niedziela, 23 grudnia 2012

[ 8 cz. 2] - Wejdź do mojego umysłu.

Jade...
   Opadłam zmęczona na krzesło. Nie potrafiłam. Może komuś, gdzieś się to udawało, ale nie mi. Byłam za słaba, a to za trudne. Nieważne jak bardzo starałam się otworzyć umysł, nigdy nie wychodziło. Ta przeklęta blokada nadal tkwiła w mojej głowie i zabierała część mózgu. Odkąd dowiedziałam się o Nieczułości czułam się ograniczona. Gorsza. Inna. Wiedziałam, że ta choroba dotyka wiele osób i każda sobie z tym radzi, ale... Może to zabrzmi idiotycznie, ale czułam się wśród wszystkich jak odmieniec. To beznadziejne i prawie bezpodstawne. Nie różniłam się niczym. Byłam taka sama, ale ta choroba... 
   Zawsze, gdy o niej myślałam rodziła się we mnie wściekłość, że odebrała mi coś ważnego, coś tak ogromnego jak moc. I zastąpiła ją ludzkimi rzeczami. Zwykłymi, ludzkimi rzeczami. A ja przecież nie byłam człowiekiem, więc czemu miałam być obdarowywana umiejętnościami ludzi? Zachowywałam się egoistycznie? Może, ale uważałam, że to naprawdę nie było fair. Kierowała mną Złość, myślała Wściekłość. W tych momentach miałam okropną ochotę coś uderzyć, albo poćwiczyć gimnastykę - by rozładować rzucające mną napięcie. Pozbyć się tych emocji, targających mną i niepozwalających na racjonalne myślenie. 
  Zamknęłam oczy, wbijając paznokcie w uda. Całą sobą skupiłam się na jednej rzeczy - mocy. Tej, którą utraciłam lata temu. Kiedy poczułam jak nowe umiejętności odpowiadają, drżą we mnie, gotują się, gotowe do ataku, do zabicia... Skoncentrowałam się na tkwiącej w moim umyśle blokadzie, a z nowej mocy ukształtowałam wewnętrzną dłoń. Wielką, umięśnioną, nie do pokonania. Zdolną zniszczyć każdy mur lekkim dotknięciem palca. Radzącą sobie z każdą furtką, każdym płotem, kratą. I umysłową blokadą. 
   Sięgnęłam nią w stronę w której była uwięziona przez dziewiętnaście lat moja dusza. Część mojej duszy, ukryta, zamknięta i przez ten czas zniszczona. Straciłam siebie, już jej nie odzyskam - mogę się co najwyżej zemścić. 
  Wyimaginowaną ręką dotarłam do zakamarków mojego umysłu. Znajdowały się tu moje najpaskudniejsze wspomnienia, które tylko ładowały moją wściekłość. Dodawały moc. Były jak naboje dla mojego "karabinu". 
  Dłoń zacisnęła się w pięść i z całej sił uderzyła w blokadę. Krzyknęłam z bólu, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło. Kolejny cios, mocniejszy. Powstało pękniecie, szczelina.. Większa i większa. A z nich zaczęła prześwitywać zamknięta cześć duszy - domagająca się wolności. Moc umarła, ona niemal też. Straciłam w pewnej części siebie, jakichś puzzli pozwalających dokończyć układankę do końca.
  I jeszcze jedno uderzenie. 
  Bariera pękła. Z trzaskiem złamała się na dwie połówki. Otworzyłam szeroko oczy, łapczywie łapiąc powietrze. Tak jakbym przez kilka minut przestałam oddychać. Zostałam umieszczona w pomieszczeniu - jakimś sposobem pozbawionym tlenu. 
  Złapałam się za głowa, zjeżdżając z krzesła. 
  Czułam... Czułam się wspaniale. Wolna. Szczęśliwa. Jakby zakuto mnie w kajdany i przez wiele lat trzymano z dala od światła. A teraz wyszłam na to światło. Do świata. Pozbyłam się łańcuchów, uwolniłam się. To dziwnie zabrzmi, ale poczułam się przez kilka sekund oślepiona - aż zawróciło mi się w głowie. Ulga. Cały czas odczuwałam ból, ale zdążyłam się do niego przyzwyczaić i nie uznawałam go za coś nieprzyjemnego. Myślałam, że to normalne, ale teraz.. Teraz naprawdę poczułam, że nie boli. Jestem sobą. I mam nad sobą kontrole. Załaskotało mnie w umyśle, kiedy zmarniałą część wyszła zza blokadę. Wiecie jak to jest, kiedy widzi się osobę, którą się kocha? Tak zwane motylki w brzuchu? U mnie można to nazwać Motylki w Głowie. 
  Dłoń znikła. Wściekłość też. Nowa moc rozleciała się, wróciła na swoje miejsce. 
  Podniosłam się. Wszystko było takie jasne. Czyżbym wcześniej widziała świat ciemniej niż reszta?  To dziwnie brzmi, wiem. Tak, jakby blokada odebrała mi część kolorów. Wszystko teraz było takie żywe, o wiele piękniejsze. Mogłam zachwycać się nawet moją spinką. I znów oślepiło mnie jakieś światło, jakby z "wewnątrz" - coś jak patrzenie się na słońce. Gdy minęło, rzuciłam się do drzwi.
***
  Biegłam przed siebie, ciągle podziwiając kolory i nowe umiejętności. Wszystko było inne, piękniejsze. Bardziej niezwykłe. Aż przyprawiało o zawrót głowy. Dosłownie. Przez dziewiętnaście lat nie zdawałam sobie sprawy, jakie to wszystkie cudowne. Ile barw, kolorów... I, że pracuje w nieco "zwolnionym" tempie. Teraz paranormalni poruszali się szybciej - ja sama też. Wszystko odbierałam inaczej. Nawet dołączyły nowe zapachy. Wręcz skakałam z radości, nie zważając na spojrzenia innych. To takie wspaniałe uczucie. Wolności i swobody. Nie chciałam tego tracić, ale wiedziałam, że blokada właśnie reperuje się i za chwilę mogę być tego pozbawiona. Odczuwałam radość, wzrok, słuch mi się polepszył, a organizm i tak uważał, że ta część ma być uwięziona, że szkodzi.
  Widząc na korytarzu Elle, rzuciłam się w jej kierunku, przytulając mocno. Dziewczyna, zdziwiona, oddała dopiero po chwili. Zaśmiała się, kiedy silniej przygarnęłam ją do siebie. 
  - Udusisz mnie! - powiedziała ze śmiechem, próbując oderwać moje ramiona od siebie. 
  Uśmiechnęłam się do niej szeroko, patrząc jej w oczy.
  - Wejdź do mojego umysłu - szepnęłam podekscytowana, przywołując wspomnienie jednej z rozmowy, kiedy żartowałyśmy ze sobą. 
  - Co? - zapytała, patrząc na mnie zdziwiona. 
  - Wejdź do mojego umysłu - powtórzyłam.
  Ella popatrzyła na mnie dziwnie, lecz po chwili wpatrywała się we mnie z radością i niedowierzaniem. Przytuliła mnie jeszcze raz mocno, kręcąc głową.
  - Udało ci się! - zawołała. - Pozbyłaś się blokady!
  Zaśmiałam się, kręcąc. To niesamowite. Wcześniej, kręcąc się widziałam wszystko, tak jakbym się nie ruszała. Teraz obrazy przelatywały mi przed oczami. To takie dziwne. Dziwne uczucie, a zarazem wspaniałe. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jaka jestem zwolniona! 
  Ella chyba coś powiedziała, ale nie słyszałam, bo biegłam już do Caleba. Rzuciłam się mu na szyję, sprawiając, że się aż zakręcił. Chłopak zaśmiał się, obejmując mnie.
  - Spokojnie, Jade... O co chodzi? - zapytał, uśmiechając się szeroko. 
  Zeskoczyłam z niego, łapiąc go za ręce i skacząc. Jeśli myślałam, że podczas kręcenia jest niesamowicie to co dopiero skakanie?! Boże, blokada tak bardzo mnie upośledzała... 
  - Blokada! Nie ma jej! Usunęłam! Wreszcie! Nie ma! Słyszysz?! - wrzeszczałam. 
  Caleb znów się zaśmiał. 
  - Trudno byłoby nie! - odparł, przytulając mnie. 
  Wyrwałam się, odwracając w stronę Elli.
  - Ona odczytała moje my... - przerwałam, rozglądając się wokoło. - Gdzie ona jest? 
  Zniknęła, a wraz z nią moja wolność. Powróciła blokada. Kolory znów zblakły, a świat stał się wolniejszy. Te wszystkie zapachy... Uciekły. Było po staremu. Okropnie. Znów zakuto mnie w kajdany. I znów jakaś cześć mnie zaczęła umierać za murem.
  Puściłam Caleba, a uśmiech znikł z mojej twarzy. 
  - I po wolności - powiedziałam zrozpaczona. 
  Poczułam jak szatyn obejmuje mnie. 
  - Za parę prób blokada będzie odnawiała się może nawet kilka godzin. A po kilkunastu zniknie.
  Spojrzałam na niego z nadzieją, lecz po chwili pokręciłam głową. 
  - Nie rób mi nadziei - odparłam ze smutkiem, po czym wyswobadzając się z jego objęć, skierowałam się do pokoju.
***
  Przez resztę dnia nawet nie próbowałam ponownie złamać blokady. Zbyt bardzo wyczerpała mnie pierwsza próba. Nie miałam sił jej powtarzać. Na otwarcie muru zużywałam całe pokłady siły i padałam ze zmęczenia. A mimo to nie mogłam zasnąć. Za bardzo byłam podekscytowana nowym doświadczeniem. Cały czas przypominałam sobie tamte kolory, zapachy.. Tę szybkość. Wpatrywałam się w na przykład bluzkę wiszącą na krześle i zastanawiałam się, jaki naprawdę ma kolor. Jakbym ją widziała bez blokady. 
  Rzucałam piłeczką. Teraz według mnie posiadała kolor ciemno fioletowy. Zdawałam sobie sprawę, że w rzeczywistości jest zbliżona do tego koloru, ale dokładnie mogłam tylko zgadywać. 
  Moje rozmyślania przerwał wbiegający do pokoju Seth. Był bardzo przejęty czymś, sapał jak po długim biegu, a policzki miał zaróżowione. Automatycznie usiadłam, przeczuwając najgorsze.
   Atak? Morderstwo? Porwanie? Kradzież?
   A może...
   Will? 
   Podskoczyłam do niego, zdenerwowana czekając aż złapie oddech. Pośpieszałam go ruchem dłoni. Cokolwiek to było, a miało związek z Willem - musiałam o tym wiedzieć, jak najszybciej. Nie mogłam czekać ani chwili, nie mając pojęcia co u niego. 
   Zupełnie zapomniałam o wcześniejszej kłótni - teraz liczyło się tylko zdrowie. Nasze problemy mogły poczekać, jego życie nie. 
  - Will... - wysapał Seth, wskazując gdzieś. -.. W szpitalu. 
  Nie czekając na więcej informacji, rzuciłam się do szpitala. 
  Liceum miało swój własny. Nas nie dało się wyleczyć w zwykłym. Potrzebowaliśmy innego, bo sami byliśmy inni. Nasze organizmy różniły się od tych zwykłych ludzi. Niektóre rzeczy dawało rady się wyleczyć w normalnym, ale najczęściej nie. My musieliśmy leczyć się... Szczególnie.
  Wręcz kopniakiem otworzyłam drzwi do Naszego Szpitala, wrzeszcząc: 
  - Co mu jest?!
  Wszyscy - a dokładniej: Ryder, Ella, Caleb, Stella ( ? ), pielęgniarka, Victoria X i Will - popatrzyli się na mnie jak na idiotkę. Ryder opierał się o ścianę, Ell stała przy kozetce, na której siedział Will. Caleb trzymał się na uboczu. Stella ze łzami w oczach, przytulając szatyna. Victoria chyba właśnie coś mówiła, a pielęgniarka sprzątała po badaniach. 
  - Powiem szczerze... Inaczej to sobie wyobrażałam - przerwałam ciszę. 
  Czułam jak się rumienie. Zabije za to Setha. Po prostu zabiję. 
   - Coś się stało, Jade? - zapytała pani X. 
  Pokręciłam głową, opierając się o framugę i patrząc się na Stelle i Willa, który teraz próbował wyswobodzić się z jej objęć. Wstyd zastąpiła złość. Wściekłość. A więc to tak... Pomyślałam zawistnie. Kiedy mnie nie ma przytula ją ile można. A jak przychodzę... 
   Znów pokręciłam głową, ledwo zwracając uwagę na plamki krwi na kozetce i wiadro również nią ubabrane. Oraz koszulkę Willa, całą w czerwonym płynie. Stella grała teraz niewiniątko. Jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku - tylko ono nie wie na jakim dokładnie. Gdyby nie Victoria podeszłabym do nich i obu dała w twarz, ale teraz musiałam się powstrzymywać i nie dać się ponieść emocją. 
  - Nic. Przepraszam za to wejście. Dostałam... błędne informacje - wysyczałam, patrząc na chłopaka. Po chwili udało mi się podnieść wzrok na dyrektorkę. - Do widzenia. 
  Pani X kiwnęła głową, a ja zatrzasnęłam drzwi, opierając się o nie. Przytulał ją... Tulił do siebie. I nawet nie wydobył z siebie jakiegokolwiek słowa, gdy weszłam. Stał tylko i tępo się we mnie wpatrywał. Nie zareagował. Przestał ją obejmować, ale tylko na chwilę. Zdradzał mnie? Bardzo możliwe. Zacisnęłam dłonie w pięści, chcąc się nie rozpłakać. Puściłam się biegiem przez korytarz, nie zwracając uwagi na pozostałych uczniów. Czy nawet nauczycieli. Chciałam być sama. Pomyśleć. Jakoś... Ogarnąć sytuacje. 
  A istniało tylko jedno miejsce, pozwalające na to. Z dala od dociekliwych oczu, z dala od zdjęć... Od nich wszystkich. 
  Park. Nasze miejsce w parku. Wątpiłam by ktokolwiek teraz by się tam wybrał - nawet jeśli, wcześniej wiedziałabym to od zwierząt. 
  Wbiegłam przez bramkę do parku, kierując się w stronę naszego miejsca. Miałam gdzieś gniewne krzyki za mną. Dopiero, gdy ktoś chwycił mnie za ramiona, szarpiąc mną, uspokoiłam się. Jeśli można tak powiedzieć. Wytarłam łzy, spoglądając owej osobie w twarz i otwierając usta by coś powiedzieć. Ale jednak zamilkłam. 
  Profesor Moor. 
  - Jade, wszystko dobrze? - zapytał troskliwie. 
  Kiwnęłam głową, zaraz jednak pokręciłam. 
  - Nie, nic nie jest dobrze! - warknęłam, nie zważając, że to nauczyciel. 
  Moor zmarszczył brwi przyglądając mi się z niepokojem, po czym uśmiechnął się pocieszająco, puszczając mnie. 
  - Chodzi o Willa? 
  Pociągnęłam nosem. 
  - Nie chce o tym rozmawiać - odparłam ostro. A już na pewno nie z nauczycielem, dodałam w myślach.
  Mężczyzna wzruszył ramionami. 
  - W takim razie zamiast rozmawiać, powalczmy - zaproponował, uśmiechając się łobuzersko. 
  Spojrzałam na niego zszokowana, lecz nie miałam czasu na odpowiedź - zaatakował. Zrobiłam unik, a następnie salto. Odebrałam atak, a on wtedy przygniótł mnie do drzewa, patrząc w oczy. Chcąc nie chcąc uśmiechnęłam się, popychając do lekko, a na tyle bym mogła złapać się gałęzi. Zaśmiałam się widząc jak wspina się za mną. 
  Walka działała na mnie uspokajająco i on dobrze o tym wiedział. Lepiej niż rozmowa, niż wyżalanie się, wolałam tak dać upust emocją. Lubiłam, ba kochałam walkę. I gimnastykę. Zdawał sobie z tego sprawę i to wykorzystał. Znał mnie chyba lepiej niż sądziłam. 
  Zupełnie zapomniałam, że to nauczyciel, gdy przez następne 2 godziny poprzez walkę zwierzałam się mu z moich kłopotów.
___________________________
Od Boddie: Długi :D Miałam na niego wenę i prawdę mówiąc chętnie napisałabym dłuższy, ale chyba byście tego nie przetrwali :p. :D Mam nadzieję, że przynajmniej sie wam podoba :3

2 komentarze:

  1. !!!!! Nareście !! Mi się bardzo podoba :))
    Awrrrr... Denerwuje mnie ta Stella.
    Czekam na kolejny rozdział + Wesołych Świąt ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest dobry :)
    Z czasem piszesz coraz lepiej :)
    Pięknie :)
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń