poniedziałek, 28 stycznia 2013

[17 cz. 2]Będziesz przyczyną śmierci Rydera, jego zagładą...

Ella...
    Szliśmy w ciszy przed siebie. co jakiś czas kaszlałam lub kichałam, co oczywiście wszyscy odbierali jako znak, że umieram. Denerwowało mnie to, ale cieszyłam się że zwracają na to uwagę. Mogłam przecież w każdej chwili zemdleć, a gdyby oni szli wtedy dalej została bym na środku ulicy.  Wędrowałam obok Rydera, który co chwilę wali urządzeniem w wszystko co tylko napotkał. Był bardzo przejęty i zdenerwowany. Caleb mógł być każdym nawet mną, a my musieliśmy wierzyć temu ustrojstwu, które prowadziło nas na koniec świata. Niebo przejaśniło się i teraz słońce pięknie świeciło. Niestety nie potrafiłam się z tego cieszyć. Nadal miałam przed oczami śpiącego Willa. Martwiłam się o niego jak o brata. Był dla mnie jak brat.
   -Szlag! Tu nie ma drogi na prawo!- wrzasnął Ryder przewracając śmietnik który stał po jego prawej stronie. Właśnie w tym miejscu była ściana, a na mapce pokazywało, że powinna być tu droga.
  - Może jest jakaś ukryta.- zażartował Seth podchodząc i dotykając cegiełek.  Kyle spiorunował go wściekły spojrzeniem, a chłopak od razu zamilkł. Zastanawiałam się czemu chłopcy byli tacy zdenerwowani. Wiem, ważyło się moje życie, ale nie wiemy czy nawet jeśli znajdziemy  Caleba jak odzyskamy moc. Jeśli to jest możliwe tylko poprzez pocałunek? Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, nie chcę go dotykać i chyba wolę już umrzeć. Gdzieś kątem oka dostrzegłam drabinkę przymocowaną do ściany. Prowadziła na dach. Może to była ta droga? A jeśli nawet nie to warto było spróbować. Szturchnęłam Rydera. Chłopak spojrzał w górę i szeroko się uśmiechnął.
    -Idziemy do góry.- powiedział podsadzając mnie tak bym mogła stanąć na pierwszym szczeblu drabinki, który znajdował się metr wyżej. Zaczęłam się wspinać całkiem zapominając o lęku wysokości, który prześladował mnie na każdym kroku. Dopiero kiedy w połowie spojrzałam w dół by zobaczyć gdzie są chłopcy przypomniałam sobie czemu tak się boję.Jak byłam mała kuzyn zepchnął mnie z drzewa. Spadłam i złamałam nogę i to w wakacje. Całe dwa miesiące w gipsie.  Szybko zaczęłam wchodzić do góry nie patrząc w dół. Na szczęście obyło się bez potknięć i byłam na miejscu już po chwili. Dach był płaski i niczym nie wyłożony. Można było po nim spokojnie stąpać bez obaw, że spadniesz. Mimo to trzymałam się środka.
   - Patrzcie!- krzyknął Seth który maszerował po mojej prawej. Krzyknęłam przerażona kiedy rzucił się w dół. Chłopak jednak szybko wzbił się w górę unoszony podmuchami wiatru. Latał jak ptak i głośno się przy tym śmiał. Westchnęłam cicho kiedy Ryder złapał mnie za rękę. Był uroczy, a ja zauroczona w nim. Dawno nie czułam się tak dobrze mimo nadchodzącego końca.
   -Uspokój się! Zaraz zlecisz!- krzyknął Kyle, a Seth tylko się roześmiał. Wskoczył na dach robiąc przy tym piruet i stanął w rozkroku udając kowboja. Humor mu dopisywał mimo tej całej sytuacji.
  -Panuję nad powietrzem.- powiedział szeroko się uśmiechając i idąc dalej.  Nagle coś na mnie spadło Uderzyłam całym ciałem o ziemię sycząc z bólu kiedy coś wbiło mi się miedzy łopatki. To coś, albo raczej ktoś było bardzo silne i ciężkie. Udało mi się jednak podnieść wzrok by zobaczyć miny chłopców. Seth patrzył na mojego oprawcę z niedowierzaniem, Kyle wyglądał jakby właśnie zobaczył ducha. Choć w jego przypadku to rutyna, a Ryder... Zaciskał dłonie w pięści i robił się cały czerwony. Nie udało mi się spojrzeć w górę bo coś ciężkiego uderzyło w moją głowę.  Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Po raz kolejny tego dnia.

   Ryder... 
    Byliśmy zbyt słabi. Caleb tworzył blokadę kiedy tylko starałem się go zaatakować, Kyle właściwie nie miał jakiejś przydatnej mocy. Nie mógł walczyć, bo jak? A Seth... Atakował go jak tylko mógł. Patrzyłem to na Caleba to na nieprzytomne ciało Elli i z każdą chwilą wzrastała we mnie wściekłość. W końcu nie wytrzymałem wściekły rzuciłem się na niego z pięściami obalając i podduszając. Szybko jednak mnie osłabił poparzeniami. Miał moc Elli i kontrolował ją doskonale. Szatyn rzucił kulą ognia w Setha, który próbował go jakoś obalić podmuchami wiatru.  Seth jednak tylko zleciał z dachu w dół. Wiedziałem, że nie mogę podejść i sprawdzić co się z nim dzieje, bo Caleb wykorzystał by najmniejszą chwilę nieuwagi i zrzucił mnie w dół. Kyle właśnie przekładał sobie Elle przez ramię kiedy nasz przeciwnik nagle sprawił się chłopak padł na kolana nieprzytomny. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Siłą umysłu uniósł jego ciało i wystawił nad przepaść. Patrzył na mnie trzymając wyciągniętą rękę w stronę chłopaka, który zwisał w powietrzy prawie dwanaście metrów w dół. Patrzył na mnie z uśmiechem. 
  - Patrz i ucz się.- powiedział pchając Kyla na mnie i podbiegając do Elli. Chłopak nie należał do lekkich i trudno było mi go z siebie zdjąć. Udało mi się to dopiero po kilku minutach kiedy Caleb i Ella byli już na innym dachu. Szatyn zasalutował mi po czym powiedział:
   - Teraz moja kolej się zabawić.- wiedziałem, że robię się czerwony. Nie miałem pojęcia co robię, ale musiałem go dogonić. Skoczyłem. Skoczyłem tak daleko jak mogłem chcąc złapać się rynny na sąsiednim budynku i spadłbym, ale na szczęście Seth mnie złapał. Wykorzystując swoją moc pchnął mnie na dach i sam wskoczył. Kyle stał już wpatrując się w uciekającego zbiega. Wściekły kopnąłem w komin po czym usiadłem na nim chowając twarz w dłoniach.
   -Zabiję go! Niech z jej łowy spadnie choć włos! Poderżnę mu gardło!- wrzasnąłem wściekły wstając i chodząc w kółko. ,,Nigdy nie stracę nadzieję. Znajdę ich i uratuję Elle, a tego dupka zarżnę.''- pomyślałem patrząc w miejsce gdzie przed chwilą stała jeszcze Ella trzymając mnie za rękę.
    
Ella...
    Powoli otworzyłam oczy czując jak coś wbija mi się między łopatki. Zamrugałam kilka razy nic nie widząc. Albo oślepłam, albo było tu tak ciemno. Rozejrzałam się w koło, próbując przy tym poruszyć rękoma. Nie mogłam. Miałam je czymś zawiązane za plecami. Czymś ostrym i wrzynającym się. Dotknęłam tego palcami. Gruby sznur i to bardzo gruby, zaplątany na supeł tak bym nie mogła się rozwiązać, a rozcięcie go było nie możliwe. Chyba, ze chciałam to robić cały dzień bez ustanku. Zaczęłam się szarpać, co tylko pogorszyło sprawę, bo poczułam ból w nogach. Je też miałam związane. Spróbowałam usiąść co skończyło się niepowodzeniem.  Zebrałam w sobie wszystkie siły, ale stać mnie było jedynie na szorstki kaszel. Z drugiego końca pomieszczenia rozległ się czyjś śmiech, na którego dźwięk aż podskoczyłam, a właściwie spróbowałam to zrobić.
   -Nie szarp się. To nic nie da, a tylko pogorszy sprawę.- odezwał się głos Caleba na którego dźwięk zapragnęłam zwymiotować. Nie okażę mu słabość.Powiedziałam sobie w myślach i wzięłam głęboki wdech. Co było kiepskim pomysłem. Znów zakaszlałam tym razem wyplułam z siebie krew. No pięknie... Usłyszałam czyjeś ciężkie kroki i wolny oddech. Nachylił się nade mną, tak blisko że udało mi się zobaczyć jego ciemne oczy. Czarne jak węgiel w których znów pojawiły się te ogniki, które widziałam pierwszego dnia. Nie mogłam uwierzyć, że je tak kochałam. Na wspomnienie naszej randki aż zapragnęłam dać mu w twarz. Od początku chodziło mu tylko o moc, a ja dałam się omotać.
  -Wypuść mnie...- powiedziałam zaciskając zęby. Mężczyzna nachylił się niżej dotykając dłonią mojego policzka. Obróciłam szybko głowę, a jego oddech nagle przyspieszył. Zdenerwowałam go.
   -Nie. Poczekam aż twoi przyjaciele się zjawią. Zabiję pierw ich, a potem ciebie. Byś widziała do czego doprowadziłaś. Byś widziała jak konają z bólu. Będziesz przyczyną śmierci Rydera, jego zagładą...- wysyczał cicho się śmiejąc. Wściekła splunęłam mu prosto w twarz. Jego oddech jeszcze bardziej przyspieszył. 
   -To my ciebie zabijemy. Odbierzemy ci moją i wszystkich innych moc. Zniszczymy cię.!- ostatnie zdanie wrzasnęłam szarpiąc się. Caleb chciał już wychodzić kiedy cofnął się i przykucnął przede mną. Po chwili poczułam na policzku pieczenie. Wymierzył mi cios i to niezły. Bolało jak cholera, ale zacisnęłam zęby i nie dałam tego po sobie poznać.
  -Wrócę niedługo i sprawdzimy czy jesteś gotowa, czy nadal cienka w łóżku.- powiedział szeroko się uśmiechając.- A za karę nie zjesz dziś kolacji słonko.- powiedział po czym wyszedł trzaskając drzwiami. Po drodze nadepnął mi na nogę, która od razu zaczęła mnie boleć. Złamał ją sukinsyn. Jednak dopiero gdy opuścił pomieszczenie zawyłam z bólu. Wrzasnęłam tak głośno jak mogłam wijąc się z związanymi kończynami.

____
Od Akwamaryn:  Jest długi! Mam nadzieję, że interesujący też. Mam nagły napływ weny i chyba najchętniej bym pisała dalej, ale byłby za długi. Zaraz zacznę kolejny. Na szczęście moje rozdziały nie są teraz powiązane treściowo z Boddie, więc mogę pisać i pisać;)

2 komentarze:

  1. Uuuuuuu, ale się dzieje, ALE SIĘ DZIEJE !!.
    Jeszcze ręce mi drżą... Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Awards, na moim blogu. : )) http://adres-bloga-uciekl.blogspot.com/2013/01/liebster-awards-po-raz-drugi.html

    OdpowiedzUsuń