie. Nikt mnie nie znał. Nikt. Nawet ty.
   Will tylko patrzył na mnie w milczeniu. Zaczęłam iść w jego kierunku, lekko kołysząc się i spoglądając w ziemię. Mówiłam wolno, jakby zastanawiając się nad każdym słowem.
   - Nigdy nie byłam... Grzeczną dziewczynką. Ćpałam, piłam, imprezowałam... Nie widziałam umiaru. Naukę miałam gdzieś, liczyła się dobra zabawa. Czasami przez kilka dni nie wracałam do domu. Sprawiałam rodzicom problemy, nie wiedzieli co ze mną zrobić. Ja z kolei nie widziałam w tym nic złego. Lubiłam to, dlaczego więc miałam przerwać? To było moje życie, nie chciałam by się wtrącali. W czasie próby... Zmieniłam się. Zdałam sobie sprawę, że chcę żyć, ale inaczej żyć. Nie wyniszczać się. - Doszłam do niego i zatrzymałam się gdy dzieliło nas parę centymetrów, po czym wyszeptałam. - Ale było już za późno na okazanie skruchy. -  Przez chwilę staliśmy, patrząc sobie w oczy. Wreszcie oderwałam od niego wzrok, idąc dalej. Skrzydłem musnęłam jego tors, na co Will zadrżał. Chcąc nie chcąc musiałam się uśmiechnąć. Dalej mnie kochał. Stanęłam tuż za nim i wyszeptałam mu do ucha. Wiedziałam, że takim zachowaniem go męczę. Miał zabronione mnie kochać, był Aniołem. - Jednak nie  tylko przez to trafiłam do Piekła. Zgadnij co jeszcze się do tego przyczyniło?
   Chłopak przez chwilę nie odpowiadał. Czułam jak drgają mu mięśnie. Wiedział dlaczego, zdawał sobie sprawę. Położyłam mu brodę na ramieniu z niecierpliwością czekając aż odpowie. Bolało go to. Świadomość, że już nigdy nie będę jego i... Że już go nie kocham. Niesamowite. Po śmierci Demony nie potrafiły kochać, więc usuwali z nich miłość. U Aniołów powiększali. Gdyby nie oni, Will nie cierpiał by teraz tak bardzo. A skoro cierpi on...
   Zagryzłam wargę by się nie zachichotać. Ella musi mieć złe samopoczucie - skoro Will to i ona. To Stróż kształtuje humor, samopoczucie. Jeśli on cierpi, jego podopieczna również. Nawet jeśli Ryder teraz padł by przed nią na kolana, mówiąc, że kocha ją i nigdy nie przestał.
   - Brak wybaczenia - powiedział wreszcie z trudem Will.
  Klasnęłam w ręce, podskakując. Szatyn rozluźnił się, kiedy odsunęłam się od niego.
   - Dobrze - pochwaliłam, znów stając przed nim. - Wiesz, gdybym nie była na was wściekła za tę, jak się okazało, nieistniejącą zdradę, być może stałabym się Aniołem. - Pokiwałam głową w zamyśleniu. - Tak, wybaczenie jest bardzo ważne. A ja byłam zatruta jadem.
   Cofnęłam się parę kroków, znów przekrzywiając głowę.
   - Więc właściwie... - zaczęłam po chwili. - Można powiedzieć, że przyczyniliście się do mojego demonizmu.
   - Nie spaliśmy ze sobą - wychrypiał Will przez zaciśnięte zęby, mrużąc oczy.
   Kiwnęłam głową, przekrzywiającą na drugą stronę. Już miałam odpowiedzieć, kiedy poczułam potężną dawkę złości wychodzącej z Rydera. Przymknęłam oczy, czując jak pragnienie zmniejsza się, jak przepyszny płyn wypełnia moje ciało. Oblizałam się, pragnąc więcej.Westchnęłam,  usta rozjechały mi się w lubieżnym uśmiechu. Taka złość... Ostatnio dostałam tak silną dwa dni temu. Też podczas ich kłótni. Co oznaczało...
   Uchyliłam lekko powieki, patrząc na blednącego Willa.
  - Boli? - szepnęłam z błyskiem w oku.
________________________
Od Boddie:   Można powiedzieć, że jest średni :D Bo długi to chyba jeszcze nie :D Przez pierwszą cześć przynudzałam, myślę, że druga jest ciekawsza :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz