czwartek, 8 listopada 2012

[30] - Ja wiem, że Will nad nami czuwa. Jest tu i czuwa przy nas. Przy tobie

Jade...
   Nie mogłam w to uwierzyć. Cały czas zbierało mi się na płacz, trudno było mi zapanować nad drżeniem rąk. Czułam się okropnie, moje ciało mnie brzydziło i odpychało. Ja cała brzydziłam siebie. Najchętniej schowałabym się z dala od świata, gdzieś głęboko, daleko od ludzi, ale nie mogłam. Musiałam być z grupą. Towarzyszyć im póki nie znajdziemy Jego. Potem mogę się nawet zabić, lecz póki co - muszę nie okazywać słabości.
  Ale jak mam do cholery nie okazywać słabości, jeśli jakieś trzy dni temu zabiłam Willa?! Willa! Mojego Willa! Wciąż nie mogłam otrząsnąć się ze świadomości, że nie ma go już wśród nas. I to przeze mnie. Jeszcze gorzej - przez to, że mnie kochał. Zaufał Jessy i podszedł. Boże, gdyby to wyszedł Ryder czy Ella... Atakowaliby mnie póki nie mieliby pewności - póki by mnie nie zabili. Ktoś musiał odejść... Kiedy Jessy zajęła moje ciało byłam pewna, że chodzi o mnie - najsłabszą w grupie. Już raz uniknęłam śmierci tylko dzięki Willowi, który zgodził się poświęcić dla mnie. Wtedy złapałam go nim spadł do lawy. Teraz nie zdążyłam.
   Boże, znowu płacze, pomyślałam ocierając łzy.
   Jak ja bym chciała, żeby tutaj dalej każdy każdego nienawidził jak na początku. Tak, każdy był gotów poświęcić życie dla każdego. Uśmiechnęłam się lekko przez łzy. Nawet ja dla Elli i na odwrót.
   Spojrzałam na każdego z nas po kolei. Zaprzyjaźniliśmy się. Pokochaliśmy jak rodzina. W niektórych przypadkach i mocniej, pomyślałam patrząc na Elle i Rydera. Kłócą się, ale kochają. Słodka i łatwa miłość jest przeterminowana. Miłość połączona z  nienawiścią znacznie ciekawsza. Trudniejsza, ale jeśli się walczy znaczy, że prawdziwa.
  Will mnie kochał. I dlatego zginął. Ja też go kochałam. A dałam się tak łatwo zamanipulować, tak szybko uwierzyłam, że to Seth jest moją miłością. On się nami bawił. Gubiliśmy się przez niego w uczuciach. W samych sobie.
  - Wiecie, co? Myślę, że chodzi o Big Ben - odezwał się Seth. Wszyscy spojrzeliśmy na niego. - W tej zagadce. Wielki zegar. Największy w Anglii, a więc Big Ben.
  Przewróciłam oczami, starając się opanować.
  - Myślałam, że to oczywiste. Nad tym cały czas myślałeś? Ta zagadka jest chyba najprostszą, a ty przez cały ten czas głowiłeś się o jaki zegar chodzi? - zapytałam z pogardą.
  Ella podeszła do nas, zwracając się do mnie.
  - Jade, wiemy, że ci ciężko, ale nie wyżywaj się na Sethcie.
  Wzruszyłam ramionami.
  - Nie wyżywam. Mówię prawdę, to oczywiste, że Big Ben - odparłam.
  Ella westchnęła, po czym uklękła przy mnie.
  - Ja wiem, że Will nad nami czuwa. Jest tu i czuwa przy nas. Przy tobie - szepnęła mi do ucha, po czym wstała, siadając przy Sethcie.
   Zacisnęłam powieki by się nie rozpłakać. Wystarczyło samo imię "Will" by z moich oczu leciały łzy. Ręce zadrżały, kiedy starałam się z całych sił stłumić szloch.
   Spojrzałam w niebo. Czuwa nad nami...
  - Przepraszam, Will... - powiedziałam tak cicho, by pozostali mnie nie usłyszeli. - Kocham cię.
  Seth coś powiedział, a po chwili wszyscy wstali i zaczęli iść w stronę autobusów. Zatrzymali się patrząc na mnie.
  - Idziesz, Jade? - zapytał Ryder.
 Uśmiechnęłam się do nich, wstając. Jeszcze raz spojrzałam w niego, po czym kiwnęłam głową.
  - Idę - odpowiedziałam cicho.
  ***
  Ryder kopnął kamień ze złością. 
  - Siedzimy tu już jakieś 3 godziny i nic! - krzyknął zdenerwowany na Setha. - Cholerny Big Ben... Gdybym to ja prowadził... 
   Ella podniosła się, podchodząc do niego z zaciśniętymi dłońmi w pięści. 
  - Znów robisz z siebie nie wiadomo jakiego dupka?! Seth prowadzi i pogódź się z tym! - wrzasnęła. 
  Ryder prychnął.
  - Tyle, że prowadzi źle! 
  Wymieniliśmy z Sethem spojrzenia. Zaczyna się. Potarłam dłonią kark, starając się nie myśleć o Willu. Starałam sobie wmówić, że to nie ja a Jessy go zabiła... A moje ciało było tylko narzędziem, ale nie potrafiłam. Czułam się jak morderczyni.
  A jego rodzina? My wrócimy do domu, ale Will nie... Co pomyślą jego rodzice?  Już teraz najprawdopodobniej umierają ze strachu o syna. Wyobraziłam sobie matkę - podobną do Willa. Pięknymi rysami i lekkimi rumieńcami na twarzy. Z długimi czarnymi włosami, poważnymi, a zarazem wesołymi brązowymi oczami, teraz zapuchniętymi i czerwonymi od płaczu. Z chusteczką w ręce, wycierając lecące cały czas łzy. A obok niej wysoki i umięśniony ojciec. Kosmyki włosów, które mimo, iż czesałby kilka godzin zawsze byłyby w nieładzie, spadały mu na czoło. Poważny, z rzymskimi rysami i wydatnymi kościami policzkowymi. Lekko zarysowanymi ustami i czarnymi oczami. 
  Moje rozmyślania przerwał Big Ben, wybijający północ. Rozglądnęłam się wokół, zdezorientowana. To Londyn. Czemuż więc, nie ma tu nikogo prócz nas? Uliczki opustoszały, sklepy zostały zamknięte, mimo iż niektóre funkcjonują 24 godziny na dobę. Nigdzie nie było widać żywej duszy, samochody przestały jeździć. Tak, jakby cały świat umarł i zostaliśmy tylko my - Ja, Ella, Seth i Ryder.
  Zegar skończył wbijać godzinę. Zrobiło się zupełnie cicho. Seth już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy nagle...
  Tarcza zegara wręcz wybuchła, miliony odłamków szkła poleciało na nas. Wręcz deszcz szkiełek. Jęknęliśmy, kuląc się, kiedy zaczęły się wbijać nam w skórę. Wszędzie poczęła płynąć krew, o wiele za dużo krwi niż gdyby uderzyły nas zwyczajne szkiełka. Z Big Bena, z dziury po wybuchu tarczy zegara zaczęli wyskakiwać ludzie. Wszyscy ubrani na czarno z maskami na twarzach. Każdy z nich trzymał w ręku sztylet. Ustawili się w szeregu, ze spuszczonymi głowami i nożami schowanymi za siebie. 
  Przed nimi z naszych krwi, utworzyły się 4 postacie. Przestaliśmy krwawić, zniknęły odłamki szkła.
  Jakby z nieba, doszedł na głos - ten sam, który był  piramidzie.
  - By dotrzeć do mnie, najpierw pokonajcie siebie! - zawołał. 
  4 postacie podniosły głowy.
  Były to idealne kopie nas samych. 
______________________________
Od Boddie:  Nie wiem jak wam, ale mi się bardzo podoba! :D Chyba mój najlepszy :D

4 komentarze:

  1. Doczekałam się!!!
    Nie mam pojęcia skąd czerpiecie tak niesamowite pomysły, ale to jest po prostu genialne! Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to jest Twój najlepszy rozdział, bo każdy jest fenomenalny. Przekaż mi cząstkę swojej weny *_*
    Czekam na więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest rzeczywiście niesamowity :)
    Świetny pomysł z tymi postaciami z krwi :)
    Jestem ciekawa jak Akwamaryn sobie z tym poradzi :*
    Świetny :)
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny. Masz cudne pomysły na rozwinięcie akcji.

    OdpowiedzUsuń
  4. OESU!!!!!! jak mnie tu dawno nie było ;o jednakże nie miałam czasu i może odrobiny chęci wpadać na blogspota i zatopiłam się w świecie realności, ttaaaa, czyli nauki ;///// no, ale można ogłosić mój wielki COME BACK, cnie? xD widzę, że akcja kołem się toczy i bardzo dobrze, cieszę się, że mam do nadrobienia, bo to znaczy, że nie próżnujecie i oby tak dalej :DD i nie wierzę ........ mój will nie żyje? ;o ja, ja zaraz się rozpłaczę do choinki!!!!! ;c why you doing it me? ; c ale doła złapałam..... ;c teraz bd wredna!!! haha, nie no. przemilczę willa minutką ciszy, chyba, że .... chyba, że nagle ożyje!!!! ale byłby czad, gdyby on serio to nie zginął, tylko został jakoś przetrzymywany czy cuś ^^ no, ale co do tego jak piszesz, to widzę postępy, więc gratuluję ;**
    a co do wyglądu bloga, to jeszcze dorzucę [ bez urazy, bo to nie dlatego, że jestem podła, chamska i wredna, tylko ze szczerości ], że mi się nie podoba ;c przykro mi, ale jest ...... straszny. a mówią, że " jak cię widzą, tak cię piszą ", no ale to wasz blog. pozdrawiam i się nie gniewajcie : DD

    OdpowiedzUsuń